bonusik: mały gejsus
Tajemnicą nie jest i nie powinno być, że Kamil jeszcze zanim zaczął odróżniać lewą, od prawej i na odwrót, wiedział, że to dla chłopców bije jego serce.
Sus jako dziecko nie potrafił zrozumieć, dlaczego rodzina rzuca jakimiś dziwacznymi podtekstami, kiedy przytula się z dziewczynkami, które są w końcu jego przyjaciółkami, a kiedy spędza czas z bardzo ładnymi chłopcami, rodzina uważa to za zupełnie normalne. Czuł dziwne zawstydzenie, zmieszane z zażenowaniem, kiedy słyszał od taty, coś w stylu; „dlaczego nie powiedziałeś nam, kim naprawdę jest dla ciebie...“.
Czy on był nienormalny?
Jeżeli nawet tak, to czym jest norma?
Jego rodzice byli jacyś dziwaczni.
Dlaczego kiwali grzecznie głowami i czasami lekko chichotali, kiedy opowiadał im o pewnym chłopaku, a swój monolog kończył, mówiąc, że go kocha? Czemu musieli uznawać prawdę, którą chłopiec bardzo chciał się z nimi podzielić, za wymysł dziecięcej wyobraźni?
Lata mijały, a w przyszłym studencie sinologii, zmieniała się tylko długość włosów. Rodzice z czasem robili się tylko coraz bardziej natarczywi, zupełnie jak pchły.
Kamil miał dość.
Kiedy imię jego najlepszej przyjaciółki wyszło z ust jego matki, jako; „jego dziewczyna“, postanowił skończyć z tym nieśmiesznym żartem raz na zawsze.
I nie, nie chodziło o samobójstwo.
Szczerze, to okularnik bardzo chętnie odebrałby sobie życie, tylko że mu się nie chciało.
Siedemnastego lipca, dokładnie o godzinie dziewiątej trzy, Kamil Sus zszedł po stromych schodach, swoją drogą prawie z nich spadając, a następnie lekko drżąc przetuptał, jak pingwinek (bardziej jak Kyungsoo, nie Mina), do kuchni. Jego ojciec sączył kawę z kubka, który dostał od syna na dzień ojca, z napisem; „Mój ojciec jest najwspanialszym, najprzystojniejszym facetem pod słońcem“. Jego mama podgrzewała mleko i poprawiała swojego niedbałego, porannego koka.
Wszystko było zupełnie jak zwykle. W normie. Wszystko oprócz niego. On był jakiś inny. Wiedzę o tym, co oznacza jego orientacjw miał głównie z żartów kolegów o „pedałach“, a nie był już dziesięciolatkiem, który nie widzi różnicy między normą, a odstępstem od niej.
To był ranek, jak każdy inny.
Harmonijny.
Pogodny.
Jak idealna iluzja.
Najmłodszy członek rodziny podczas każdego takiego poranka denerwował się, że jego inność może zniszczyć coś, nad czym jego rodzice pracowali przez tyle czasu. Wiedział, że go kochają, ale on też byłby zły, gdyby przez tyle lat starał się coś zbudować, a ktoś jednym zdaniem by to wszystko zburzuł.
Lepiej się nie strać, wtedy nikt cię nie skrzywdzi.
- M-Mamo, tato - zaczął niepewnie nastolatek - chciałbym wam coś powiedzieć.
Mama odwróciła się i posłała mu promienny uśmiech, a ojciec podniósł wzrok znad lektury i również się uśmiechnął. Kamil usiadł niepewnie przy stole, a zaraz obok niego jego rodzicielka.
Był intruzem.
Nie, nie był.
Był tylko sobą.
Aż sobą.
Przez kilka minut wpatrywał się bezmyślnie w cukierniczkę, która była idealnie na środku, idealnie przykrytego obrusem stołu.
- Kamilku... - zaczęła jego mama i lekko pogładziła jego szorstką skórę dłoni kciukiem, w końcu kremy są dla palantów - możesz nam powiedzieć o wszystkim. Kochamy cię i wszystko zaakceptujemy oraz postaramy się pomóc, jeżeli jest taka potrzeba.
Sus kiwnął kilka razy głową i zaczął wpatrywać się w gazetę ojca.
Jego rodzice westchnęli i zaczęli wymieniać, rzeczy, możliwe i nie, które mógł zrobić ich syn.
A Kamil czuł, że z każdą sekundą jest mu coraz trudniej wydusić z siebie jakiekolwiek słowo.
- Zabiłeś kogoś? - zaczął ojciec z poważną miną.
Kamil zaprzeczył ruchem głowy.
- Robiłeś cimcirimcim z dziewczyną? - zapytała matka, a ojciec posłał jej karcące spojrzenie - no co? Duży już jest - zwróciła się z wyrzutem do męża.
Kamil znowu zaprzeczył, jednak mocniej wbił się w krzesło.
Czy oni muszą nawet w tej chwili?
Starsi jeszcze przez jakiś czas wymieniali różne, głównie paranormalne rzeczy, a chłopak tracił nadzieję, że kiedykolwiek zdobędzie się na odwagę, żeby wyznać prawdę.
- Podobają ci się chłopcy? - zapytała matka, rozbawionym tonem.
Kamil wytrzeszczył oczy, podczas gdy jego wnętrze zrobiło kilka fikołków.
Czemu w takiej sytuacji?
Łzy zebrały mu się w kącikach oczu i zaczął drżać, podciągając kolana do brody i wtulając się w nie tak rozpaczliwie, jakby od tego zależało jego życie. Już okropnie nie chciał żyć. Był zażenowany najbardziej w całym swoim życiu. Nawet w najczarniejszym scenariuszu było lepiej. Wszystko mu się zawaliło. Cały plan, który tak długo i misternie układał w swojej głowie.
Skinął głową.
Po tym wszystko działo się strasznie szybko.
Jego ojciec, palący ból w policzku, pisk matki oraz rozwcieczony krzyk ojca.
Domek z kart przewrócił się, przez to, że chłopak chciał tylko coś poprawić.
Nawet nie tyle poprawić, co chciał być szczery.
Szczery ze sobą.
Szczery z rodzicami.
Szczery ze światem.
Czy to kurwa tak dużo?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro