*14*
Z rana Tilly wpadła do pokoju Leo.
-Puka się Tils.
-Mama woła na śniadanie. Zawołaj Idę.
-Nie mogę...-Ale Tilly wybiegła już z pokoju. Leondre nie podzielał dziś entuzjazmu siostry. Powoli wstał i się ubrał. Zaczął ścielić łóżko, czego nigdy nie robił, ale dziś chciał jak najbardziej opóźnić zejście na śniadanie.
-Leo porwali cię tam czy co?- krzyknęła mama z kuchni.
-Idę mamo- Leo powoli zwlekł się po schodach.
-Gdzie Ida?- spytała mama smażąc naleśniki.
-Mamo...Idalia jest w szpitalu.-Z rąk mamy Devries wypadł talerz na który właśnie miała nakładać naleśniki. Widelec z naleśnikiem stanął w połowie drogi do buzi Tillie.
-Leo? Co wyście znowu najlepszego powyprawiali?- mama chłopaka rzadko się denerwowała, ale stan w jakim była aktualnie można było nazwać co najmniej zdenerwowanym.
-Mamo...To był wypadek. My naprawdę nie chcieliśmy.
-Nie ważne. Pakujcie się do samochodu. Jedziemy do szpitala.
Idalia leżała w łóżku. Z tego co z rana oznajmił jej lekarz, po za ręką nie miała jakiś większych obrażeń. Wzięła więc telefon i zaczęła szukać numeru do Simona. Nie było to jakieś bardzo trudne zadanie i już po chwili dzwoniła.
-Cześć Ida. Czyżbyś zmieniła zdanie?- odezwał się głos w słuchawce.
-Tak. Może mi pan wysłać tekst piosenki, którą mam zaśpiewać.
-Dobrze.
-Mam prośbę. Czy mógłby pan na razie nie wspominać o mojej decyzji chłopakom.
-Jak sobie życzysz, ale wiesz, że i tak dowiedzą się na koncercie.
-Właśnie o to chodzi. Dziękuję.
-Dobrze.
-Przepraszam muszę kończyć.- Idalia rozłączyła się widząc Cartera wchodzącego do sali.
-Czego chcesz.
-Chcę tylko pogadać. - Chłopak zrobił obronny gest rękami.
-A spadaj! Zaraz zawołam lekarza.
-Nie sądzę aby Leo był zachwycony tym, że w takim stanie będziesz występować.
-To już nie twój interes.
-Kurde, Ida wiem, że popełniłem błąd. Zrozum to do cholery. Całe życie byłem wychowywany bez matki a mój ojciec miał mnie gdzieś. Wciągnąłem się w złe towarzystwo przez mojego brata. Dzięki tobie zrozumiałem, że robię źle. - Carter zorientował się, że po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy.
-Przy mnie nigdy nie było rodziców Carter. Widywałam ich raz na miesiąc. Sama opiekowałam się siostrą. Mój brat też wpadł w złe towarzystwo. Później straciłam najlepszą i jedyną przyjaciółkę. Byłam pewna, że to już koniec. Moja psychika...Na szczęście trafiłam tutaj , ale oduczyłam się ufać ludziom. Nadia nie była jedyną osobą na, której się przejechałam, ale zdecydowanie ta najbardziej bolesną.
W tej chwili do sali wbiegł Leo.
Cześć
Kolejny rozdział, który jest trochę o przeszłości Idy. Mam nadzieję, że podoba wam się to co tworzę bo naprawdę długo mi to zajmuje. Liczę na jakiś miły komentarz i do następnego xxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro