Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2) Oaza księcia i podejrzenia Króla

- Gdzie byłeś? - miedzianowłosy mężczyzna wpłynął do komnaty, gdzie siedział młody i wysoki brunet.

- To nie twoja sprawa gdzie byłem, Mycroft. - młodszy mężczyzna spojrzał na starszego z niechęcią i ponownie zajął się badaniem rozkładu rybiego ogona.

- To jest moja sprawa, bracie. Obiecałem rodzicom, że będę się tobą opiekować i zamierzam dotrzymać danego słowa. - starszy syren podpłynął do swojego brata i zabrał mu trzymany pergamin* - A teraz żądam szczerej odpowiedzi, braciszku. - Mycroft nie zamierzał się tak łatwo poddać. Nawet jeśli tego nie okazywał, to w głębi duszy starał się za wszelką cenę uchronić brata przed złem tego świata.

- Byłem tam, gdzie byłem i to pozostanie moją tajemnicą. - młodszy syren trzasnął z impetem dłonią w biurko z morskiej brzozy, zamykając zapisaną księgę z jego obserwacjami. Przepływając wściekły obok brata, posłał mu jeszcze jedno nienawistne spojrzenie, zanim zniknął za drzwiami, wychodzącymi z jego komnaty.

Brunet wręcz nienawidził swojego brata za to, że musiał wiedzieć o każdym machnięciu jego ogona. To nie tak, że go nie kochał. Wręcz przeciwnie, był mu wdzięczny za każdą chwilę; za to, że się o niego troszczył, ale gdyby starszy Holmes trochę się pohamował z tą swoją manią kontrolowania jego poczynań, to mogliby zachowywać się jak bracia, a nie odwieczni wrogowie.

Po śmierci rodziców, Mycroft z ukochanego i zawsze znajdującego czas na zabawy brata, zmienił się we władczego, zimnego, sprawiedliwego i ciągle zapracowanego króla, który musiał mieć wszystko pod swoją kontrolą, a Sherlock, dorastając bez matczynej miłości, ojcowskiego wsparcia i wiecznie ciepłego uśmiechu starszego brata, poszedł w jego ślady. Jedyne co go odróżniało od króla to jego cięty język, którym tylko paroma zdaniami potrafił doprowadzić nawet najtwardszego żołnierza do białej gorączki lub histerycznego płaczu.

Ale mimo to dalej go kochał, nawet jeśli nienawidził go w tej właśnie chwili. Płynąc teraz z daleka od pałacu, nie zwracał nawet najmniejszej uwagi na mijanych poddanych, którzy patrzyli na niego z zaskoczeniem. Nie można im było się dziwić, rzadko można było zobaczyć rozwścieczonego księcia do takiego stopnia, nie mówiąc już o ścigających go żołnierzach. Jednak syreni książę zdawał się nie zauważać tego bezsensownego pościgu i płynął dalej, coraz bardziej oddalając się od swojego królestwa.

Gdy już wypłynął z bram oddzielających go od miasta, skierował się w swoje ukochane miejsce, a mianowicie opuszczoną atlantydzką operę. To tam po każdej kłótni przesiadywał, a raczej pogrywał na znalezionych białych z czarnymi zdobieniami skrzypcach. Talent do gry na tym pięknym instrumencie odziedziczył po matce, która jeszcze za swego życia uczyła go grać.

Przyspieszając, by jak najszybciej znaleźć się w swojej oazie, nie zauważył, że ktoś za nim płynie. Zatracony w myślach płynął dalej, aż nie znalazł się w pobliżu jaskini, za którą skrywała się jego budowla spokoju. Podpływając bliżej, odsunął kotarę z wodorostów, ukrywającą przejście i szybko wpłynął do niej, po czym, pamiętając jak poruszać się po jaskiniowym labiryncie, wypłynął po drugiej stronie.

To właśnie tam stała dawno zatopiona atlantydzka opera, otoczona przez wielkie góry wodne, podtrzymujące małą wysepkę na powierzchni. Światło słoneczne, które przebijało się przez taflę wody i dochodziło aż do piaszczystego dna, oświetlało białe kolumny, które podtrzymywały czarne rzeźbione ściany. Otwory, które były w ścianach, jasno wskazywały na to, że tamtędy przechodziło światło słoneczne.

Od wschodniej strony opery, na samym środku ścian było wejście, którym przepłynął brunet. Wprost od wejścia znajdowała się duża scena, na środku której oparte o jakieś stare kamienie z zawalonego kiedyś posągu, stały piękne biało czarne skrzypce. Podpływając ostrożnie, jak za każdym razem, wziął je delikatnie w dłonie, a następnie smyczek. Usiadł na wielkim kamieniu i z uwielbieniem przejechał po delikatnych strunach, które wydały pierwsze, wprost przepiękne dźwięki. Zaczął grać swój autorski utwór, który już od paru dni chodził mu po głowie.

Zatracony w muzyce nie zwrócił uwagi, jak przed wejściem zgromadzili się królewscy rycerze, którzy za zadanie mieli sprowadzić księcia do królestwa. Obudził się z transu dopiero, gdy dwójka z nich chwyciła go mocno za ramiona i wyrwała z jego dłoni skrzypce, które już po chwili leżały roztrzaskane na ziemi. Sherlock spojrzał z wyrzutem na ludzi swego brat, starając się wyrwać, ponieważ wiedział, że jeśli pójdzie dobrowolnie, już nigdy nie będzie mógł opuścić murów królestwa. Niestety, żołnierze nie byli tacy głupi by puścić księcia. Nie chcieli, aby złość króla była skierowana na nich. Co to, to nie. Dlatego jeden z trzymających bruneta, nie licząc się z konsekwencjami, które mogły na niego spaść, uderzył młodego następcę tronu w tył głowy, a sama ofiara tego ataku wpadła w tak dobrze mu znaną nicość.

Jedyne co jeszcze zapamiętał, to jak ktoś z żołnierzy krzyczał wściekły na jego oprawcę.

~^~

No siema!

Tęskniliście za mną? Wiem długo nie hyłi Merla, ale nie za bardzo miałam czas. Wprawdzie miałam wakacje, ale to było tak, że pilnowałam młodszego brata i nie za bardzo brało mnie na pisanie, a na chama nie będę pisać 😒. Później drugi miesiąc codziennie prakty i znów czasu mało...

Ale teraz wróciłam i postanowiłam, w końcu skończyć ten rozdział 😂

* w moim opku księgi, pergaminy, kartki itd. są tworzone tak samo jak w rzeczywistości jedynie z tą różnicą, że z podwodnych odpowiedników 😉

Słów 824.

Beta: michalinka_1

Dziękuję siostra 🌹❤️🌹

Do następnego misie. Mam nadzieję, że się wam spodobał 😜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro