Pragnienie
-Bo... - zająkała się dziewczyna.
- Bo co? - podszedł bardzo blisko niej.
- Chce z tobą spróbować jednak czuje się tak obco. Tak bardzo nie pasuję do tego wszystkiego...
- Oczywiście, że pasujesz... - szepnął czule głaszcząc ją po policzku.
- Wcale nie. Nie pasuje do bali, wystawnego życia i drogich sukni. Pasuję do przytulnego domu w górach, do siana, do przyrody i dzikości...
- A wiesz, że mam takie miejsce... zamek pośród wzgórz. Jeziora, pola, rzeki, sady, lasy... co tylko chcesz...
- Naprawdę? - oczy jej rozbłysły.
- Tak. Jeśli chcesz możemy tam pojechać choćby teraz - Klemens bardzo się cieszył, że żona jest szczęsliwa i się do niego uśmiecha.
- Więc choćmy! - zaśmiała i pociągneła go do pokoju. Szybko się spakowali i kazali służbie oporządzić konie. Niestety koń Valentiny zachorował.
- Możemy poczekać aż wyzdrowieje i wtedy wyruszyć - odparł Klemens.
- A nie moge pojechać na innym koniu?
- Niestety prócz koni moich rodziców wiecej w tej chwili nie ma. Źrebaki są jeszcze za małe.
- To może pojade z tobą na jednym? - zaproponowała zarumieniona.
Eh... właśnie o to Klemensowi chodziło, a jeszcze fakt, że sama to zaproponowała...
Bo tak naprawde były konie, ale Valentina nie musi o wszystkim wiedzieć. A więc wsiedli na koń i ruszyli. Młodzieniec mocno przyciskał ukochaną do siebie. Dziewczyne wabiła szeroka pierś męża wiec wtuliła się w nią bezwiednie. Rycerz pochylił się by skrasć jej pocałunek jednak gdy zasmakował ponownie słodyczy nie mógł się oderwać. Wciągał ją w wir przyjemności aż zapomniała jak się nazywa i wydyszała w jego gorące wargi.
- Tak bardzo cię pragne - sir od razu stwardniał. Pod jego rozpalonym wzrokiem od razu odrazu otrzeźwiała. Sarkneła zirytowana i zeskoczyla z konia. Jak mogła mu to powiedziec?!
- Valentina! Co ty robisz? - zdziwił się. Dziewczyna szła równym krokiem kawałek przed mężem. Tylko chłodny wiatr mógł teraz ostudzić jej zmysły.
- Nic.
- To nic złego że masz swoje potrzeby
- Nie mów do mnie teraz!!! - wkurzyła się. Nie będzie się z niej rycerzyk naśmiewał. Na chwile zwolniła. Czemu właściwie się wstydzi swych słów? To przecież prawda...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro