8. Sztuka uwodzenia
Nie da się zaprzeczyć. Nie tylko facet czuje pożądanie. Valentina pragneła Klemensa niemal do bólu. Z każdym dniem coraz mocniej. Coraz trudniej było zachowywać dystans. Dojechali do pięknego zamku. Otoczonego lasem na zboczu góry. Dziewczyna nie mogła wprost oczu nacieszyć tym widokiem. Tu będzie bardziej pasować.
- I jak ci się tu podoba?
- Jest pięknie - uśmiechneła się do męża.
- Oprowadze cię po zamku po kolacji. Pewnie jesteś już głodna. - Gdy wjechali za mury Klemens kazał przyrządzić wieczerze a następnie wziął ukochaną na ręce.
- Klemens! - pisneła.
- Co ty robisz, wariacie? - zaśmiała się. Była to muzyka dla jego uszu.
- Pokaże ci naszą komnatę. - niósł ją jakby nic nieważyła po kamiennych schodach. W końcu pchnął wielkie dębowe drzwi i postawił ją na ziemi. Komnata była przepiękna. Wielkie łoże przykryte futrem, kominek i pare mebli. Wszystko utrzymane w ciepłym brązie, a na ścianie poroże jelenia.
- Jest wspaniała - westchneła.
- Jak ty - szepnał jej do ucha i objął od tyłu.
- Klemensie...
Rycerz obrócił ją do siebie i powiedział.
- Możesz na mnie mówić inaczej... czulej
- kochanie... - wydukała speszona i zarumieniona spuściła wzrok. Młodzieniec ujął jej podbródek i pocałował ją czule.
- Chodźmy na wieczerze. - zeszli. Rycerze już na nich czekali. Usiedli razem u szczytu schodów i uczta się rozpoczeła. Klemens karmił ukochaną mięsem i poił winem. W pewnym momencie, gdy Klemens był zajęty rozmową z sir Vaskalem, jego małżonka czmychnała do komnaty. Gdy młodzieniec zauważył jej brak zdziwił się wielce. Poczekał chwile, poczym zatrzymał służkę.
- Gdzie twa pani?
- Udała się do komnaty. - to również zaskoczyło rycerza. Czemu mu nie powiedziała? Czyżby się źle poczuła? Wstał od stołu i popędził do ich komnaty. Gdy otworzył drzwi ujrzał nagą Valentine leżącą na skórze przed kominkiem. Na wszystkie świętości, jakaż ona nieskończenie piękna. Od razu zrobił się twardy.
- Myślałam, że szybciej zauważysz moją nieobecnośc - zaśmiała się wstając.
- Co ty ze mną robisz? - wydusił ledwo z siebie.
- Uwodze? - zachichotała. Gdy już się do niego zbliżyła przycisnął ją do siebie i zawładnął jej ustami.
- Zdecydowanie ci wychodzi - szepnął.
- Nie jestem tego taka pewna - odsuneła się lekko. Sir zmarszczył brwi. On przecież tu płonie.
- Dlaczego?
- Bo wciąż jesteś ubrany - rzuciła z uśmieszkiem i ruszyła do łóżka. Klemens zaśmiał się i szybko pozbył się tego problemu i dołàczył do ukochanej. Smakując jej piersi głaskał jej uda rozsuwając je lekko. Musnął jej kobiecość. Jaka ona mokra. Niemogac się powstrzymać wszedł w nią. Dziewczyna westchneła i objeła go nogami w pasie. Była taka idealna. Rude pukle rozsypane po poduszce a oczy zaszły jej mgłą.
- Kocham cię, Valentino - wypalił.
💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙
Przepraszam ze tak długo mnie nie było😢
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro