Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Na zawsze razem


Sir Klemens wracał zadowolony z łowów. Już spokojnie nie musi się troskać o żołądki  swoich ludzi przez najbliższy czas. Jechał spokojnie do zamku gdy nagle zobaczył dziewczynkę galopującą na wielkim koniu. Jej czarne włosy falowały na wietrze. Był to niecodzienny widok. Zatrzymała się gwałtownie przed nim.
- Panie... - wydyszła.
- Coś się stało? Coś z wioską? - spytał przerażony.
- Nie... tylko z twoją żoną - na te słowa serce mu się ścisneło.
- Co z nią?! Gadaj!
- Została porwana. Wieśniacy podeszli pod zamek, a potem oddali ją dziwnym nowo przybyłym. Nie wiem kto to - szepnęła spuszczając wzrok. Zrobiło mi się głupio, że był w stosunku tej małej istotki tak mało delikatny tym bardziej, że przekazała mu tak cenne informacje.
- Jak masz na imię? - szepnął.
- Cler
- Cler, jestem niezwykle wdzięczny, że mi o tym powiedziałaś. Pojedziesz z nami i służba się tam tobą zajmie.
- Dziękuje, panie - powiedziała i ruszyli. Sir wyrwał się na przód. Gdy zostawieni rycerze potwierdzili słowa dziewczynki kazał powiadomić swego ojca. Następnie wziął rycerzy i pojechał porozmawiać z wieśniakami.
- Zbierz mi tu wszystkich - warknął do dowódcy.  Siedział na koniu i spodzierał na nich rozsierdzony. Po chwili wszyscy się zebrali. Kobiety patrzyły w swoje trzewiki wystraszone, a mężczyźni bez cienia skruchy patrzyli wojowniczo w jego niebieskie oczy.
- Gdzie jest moja Lady Valentina?! - huknął.
- To nie Lady - burknął wieśniak. Sir zeskoczył z konia i podszedł do niego.
- jest moją żoną więc i lady - warknął dosłownie zabijając go wzrokiem. Skruszony spuścił wzrok.
- A więc powtórze pytanie... gdzie jest moja żona?!  - spytał, a jakaś szatynka podeszła o krok i rzekła.
- Zabrały ją bardzo dziwne istoty...
- Dziwne istoty? Kto?!
- Przedstawili się jako czarnoksiężnicy. Mieli włosy białe jak mleko i świetlisto topazowe oczy - wyjaśniła.
- Gdzie ją zabrali?
- szli na południowy-wschód do lasu
- Dziękuje, idę po ukachaną, a potem pomyślę co z wami zrobić. W końcu to przez was jej teraz przy mnie nie ma - warknął i ruszył we wskazanym kierunku.

W tym czasie Valentine została przywiązana do słupa nad urwiskiem. Nic nie rozumiała. Na środku dziwnego wielkiego wzoru przed nią rozpalili palenisko. Wyrywała się lecz jedynym skutkiem tego były poranione nadgarstki. Kiedy Valgrad koło niej przechodził zaczepiła go.
- Val?
- Tak, Val? - uśmiechnął się i pogładził ją po policzku.
- Co tu się dzieje?
- Przygotowujemy się do rytuału, najdroższa - szepnął przesuwając dłońmi wzdłuż jej ramion i tali. Dziewczyna opanowała wzdrygnięcie. Musiała zdobyć jakieś informacje.
- Jakiego rytuału?
- Połączy on już nas na zawsze razem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro