10. Spokój
Valentina dużo myślała. Faktycznie nie słyszy się o tym by rycerz wybierał damy z ludu. Rycerz i dama. Tak jest zawsze. Nie było czegoś takiego jak rycerz i dziewka... no chyba że jako kochanka. Czemu więc Klemens się z nią ożenił? To było oczywiste. Tylko jedna odpowiedź była na to pytanie bo przez ślub zyskał tylko ją. Żadnego majątku. Tylko rudą córkę kupca. Zrobił to z miłości. Serce jej się ścisneło. Tak bardzo zepsuła mu życie. Jak mogła? On był taki czuły i kochany a ona... eh... taka niewdzięczna. Właśnie w tym momencie zrozumiała że go kocha. Pokochała go w pierwszej chwili gdy go ujrzała. Jej rycerz... popatrzyła na zamek przed nią a po jej policzku spłyneła łza.
- Nie zasługuje na ciebie... - szepneła. Usłyszawszy krzyk męża pobiegła do domu. Klemens przeszukiwał ze ściśniętym sercem cały zamek. Nigdzie jej nie było. Wypad spowrotem na plac i zobaczył żonę biegnącą w jego kierunku.
- Najdroższy, co się stało? - spytała z troską w oczach. Rycerz był na nią zły..... najdroższy? Czy ona naprawde to powiedziała? Przyciągnął ją do siebie.
- Gdzie byłaś?
- Wyszłam po zioła...przepraszam - szepneła. Chciał być na nią zły, ale nie potrafił....
- Nie szkodzi, ukochana - powiedział i pocałował ją czule.
- Następnym razem mi powiedz, prosze - szepnął w jej włosy.
- Dobrze.
Chwile trwali tak przytuleni. Dziewczyna zadrżała.
- Co się stało, Val?
- Ja... nieważne.
- Powiedz najdroższa - nalegał głaskając ją po plecach.
- Wieśniacy za mną nie przepadają
- Bo cię nie znają... gdy cię poznają to napewno pokochają
- Mam nadzieje - uśmiechneła się delikatnie.
- Napewno tak będzie, a teraz chodź - pociągnął ją w kierunku domu. Dziewczyna posłusznie szła za nim. Doszli do sypialni. Lekko ją ścisneło w żołądku. Połozył się i przyciągnął ją do siebie. Następnie przycisnął mocno i schował twarz w jej włosy. Dziewczyna zacisneła oczy i czekała, ale nic się nie działo. Powoli rozluźniała się w jego ramionach.
- Klemensie? - szepneła nie pewnie.
- hm?
- Nie rozumiem
- Czego najmilsza? - spytał spoglądając w jej cudowne oczy.
- Zaciągnąłeś mnie do łożnicy i leżysz przy mnie w bezruchu. - na te słowa mężczyzna zaśmiał się i popatrzył na nią pobłażliwie.
- Martwiłem się o ciebie i muszę się przekonać, że nic ci nie jest. Chce poprostu czuć przy sobie twoje ciepło. Trzymanie cię w ramionach to przyjemność którą cenie - wyjaśnił i pocałował ją krótko. Potem wtuleni w siebie milczeli, lecz nie była to niezręczna cisza. Cieszyli się sobą i napawali uczuciem bezpieczeństwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro