Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Spokój


Valentina dużo myślała. Faktycznie nie słyszy się o tym by rycerz wybierał damy z ludu. Rycerz i dama. Tak jest zawsze. Nie było czegoś takiego jak rycerz i dziewka... no chyba że jako kochanka. Czemu więc Klemens się z nią ożenił? To było oczywiste. Tylko jedna odpowiedź była na to pytanie bo przez ślub zyskał tylko ją. Żadnego majątku. Tylko rudą córkę kupca. Zrobił to z miłości. Serce jej się ścisneło. Tak bardzo zepsuła mu życie. Jak mogła? On był taki czuły i kochany a ona... eh...  taka niewdzięczna.  Właśnie w tym momencie zrozumiała że go kocha. Pokochała go w pierwszej chwili gdy go ujrzała. Jej rycerz... popatrzyła na zamek przed nią a po jej policzku spłyneła łza.
- Nie zasługuje na ciebie... - szepneła. Usłyszawszy krzyk męża pobiegła do domu.  Klemens przeszukiwał ze ściśniętym sercem cały zamek. Nigdzie jej nie było. Wypad spowrotem na plac i zobaczył żonę biegnącą w jego kierunku.
- Najdroższy, co się stało? - spytała z troską w oczach. Rycerz był na nią zły..... najdroższy?  Czy ona naprawde to powiedziała? Przyciągnął ją do siebie.
- Gdzie byłaś?
- Wyszłam po zioła...przepraszam - szepneła. Chciał być na nią zły, ale nie potrafił....
- Nie szkodzi, ukochana - powiedział i pocałował ją czule.
- Następnym razem mi powiedz, prosze - szepnął w jej włosy.
- Dobrze.
Chwile trwali tak przytuleni. Dziewczyna zadrżała.
- Co się stało, Val?
- Ja... nieważne.
- Powiedz najdroższa - nalegał głaskając ją po plecach.
- Wieśniacy za mną nie przepadają
- Bo cię nie znają... gdy cię poznają to napewno pokochają
- Mam nadzieje - uśmiechneła się delikatnie.
- Napewno tak będzie, a teraz chodź - pociągnął ją w kierunku domu. Dziewczyna posłusznie szła za nim. Doszli do sypialni. Lekko ją ścisneło w żołądku. Połozył się i przyciągnął ją do siebie. Następnie przycisnął mocno i schował twarz w jej włosy. Dziewczyna zacisneła oczy i czekała, ale nic się nie działo. Powoli rozluźniała się w jego ramionach.
- Klemensie? - szepneła nie pewnie.
- hm?
- Nie rozumiem
- Czego najmilsza? - spytał spoglądając w jej cudowne oczy.
- Zaciągnąłeś mnie do łożnicy i leżysz przy mnie w bezruchu.  - na te słowa mężczyzna zaśmiał się i popatrzył na nią pobłażliwie.
- Martwiłem się o ciebie i muszę się przekonać, że nic ci nie jest. Chce poprostu czuć przy sobie twoje ciepło. Trzymanie cię w ramionach to przyjemność którą cenie - wyjaśnił i pocałował ją krótko. Potem wtuleni w siebie milczeli, lecz nie była to niezręczna cisza. Cieszyli się sobą i napawali uczuciem bezpieczeństwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro