7. Kacper? Tu ja, Dominik!
***
Do przyjazdu Kacpra zostało: 20 dni
- Kacper? Cześć kochanie, tutaj Dominik. - Prawie rozpłakałem się ze szczęścia. To była moja najszczęśliwsza środa w moim życiu. Mogłem wreszcie usłyszeć głos Kacperka.
- Domiś? Co się stało? - Zmarszczyłem brwi.
- A co się miało stać?
- Kiedy pisałem z Tobą, to zawsze mówiłeś, że nie możesz dzwonić, bo jesteś na mnie zły.
- Słuchaj kochanie, odkąd wyjechałeś, ani razu nie napisałem do Ciebie, żadnego sms'a.
- Co?! To kto to wszystko pisał?
- Rafał i w jego sprawie właśnie dzwonię.
- Co z nim? Źle Cię traktuje?
- To trochę delikatnie powiedziane. Słuchaj, kiedy nocowałem u Dawida, zerwał z nim chłopak i ja chciałem go jakoś pocieszyć. Przytuliliśmy się mocno, a on w przypływie rozpaczy pocałował mnie w szyję.
- Zdradziłeś mnie?
- Nie kochanie, nigdy bym tego nie zrobił. Rafał po prostu zaczaił się i zrobił nam kilka zdjęć. Kiedy ty pojechałeś powiedział, że mam robić wszystko co będzie mi kazał, bo inaczej wyśle te zdjęcia, do Ciebie, a wiedziałem, że dobrze na nie, nie zareagujesz.
- No i co kazał Ci robić?
- Po pierwsze zabrał mi laptopa i telefon, a teraz dzwonię z telefonu kolegi. Kazał mi spać w pokoju gościnnym i to na podłodze, bo jak twierdził, tam jest miejsce wszystkich psów.
- Ale, jak to możliwe?
- Musiałem za nim sprzątać, ćwiczyć kiedy on mi kazał i trzymać dietę, na której dawał mi tylko wodę, z jakimiś prochami na chudnięcie. W końcu bił mnie i kazał nosić obrożę, a potem...
- Co potem? Domiś, wszystko w porządku?
- Potem chciał mnie zgwałcić. - Już nie mogłem, każde wspomnienie o tym, bolało jak te wszystkie rany na moich plecach.
- Co?! To nie możliwe?!
- Możliwe, zrobiłby to, gdyby nie mój kolega Wiktor, który zabrał mnie do siebie i u którego jestem już od kilku dni.
- Ok. Słuchaj, ja poproszę dziś o zwolnienie z tego wyjazdu i jutro po południu powinienem być z Tobą. - Popatrzyłem na Wiktora, który wszystko słyszał i patrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
- Jesteś kochany, mój wariacie, ale nie pozwolę Ci z mojego powodu zawalać swojej przyszłości. - Wiktor widocznie się uspokoił.
- Już i tak rozwaliłem Ci rodzinę, bo do tego wszystkiego Rafał chciał mnie porwać z pod szkoły, a kilka dni wcześniej zbił tak, że leżałem trzy dni w szpitalu. - Przełknąłem ślinę. Wikto usiadł na podłodze i złapał moją roztrzęsioną rękę. - A, teraz Rafał siedzi w areszcie, a policja o wszystkim już wie. - Dodałem, w słuchawce zapadła głucha cisza.
- Aham. - Powiedział tylko Kacper.
- Co Aham? Proszę, nie gniewaj się. - Zacząłem co raz bardziej płakać.
- Gniewam się... gniewam się, że nie dorwałem tego chuja, przed policją. - Powiedział, co wyraźnie poprawiło mi humor.
- A twoi rodzice? Znienawidzą mnie, a szczególnie twój tata. Przecież przeze mnie jego siostrzeniec siedzi teraz w więzieniu. - Kolejne łzy zjeżdżały mi po policzkach.
- Hmnm... moja mama, bardzo Cię lubi. Z ojcem będzie trudniej, ale jak opowiesz im tę całą historię, to mam nadzieję, że zrozumieją. - Uspokoił mnie Kacper. - Jesteś pewny, że dasz sobie teraz sam radę? Może jednak przyjadę?
- Nie, nie... zrób co masz zrobić, a mną się nie przejmuj. Dam sobie radę, a poza tym, jestem w dobrych rękach.
- Mam być zazdrosny?
- Nie głuptasie. To tylko... przyjaciel.
- No to pa kotku. Trzymaj się. Obiecuję, że przyjadę tak szybko, jak tylko będę mógł.
- Pa pa.
Kiedy się rozłączyłem, rzuciłem się Wiktorowi na szyję. Tak naprawdę zrobiłem to z dwóch powodów. Byłem cholernie szczęśliwy, że wreszcie mogłem skontaktować się z Kacprem, a po drugie, żal mi było Szarego, kiedy słuchał naszego miłosnego migdalenia, a sam liczył, że zostawię mojego chłopaka. Ten zarumienił się okropnie i objął mnie w biodrach. Szepnąłem mu na ucho ciche "dziękuję" i zacząłem ogarniać się do szkoły. Przez ten cały czas Wiktor bacznie mi się przyglądał. - Dlaczego, nie kazałeś mu przyjeżdżać? - Zaczął, a mnie przeszedł po plecach delikatny dreszcz. - Przecież już jutro mógłbyś być wolny ode mnie i tego stylu życia i byłbyś z ukochaną osobą. - Ciągnął, a mi schło w gardle. - Po prostu, chciałem być fair wobec Ciebie. - Powiedziałem. - Tyle mi dałeś, choć wcale nie musiałeś i nie licząc kilku durnych incydentów, to nic nie chciałeś. - Ciągnąłem.
- No to teraz czas żeby się odwdzięczyć, co? - Zaśmiał się, co delikatnie wybiło mnie z równowagi. - Co masz na myśli. - Zapytałem śmiejąc się z niego. - No wiesz... załatwiliśmy Rafała, Kacprowi zapewniliśmy spokój, nikt nie będzie Cię szukał. - W moich oczach pojawiło się przerażenie, które Wiktor wyraźnie dostrzegł w odbiciu lustra. - J-jak to szukał? - Ręce zaczęły mi się trząść. Gdzie podział się mój słodki, dobrze wychowany Wiktor. - Po prostu, kotku. Kładź się do łóżka, przez najbliższe kilka tygodni, nigdzie stąd nie wyjdziesz. - Obróciłem się do niego twarzą. - Wiktor, ale, ale co się z tobą dzieje?! - Uśmiechnął się jeszcze bardziej szyderczo. - Nic, po prostu mam zamiar wziąć, to wszystko, co należy do mnie. - Pchnął mnie mocno na łóżko, próbowałem z niego wstać, ale on wcześniej zablokował mnie swoim ciężarem. - Puszczaj ty psycholu! Po kilku dniach nieobecności, szkoła zacznie mnie szukać! - Krzyczałem już na niego, patrząc w jego groźne oczy. - Oj, nie byłbym taki pewny. Wiesz, punkt 8:00 do pani dyrektor, przyjdzie bardzo długie zaświadczenie lekarskie z ośrodka psychiatrycznego, mieszczącego się pod Warszawą, który oznajmia, że przez najbliższy miesiąc, musisz się u nich kurować, z powodu silnej depresji autoagresywnej, z powodu Rafała i tego wszystkiego co Ci zrobił. - Mój obraz zamazały łzy napływające do oczu. - Nie płacz, nadal będziesz miał tu jak w raju. No może z małą różnicą. Będziesz miał mniej do powiedzenia, a więcej do zrobienia. - Nachylił się nad moim ciałem i zaczął całować po szyi.
Szarpałem się co raz mocniej, nie chciałem, żeby mnie dotykał. - Pu-puszczaj, psycholu. - Buh, zostałem oszołomiony mocnym uderzeniem w policzek. Szok, że to wszystko, dzieje się na prawdę, zmieszany z tym, że broniłem tego wariata, całkowicie mnie obezwładnił. - Ooo... jak chcesz, to potrafisz być grzeczny. Dobry kotek! - Biała pościel i moja twarz była zalana moimi łzami. Przestałem się ruszać, przestałem się odzywać. Po prostu leżałem i czekałem, aż zdarzy się jakiś cud, że Wiktor mnie nie przeleci. - Czemu się nie ruszasz? - Zaczął tarmosić moją ręką, która po tym jak ją puścił opadła bezwiednie na pościel. - Odpowiadaj. - Krzyknął, a ja już nawet się nie trząsłem. Byłem wtedy kompletnie załamany, powoli chyba odpływałem, kiedy chłopak zaczął zdejmować mi, przed chwilą ubrane spodnie. - Wiesz co?! Denerwujesz mnie... najpierw się szarpiesz, krzyczysz, nie dajesz się dotknąć, a teraz czuję się przez Ciebie, jakbym miał to zrobić z jakimiś zwłokami. - Analizowałem każde jego słowo, a łzy zaczęły jeszcze bardziej lać mi się z oczu. Milczałem. - Słyszysz?! Odezwij się do mnie! Zacznij się ruszać, nie jestem jakimś debilnym nekrofilem, żeby pieprzyć się z kimś, kto się nie rusza i nie daje znaku życia. - Ocknąłem się, spojrzałem na niego zapłakany i wystawiłem mu środkowy palec. Czekając na kolejny cios, zamknąłem oczy. Kiedy ten nie nadszedł, otworzyłem je. Po kilkunastu sekundach i popatrzyłem na twarz Wiktora, która wyrażała politowanie.
- Zabawny jesteś, wiesz? - Zaczął się ze mnie śmiać, co znów sprawiło, że nie mogłem za nim nadążyć. - Dziwi mnie to, jak bardzo chronisz się od zdradzenia tego twojego kutasa Kacpra. - Zaczął jeździć rękami po mojej klatce piersiowej. - Wiesz... przyznam, że nie jesteś pierwszą moją zabawką, ale jeszcze z żadną nie musiałem się tak wysilać. Z tobą doje się i troję, a gdy już jestem bliski osiągnięcia celu, ty robisz zagranie jakiego bym się nie spodziewał. - Położył się na mnie bardzo szybko i gwałtownie. - Inni szarpali się, krzyczeli, opierali, uciekali, aż nie pobiłem ich tak, że już więcej nie mogliby znieść, lub gdy spuszczałem się w nich, a ty... Ty po prostu zacząłeś udawać jakiegoś nieprzytomnego. - Mówił mi do ucha, a moje łzy zaczęły kapać na jego włosy, aż na policzki. - Przestań w końcu ryczeć! - Oderwał się ode mnie, znów przenosząc swój ciężar, na moje biodra. - Jak ty mnie denerwujesz! Czemu taki jesteś? Czemu zawsze robisz coś, co powstrzymuje mnie od wbicia się w twój ciasny tyłek? - Krzyczał na mnie, a po chwili poczułem kolejne uderzenie w policzek. - Idziemy ćwiczyć!
***
Do przyjazdu Kacpra zostało: 19 dni
Obudziłem się w dziwnym pomieszczeniu, było tu bardzo mało światła. Leżałem na podłodze. Nie czułem nóg i rąk, do chwili, aż próbowałem się podnieść. Co się wczoraj stało? Dlaczego czuję się jak połamany? A no tak... Wiktor okazał się jeszcze gorszym sadystą niż Rafał. Co prawda nie bił mnie, poza tymi uderzeniami w policzek, ale wczoraj ćwiczyliśmy, przez prawie osiem godzin. Sam nie wierzę, że dałem radę. Ten psychol kazał mi cały czas ćwiczyć. Z tego co pamiętam, dwa razy straciłem przytomność, a raczej trzy, bo nie pamiętam, abym wchodził do tego pokoju.
Chciałem się podnieść z ziemi, ale wszystko tak okropnie bolało. Tak jakby to nie było moje ciało. Jedyne co mogłem zrobić to poruszać palcami i gałkami ocznymi. Głowa okropnie mnie bolała. Użalałbym się tak dalej nad sobą, gdyby nie odgłos otwierających się drzwi. Przechyliłem głowę w lewo i ujrzałem jasne światło padające na ścianę oraz schodzącą po schodach postać. Kiedy pokonała już wszystkie stopnie, usłyszałem kliknięcie włącznika światła i nagle dziesiątki białych lamp zapaliły się w całym pomieszczeniu, oślepiając mnie na jakieś pół minuty. Kiedy ponownie otworzyłem oczy, zobaczyłem szare oczy Wiktora. Nie miałem pojęcia, jak się zachować. Ruszać się nie mogłem, to pewne. Ale co mówić? Być agresywnym, udawać nieprzytomnego czy błagać o litość? Jedno było pewne, zrobię wszystko, byleby się z nim nie przespać.
- Dzień dobry księżniczko! Tak na ciebie mówił, ten twój kochaś?! - Pierwsze zdanie powiedział głosem miłego Wiktorka, a później wrócił do surowego tonu. - Długo spałeś, wiesz? Ponad szesnaście godzin. Oddalił się trochę ode mnie, a ja zobaczyłem wtedy zorientowałem się, że chyba jesteśmy w jego piwnicy. Była duża, bardzo duża. Rury pięły się przy suficie pomalowanym na biało. W tym samym kolorze były zimne płytki, na których leżałem, jednak ściany oraz niektóre meble były zgniłozielone. Nic więcej nie zdążyłem zauważyć, bo moje badanie terenu przerwał Wiktor. - No to jak będzie? Zaczniesz się wreszcie odzywać i zachowywać jak posłuszny kotek? - Pocałował mnie w policzek i spojrzał głęboko w oczy, dając tym samym znać, że czeka na odpowiedź. Przekręciłem głowę w lewo i dopiero teraz spostrzegłem, że moja głowa leży w kałuży krwi. Przerażony spojrzałem na chłopaka. - T-to to m-mmojaaa krr-ew? - Spojrzał na mnie poirytowany.
- Nie, nie twoja. Nie bój się, oprócz utraty przytomności, nic Ci się nie stało. A teraz odpowiedz na moje pytanie. - Zacisnąłem pięści, przygryzłem wargę, nie wiedziałem co mu powiedzieć, żeby polepszyć swoją sytuację.
- M-możesz mnie stąd zabrać? - Wydukałem.
- Ale po co? Wezmę Cię na górę, ty znowu wymigasz się od zrobienia mi loda, pójdziemy ćwiczyć i znowu tu wylądujesz. - Oznajmił, co sprawiło, że chciało mi się płakać, ale po chwili zauważyłem, że już nawet nie mam czym.
- Proszę wypuść mnie. - Na te słowa, on tylko prychnął.
- Co? Naprawdę wierzysz, że jest choć jeden procent szansy na to, że Cię wypuszczę? Zostaniesz ze mną na zawsze. - Przeraziło mnie to do tego stopnia, że moje obolałe ręce zaczęły się trząść.
- Wiktor... ale dlaczego mi to robisz? - Wyjąkałem.
- Bo mi się spodobałeś. Jesteś wyjątkowy i taki śliczny. Co prawda twoi poprzednicy, byli znacznie szczuplejsi od ciebie, ale jeszcze kilkanaście dni i będziesz mógł im dorównać. - Odpowiedział.
- Proszę, daj mi pić i przynieś coś do jedzenia, bo inaczej zaraz tu umrę. - Zacząłem płakać.
- Dobra, jeść Ci dam, bo rzeczywiście, coś powinieneś zjeść. - Skierował się w stronę schodów, ale musiał sobie o czymś przypomnieć, bo wrócił do mnie. - Ale najpierw musisz się umyć, bo wyglądasz koszmarnie. - Dodał.
- Nie dam rady się podnieść, a co dopiero umyć. - Powiedziałem przez łzy.
- Tym lepiej. Umyjemy się razem! - Pochylił się nade mną i szybko podniósł z ziemi.
Dopiero teraz mogłem rozejrzeć się po całym pomieszczeniu, były tam stoły do ping ponga, bilarda, telewizor, kanapa, fotele, stolik kawowy i wyspa, za którą na ścianie prezentowały się rozmaite trunki. Ta piwnica była prawdziwym mini klubem. Myślałem, że wreszcie pójdziemy na górę, ale okazało się, że ten oszołom nawet w piwnicy ma łazienkę, która muszę przyznać, wyglądała bardzo przyzwoicie. Obok drzwi, którymi weszliśmy do łazienki, były drugie, które wyglądały już całkiem inaczej. Były metalowe, wyglądały na bardzo ciężkie i otwierane były na kod. Co tam mogło być? - Ej marzycielu... - Moje rozmyślania przerwał Szary. - Spróbuj zachować równowagę, ok? - Kiwnąłem mu głową i siedziałem teraz na toalecie, opierając ciało o zimne płytki. Wiktor podszedł do dużej wanny, odkręcił kurek z wodą, po czym wyją z szafki po umywalką ręczniki i zaczął się rozbierać.
Po chwili moim oczom ukazała się jego idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa, umięśnione nogi i ręce i jego niebagatelnych rozmiarów przyrodzenie. Chłopak przeczesał sobie ręką włosy i ruszył w moim kierunku. Nie wiedziałem, co robić. Nie miałem siły żeby stać na własnych nogach, wyglądałem potwornie, nie wiedziałem, gdzie prowadzą drzwi, którymi wszedł do piwnicy Wiktor. Postanowiłem mu się poddać. Chłopak zaczął mnie rozbierać. Po chwili, ja też byłem nagi, na co na mojej zmęczonej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce. - No choć. - Szary znów wziął mnie na ręce i powoli próbował usiąść w wannie. Miałem już nadzieję, wymsknąć mu się na drugą stronę, jednak on ścisnął mnie za ramię, wywołując tym samym straszliwy ból i posadził mnie na sobie. Trząsłem się jak poparzony, lecz nie z powodu temperatury wody, tylko z obawy, co za chwilę zrobi.
Mój niepokój osiągnął maksymalny poziom, kiedy poczułem, że mu stanął, a zaszło to dość szybko. Kiedy zaczął się wiercić pomyślałem, że wyrok już zapadł. On jednak przestał mnie myć i położył rękę na moim członku. Rumieńce na twarzy, przybrały jeszcze mocniejszy odcień, kiedy mój penis też zrobił się twardy. Wiktor zaczął rytmicznie poruszać ręką w górę i w dół po moim przyrodzeniu. - Wiktor, proszę Cię... - Tylko to potrafiłem z siebie wykrztusić. - Cicho bądź! Teraz bawimy się tak jak ja chcę. - Po tych słowach zaczął robić mi dobrze, jeszcze szybciej. Nigdy nie potrzebowałem dużo, żeby się spuścić, tak więc i tym razem, szybko doszedłem.
Widziałem wyraźne zadowolenie na jego twarzy, a ja miałem ochotę zwymiotować. Na szczęście, po tym jak Szary zwalił mi, szybko mnie umył i zaczął wypuszczać wodę. Posadził mnie po przeciwległej stronie wanny i zaczął sobie robić dobrze. Odwróciłem się w bok, żeby na to nie patrzeć, a on po chwili złapał mnie za twarz. - Masz się patrzeć, jak twój pan się bawi, bo jak nie to zaraz ty mi zrobisz dobrze. - Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Z niechęcią wgapiałem się w to jak sobie walił, a potem jak dochodził. Jego brzuch był teraz zalany dużą ilością spermy. Zgarnął ją na dwa palce i przystawił mi do ust. - Bierz... - Powiedział stanowczo i tak samo się popatrzył. - Nie. - Wyjąkałem. - Co powiedziałeś? Przecież wiesz, że dostajesz karę, jak nie słuchasz moich poleceń. - Posmarował mi nią usta. - Wybieraj... tylko wiedz, że tym razem nie skończy się tak łagodnie jak to było do tej pory. - Oblizałem usta, a po moich policzkach lały się strumienie łez. - Grzeczny kotek. - Wiktor poklepał mnie po głowie.
Leżałem ubrany w świeżą koszulkę i bokserki na czarnej kanapie, oglądałem jakiś serial, który włączył mi Szary. Po chwili przyszedł z tacą, na której były dwa kubki z herbatą i dwie kanapki z razowego chleba i szynki drobiowej. Sięgnąłem po jedną i z rozkoszą wgryzłem się w nią. Tak dawno nie jadłem nic "normalnego", że aż zamknąłem oczy z zadowolenia. - Ej... kto powiedział, że te kanapki są dla Ciebie? - Usłyszałem głos Wiktora, a strach znów pojawił się w moich oczach. - Żartowałem, jedz, bo nie chcę już spędzać czasu z jakimś trupem, tylko z tym Dominikiem, który mnie tak bardzo urzekł. - Gdyby nie ten jego cwany uśmiech, to nawet bym mu uwierzył. - Co chcesz oglądać? - Zapytał już bardzo wesołym tonem. - Włącz co chcesz... - Odpowiedziałem znudzony. - Pytam się Ciebie, więc wyraź swoje zdanie! - Podniósł głos i spojrzał mi głęboko w oczy. - Możesz zostawić to. - Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, więc ograniczałem swoje wypowiedzi, do minimum.
- Co jest za drzwiami, obok łazienki? - Odwrócił wzrok od telewizora i spojrzał na mnie. - Nie chcesz wiedzieć. - Odpowiedział cicho. - Powiedz. - Nalegałem. - W swoim czasie, a teraz chodź do mnie. - Poklepał się po kolanach. - Tu mi wygodnie. - Powiedziałem zadowolony. - Nie karz mi się powtarzać. - Zdenerwował się, a ja zrobiłem, to co kazał. Usiadłem mu na kolanach. Przez długi czas oglądaliśmy jakieś stare seriale, potem programy kulinarne, a co chwila Wiktor pytał się mnie o coś. O dziwo po jakimś czasie udało mi się zasnąć.
Kiedy się obudziłem leżałem na kanapie, a raczej na Wiktorze, co wzbudziło mój nie mały niepokój. Z bólem wstałem z niego i zacząłem rozglądać się po piwnicy. Pobiegłem szybko po schodach do wyjścia, ale były zamknięte, a na drzwiach widniał napis: "nawet nie próbuj"! Co wprawiło mnie w osłupienie. Wróciłem zdruzgotany do kanapy i postanowiłem się napić. Podszedłem do półki z alkoholami i napiłem się szkockiej, która po chwili niemiłosiernie paliła w gardle. Na lewo od wyspy z alkoholami, która stała pod przeciwną ścianą niż stoły do gier, znalazłem coś w rodzaju małego laboratorium. Były to dwa stoły, na których roiło się od probówek, szkiełek, pipetek, mikroskopów, doniczek z różnymi roślinami i innych. Po co mu to było? Szedłem dalej, do szafki, która stała w kącie. Kiedy ją otworzyłem, zobaczyłem tam coś co mnie przeraziło. Na najwyższych półkach stały pojemniki z krwią, na których napisane były imiona. Albert, Bartek, Cezary. O co w tym chodziło? Chciałem jeszcze trochę powęszyć, ale ktoś mnie ogłuszył.
Cześć wam! Nieoczekiwany zwrot akcji? Spodobał wam się? Poza tym mam nadzieję, że nie ubijecie mnie za to, że dość długo nie było rozdziału... Czekam na wasze komentarze.
[5 gwiazdek = next]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro