Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Sielanka

~Wiktor~
- Wiktorku? Jesteś? - Usłyszałem i szybko oderwałem się od Dominika. Położyłem się obok niego i obaj przykryliśmy się pościelą. Matka weszła do pokoju, a ja nie wiedziałem co zrobić. Była zdziwiona, choć tak naprawdę nie wiem czemu. Nigdy nie ukrywałem przed nią tego, że lubię seks i wszystko co się z nim wiąże. Po chwili jednak zobaczyłem ulgę na jej twarzy. Nie patrzyła jednak na mnie, tylko na Dominika. Odruchowo zrobiłem to samo. Udawał, że śpi, a to spryciarz kochany.

Niestety po chwili matka znów skierowała wzrok na mnie, a raczej na mojego członka, który pod cieniutką kołdrą tworzył coś w rodzaju namiotu. Zaśmiałem się i położyłem na boku, żeby nie było już tego widać.

- Wiktor! - Tupnęła nogą, a na jej twarzy malowało się wyraźne rozczarowanie.

- No co? Był zmęczony, więc się z nim położyłem, a że miałem ochotę i nie chciałem go budzić, to zrobiłem to ręcznie. - Odpowiedziałem z takim samym wyrzutem.

- Oj synku... kiedy ty wreszcie z tego wyrośniesz? - Boże... jak mogła o to zapytać. Czasem niektóre pytania mojej matki doprowadzały mnie do szewskiej paski.

- Z seksu? Pieprzenia się z ładnymi chłopczykami? Nigdy. Będę to robił, aż nie zdechnę, albo któryś nie odgryzie mi fiuta. - Zaraz po tym poczułem jak "śpiący" kotek łapie mnie tak mocno za czubek mojego penisa, że chciało mi się krzyczeć.

- Oj Wiktorku... chodź napijemy się herbaty. Zostaw go, niech sobie pośpi. - Mama się uśmiechnęła, obróciła na pięcie i wyszła z sypialni.

- Ty pieprzony sadysto. - Zacząłem łaskotać chłopaka, a ten automatycznie zaczął się wyginać, aby wydostać się z moich objęć. Obaj się śmialiśmy i chodź dla niego była to tylko dobra zabawa, dla mnie kolejna zmarnowana okazja na zajebisty seks z nim.

- Leć do mamy kochanie i nie odzywaj się tak więcej do niej. - Chłopak z zaskoczenia zaczął mnie całować, co było bardzo miłe. Oby jego niewiedza trwała na zawsze. Za żadne skarby nie może dowiedzieć się, że Wiktor Sokolski tak naprawdę nie jest jego chłopakiem. Całowaliśmy się co raz namiętniej, gdy w pewnym momencie ten zawiesił swe chude rączki na mojej szyi i uśmiechnął się tak pięknie, że ledwo się nie rozpłynąłem. Był mój, tylko mój. Teraz mnie kochał, a przynajmniej wierzył, że kochać powinien. Nie mogę go stracić, musi on zostać ze mną na zawsze. Mój kotek, moja piękna dupcia. Pieprzyć wszystkich innych, pieprzyć tą kolekcję, chcę tylko jego, jego ciasnego tyłka, radosnego uśmiechu i niewinnych, dużych oczu. Położyłem się na nim, a mój penis w zderzeniu z jego znów wrócił do życia.

- Pragnę Cię. - Wydyszałem pocierając nasze krocza o siebie.

- Wiem. - Rzucił we mnie swym lekko ździrowatym uśmiechem, który był jeszcze ładniejszy, niż twarzyczka niewinnego aniołka. Całowałem jego piękny płaski, dzięki mym staraniom brzuszek, a ten przyjemnie drapał mnie po plecach. A pomyśleć, że kiedy po raz pierwszy go zobaczyłem, był zapłakanym, pobitym grubaskiem, który zamknął się przede mną w łazience i chciał się zabić. Jakież to żałosne. Na szczęście udało mi się stworzyć ideał. Dominik jest uosobieniem wszystkiego, czego potrzebuję w moim pasywku. Ma w sobie dziewczęcy wdzięk i zachowanie Alberta, zdzirowatość Bartka i ciało Cezarego, a na dodatek najlepszy tyłek z nich wszystkich. Oj tak, on nie musi się martwić o swoją przyszłość.

Przeszedłem teraz do jego nabrzmiałych sutków, a ten zanurzył dłonie w moich włosach. Musiałem wyglądać strasznie, ale obaj bardzo to lubiliśmy w szczególności on. Bardzo rzadko robiłem to moim uległym kolegom, ale kiedy patrzyłem na Dominika miałem ochotę wylizać każdy centymetr kwadratowy jego jasnego jak porcelana ciałka. Widziałem po nim, że robię to nieudolnie, bo przestał tak cudownie wzdychać, jak robił to wcześniej.

- Nie podoba Ci się? - Zapytałem i kładąc się obok niego zabrałem się za jego szyję.

- Słaby jesteś, jeśli chodzi o sutki kochanie. - Powiedział i zaczął się śmiać. Ja zassałem się mocniej na jego szyi, a ten stęknął tak głośno, że z pewnością usłyszała to moja matka.

- Wiktorku? - Zawołała jak zwykle radosnym głosem.

- Co?! - Miałem po dziurki w nosie tej kobiety, kiedy taki towar stygł mi w łóżku.

- Zostaw tego biednego chłopca w spokoju. Miałeś napić się ze mną herbaty. - Zadzwoniła łyżeczką o filiżankę, a gdyby nie była moją matką, to przysięgam, że wypieprzyłbym ją w tej chwili z domu.

- Idź. Później dokończymy. - Powiedział i złapał mnie za mojego nabrzmiałego fiuta.

- Obiecujesz? - Dominika tak trudno było namówić czasem do seksu, że kiedy nadarzyła się już okazja, to zrezygnowanie z niej było głupotą w najczystszej postaci.
- Obiecuję. - Chłopak poruszał kilka razy ręką tak przyjemnie, że myślałem, że zaraz dojdę.

- Wiktor! Bo przyjdę tam do was. - Powiedziała i choć wiedziałem, że tego nie zrobi, to za żadne skarby nie chciałem ryzykować. Wstałem z łóżka, naciągnąłem na tyłek białe bokserki i wyszedłem z sypialni.

~Fabian~
- Mieszkają pod tym adresem. - Podsunąłem Konstancji karteczkę.

- Świetnie, wiemy chociaż, gdzie jest. Widziałeś go może? - Zapytała blondyna, popijając swoje waniliowe late z syreną na kubku.

- Gdzie jest ten Kacper?! - Dziewczyna podniosła głos cały czas stukając starannie zrobionymi paznokciami.

- Pięć minut temu mówiłaś, że będzie tu za dziesięć. Ma jeszcze czas. Czemu się tak wściekasz? - Zapytałem, bo jej stosunek do niego był zupełnie inny jak wczoraj.

- Nie nic się stało. To znaczy, stało się, ale nie mogę Ci o tym powiedzieć. - Co takiego mogło się stać? Co wie Konstancja, czego ja nie wiem?
- No powiedz. Nie ufasz mi? - Nalegałem, bo w jednej chwili obudziło to we mnie tak wielką ciekawość, że po prostu musiałem to wiedzieć.

- Nie, nie mogę. To, to zbyt osobiste. - Dziewczyna nagle się uspokoiła i siadając wygodniej upiła kolejny łyk kawy. Wiedziałem, że dziś już nic z niej nie wyciągnę i zabrałem się za jedzenie mojego jagodowego muffina.

Za oknem padał śnieg. Była to chyba najmroźniejsza i najpiękniejsza zima od kilku lat. Mimo lekkiej chlapy na ulicach, biel i tak przeważała miejską szarość. Siedzieliśmy z Konstancją w Starbucksie i czekaliśmy na Kacpra. Kochającego Dominika, wysportowanego blondyna, który poza Wiktorem jest jedyną osobą, która stoi mi na drodze do niego. Do było takie beznadziejne. Wiktor, który może wszystko, Kacper, który jakby nie było jest z nim w związku i Dominik, który myśli, że go zdradziłem. Muszę to jakoś naprawić. Muszę przekonać go co do swoich uczuć. Musi wiedzieć, że chcę tylko jego.

- No jesteś wreszcie. - Powiedziała dziewczyna, a kiedy obróciłem się przeżuwając ostatni kęs pysznej babeczki zobaczyłem postawną sylwetkę Kacpra. Podsunąłem się na bok, żeby i ten mógł z nami usiąść.

- Jak tam? Wiecie coś nowego? - Obrzucił nas promiennym uśmiechem.

- Tak. Wiemy gdzie Wiktorek go trzyma. - Dziewczyna podsunęła mu papierek, a ten z radości mało nie wyszedł z siebie.
- Świetnie, w takim razie czemu nie spotkaliśmy się gdzieś w pobliżu jego nowego mieszkania? - Zapytał, a my tylko wymieniliśmy z blondynką poirytowane spojrzenia.
- I co byśmy tam mieli robić, hm? - Zapytała, a ja prychnąłem tylko cicho widząc dezorientację na jego twarzy. - No właśnie. - Skwitowała go po tym jak jego milczenie ją znudziło.

- Tu trzeba strategii... zaplanowania jakiejś dobrej akcji, kiedy Wiktor będzie słaby, lub Dominik będzie sam. - Dziewczyna zaczęła nakręcać nas obu.

- Mamy się bawić w jakieś kółko detektywistyczne, kiedy mój chłopak jest tam pieprzony przez jakiegoś gówniarza z siwym łbem? - Kiedy czerwony na twarzy Kacper to powiedział myślałem, że padnę tam ze śmiechu.

- Nie. Musimy po prostu zrobić coś mądrzejszego niż ty ostatnim razem. - Odpowiedziała i zabrawszy płaszcz i torebkę opuściła lokal. Kacper siedział zamyślony, wyraźnie wytrącony z równowagi, ona paliła papierosa na dworze, a ja, choć chciałem iść do niej wolałem nie uruchamiać tykającej bomby, chociażby przez zapytanie się jej, czy może się podsunąć.

- Dobra. Ona ma rację. Choć, idziemy. - Powiedział w pewnym momencie na co ja tylko się ucieszyłem, że nie będę musiał dzielić z nim tej ciszy. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz blondynka paliła już drugą fajkę.

- Dasz jednego? - Wycedził Kacper, a ta tylko zmierzyła go ostro wzrokiem i podała mu paczkę.

- Ja też poproszę. - Oboje spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.

- Nie wiedziałam, że palisz. - Powiedziała i po podpaleniu mojego szluga pomaszerowała do auta. Po chwili cała nasza trójka siedziała tam i zastanawiała się co zrobić. W powietrzu dało się wyczuć przyjemny papierosowy zapach zmieszany z wonią RedBull'a, którego tak namiętnie piła blondynka. Ja wylegiwałem się na tyłach, a zestresowany Kacper gadał bez sensu. Znudzona tym Konstancja ruszyła z parkingu i pojechaliśmy wprost pod kamienicę w której mieszkał obecnie Wiktor z Dominikiem.

- Ok chłopaki. Plan jest taki: Jeśli tylko Wiktor wyjdzie z mieszkania bez Dominika, to wbijamy do środka. - Powiedziała dziewczyna i wyjęła z kieszeni smartphone'a.

- Mamy tak czekać? - Zapytał Kacper, a ta po tym jak obrzuciła go lodowatym spojrzeniem, znów skupiła się na ekraniku swego telefonu.
- Jak coś wymyślisz, to daj znać, a do tej chwili czekamy tu i modlimy się o cud. - Powiedziała uchylając okno, bo w aucie było już naprawdę siwo.

~Dominik~
Wiktor już od godziny siedział w kuchni z matką, a mi niemiłosiernie się nudziło. Leżałem w moim, to znaczy naszym łóżku pełnym białych poduszek, przykryty równie białą kołdrą. Ono jednak było zrobione z bardzo ciemnego drewna, które do złudzenia przypominało heban. Nie, o czym ja w ogóle myślę, przecież nie byłoby nas stać. To wszystko było dla mnie strasznie dziwne, lekarze mówili, że z każdym dniem moja pamięć powinna mi się poprawiać, a ja nic nie mogłem sobie przypomnieć. Nawet te piękne obrazy przedstawiające mnie i Wiktorka nic nie dawały. Nie potrafiłem za ich pomocą odszukać choćby jednego wspomnienia z moim chłopakiem. Jejku... jak on musi przeze mnie cierpieć. To, że go nie pamiętam musi być dla niego straszne.

A to mieszkanie, ono było fantastyczne. Było jak mieszkanie moich marzeń. Dużo bieli, bardzo dużo i drobne elementy ciemnego drewna czy zieleń prostych kwiatów. To wszystko było perfekcyjne. Nad naszym łóżkiem wisiał sznur białych lampek, wszystko wyglądało tak pięknie. Jak dobrze, że już jestem z nim, jestem z osobą, którą kocham i z którą chcę spędzić moje życie.

- No to pa kochanie. - Słowa matki mojego chłopaka dobiegające gdzieś z korytarza bardzo mnie ucieszyły. Nie powiem, sprawiała wrażenie bardzo miłej i dającej się lubić kobiety, ale jakby to powiedzieć... mieliśmy z Wiktorkiem wiele do nadrobienia. Postanowiłem znów udawać, że śpię i przykryłem się kołdrą, aż po czubek nosa. Po chwili usłyszałem skrzypnięcie drzwi i ledwo powstrzymałem się od śmiechu. Kroki chłopaka były co raz głośniejsze, aż prawdopodobnie stanął przede mną i zaczął się rozbierać.

- O moje kochanie już śpi? - Powiedział żartobliwie, a ja ledwo powstrzymałem się od śmiechu. - Jaka szkoda. - Zrobił krok zaraz nade mną, a ponieważ spojrzałem wtedy na jego ciało spod mlecznej pościeli zobaczyłem jego idealnie wyrzeźbiony brzuch, atletyczne uda, które przez chwilę były może dziesięć centymetrów nad moją głową i jego piękną platynową czuprynkę. Kiedy poruszył on kołdrą, żeby przykryć i siebie, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ja również jestem kompletnie goły.
- O jejciu... ktoś tu się nie przebrał w piżamkę. - Powiedział dziecięcym głosem. - Będzie zimno, ale nie bój się, Wiktorek Cię ogrzeje. - Chłopak przykrył się i mocno przytulił do mojego ciała. Oplótł je swymi długimi, umięśnionymi i bardzo ciepłymi kończynami, tak że po chwili było mi gorąco, nawet bardzo.

Chłopak zaczął drapać mnie swoim zarostem po ramieniu, a kiedy nadal udając śpiącego, lekko się poruszyłem zaczął całować to miejsce. Jego ręce ślizgały się po moim ciele. Zaczynając od szyi, przez obojczyki i sutki, aż po brzuch, krocze i nogi, a przynajmniej części do których dostawał. Po pewnym czasie jego nieustannych pieszczot nie wytrzymałem, zacząłem się śmiać, odwróciłem się w jego stronę, a ten udawał zdziwionego.

- Kochanie, czyżby coś Cię obudziło? - Prychnął, a potem cmoknął moje usta i spojrzał głęboko w oczy.

- Tak, jakiś natrętny chłopak, przez którego zastanawiam się, czy to co mi przed chwilą robił to zwykłe molestowanie, czy może już gwałt? - Zaśmiałem się i odwzajemniłem jego pocałunek. Wiktor położył się na plecach, a ja położyłem głowę na jego ramieniu i jak tylko mogłem wtuliłem się w niego.
- No nie wiem. Jeśli ofierze się podobało, to nie można tego zaliczyć pod żaden z tych paragrafów. - Chłopak pocałował moje włosy, co poza tym, że sprawiło mi ogromną przyjemność.

- Wiktorku? - Powiedziałem mrukliwym głosem.

- Tak? - Odpowiedział, a ja przytuliłem go z całych sił chowając tym samym głowę w zagłębienie między jego szyją, a ramieniem.

- Obiecaj mi, że nie pozwolisz już nikomu nas rozdzielić. - Powiedziałem, a łzy same zaczęły napływać mi do oczu.

- Obiecuję, kochanie. - Powiedział i włożył palce między moje włosy i zaczął się nimi bawić. - Obiecuję Ci, że powstrzymam każdego, kto będzie próbował nas rozłączyć. - Znów pocałował mnie w głowę, a po chwili zasnąłem w jego ramionach.

~Kacper~
- Co w ogóle wiemy o tym Wiktorze? - Zapytałem Konstancji, która już prawie kończyła paczkę papierosów.
- Poza tym, że jest cholernie bogaty i inteligentny? - Powiedziała dziewczyna. - Niewiele, chociaż nie. Jego największym hobby jest sprowadzanie sobie do domu pięknych chłopców w taki lub inny sposób, spędzanie z nimi czasu, pieprzenie się, czasem torturowanie, a kiedy przyjdzie czas zamykanie ich w butlach z formaliną. - Nie mogłem uwierzyć w to co mówiła dziewczyna.

- I chcesz powiedzieć, że jeśli w porę nie uratujemy Dominika, to on też tam trafi? - Wykrztusił z siebie chłopak siedzący z tyłu.

- Oczywiście. Wiktor zbiera chłopaków alfabetycznie, a Dominik, to dopiero czwarta litera. - Obaj nie mogliśmy w to uwierzyć, jednak dziewczyna była śmiertelnie poważna.

- Powiedz mi, a co takiego robią jego rodzice, że są aż tak bogaci? - Zapytałem, a Konstancja jakby pobledła.
- Nie mogę wam powiedzieć. - Odpowiedziała, a my spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, a potem skupiliśmy swoje oczy na blondynce.
- Ściany mają uszy, a Sokolscy, chodź może nie wyglądają, są jeszcze bardziej skutecznymi ludźmi niż ich syneczek. Kto wie coś o nich, najlepiej, żeby o tym zapomniał, nie mówił, lub obciął sobie język, jeśli nie może wytrzymać pokusy, a chce żyć. - Dziewczyna sprawiała wrażenie naprawdę przestraszonej.

- Daj spokój, przecież nikomu nie powiemy. - Rzucił Fabian i oboje się uśmiechnęliśmy.

- Nie, z nimi tak nie ma. Zawsze się dowiadują, wcześniej, czy później. Tylko oni mogą zdradzać swoje prawdziwe sekrety. Nawet Wiktor, kiedy wygadał się kiedyś jednemu ze swoich chłopaków, został zamknięty przez nich na tydzień w studni. Było deszczowe lato, a nasz atleta nie umiał i nadal nie umie pływać. Za to studnia miała betonowe dno i była głęboka na trzydzieści metrów. - To co teraz powiedziała, sprawiło, że mieliśmy miny podobne do niej. Do obu z nas dotarło, nawet za dobrze co znaczy nazwisko "Sokolski".

~Wiktor~
Było późne popołudnie, a my leżeliśmy na kanapie w dużym pokoju i oglądaliśmy telewizję. To było coś pięknego. Dominik leżał wtulony we mnie, śmiał się, rozmawiał, bo chciał. Muszę przyznać, że niezła z niego papla. Co chwilę mnie całował, a ja całowałem jego i wiedziałem, że sprawia mu to przyjemność. Prawdziwą przyjemność, bez żadnych rozkazów, to było naprawdę wspaniałe. Szkoda, że nie wpadłem na to wcześniej, tak to już dawno palnąłbym go czymś ciężkim w głowie i uniknęlibyśmy tych wszystkich kłopotów. Ale to nic... ważne jest to co teraz między nami jest. Choć szczerze mówiąc brakuje mi tej całej służby i tego, że on może robić co chce. Ugh...

- Wiktorku? - Powiedział i spojrzał na mnie swymi słodkimi oczami.

- Tak kochanie? - Odpowiedziałem i pocałowałem go w czółko.

- Gdzie jest mój telefon? - Zapytał, a ja po prostu zamarłem. Kurwa mać... co ja mam mu powiedzieć.

- Yyy... ten zwyrodnialec Kacper ci go zabrał. Przepraszam, że nie udało mi się go odzyskać. Wybaczysz mi? - Uff... mało brakowało.
- Tak kochanie, nie przejmuj się. Przecież to nie twoja wina, a poza tym to tylko telefon. - Odpowiedział, uśmiechnął się i znów skupił się na telewizorze.

- Momencik, mojego laptopa też nie ma? - Znów zapytał, a ja o mało co nie zwariowałem.

- Nie, nawet nie wiesz jak mi przykro. - Powiedziałem lekko znudzony.

- Mi też, ale nie obwiniaj się, przecież nie mogłeś nic zrobić. - Odpowiedział i zauważyłem, że co raz bardziej się smucił. - Pójdę się przejść, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. - Kotek nawet nie wiem kiedy wyrwał się z moich objęć i zanim zdążyłem zareagować był już w przedpokoju.
- Nie możesz nigdzie iść - Powiedziałem wychylając się z salonu.
- Dlaczego? - Zapytał ubierający buty Dominik.
- Yy... bo... a co jeśli znajdzie Cię Kacper? - To nie było zbyt dobre wytłumaczenie, ale jedyne jakie wtedy miałem.

- Jesteś przewrażliwiony.... skąd miałby wiedzieć, że tu jestem? - Stałem tam jak wryty i patrzyłem jak się ubiera. Nie miałem pojęcia co powiedzieć, żeby nie zaczął czegoś podejrzewać i żeby został w tym cholernym mieszkaniu.

- Ok. To pójdę z Tobą. - Powiedziałem i sięgnąłem po płaszcz.

- Nie, dzięki. Poradzę sobie. Chciałbym chociaż przez chwilę pobyć sam. - Zaprotestował, co znów znacznie skomplikowało sytuację
- Nigdzie beze mnie nie pójdziesz. - Podniosłem głos i krzyknąłem na zdziwionego blondynka. To był mój błąd, jak mogłem go popełnić. Cholera!

- Rozumiem, że się o mnie boisz, ale to co robisz, to lekka przesada. Wypuść mnie. - Tupnął nogą, obrócił się i zaczął otwierać drzwi. Chwyciłem chłopaka za ramiona i odciągnąłem od wyjścia.

- Powiedziałem coś. Siedzisz w domu. - Nie zaryzykuję tego, że jakimś cudem Kacper mógłby go znaleźć.
- Czyś ty do reszty oszalał. Wypuść mnie z domu! - Zaczął bezczelnie się na mnie wydzierać, niewdzięcznik jeden.

- Okazuj mi trochę więcej szacunku. - Powiedziałem przez zęby bliski załamania.
- Co ty w ogóle wygadujesz. Przesuń się wreszcie. - Teraz już nie wytrzymałem, przywaliłem mu z liścia. Jak chwilę później się zorientowałem, zrobiłem to zdecydowanie za mocno, bo chłopak ledwo się nie wywrócił.

- K-kochanie.... ja... ja przepraszam. Poniosło mnie. - Próbowałem jakoś go uspokoić, ale ten tylko bił mnie pięściami po klatce i odtrącał jakąkolwiek reakcję z mojej strony. Blondyn zalał się łzami i co chwilę pocierał obolały policzek, a ja byłem co raz bardziej zdenerwowany tym, że dowie się co jest prawdą, a co nie. Kiedy po krótkim czasie stania w korytarzu znów próbowałem się do niego zbliżyć, ten odepchnął mnie i uciekł do łazienki, gdzie zamknął się na klucz.

- Otwieraj kurwa te cholerne drzwi. - Zacząłem walić w nie pięściami, bo miałem już dość tej chorej sytuacji.

- Nie! Nie wiem co Cię napadło, ale wiedz, że nie wyjdę stąd! - Powiedział, a ja miałem ochotę trzepnąć go tak w ten śliczny ryjek, żeby popamiętał.

- Otwieraj! - Kopałem w drzwi raz, drugi trzeci, ale ten nie miał zamiaru otwierać.

- Wiktor, co Ci się dzieje? Dlaczego się tak zachowujesz? Dlaczego jesteś taki dziwny? - Narastający płacz Dominika sprawił, że przestałem hałasować i wyczerpany usiadłem na panelach pod drzwiami.

- Przepraszam Cię kotku. Ja... ja po prostu boję się, że po raz kolejny Cię stracę i chyba mi odbiło. - Powiedziałem i kilka razy głośno podciągnąłem nosem. - Przepraszam Cię za ten policzek. Obiecuję, że był to pierwszy i ostatni raz. - Musiałem jakoś uspokoić jego i siebie. O matko, jaki ja jestem głupi. Co mi przyszło do głowy z tym krzyczeniem i biciem. - Kochanie? - Zastukałem delikatnie w drzwi.

- Co?! - Odpowiedział na moje pytanie z tym jego słodkim oburzeniem.

- Wyjdziesz już? - Zapytałem najsłodszym głosikiem jaki wtedy potrafiłem z siebie wydobyć, a ponieważ złość dopiero we mnie stygła, było to dość problematyczne.
- Po co? Żebyś znów mnie uderzył? Śpię dziś tutaj. - Powiedział, a ja mimo złości powstrzymałem się od rozwalenia tego co dzieliło mnie od niego i tylko prychnąłem.

- W wannie będzie Ci niewygodnie. - Moim marzeniem teraz było tylko to, żeby wyszedł on z tej przeklętej łazienki.

- Dzięki za troskę, ale jakoś dam sobie radę. - Powiedział, a ja czułem jak znów podnosi mi się ciśnienie.
- Kochanie nalegam, żebyś wyszedł i nie wygłupiał się z tym spaniem w łazience. To śmieszne. - Dyplomacja nigdy nie była moją silną domeną. Zawsze byłem z rządami silnej ręki, jeśli oczywiście była ona moja.

- Nie, nie wyjdę. - Odpowiedział, a ja byłem już pewny, że jak tylko opuści to pomieszczenie to pożałuje każdego, bezsensownego słowa jakie powiedział. nagle poczułem jak coś zaczęło wibrować w mojej kieszeni. Sięgnąłem po znajdującego się tam smartphone'a i zobaczyłem, że dzwoniła do mnie mama.
- Co znowu? - Zapytałem, a kiedy matka wszystko mi wyjaśniła myślałem, że zejdę tam na zawał.

- To jak możesz przyjechać? - Zapytała, kiedy skończyła opowiadać. Przełknąłem ślinę, a moje oczy błędnie wpatrywały się w obraz przedstawiający mnie i Dominika. To co mówiła matka nie mogło być prawdą, po prostu nie mogło. - Wiktorku, jesteś tam? - Zapytała po chwili dłuższego milczenia.

- Zaraz będę. - Powiedziałem i z tego wszystkiego ledwo udało mi się wstać.

- Wychodzę! - Krzyknąłem do Dominika. - Nigdzie nie wychodź, ani nikomu nie otwieraj, mam klucze i postaram się wrócić jak najszybciej. - Powiedziałem, lecz ten nic nie odpowiedział. Niech sobie tam siedzi, głupek jeden. Ubrałem czarne rurki, skarpety i czarne, zimowe półbuty od Valentino. Z szafy wyciągnąłem białą koszulę i burgundowy sweterek, a na to wszystko narzuciłem płaszcz. Na szczęście byłem przygotowany na takie ewentualności, jak zostawienie Dominika w domu samego i wymieniłem w mieszkaniu drzwi na takie, które otwierać można tylko kluczem, który miałem ja. Tak więc zbiegłem szybko po tych starych drewnianych schodach i wyszedłem z naszej kamienicy.

~Kacper~
- Patrzcie tam! Wychodzi... i to bez Dominika! - Krzyknąłem pokazując palcem na wychodzącego z kamienicy chłopaka z platynowi włosami. - Teraz jest nasza szansa! Chodźcie! - Powiedziałem i otworzyłem drzwi samochodu i już chciałem wyjść, lecz Konstancja złapała mnie za ramię.

- Poczekaj chwileczkę, musimy upewnić się, że odjedzie. - Powiedziała, a kiedy wszystkim nam Wiktor zniknął z pola widzenia, wysiedliśmy z auta.

- Idziemy. - Powiedziała, trzasnęła drzwiami od samochodu, a kiedy upewniła się, że i my to zrobiliśmy zamknęła auto i ruszyła pewnie na pasy dla pieszych. Kiedy stanęliśmy pod kamienicą ja z Fabianem zastanawialiśmy się co mamy zrobić. Konstancja po pewnej chwili wbiła przypadkowy numer i zadzwoniła do jednego z mieszkań.

- Halo? - Powiedział chrapliwy głos w słuchawce

- Tu ja Swieta, posprzątać przyslam. - Powiedziała blondynka, a my mało nie pękliśmy ze śmiechu.
- Jak to? My nie mamy sprzątaczki, pomyłka. - Powiedziała kobieta.
- O matuchno, to mi się te numerki pewnie pomyliły z tego wszystkiego. Moglaby mnie pani wpuścić, to już dalej jakoś bym sobie poradzila. - Powiedziała odruchowo szczerząc się do urządzenia. Kobieta, po chwili milczenia otworzyła nam drzwi i weszliśmy do środka.

- No dobra, a które to teraz jest mieszkanie? - Powiedział na głos Fabian.

~Wiktor~
- Gdzie on jest?! - Zapytałem automatycznie po tym jak tylko wbiegłem do domu.

- Leży w pokoju gościnnym. Hela jest z nim. - Powiedziała matka, a ja jak szybko tylko mogłem pobiegłem do wskazanego przez nią pomieszczenia.

- Dzień Dobry proszę pana. - Powiedziała służąca i wstała od łóżka chorego.

- Możesz wyjść, poradzę sobie. - Zmierzyłem ją ostrym spojrzeniem i usiadłem na łóżku.

- Co ty kurwa odpierdalasz? - Powiedziałem, kiedy tylko ta zostawiła nas samych. Leżący na łóżku, półprzytomny Eryk pokręcił głową i zatrzepotał rzęsami.
- Umieram. - Powiedział, a oczy mało co nie wyszły mi z orbit. Wziąłem zapach i uderzyłem go w twarz za takie gadanie. Chwilę potem chłopak zwymiotował do wanienki stojącej przy łóżku.

- Umrzesz wtedy, kiedy ci na to pozwolę. - Powiedziałem.

- Czemu nie wypuściłeś mnie mimo tego, że Dominik zrobił co chciałeś? - Chłopak znów oberwał, a chwilę później zwymiotował po raz kolejny.

- Od jakiegoś czasu wiem, że jesteś gównem, ale teraz to już całkowicie się Tobą brzydzę. - Odpowiedziałem i odsunąłem się na drugi koniec łóżka.

- To po co mnie tu trzymasz? - Zapytał, a ja uśmiechnąłem się i z przyjemnością udzieliłem mu odpowiedzi.

- Bo dołączysz do mojej kolekcji, ale najpierw muszę znaleźć literkę D, a Dominik na pewno nią nie będzie. - Odpowiedziałem i pogłaskałem chłopaka po policzku.

- Ty serio jesteś pierdolnięty. - Powiedziało to chude, blade ścierwo, a ja pacnąłem go po raz trzeci. Tym razem tak mocno, że aż upadł na poduszki. - Zdechnę tu, zanim zdążysz znaleźć tę swoją literkę D - Powiedział, co było niestety bardzo prawdopodobne. Przez to całe zamieszanie z Dominikiem i moje uczucie do niego całkowicie zapomniałem o moim głównym celu, czyli kochanej kolekcji. Momencik, Dominik no właśnie... najciemniej przecież zawsze pod latarnią!

~Kacper~
- Dobra. Myślmy logicznie. - Powiedziała Konstancja. - Na pewno ich mieszkanie nie jest ani na pierwszym, ani na drugim piętrze, bo Wiktor bałby się, że za nisko. Numer mieszkania kobiety do której dzwoniłam to pięć, więc też odpada. Jest tu tylko osiem mieszkań, więc zostały trzy i coś mi podpowiada, że powinniśmy zacząć od ostatniego. Jak powiedziała dziewczyna, tak też zrobiliśmy.

Wspięliśmy się po drewnianych, głośnych schodach na sam szczyt budynku i zastukaliśmy do drzwi. Nikt nie odpowiadał.
- Dzień dobry. Halo, jest tam kto? - Powiedziała słodkim głosem Dziewczyna.
- Już idę. - Odpowiedział jakiś kobiecy głos, a ja z Fabianem schowaliśmy się na schodach niżej.
- Dzień dobry. - Powiedziała. - Przyszłam tu do kolegi, ale kompletnie zapomniałam numeru mieszkania. Wprowadził się tu niedawno, nie wie może pani, gdzie mieszka? - Trzeba przyznać, że dziewczyna miała naprawdę mistrzowski talent w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach.

- To tu na przeciwko. - Kobieta obrzuciła ją czujnym spojrzeniem, a potem zniknęła w mieszkaniu. Po tym my dołączyliśmy do dziewczyny, która zapukała do drzwi.

- Fabian masz gumę? - Zapytała.
- Tak proszę. - Chłopak z mnóstwem metalu w ciele podał jej całe opakowanie gum do żucia Winter Fresh.
- Nie, ja nie potrzebuję. - Jej słowa obu nas wprawiły w niemałe zakłopotanie. - Ty żuj i spraw żeby wścibska sąsiadeczka nie miała jak nas podglądać. - Powiedziała i zapukała do drzwi.

- Kto tam? - Usłyszałem głos Dominika, a serce zabiło mi szybciej.

- To ja Domiś. Kacper, przyszedłem Cię uratować z Fabianem i Konstancją. - powiedziałem, na co w odpowiedzi dostałem stłumiony krzyk i dźwięk szybkich kroków po panelach.
- Dominik. Otwórz szybko. Musimy uciekać, bo Wiktor zaraz wróci. - Powiedziałem.

- Nigdzie w Tobą nie pójdę ty potworze. Jestem już z moim Wiktorkiem i choćbyś nawet nie wiadomo jak chciał, to i tak mnie stąd nie wyciągniesz. - Opowiedział.

- Co kurwa?! - Wymruczał Fabian.

- Nie mam pojęcia. - Wstrząsnąłem ramionami.
- Dominik spokojnie. To ja Konstancja, mnie pamiętasz? - Powiedziała dziewczyna, a za drzwiami zapanowała cisza. - Dominik odpowiedz proszę. - Usłyszeliśmy jak chłopak podsuwa się do drzwi.
- Nie nie pamiętam nikogo z was. A Wiktor zaraz wróci, więc lepiej sobie idźcie. - Powiedział, a my spojrzeliśmy nerwowo po sobie.

- Cholera on musiał stracić pamięć. - Fabian powiedział to o czym wszyscy myśleliśmy, a nasze oczy znów skierowały się ku drzwiom.
- Dominik posłuchaj mnie ja jestem Kacper i to ja jestem twoim chłopakiem. To Wiktor Cię porwał, a kiedy chciałem Cię uwolnić ogłuszył w skutek czego straciłeś pamięć. - Mówił Kacper oparty o drzwi.
- Kłamiesz ty zwyrodnialcu. I tak was nie wpuszczę. - Powiedział, a my załamaliśmy ręce.

~Wiktor~
- Halo? - Usłyszałem głos w domofonie.

- Cześć. Dostałem twój adres od naszego wspólnego znajomego, zejdziesz na dół? - Powiedziałem, a chłopak zgodził się. Mieszkał w jakimś typowym blokowisku z ciasnymi mieszkaniami, których tak bardzo nienawidziłem. Chłopak nie odważył się jednak wyjść na zewnątrz. Pomachał mi zza szyby od drzwi wejściowych. Zbliżyłem się do nich chuchnąłem i narysowałem na niej serduszko. Niski brunet z grzywką uśmiechnął się i otworzył drzwi.

- Pan Sokolski? - Podszedłem do niego.
- Już nie uczę u was w szkole. Mów mi Wiktor. - Powiedziałem i jeszcze bardziej zbliżyłem się do chłopaka.

- Ale skąd ty wiesz, że ja..., że ja jestem. - Miałem dość tego gadania i złapawszy wcześniej chłopaka za podbródek, wpiłem się w jego usta. Oddawał on każdy mój pocałunek i po chwili położyłem ręce na jego biodrach, po czym przycisnąłem go do siebie.

- Wiesz nie jestem pewien, czy... - Zaczął mówić między westchnieniami, kiedy to ja zajmowałem się jego szyją.
- Byłeś kiedyś w Marriotcie? - Zapytałem patrząc mu teraz prosto w oczy.

- W tym hotelu? - Kiwnąłem głową na tak i dostrzegłem błysk w jego oczach. Takich lubiłem najbardziej. Wystarczyło uchylić im rąbka lepszego świata, a już nie wyobrażali sobie życia bez Ciebie i zapominali o wszelkich priorytetach. Zagubieni chłopcy, dla których wystarczy, żeby ich partner nie wyglądał jak pasztet i miał trochę kasy, a już byli w stanie zrobić dla niego wszystko. Płytcy jak kałuża we wrześniu, a za razem posiadający w sobie tyle miłości, której nie mogą w nikogo w pełni przelać.

- Tak. Fajnie byłoby spędzić tam z Tobą noc. - Chłopak już całkowicie się zapalił, a ja cmoknąłem go delikatnie w małe usteczka i poszedłem w stronę samochodu.

Księżyc był właśnie w pełni, kiedy jechaliśmy do hotelu. Śnieg topił się na ulicach z powodu odwilży, a miliony świateł odbijały się w oczach mojej nowej zabaweczki, która starała się udawać zblazowanego gościa. Tak naprawdę, to wiedziałem, że jego serce ledwo nie wyskoczy mu zaraz z piersi. Siedział teraz ze mną w czarnym BMW, na najwyższej jakości skórzanym siedzeniu, wdychał zapach moich perfum od Dior'a i ze skrywanym uśmiechem nerwowo przebierał palcami. Był bardzo podobny do Dominika, mógłbym nawet powiedzieć, że mogliby być bliźniakami, gdyby nie ten lekko garbaty nos i piegi.

- Jesteś niezwykle uroczy, szczególnie kiedy tak się uśmiechasz. - Powiedziałem i zajechałem pod hotel.
- Dziękuję, a ty niezwykle miły. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, co było naprawdę miłym widokiem.
- No to jak? Wysiadamy co nie? - Zapytałem jeszcze raz się upewniając o stanowisku chłopaka.

- T-tak... - Odpowiedział, a ja widziałem jak nerwowo przełyka ślinę.

- Co jest? Jeśli tego nie chcesz, to odwiozę Cię do domu. - Położyłem mu rękę na ramieniu, a w duchu modliłem się, żeby mi nie odmówił.
- Nie, chce chce tylko... nie chciałbym, żeby był to jeden raz tylko coś dłuższego i poważnego. - Odpowiedział, a ja cmoknąłem go równie delikatnie jak kilkanaście minut temu pod jego blokiem.

- Naprawdę jesteś uroczy. - Dodałem i wysiadłem z auta, po czym on też to zrobił.

~Kacper~
- Dominik do cholery... jak możesz mnie nie pamiętać. - Bezradnie siedziałem pod drzwiami mieszkania. - Nasze wspólne wakacje we Włoszech, te wszystkie godziny na basenach i łyżwach. Te przepiękne walentynki. Nasze rocznice, które z ogromną żarliwością świętujemy. Domiś proszę, nie wież Wiktorowi. Ja nazywam się Kacper i to ja jestem twoim prawdziwym chłopakiem. -Siedziałem tam i słuchałem jak w wewnątrz strzelają panele od nerwowego chodzenia mojego słoneczka.

- Domini proszę otwórz te drzwi, bo w każdej chwili może wrócić Wiktor i nie uda nam się Ciebie stąd zabrać. - Powiedziała blondynka i zastukała raz jeszcze w drzwi, lecz bez skutku.
- Nie! - Krzyknął, a my wszyscy zacisnęliśmy tylko zęby ze złości.

~Wiktor~
Przed pójściem do recepcji postanowiliśmy zjeść coś w hotelowej restauracji. Ze względu na późną porę obaj zamówiliśmy tylko po deserze. Moim były lody czekoladowe, a jego owoce z jogurtem naturalnym. Czas mijał nam naprawdę przyjemnie, już nie mogłem doczekać się, aż pójdziemy na górę. Tak bardzo chciałem już poczuć go pod sobą. Jego oczka lśniły pięknie, kiedy z fascynacją opowiadał o szkole i zainteresowaniach, a ja łykałem każdy ruch jego warg.

Tę błogą atmosferę przerwał mi dźwięk telefonu, który najchętniej bym wyłączył, gdyby nie to, że zobaczyłem, kto dzwoni.

- Przepraszam na chwilę, ale muszę to odebrać. - Powiedziałem i jak najszybciej wyszedłem na zewnątrz.

- Dzień dobry, panie Wiktorze. Stoją pod drzwiami do mieszkania i próbują wejść. - Powiedziała kobieta.

- Świetnie... w takim razie już jadę. - Powiedziałem i wróciłem do restauracji.
- Naprawdę nie wiesz jak mi przykro, ale nie mogę już dłużej zostać. Obiecuję, że spotkamy się jutro i dokończymy dzisiejszy wieczór, ok? - Powiedziałem do lekko rozczarowanego chłopaka.
- Ok. - Odpowiedział, a po zapłaceniu rachunku szybko udaliśmy się do samochodu.

~Dominik~
Stałem zdenerwowany w przedpokoju i co jakiś czas patrzyłem przez wizjer. Gdzie do cholery był ten Wiktor jak go potrzebowałem? Naprawdę się bałem, nie chciałem wracać do tego psychopaty Kacpra. Chciałem być bezpieczny z chłopakiem, który mnie kocha... chyba.

- Dominik kochanie... proszę Cię otwórz. - Ten wariat po raz kolejny próbował mnie namówić do wpuszczenia go do środka.

- Nie ma szans, idźcie sobie. - Krzyknąłem usatysfakcjonowany faktem, że dzielą nas te drzwi.

- Księżniczko proszę... - Co? Jak on mnie na...
- Jak mnie nazwałeś? - Zapytałem jeszcze raz i poczułem dziwne ciepło w moim sercu.

- Jesteś moją księżniczką. - Powiedział, a w moją głowę jak setki pocisków zaczęły uderzać te wszystkie wspomnienia do których tak bardzo nie pasował ten srebrnowłosy chłopak, a blondyn Kacper był tą właściwą osobą. Tak, mój Kacperek. Mój chłopak, moja jedyna, prawdziwa miłość.

- Kacperku! - Krzyknąłem radośnie.

- Dominik pamiętasz mnie? - Zapytał, a ja krzyknąłem radosne tak. - Otwórz szybko drzwi, musimy stąd zwiewać. - Powiedział, a ja dopiero teraz zauważyłem, że tak naprawdę nie mogę wyjść.

- Nie mogę, tu nie ma zamka. - Powiedziałem.
- Jak to?! - Zapytał znajomy głos po którym rozpoznałem, że jest wśród nich też Fabian.

- Tak to, kazałem go usunąć. - Tym razem usłyszałem głos, którego zdecydowanie nie chciałem usłyszeć. - Chłopaki! Zajmijcie się nimi. - Powiedział i usłyszałem jak ludzie po drugiej stronie zaczęli się szarpać.

- Nie! Zostawcie nas idioci. - Krzyczała Konstancja, a z nią Kacper i Fabian. Spojrzałem przez wizjer i widziałem jak Kacper stawia opór, lecz po chwili te trzy goryle, które przyszły tu wraz z Wiktorem i jego obezwładniły. Pod drzwiami stanął Wiktor i ku mojemu zdziwieniu spojrzał prosto w wizjer, jakby wiedział, że teraz patrzę.
- Wróciłem mój koteczku. - Powiedział i przekręcił klucz w zamku.

Ale ze mnie kochany Polsacik, co nie? W gruncie rzeczy mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie (po raz kolejny) i że trochę to lubicie. Wiecie jak bardzo chcę znać wasze zdanie na temat każdego rozdziału, więc nie zapomnijcie dodać komentarza!

+Ważne+
Mam dylemat jeśli chodzi o drugą książkę, bo jak się pewnie domyślacie "Kości Policzkowe" powoli dobiegają końca.
Moje pytanie do was dotyczy tematyki nowego opowiadania.
Wolicie Królów czy Wampiry?

Liebster Awards #6
(za nominację dziękuję DanyMotherOfDragons)

1. Masz jakiś ideał chłopaka?
Przede wszystkim, żeby był wyższy ode mnie i najlepiej 2-3 lata starszy. Ostatnio mam też skłonność do blondynów (♡ Evan Peters ♡).

2. Czy jesteś osobą często chorującą? Nope.

3. Co myślisz o tym, żeby ananasy przejęły władzę nad światem? Tona truskawek i zgodzę się na wszystko.

4. Jaką książkę ostatnio przeczytałeś? Marie-Morgane Le Moel "Cała prawda o Francuzkach"

5. Jaki film/serial ostatnio oglądałeś? Scream Queens

6. Ulubiony smak soku? Pomarańczowy
(koniecznie kwaśny).

7. Czy masz zwierzę ewentualnie rodzeństwo? Mam dwójkę rodzeństwa i dwa psy.

8. Ulubiony i znienawidzony przedmiot w szkole? Do jakiej chodzisz? Ulubiony - J. angielski, Znienawidzony - Geografia, Klasa - III Gimnazjum

9. Ulubiony i znienawidzony miesiąc? Ulubiony - Marzec, Znienawidzony - Nie mam

10. Co Cię obrzydza? Hamstwo i brak jakiegokolwiek taktu u niektórych ludzi.

Koniecznie napiszcie co sądzicie o nowym rozdziale, a jeśli się wam podobał, to sprawcie mi tą przyjemność i dajcie gwiazdeczkę. Pozdrawiam, YayoBoy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro