🍭
Zbliżała się obcobrzmiąca godzina dwunasta, która miała zapieczętować definitywnie czas nałożonego brzemienia opieki. Nie chciała myśleć źle o tym kilkudniowym zamieszaniu, które w gruncie rzeczy wprowadziło w jej życie dziwny spokój, wynikający z poczucia pewnej bliskości. Uznała, że stosunkowo łatwo poradziła sobie z opieką nad malcem. Nie umniejszała, również wkładu Kisame i szczerze dziękowała bogu za możliwość poznania tego olbrzyma o równie ogromnym sercu.
Wygładziła beżowy materiał sukienki, upewniła się, że szminka nie pozostawiła żadnego śladu na jej kołnierzu. Poprawiła niesforny kosmyk i przekręciła bransoletkę we właściwą stronę. Siedząc na kanapie, obserwowała własne odbicie w szybie okna. Uśmiechnęła się z politowaniem, widząc swoje jestestwo. Czuła się jak nastolatka, czekająca na ukochanego przed randką, a przecież czekała na kogoś, kogo znała od kilku dni.
Podniosła się, słysząc, jak klamka swobodnie opada w dół. Nie potrafiła pojąć, co wywoływało w niej tak silną potrzebę powitania kruczowłosego, zaraz po przekroczeniu progu.
— Itachi-san! — w pierwszej chwili miała ochotę rzucić się mu na szyję. Zrezygnowała, uznając takie zachowanie za nazbyt niestosowne.
— Miło cię widzieć — przyjrzała mu się uważnie. Ubrany niemalże w ten sam sposób, co w dzień, w którym został potrącony, spoglądał za przestrzeń za nią.
— Też się cieszę, że mogę cię zobaczyć – dopiero teraz przeniósł wzrok na nią — nie musiałaś...
— Oh, nie bądź taki oziębły, pozwól się trochę rozpieścić – Kisame zaśmiał się perliście.
🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭
Wszystko wydawało się zbyt piękne, nawet w oczach Sasuke, który wyczekująco wpatrywał się w Kisame. Ten zaś beztrosko sięgał po kolejną porcję krewetek.
— Jest świetny. Nie znam drugiej osoby, która tak sprawnie posługiwałaby się angielskim — Hoshigaki ciągnął litanie pochwał Itachiego, jednocześnie wplatając w swoją wypowiedź
najróżniejsze retrospekcje.
— Nie możesz przypisywać mi wszystkich zasług.
— Chyba nie uważasz, że powinienem je przypisać innym, po tym, jak odkręcałeś słowa Hidana? — mężczyzna zaśmiał się kolejny raz — Wyobrażasz sobie – zwrócił się w kierunku kobiety — jeden z naszych współpracowników tak bardzo chciał przypodobać się naszemu doradcy finansowemu, że nagadał kompletnych bzdur rzekomo po angielsku naszemu kontrahentowi? Kompletnie pomieszał ceny naszych usług, nawet obraził naszego szefa, ale tu nie uwierzę w brak kompetencji językowych.
— Brzmi poważnie. Naprawdę dałeś radę to wszystko odkręcić?
— Wymagało to trochę czasu, ale na szczęście obyło się bez zwolnień.
— Praca w korporacji wydaje się stresująca i trudna, ale kiedy wy o niej mówicie, wygląda na mniej straszna.
— Jest strasznie nudna — oświadczył Kisame — chyba że trafisz na dobry zespół.
Itachi pokiwał głową, uzupełniając braki herbaty.
— To głównie dokumenty i spotkania z klientami, czasem jakieś szkolenia wyliczał Uchiha.
— Wasz firma organizuje jednodniowe szkolenia? – [Imię] zerknęła kątem oka na kruczowłosego.
— Niestety nie.
— Co wtedy z Sasuke?
— Nie mogę zabierać go ze sobą. Jeśli mamy dłuższe spotkanie spędza trochę więcej czasu w szkole. Kiedy muszę wyjechać na kilka dni, zajmuje się nim Jiraiya.
[Imię] prawie nie upuściła talerzyka z dango, słysząc imię pisarza. Zaśmiała się nerwowo, odstawiając naczynie z rezygnacją. Kiedy usiadła, przeanalizowała wszystko od nowa, dodając nowe informacje.
— To miłe z jego strony — dodała, orientując się, że zareagowała na tę odpowiedź zbyt dziwacznie.
— No – Kisame skierował uwagę na siebie — przykro mi bardzo, ale muszę was opuścić — spojrzał znacząco w kierunku Sasuke, puszczając mu przy tym oczko.
— Odprowadzę cię! — chłopczyk zerwał się z miejsca.
Kiedy olbrzymi gość wkładał płaszcz w towarzystwie małego Uchihy, starszy przyglądał się gospodyni.
— [Imię]-san, nie wiem, jak mam ci dziękować.
— Przerabialiśmy to już — odpowiedziała z uśmiechem.
— Wracam! — krzyknął z korytarza Sasuke.
— To dobrze, musisz spakować swoje rzeczy.
— Jak to? Czemu? — kroki Sasuke ucichły gwałtownie.
— Przecież nie możesz zostawić tego wszystkiego u [Imię].
— Kiedy ja tu zostaje — chłopiec stał w progu z zaszklonymi oczami.
— Itachi-san — głos kobiety nieco drżał, oczy wbiła w na półpustą filiżankę — może, moglibyście zostać na noc. Nic nie narzucam, ale w twoim stanie... no wiesz... nie powinieneś jeszcze tyle dźwigać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro