Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Minęło kilka dni. Na Nemezis było dość spokojnie; nie dostałaś żadnych specjalnych zadań, za wyjątkiem tego, że do Twoich obowiązków zaczęło również należeć pomaganie rannym Decepticonom. Potrafiłaś zmieścić się w najmniejsze szczeliny i załatwić sprawy w środku, zamiast otwierać rany bardziej, aby przeprowadzić jakiś drobny zabieg. 

Mimo Twojej nieocenionej przydatności, Twoje ciało miało sporą wadę; Energon był dla ludzi trujący w tak dużych ilościach. Odczułaś efekty, gdy spędziłaś całą noc, naprawiając Vehicony. Było tak dużo rannych, iż ledwo się wyrabialiście, a Ty nie miałaś czasu dokładnie go z siebie zmyć. Następnego dnia bolał Cię żołądek, zwymiotowałaś kilka razy, a w miejscach, gdzie Cię dotykał, zostawały czerwone, bolące ślady. Trochę, jak po oparzeniu słonecznym. 

Ale do pracy i tak poszłaś. Chociaż Knockout odpuścił Ci pracę z Energonem i mogłaś skupić się na gadżetach, które od dłuższego czasu chodziły Ci po głowie. 

-Ej, Knockout, patrz! - Zawołałaś, a mech powoli się odwrócił. Przez dłuższą chwilę Cię nie zauważył, ponieważ myślał, że będziesz stać na którymś z blatów. Nic bardziej mylnego; zwisałaś do góry nogami, zawieszona na jakiejś rurce z sufitu. Wokół tali przywiązany miałaś dziwny pas, od którego wychodziły kable z diodami, a kończyły przyczepione do dolnej części Twoich pleców. 

Zwisałaś tak, ponieważ do tylnej części pasa, przyczepiony był długi, metalowy sznur, kształtem przypominający ogon kameleona. Tylko to trzymało Cię przed upadkiem z kilkunastu metrów, a Ty lekko się uśmiechałaś, trzymając ręce na piersi. Mech zareagował trochę za szybko. Podbiegł pod Ciebie i wyciągnął ręce, abyś w razie upadku nie rozbiła sobie głowy. 

-Czyś ty na głowę upadła? Złaź stamtąd! 

-Nie, ale zaraz mogę. Ta rurka jest dosyć cienka i chyba trochę ją poluzowałam - powiedziałaś, ale zamiast zejść, zaczęłaś się bujać. W tył i przód. 

-(Imię), schodź natychmiast! - Krzyczał, a Ty w duchu bardzo głośno się śmiałaś. O tak, panikuj dalej. To była uczta dla Twoich uszu. Za te wszystkie upokarzające sytuacje w szkole. 

-Niech ci będzie - podniosłaś się i, z ogonem owiniętym wokół rury, zaczęłaś powoli schodzić. Kiedy ponownie znalazłaś się na blacie, Knockout już czekał, w swojej słynnej pozie z rączką na biodrze. Jego wyraz twarzy bardzo wyraźnie dał Ci znać, iż jest niezadowolony Twoimi kaskaderskimi wyczynami - I co? Pod wrażeniem?

-Miałem cię za istotę inteligentną - pokręcił głowę z dezaprobatą i ruszył w stronę swojego stanowiska. 

-Knockout! Nie obrażaj się, to tylko dla eksperymentów! Ktoś musiał to sprawdzić... Nie ignoruj mnie! 

***

Do tej pory funkcjonowałaś stosunkowo normalnie. Ilość snu była wystarczająco i, choć Twój wolny czas był dość ograniczony, udawało Ci się spotykać ze znajomymi w weekendy. Jack i Miko wpadali przez most ziemny, a z Autobotami rozmawiałaś przez telefon Rafaela. Co ciekawe, bardzo nalegali, abyś skończyła pracę z Decepticonami. Mimo ciągłego zapewniania ich, iż masz wszystko pod kontrolą, nie dało się im przetłumaczyć. Dawało to odwrotny skutek i coraz bardziej chciałaś udowodnić im, że sobie poradzisz. 

Nadszedł jednak czas pierwszych egzaminów. Czas przeznaczony na sen uległ gwałtownemu zmniejszeniu, tak samo jak Twoje skupienie i zdrowy wygląd. Tydzień wystarczył, aby wyssać z Ciebie życie. Chodziłaś zgarbiona, oczy miałaś przekrwione i nie miałaś siły na cokolwiek. Ślepy zauważyłby, że było z Tobą coś nie tak. 

Twoje koleżanki ze szkoły pytały, czy dzieje się coś złego, ale w miarę naturalnie je zbywałaś. Wszystko zaczęło się komplikować podczas piątkowego wypadu na Nemezis. Zamiast wody, zaparzyłaś sobie termos z kawą, którą z kolei piłaś jakieś dwie godziny temu. Nic to nie dało. 

Nawet Starscream zauważył Twoją mentalną nieobecność. 

-Węglowcu! Spytałem, co udało ci się wymyślić w przeciągu ostatnich dni?! - Krzyczał Starscream- Lord Megatron kazał przynieść raport!

-Tak, tak. Już go szukam - powiedziałaś zmęczona i zaczęłaś szukać folderu z raportami. Gdyby nie medyk, przesłałabyś mu zły plik. 

-Człowieku, wytłumacz swoje zachowanie - powiedział komandor, podchodząc bliżej. 

-Jakie zachowanie? 

-Rozproszenie... I zrezygnowanie z nazywania mnie lordem - dodał po chwili. 

-Ach, to - pokręciłaś głową - Wiesz,  mam teraz sporo na głowie.

I to wszystko. Odwróciłaś się i zaczęłaś pracować. Screamer, nieusatysfakcjonowany z Twojej odpowiedzi, zaczął pytać się Knockout'a. Ten również odpowiedział mu zdawkowo, ale przynajmniej pojął, iż wszystko miało wspólnego ze "szkołą", do której uczęszczałaś. To musiało być straszne miejsce, skoro nawet Ty nie dawałaś sobie umysłowo rady. Chcąc nie chcąc, do głowy wpadł mu pewien pomysł. 

-Człowieku - powiedział po chwili, ponownie skupiając na sobie Twoją uwagę - W związku z tym, że ta szkoła ma zły wpływ na twoją produktywność, łaskawie proponuję ci rozwiązanie. 

-Co masz na myśli? 

-Mógłbym wziąć mały oddział swojej armady i doszczętnie zniszczyć to miejsce - powiedział i nastała cisza. Uchyliłaś usta i zmrużyłaś oczy. Gdyby nie to, że wszyscy wtajemniczeni wnet dowiedzieliby się, czyja to sprawka, to bardzo chętnie byś się zgodziła. Właściwie, to była trochę Twoja wina, iż teraz musiałaś wkuwać wszystko na ostatnią chwilę. Odpuściłaś sobie systematyczność i masz babo placek. Dodając do tego pracę dla Decepticonów, nie dziwiłaś się z tego stanu. 

-Starscream, kocham cię - powiedziałaś bezsilnie, a jego czerwone optyki otworzyły się szeroko- Ale muszę odmówić. 

-Co? Dlaczego?! - Krzyknął. Albo Ci się wydawało, albo jego twarz zrobiła się niebieska. Zamrugałaś dwukrotnie. 

-Bo będą tam inni ludzie i...

-Nie o to pytałem!

-Aaa - kiwnęłaś głową, przypominając sobie pierwsze słowa - Po prostu twoja propozycja dostała się do najgłębszych zakamarków mojego serca. Nie bierz tego zbyt poważnie. 

-Echem, tak. Rozumiem - wyprostował się gwałtownie i kaszlnął - Pójdę już i przekażę twój raport Lordowi Megatronowi. 

Do drzwi podszedł powoli, ale kiedy te się za nim zamknęły, usłyszałaś jak zaczyna biec. Wzruszyłaś ramionami i wróciłaś do pracy. 

***

Knockout odstawił skoncentrowany Energon na półkę i spojrzał na zegarek. Według waszego czasu, dochodziło wpół to piątej. Mocno się dzisiaj zasiedziałaś, zazwyczaj fajrant miałaś około godziny trzeciej. On sam był już nieco zmęczony i wolał nie myśleć, jak padnięta musisz być. 

Przez ostatnie dni mocno było to po Tobie widać. Nie ekscytowałaś się tak bardzo projektami, które musieliście wykonać. Widząc Cię taką bezsilną i śpiącą poczuł nutkę empatii i, gdyby tylko od niego to zależało, dałby Ci chociaż te dwa dni wolnego, na zregenerowanie sił. Niestety, podlegaliście bezpośrednio Soundwave'owi, który prawie na pewno by się nie zgodził. 

-(Imię), koniec na dziś - powiedział i odwrócił się w Twoją stronę. Nie odpowiedziałaś mu. Leżałaś na klawiaturze, plecami do niego, a na ekranie wyświetlały się jakieś zaczęte badania -Halo! Śpisz czy co?

Dotknął Cię lekko w plecy. Odwróciłaś się automatycznie i wtedy zauważył, że tak! Spałaś w najlepsze na jego sprzęcie. W pierwszej chwili chciał Cię obudzić, ale zatrzymało go to, że chwyciłaś go za palec i delikatnie przyciągnęłaś. Dał się poprowadzić i chwilę później, jego ręka leżała pod Twoją głową, stając się swego rodzaju, egzotyczną poduszką. 

Knockout się zmieszał. 

Jednocześnie nie uśmiechało mu się stanie całej nocy i czekanie, aż się obudzisz i łaskawie pozwolisz odejść, ale z drugiej strony, nie chciał Cię również budzić. Jutro był dzień wolny od szkoły, jeden z dwóch w tygodniu, kiedy mogłaś w pełni się wyspać. Nie chciał zabierać Ci tej możliwości. Przez te kilkanaście dni znajomości, zapałał do Ciebie, nieco pokręconą, sympatią. Wciąż byłaś tylko słabym człowiekiem, ale, w przeciwieństwie do osobników w szkole, był wstanie znosić Twoje towarzystwo. Lubił, jak doprowadzałaś Starscream'a do skrajnych emocji, tolerował Twoje, nie do końca, przestrzeganie zasad (między innymi, wpraszanie Steve'a tam, gdzie nie powinno go być) i delektował się Twoim specyficznym poczuciem humoru. 

Mech wypuścił z siebie powietrze. Udało mu się dosięgnąć krzesło nieopodal i przyciągnąć do siebie. Usadowił się w miarę wygodnie, oparł głowę o wolną rękę, po czym ostatni raz na Ciebie spojrzał. 

Ten jeden raz chyba mógł być miły. 

Zamknął optyki i udał się na odpoczynek. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro