ⱤoɀʣìɑԎ 29 SNEAK PEEK
Jogaila
Zamek wileński, połowa maja 1390 roku.
Po zajęciu Brześcia, Kamieńca Podolskiego i Grodna Jogaila mógł ze względnym spokojem powrócić do Wilna, gdyż nie spodziewano się rychłych krzyżackich ataków. Choć to radowało wielkiego księcia, wiedział on, że nowe starcia były tylko kwestią czasu, skoro rokowania z Krzyżakami na nic się zdały.
Przekraczając Bramę Miejską Jogaila poczuł rozrywającą serce tęsknotę, nie tylko do swojego ukochanego miasta, gdzie się urodził i spodziewał się na wieczność spocząć, ale również do niewiasty, która mimo usilnych starań, wciąż zaprzątała jego myśli.
Tęskno mu było do jego Węgierki. Jego lelija.
Czy wciąż ta sama? Jad zatruwał jego głowę trucizną podejrzeń i pomówień, które od innych słyszał i coraz trudniej było mu wyłowić z nich ziarno prawdy.
W ostatnie posądzenia o cudzołóstwo Jadwigi z jego bratem nie wierzył wcale, bowiem krzyżackie paszkwile pisane na niego i małżonkę w niczym go już nie dziwiły. Jakże jednak miał zapomnieć Jadwidze wcześniejsze listy posyłane do papiestwa i skąd też mógł mieć pewność, że czegoś nie próbowała ugrać za jego plecami? Naraziła się w rezultacie jedynie na śmieszność i kolejne plugawe oszczerstwa.
Myśl, iż Andegawenka mogła silić się na dyplomację w jego imieniu, rozrosła się w jego myślach jak chwasty, pozostawiając po sobie gorycz i niesmak na ustach.
Uradowana Jadwiga z orszakiem dwórek powitała przybyłych wilnian na zamkowym dziedzińcu. Odziany w baranie skóry wielki książę zszedł z konia i podając lejce stajennemu, podszedł w towarzystwie bojarów do witających go kobiet, pozdrawiając je jedynie skinieniem. Jadwigę minął bez słowa, co widocznie złamało jej serce, czego nieudolnie starała się po sobie nie poznać. Posłał jej jeno jedne zezłoszczone spojrzenie, aby mogła zacząć dumać nad tym, czym mogła go zezłościć.
Po dokładnym zapoznaniu się ze sprawami miasta pod jego długą nieobecność, rozkazał w końcu swemu słudze, aby poprosił do niego Jadwigę.
Sala tronowa Giedymina była dzisiaj duszna od atmosfery powagi i zbliżającej się zwady. Jogaila siedział strapiony na fotelu wielkoksiążęcym, oczekując na przybycie żony.
— Pone, didžioji kunigaikštienė Jadvyga* — zapowiedział po litewsku sługa.
Jadwiga szła nieśpiesznym krokiem, ze złożonymi na brzuchu dłońmi, odziana w błękitną suknię w andegaweńskie lilie, a jej kasztanowe loki zdobiły jej głowę strojniej niż królewska korona. Lico miała śnieżnobiałe, jakby dawno nie widziały słońca i w świetle nielicznych świec wyglądała niemal trupio. Jogaila zmartwił się, że nieco też wychudła i troski odrysowały się na jej pięknej jak zwykle twarzy, której brakowało dawnego blasku.
Pożałował, że potraktował ją dzisiaj tak chłodno i kącik jego ust drgnął w czymś na kształt nieśmiałego uśmiechu na jej widok. Szybko się jednak opanował i przybrał na powrót minę nieprzejednaną, gdy przypomniała o sobie jego złość.
— Witaj w Wilnie, książę — odparła pierwsza księżna, patrząc na swojego małżonka równie zagadkowo i z nieskrywanym żalem.
Przegrywając z pokusą, Litwin zerwał się z tronu i podchodząc do andegaweńskiej królewny, przyciągnął ją do siebie w pocałunku. Zaraz się opamiętał i odciągnął ją od siebie za ramiona na długość łokcia.
Twarz Jadwigi wreszcie pojaśniała, a widoczna ulga wygładziła jej rysy.
— Gorliwie modliłam się o twój szczęśliwy powrót i Miłościwy Bóg wysłuchał mych błagań. Wrócił mi ciebie całego.
—Kto jeszcze ich słuchał? — zapytał szorstko wielki książę.
Kniahini zbita z tropu zmrużyła oczy.
— O co pytasz, panie?
— O listy, które każesz posyłać w tajemnicy przede mną?! — Jogaila podniósł głos na żonę, co rzadko mu się zdarzało. — Prosiłaś w nich Witolda o zgodę, a Zakonowi groziłaś skargą u papieża, skutecznie narażając się na kolejne ataki. Ile jeszcze było listów, o których nie wiem?
Odwrócił się od Jadwigi, która w pokorze wysłuchała łajania i spojrzał na wiszący nad tronem herb Giedyminów. Zaczął się zastanawiać, dlaczego los nie zesłał mu potulnej i usłużnej żony, która nie sprawiałaby mu teraz takich kłopotów. Sam sobie odpowiedział: takiej nie chciał nigdy.
Olgierdowicz poczuł nieśmiały dotyk na ramieniu.
— Papież musiał się dowiedzieć o bezeceństwie Zakonu. Z Witoldem zaś liczyłam na rozwiązanie dyplomatyczne, bez użycia zbrojnych. Wybacz, mężu. Nie czyniłam niczego, co miałoby stać się tobie niemiłe.
Jogaila odwrócił się, słysząc szczerą skruchę w głosie małżonki, choć jej słowa go nie przekonały. W papiestwie nie pokładał żadnych nadziei, a Witoldowi nie uwierzyłby, nawet gdyby przywdział wór pokutny i wystawił się na widok publiczny na wileńskim rynku.
— Wybaczę, jeśli wyjawisz mi imię tego zdrajcy, który ci w tym kłamstwie służył.
Jadwiga zadarła nos. Żałowała, że zawiodła mężowskie zaufanie, widział to, ale nie zamierzała poddać się jego woli bez walki.
— Wyjawię je jedynie swemu spowiednikowi, książę. — Jogaila, wsparty na podłokietnikach tronu, uderzył w nie obiema dłońmi. — Jeśli myślisz, że zasługujesz, aby ci zadośćuczynić, uczynię to.
— Dość! — odpowiedział stanowczo. — Kara nie zmieni straty. Dlaczego tak uparcie dążysz do pojednania z Witoldem, skoro nie ja pierwszy podniosłem na niego rękę? To ten gotów jest odgryźć karmiącą go dłoń, wyciągając łapy po nie swoje. A ty mu w tym pomagasz.
— Skąd ten niesprawiedliwy osąd, panie?
Jadwiga nie zrozumiała, w jaki sposób mogłaby pomagać wrogom męża, więc dodał:
— Zamiast stać za mną, pokazujesz tym zdrajcom, że jestem słaby.
"Bo własnej żony nie potrafię upilnować przed nieroztropnością", dodał tylko w myślach, ale księżna domyśliła się reszty.
— Osłabiłam cię? — podsumowała smutno. — Pokazując jeno, że nie dążyłeś do bratobójczej wojny, że to ty jesteś w prawie i to na twój kraj nastają? — Siłą swych słów Jadwiga zmusiła Jogaile, aby na nią spojrzał.
— Nie ty, miła moja. Osłabia mnie miłowanie — wyznał zdawkowo, dotykając gładkiego policzka ukochanej.
Tak tęsknił do jej dotyku, czułego spojrzenia, którym nawet w chwilach złości go obdarowywała. Tęsknił do jej ciała i umysłu, którym się z nim dzieliła w najcudowniejszych chwilach jego żywota.
— Miłowanie Litwy — dodał, widząc, iż swymi prędkimi słowami ugodził w jego miłość do niej. — Odbiera trzeźwość. Czyni pochopnym.
— "Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość — te trzy: z nich zaś największa jest miłość"*. Trzy cnoty boskie. Jeśli tej ostatniej ci nie brak, twe serce wkrótce napełni się wiarą na pokonanie zła, a ona przyniesie nadzieję dla Litwy, dla nas. Dla naszego potomka. Zaufaj mi — Dotknęła swojego pustego jeszcze brzucha.
Mowa Jadwigi zbyt łatwo przenikała jego duszę. Powinien się radować, że Andegawenka z wielkiego rodu widzi w nim przyszłość Wielkiego Księstwa Litewskiego, a poczuł jeszcze większy niepokój.
Wziął głębszy oddech, gdyż pokusa bycia z nią stawała się tym boleśniejsza, im głębiej otwierała się jego świeża rana.
Popatrzył łagodniej na żonę, siląc się na stanowczość:
— Chciałbym teraz zostać sam, Jadwigo.
____________________________
Pone, didžioji kunigaikštienė Jadvyga* (lit.) - Panie, wielka księśna, Jadwiga.
"Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość-te trzy: z nich zaś największa jest miłość.? (1 Kor 1-13)
Kochani,
Na razie możemy Wam "poczęstować" takim krótkich sneak peek'iem 29 rozdziału "Kniahini". Jeszcze wiele scen przed nami do przelania na papier, więc możecie być zawiedzeni, jeśli rozdział nie pojawi się jeszcze w tym roku, ale grudzień 2022 był naszą umowną datą powrotu. Miałyśmy obawy, że po tak długim czasie, kiedy pisząc "Lojalistę" znajdowałyśmy się mentalnie w innej epoce, nie pójdzie nam to gładko, ale chyba nie wyszło najgorzej. Właściwy tekst może przejść jeszcze korektę, ale szykujcie się, że od Nowego Roku ruszamy z finałem i kontynuacją.
Mamy nadzieję, że nadal po tak długiej przerwie, czekacie :)
Tak btw: dzisiaj jest dzień, w którym na VOD pojawiły się odcinku KKJ, czyli kontynuacji 3 sezonu KK. Widziałyśmy na razie jedynie wspomnienia Władysława, ale są na tyle niezagrażające temu obrazowi jaki stworzony został przez duet Vasyla i Dagmarę, który jest dlanas nie do zastąpienia, ale na razie jesteśmy na tak. Sceny są na tyle "nierealne" i oderwane od rzeczywistości, a jednocześnie gdzieś w tym "jadwigiełowym uniwersum" się mieszczące, że nam to nie przeszkadza.
O całości KKJ i JJ wypowiemy się może kiedy indziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro