Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

I wreszcie szkoła się skończyła. Przyszły wakacje. 2 długie miesiące robienia wszystkiego co mi się żywnie podoba. Moje plany wakacyjne zaczynały się praktycznie od razu, bo już jutro wyjeżdżam na obóz. Szybko wstałam z łóżka i zbiegłam zjeść śniadanie. Cały rok miałam zajęcia z tego jak powinnam opanować swoje moce. I miałam nadzieje, że przyniosły jakieś korzyści, bo główną wiedzą jaką stamtąd wyniosłam to to, że moim największym wrogiem jest strach, podobno to może mi uratować życie. Nie wiem tylko w jakim stopniu to jest prawda, ale myślę, że z czasem uda mi się przekonać o tym. Obejrzałam sobie film i zaczęłam się pakować. Kiedy skończyłam walizka była już gotowa do spakowania do auta i 3h pracy się opłaciły. Poszłam jeszcze szybko coś zjeść i zapakowałam się do łóżka.

Obudziła mnie rano mama z informacją, że muszę wstać, bo się spóźnię na autokar. Dosyć sprawnie się zebrałam i pojechałam z mama na zbiórkę. Na miejscu byłyśmy po około 15 minutach. Od razu jak wysiadłam zobaczyłam moją przyjaciółkę, Karolę.

- Karaaa- zawołałam z uśmiechem. Brunetka obróciła się i gdy tylko rozpoznała kto ją woła podbiegła zadowolona i uścisnęła mnie.

- Cześć, Boże jak ja strasznie za tobą tęskniłam- mówiła dalej mnie przytulając. Mimo to, że wiedziałam, że mam opanowane moce, zaczynałam coraz bardziej odczuwać stres. Mój żołądek wyprawiał jakieś tańce. Zaczynałam czuć się przebodźcowana. Wokół mnie zaczął się robić wir powietrza. Moje włosy zaczęły latać razem z wiatrem, a ja zaczęłam delikatnie odrywać się od ziemi. Zaczynałam lekko tracić kontrolę. Na szczęście Karolina w porę zareagowała. Płożyła mi ręce na ramionach i powiedziała:

- Heej, spokojnie. Jestem tutaj z tobą. - jak usłyszałam jej głos, udało mi się odzyskać spokój i wszystko się uspokoiło. - Już lepiej?- zapytała.

- Tak, dużo lepiej. Dzięki- uśmiechnęłam się.

- Co ty się tak zestresowałaś?

- Jakoś strasznie dużo rzeczy się nawarstwia. Trochę się boje, że coś odwale i nie wiem podpale albo Bóg jeden raczy wiedzieć co jeszcze. A podobno za ujawnienie świata magii grozi ładna kara, więc się zaczynam stresować, że nie zapanuje nad mocami, nie uda mi się tego naprawić i wszystko szlag trafi.

- Jest to rzeczywiście trochę przerażające, ale jak to ty mówisz „będzie dobrze". Przecież od mega długiego czasu nic się nie działo. Panujesz prawie perfekcyjnie nad mocami. Chyba, że się mega zestresujesz albo zezłościsz, ale nie znam takiej osoby, która doprowadziłaby cię do takiego stanu. - uśmiechnęła się dumna ze swoich słów.

- A pamiętasz o Szymonie? - Szymon i Mati. Bliźniacy. Poznałyśmy ich z Karolina jakieś dwa lata temu na obozie. Zaiskrzyło. Tyle, że z Matim pozytywnie, a z Szymonem przeciwnie. Kompletnie się z nim nie dogadywałam. Był człowiekiem, który potrafił mnie zdenerwować samym swoim istnieniem.

- Przyznaje. Jego nie uwzględniłam, ale myślę, że nawet on cię z równowagi nie wyprowadzi. – skrzyżowała ręce pod piersiami i uśmiechnęła się dumna ze swoich słów. – W ogóle to nie było tak, że jak się zdenerwujesz to wiesz jest "Aaaaa, ogień, ogieeeeńńńń . Wszyscy umrzemy, aaaaaa"- powiedziała z ironią wymachując rękoma na lewo i prawo.

- Ha ha ha. Bardzoo śmieszne- powiedziałam z sarkazmem.

- Nie no inscenizacja była śmieszna i to musisz przyznać. – zaśmiałyśmy się razem- Ale nie no serio jak to wygląda?

- Ogień był zbyt niebezpieczny, więc staram się reagować powietrzem.

Ruszyliśmy w drogę. Usiadłyśmy z Karoliną bliżej końca, żeby mieć spokój od maluchów. Jechaliśmy już ze 3 godzinki kiedy Karolina zapytała:

- Myślisz, że daleko jeszcze do Torunia?- Tam mieszkają bliźniacy. Co roku ich zganiamy stamtąd i co roku słyszę od Kary, że ją oni nie obchodzą co jest gówno prawdą.

- Nie wiem, może jeszcze z godzinka? A co cię to tak interesuje? Podobno ty już nic do niego nie czujesz.- zaśmiałam się.

- Jaa? Denerwuję? Chyba ci się osoby pomyliły- powiedziała troszkę za głośno- Po prostu chce już postój.

- Tak, tak, a tu mi jedzie czołg- pokazałam na moje oko.

- A rzeczywiście jedzie, widzę go.- powiedziała z całkowitą powagą

- weź przestań ściemniać i się przyznaj. Jak mi nie powiesz prawdy to sama ją sobie sprawdzę, czytając ci w myślach.

- Dobra no, masz rację. Stresuje się. Trochę.

- Ha. Wiedziałam, zawsze mam racje- uśmiechnęłam się dumnie na co Karolina się tylko zaśmiała.

Dojechaliśmy do Maka gdzie zatrzymaliśmy się i poszliśmy do środka zjeść. Usiadłyśmy z naszą koleżanką Basia i spokojnie rozmawiałyśmy.

- Idę do łazienki. Mogę zostawić wam rzeczy?- zapytałam

- Ja też ide- zawołała Karola

Zaczęłyśmy iść do łazienki, kiedy na chwile się odwróciłam i na kogoś wpadłam. Spojrzałam się do góry. Starałam się zrobić wszystko, żeby się nie uśmiechnąć

- Ja wiem że na mnie lecisz, ale nie musisz być aż tak dosłowna – powiedział dumny z siebie Mateusz

- Ja wiem, że błyszczę ale nie wiedziałam, że aż możesz od tego oślepnąć?-powiedziałam i posłałam mu zadziorny uśmiech.

- Ego widzę wysoko przez rok poleciało- skomentował

- Może troszkę, ale nie martw się, do twojego mu dalej daleko.- puściłam mu oczko i poszłam do łazienki. Karolina za mną ale wolniej, bo starała się nie wybuchnąć śmiechem prosto w jego twarz.

W autokarze Mateusz usiadł za nami.

- Nie możesz znaleźć sobie lepszego miejsca?- zapytałam

- Nie uwierzę jak powiesz, że ci przeszkadzam- uśmiechnął się i rozłożył wygodnie na siedzeniu. Nie było sensu się z nim kłócić, więc usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam rozmawiać ze swoją przyjaciółką o jakiś głupotach. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro