Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4





Hermiona wczoraj spotkała się z bliźniakami. Wracali właśnie od Szalonookiego, kiedy natknęła się na nich w ogrodzie. Powiedzieli jej, że Snape jest na spotkaniu. Voldemort coś knuł, znowu. Westchnęła, szła powolnym krokiem w kierunku gabinetu profesor McGonagall. Martwiła się o niego. Nie chciała się do tego przyznać sama przed sobą, ale martwiła się o Snape'a. Nie był najprzyjemniejszym człowiekiem na świecie, ale wciąż był człowiekiem. Prawda popełnił błędy, zboczył z drogi, ale czy inni nie popełniali błędów? Każdy ma prawo się pomylić. I każdy ma prawo do drugiej szansy, do nowego początku. Severus go nie dostał, mimo że przeszedł na ich stronę, stał się wyrzutkiem, pionkiem w wielkiej grze. Nikt mu nie ufał, wszyscy go nie lubili, a on chciał tylko pomóc. Wszyscy na niego nagadywali, ale to on każdego dnia ryzykował dla nich życie będąc podwójnym agentem, tylko że tego nikt nie zauważał.

Z ponurom miną otworzyła drzwi do gabinetu. Uśmiechnęła się ponuro zauważając, że nic się nie zmienił od jej piątej klasy. Może był tu większy porządek, pomyślała patrząc na sterty notatek, map i książek, które zdawały się być wszędzie. Dosłownie. Rozejrzała się dookoła, nikogo nie było. Zmarszczyła brwi:

- Profesor McGongall? - zawołała, nikt nie odpowiedział. Podeszła do drzwi prowadzących do prywatnych komnat McGonagall. - Pani profesor? - powtórzyła, pukając do drzwi.

Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyła przestraszona i wyciągnęła różdżkę, kierując ją prosto w gardło napastnika.

- Spokojnie, Hermiono, to tylko ja - ciemnowłosy mężczyzna uniósł ręce do góry w obronnym geście.
- S -Syriusz??? - jej usta przyjęły kształt małego "o", a oczy rozszerzyły się niebezpiecznie.
- We własnej osobie - uśmiechnął się do niej szeroko.
Złapała mocniej różdżkę, zbliżając się do niego.
- Jak udało ci się uciec z Hogwartu na moim trzecim roku? - spytała nim zdążył zareagować
- Użyłaś razem z Harry'm zmieniacza czasu, dzięki któremu udało się wam uratować Hardodzioba, na którym odleciałem do Grimmuald Place. Hermiono, to ja - dodał z jeszcze większym uśmiechem.
- A-Ale jak to możliwe? - spytała zdziwiona i zbita z tropu.
- Severus zrobił specjalnie dla mnie eliksir Chwilowej Nieśmiertelności - wzruszył ramionami.
- Snape? Przecież wy...
- Minerwa go poprosiła - wyjaśnił. - Ta kobieta nie dość, że ma dar przekonywania to jeszcze przewidywania. Powinna zostać drugą Trelawney, obie mają bzika na punkcie złych przepowiedni.
Hermiona zachichotała, przypominając sobie jak Harry i Ron narzekali na lekcje wróżbiarstwa i za każdym przychodzili do niej z nową przepowiednią obwieszczającą ich nagłą i okrutną śmierć.
- Lepiej, żeby pani profesor tego nie usłyszała, nie lubi wrożbiarstwa.
Syriusz chciał coś jeszce powiedzieć, ale w tym momencie drzwi ponownie się otworzyły, a do środka weszła profesor McGonagall.

- Dobrze, że już jesteś Hermiono - nauczycielka uśmiechnęła się do dziewczyny, z nad stosu książek, które trzymała w rękach. -Zaraz dam ci nowy szyfr, tylko odłożę te książki. - Hermiona spojrzała na nią, a raczej na górę książek, zza których było słychać tylko stłumiony głos profesor McGongall.

- Daj - powiedział Syriusz podchodząc do starszej kobiety i zabierając od niej księgi.

- To twój szyfr Hermiono - Hermiona zabrała jej z ręki małą podpaloną karteczkę. - Te książki zabrałam Severusowi. Powinnaś tam wszystko znaleźć - Hermiona tylko pokiwała głową, próbując rozczytac czyjeś wyjątkowo niechlujne pismo. -Syriusz, - Minerwa zwróciła się do mężczyzny, - Albus już przygotował świstoklik. Będziesz podróżował razem z młodym Weasley'em.
Syriusz skinął głową i wyszedł pośpiesznie z gabinetu. Hermiona odczytała wreszcie zaszyfrowane zdanie: Wystarczy szczypta motylego mroku, żeby w słońca zenicie odkryć pełni złe moce.
I co to ma znaczyć na gacie Merlina?! Hermiona usiadła załamana przy stoliku i otworzyła pierwszą książkę szukając informacji na temat motylego mroku. Nic, same motyle blaski... może źle to rozumiem? Może powinnam szukać gdzie indziej może to jakieś...
Jej przemyślenia przerwało przybycie patronusa - feniksa -, który przemawiał głosem dyrektora:

- Z Severusem jest gorzej, Minerwo. Potrzebujemy tego eliksiru. Sprowadź tu natychmiast Horracego, panna Granger mu pomoże - i zniknął, Hermiona spojrzała zdezorientowana na profesor McGonagall.
- Panno Granger niech pani przejdzie do lochów, do sali lekcyjnej. Zaraz przyjdzie do pani, profesor Slughorn - powiedziała i bez żadnych wyjaśnień wskoczyła do kominka.
Hermiona odłożyła książkę i zbiegła na dół, do lochów. To co tam zobaczyła przeszło jej najśmielsze wyobrażania. Profesor Dumbledore i pani Pomfrey krzątali się wokół nie przytomnego profesora Snape'a, który miotał się na kanapie, a z jego licznych ran obficie tryskała krew. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie była krew, na podłodze były całe kałuże, w kącie przy biurku, leżały zakrwawione szaty Severusa. Zemdliło ją, nie była przygotowana na taki widok. Nigdy wcześniej nie widziała tyle krwi! W tym momencie z kominka wyskoczył widocznie zaniepokojony profesor Slughorn, a zaraz za nim wyszła także wicedyrektorka.
- Co z nim? - spytał przeszukując swoje kieszenie.
- Źle, bardzo źle. Jeśli nie podamy mu jeszcze dzisiaj tego cholernego eliksiru nie przeżyje - burknął dyrektor. - Tylko nigdzie nie mogę znaleźć przepisu, szukałem już we wszystkich najmniej oczekiwanych miejscach...
- Snape schował go w najbardziej oczekiwanym miejscu. Nikt się tego po nim nie spodziewa, więc będą uważać, że znajdą to w najmniej oczekiwanym miejscu. Co znaczy, że Severus schował go tam gdzie nikt nie będzie szukał - przerwała mu McGonagall.
- W schowku - mruknęła pod nosem Hermiona powoli rozumiejąc o co chodzi nauczycielce.
- Cudownie, a zna ktoś hasło? - spytała pani Pomfrey.
- To będzie coś czego nikt się nie spodziewa... coś niemożliwego - powiedziała Hermiona patrząc na profesorów.
- Wiem! - wicedyrektorka zaklasnęła w ręce i podeszła do schowka. - Kocham Pottera!
Hermiona ledwo powstrzymała się od wybychnięcia śmiechem, tym bardziej, że hasło zadziałało. Po chwili mieli już przepis.

- Kocham Pottera? - powtórzył Dumbledore z niedowierzaniem.

- Przypomnieć ci twoje? - spytała pani Pomfrey.

- To nie będzie konieczne - mruknął oblewając się rumieńcem.
- Nie jest dobrze - westchnął Slughorn, - Potrzebuje okrzyku bólu, Cruciatusa. Są chętni?
- Minerwo? - Dumbledore spojrzał na swoją zastępczynię. Hermiona zmarszczyła brwi myśląc, że dyrektor chce rzucić na nią klątwę. Zdziwiła się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyła, że McGonagall wyjmuje różdżkę i drżącym głosem wypowiada formułkę. Hermiona zasłoniła oczy, kiedy zaklęcie trafiło w dyrektora i zielona poświata rozbłysła w całej sali, oślepiając ją. Zaklęcie nie trwało długo, ale profesor Slughorn zdążył zebrać ingerencję.
- Panno Granger idziemy - powiedział zabierając przepis i ingerencję z schowka.
Kiedy opuścili lochy i skierowali się do gabinetu profesora Slughorna nie wytrzymała.
- Cruciatus nie był silny, z resztą nie spodziewałam się, że dyrektor tak po prostu...
- Droga Hermiono, nie ważna jest siła Cruciatusa, lecz to kto go rzuca. W tedy potrafi być nawet śmiertelny po zaledwie kilku sekundach. Zdziwiło mnie bardziej to, że Mini nie zaprotestowała.
- O co chodzi z tą osobą? Od czego to zależy?
- Jest wiele odczynników, ale musimy się teraz skupić na eliksirze ,który mamy przygotować - posłał jej słaby uśmiech i otworzył przed nią drzwi do najbliższej wolnej sali. - Zapraszam panno Granger.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro