4
Hermiona wczoraj spotkała się z bliźniakami. Wracali właśnie od Szalonookiego, kiedy natknęła się na nich w ogrodzie. Powiedzieli jej, że Snape jest na spotkaniu. Voldemort coś knuł, znowu. Westchnęła, szła powolnym krokiem w kierunku gabinetu profesor McGonagall. Martwiła się o niego. Nie chciała się do tego przyznać sama przed sobą, ale martwiła się o Snape'a. Nie był najprzyjemniejszym człowiekiem na świecie, ale wciąż był człowiekiem. Prawda popełnił błędy, zboczył z drogi, ale czy inni nie popełniali błędów? Każdy ma prawo się pomylić. I każdy ma prawo do drugiej szansy, do nowego początku. Severus go nie dostał, mimo że przeszedł na ich stronę, stał się wyrzutkiem, pionkiem w wielkiej grze. Nikt mu nie ufał, wszyscy go nie lubili, a on chciał tylko pomóc. Wszyscy na niego nagadywali, ale to on każdego dnia ryzykował dla nich życie będąc podwójnym agentem, tylko że tego nikt nie zauważał.
Z ponurom miną otworzyła drzwi do gabinetu. Uśmiechnęła się ponuro zauważając, że nic się nie zmienił od jej piątej klasy. Może był tu większy porządek, pomyślała patrząc na sterty notatek, map i książek, które zdawały się być wszędzie. Dosłownie. Rozejrzała się dookoła, nikogo nie było. Zmarszczyła brwi:
- Profesor McGongall? - zawołała, nikt nie odpowiedział. Podeszła do drzwi prowadzących do prywatnych komnat McGonagall. - Pani profesor? - powtórzyła, pukając do drzwi.
Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyła przestraszona i wyciągnęła różdżkę, kierując ją prosto w gardło napastnika.
- Spokojnie, Hermiono, to tylko ja - ciemnowłosy mężczyzna uniósł ręce do góry w obronnym geście.
- S -Syriusz??? - jej usta przyjęły kształt małego "o", a oczy rozszerzyły się niebezpiecznie.
- We własnej osobie - uśmiechnął się do niej szeroko.
Złapała mocniej różdżkę, zbliżając się do niego.
- Jak udało ci się uciec z Hogwartu na moim trzecim roku? - spytała nim zdążył zareagować
- Użyłaś razem z Harry'm zmieniacza czasu, dzięki któremu udało się wam uratować Hardodzioba, na którym odleciałem do Grimmuald Place. Hermiono, to ja - dodał z jeszcze większym uśmiechem.
- A-Ale jak to możliwe? - spytała zdziwiona i zbita z tropu.
- Severus zrobił specjalnie dla mnie eliksir Chwilowej Nieśmiertelności - wzruszył ramionami.
- Snape? Przecież wy...
- Minerwa go poprosiła - wyjaśnił. - Ta kobieta nie dość, że ma dar przekonywania to jeszcze przewidywania. Powinna zostać drugą Trelawney, obie mają bzika na punkcie złych przepowiedni.
Hermiona zachichotała, przypominając sobie jak Harry i Ron narzekali na lekcje wróżbiarstwa i za każdym przychodzili do niej z nową przepowiednią obwieszczającą ich nagłą i okrutną śmierć.
- Lepiej, żeby pani profesor tego nie usłyszała, nie lubi wrożbiarstwa.
Syriusz chciał coś jeszce powiedzieć, ale w tym momencie drzwi ponownie się otworzyły, a do środka weszła profesor McGonagall.
- Dobrze, że już jesteś Hermiono - nauczycielka uśmiechnęła się do dziewczyny, z nad stosu książek, które trzymała w rękach. -Zaraz dam ci nowy szyfr, tylko odłożę te książki. - Hermiona spojrzała na nią, a raczej na górę książek, zza których było słychać tylko stłumiony głos profesor McGongall.
- Daj - powiedział Syriusz podchodząc do starszej kobiety i zabierając od niej księgi.
- To twój szyfr Hermiono - Hermiona zabrała jej z ręki małą podpaloną karteczkę. - Te książki zabrałam Severusowi. Powinnaś tam wszystko znaleźć - Hermiona tylko pokiwała głową, próbując rozczytac czyjeś wyjątkowo niechlujne pismo. -Syriusz, - Minerwa zwróciła się do mężczyzny, - Albus już przygotował świstoklik. Będziesz podróżował razem z młodym Weasley'em.
Syriusz skinął głową i wyszedł pośpiesznie z gabinetu. Hermiona odczytała wreszcie zaszyfrowane zdanie: Wystarczy szczypta motylego mroku, żeby w słońca zenicie odkryć pełni złe moce.
I co to ma znaczyć na gacie Merlina?! Hermiona usiadła załamana przy stoliku i otworzyła pierwszą książkę szukając informacji na temat motylego mroku. Nic, same motyle blaski... może źle to rozumiem? Może powinnam szukać gdzie indziej może to jakieś...
Jej przemyślenia przerwało przybycie patronusa - feniksa -, który przemawiał głosem dyrektora:
- Z Severusem jest gorzej, Minerwo. Potrzebujemy tego eliksiru. Sprowadź tu natychmiast Horracego, panna Granger mu pomoże - i zniknął, Hermiona spojrzała zdezorientowana na profesor McGonagall.
- Panno Granger niech pani przejdzie do lochów, do sali lekcyjnej. Zaraz przyjdzie do pani, profesor Slughorn - powiedziała i bez żadnych wyjaśnień wskoczyła do kominka.
Hermiona odłożyła książkę i zbiegła na dół, do lochów. To co tam zobaczyła przeszło jej najśmielsze wyobrażania. Profesor Dumbledore i pani Pomfrey krzątali się wokół nie przytomnego profesora Snape'a, który miotał się na kanapie, a z jego licznych ran obficie tryskała krew. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie była krew, na podłodze były całe kałuże, w kącie przy biurku, leżały zakrwawione szaty Severusa. Zemdliło ją, nie była przygotowana na taki widok. Nigdy wcześniej nie widziała tyle krwi! W tym momencie z kominka wyskoczył widocznie zaniepokojony profesor Slughorn, a zaraz za nim wyszła także wicedyrektorka.
- Co z nim? - spytał przeszukując swoje kieszenie.
- Źle, bardzo źle. Jeśli nie podamy mu jeszcze dzisiaj tego cholernego eliksiru nie przeżyje - burknął dyrektor. - Tylko nigdzie nie mogę znaleźć przepisu, szukałem już we wszystkich najmniej oczekiwanych miejscach...
- Snape schował go w najbardziej oczekiwanym miejscu. Nikt się tego po nim nie spodziewa, więc będą uważać, że znajdą to w najmniej oczekiwanym miejscu. Co znaczy, że Severus schował go tam gdzie nikt nie będzie szukał - przerwała mu McGonagall.
- W schowku - mruknęła pod nosem Hermiona powoli rozumiejąc o co chodzi nauczycielce.
- Cudownie, a zna ktoś hasło? - spytała pani Pomfrey.
- To będzie coś czego nikt się nie spodziewa... coś niemożliwego - powiedziała Hermiona patrząc na profesorów.
- Wiem! - wicedyrektorka zaklasnęła w ręce i podeszła do schowka. - Kocham Pottera!
Hermiona ledwo powstrzymała się od wybychnięcia śmiechem, tym bardziej, że hasło zadziałało. Po chwili mieli już przepis.
- Kocham Pottera? - powtórzył Dumbledore z niedowierzaniem.
- Przypomnieć ci twoje? - spytała pani Pomfrey.
- To nie będzie konieczne - mruknął oblewając się rumieńcem.
- Nie jest dobrze - westchnął Slughorn, - Potrzebuje okrzyku bólu, Cruciatusa. Są chętni?
- Minerwo? - Dumbledore spojrzał na swoją zastępczynię. Hermiona zmarszczyła brwi myśląc, że dyrektor chce rzucić na nią klątwę. Zdziwiła się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyła, że McGonagall wyjmuje różdżkę i drżącym głosem wypowiada formułkę. Hermiona zasłoniła oczy, kiedy zaklęcie trafiło w dyrektora i zielona poświata rozbłysła w całej sali, oślepiając ją. Zaklęcie nie trwało długo, ale profesor Slughorn zdążył zebrać ingerencję.
- Panno Granger idziemy - powiedział zabierając przepis i ingerencję z schowka.
Kiedy opuścili lochy i skierowali się do gabinetu profesora Slughorna nie wytrzymała.
- Cruciatus nie był silny, z resztą nie spodziewałam się, że dyrektor tak po prostu...
- Droga Hermiono, nie ważna jest siła Cruciatusa, lecz to kto go rzuca. W tedy potrafi być nawet śmiertelny po zaledwie kilku sekundach. Zdziwiło mnie bardziej to, że Mini nie zaprotestowała.
- O co chodzi z tą osobą? Od czego to zależy?
- Jest wiele odczynników, ale musimy się teraz skupić na eliksirze ,który mamy przygotować - posłał jej słaby uśmiech i otworzył przed nią drzwi do najbliższej wolnej sali. - Zapraszam panno Granger.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro