Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31


- Nie wiem, jak do tego doszło profesorze - przyznał Draco spoglądając nie pewnie nie dyrektora. - Mogę się domyślać jedynie, że to sprawka mojej ciotki, Bellatrix - westchnął. - Jestem teraz pewnie dla pana bezużyteczny, prawda?

- Właściwie wśród śmierciożerców mamy swoich ludzi. Wierzę, że zarówno Minerwa i Hermiona same sobie poradzą - powiedział Dumbledore uśmiechając się pocieszycielsko do młodego Malfoya. - Nie znaczy to, że nie znajdę zajęcia dla ciebie w Zakonie. Oczywiście, tylko jeśli zechcesz - Dumbledore spojrzał na chłopca, tak jakby chciał wiedzieć, co ten myśli, nie posunął się jednak do użycia okulumencji. - Teraz twoje życie, Draco jest w niebezpieczeństwie...

- Ale ja chcę pomagać - zaprotestował Draco  podnosząc się gwałtownie. - Chcę odpokutować za wszystko to co zrobiłem!

- Spokojnie Draco. Aktualnie najważniejsze jest to, aby zapewnić ci bezpieczeństwo. W szkole osobiście zadbam oto, aby nic ci nie groziło. Pomoże nam w tym pani Hooch, nie ma zbyt wielu zajęć, więc powinna dać radę - mówił przeszukując fiolki w swoimi pokaźnym zbiorze. - Wolałbym jednak, abyś przynajmniej na razie, będąc poza granicami zamku oraz na spotkaniach Zakonu...

- Będę mógł uczęszczać na spotkania? - spytał podekscytowany Draco. 

- Oczywiście, teraz gdy nie grozi ci już, że wydasz się przed Voldemortem nie widzę żadnych przeciwwskazań. Jednak  na razie pod przykryciem, myślę, że eliksir wielosokowy będzie tutaj odpowiedni. Święta spędzisz u mnie, jeśli oczywiście ci to nie przeszkadza - powiedział Dumbledore spoglądając na Draco.

- Nie, oczywiście, że nie profesorze. Wręcz przeciwnie. Mogą to być moje ostatni święta, nie chcę spędzić ich sam - odparł Draco nieco markotniejąc.

- Trzeba być dobrej myśli, Draco. Nadzieja powinna być ostatnią rzeczą, jaką tracimy. O znalazłem! - dodał widocznie zadowolony z siebie. - Chciałbym ci coś pokazać, Draco.

- Czyje to wspomnienia? - spytał niepewnie spoglądając na fiolkę.

- Moje i profesor Ridde, wszystkie dotyczą twojej matki - odparł Dumbledore, wyciągając myślodsiewnie. - Gotowy?

- T-tak...

- To nic strasznego, ale jeśli będziesz chciał przestać, wystarczy powiedzieć. Zapraszam.

*

- Zatanów się nad tym jeszcze Tom, Hermiona to jeszcze dziecko. Stowrzenie horkruska będzie ją wiele kosztowało - westchnęła Minerwa, przechodząc nad jednym z torturowanych tego poranka mugoli.

- Jest moją wnuczką, Minerwo. Poradzi sobie - warknął wyprowadzony z równowagi. - Crucio! - kolejny snop zielonego światła poszybował w stronę mugola mijając o zaledwie milimetry Minerwę.

- Głowa mnie boli, mógłbyś choć na chwilę przestać - skłamała, nie mogła już dłużej ani patrzeć ani słyszeć cierpienia tego Merlinowi winnego człowieka.

- Skończ z nim, może ochłoniesz. Idę do Grindelwalda.

- Po co? - Minerwa odwróciła się gwałtownie w stronę Toma.

- Święta za pasem, moja droga. Trzeba zacząć przygotowywać prezenty. Nie można nikogo pominąć, więc jakby wyglądało, gdybym nie miał niczego dla naszego drogiego Zakonu? - spytał się uśmiechając szeroko. 

- Co planujesz? - Minerwa za wszelką cenę próbowała ukryć drżący w jej głosie niepokój. 

- Wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim czasie - powiedział wychodząc i zostawiając zdezorientowaną Minerwę samą. 

- Śnieżka*! 

- Tak pani? - mały skrzat w obdartej niegdyś białej opasce skłonił się głęboko przed Minerwą.

- Powiedz pani Malfoy, że chcę się z nią jak najszybciej zobaczyć - powiedziała, wyciągając różdżkę i kierując ją w stronę mugola. - Chłoszczysz. 

- Oczywiście, pani - skrzatka ukłoniła się i zniknęła.

     Minerwa podeszła do mugola:

- Może zaboleć, ale pomoże - wyszeptała podając mu fiolkę z czerwonym eliksirem, spojrzał na nią niepewnie - Poskłada panu kości.

    Mężczyzna wypił niepewnie zawartość fiolki. Minerwa w między czasie rzuciła kilka zaklęć, aby naprawić jego ubrania i pozbyć się ran. 

- Skąd pan pochodzi? - spytała.

- Menchester - wychrypiał.

- Bardzo dobrze, weźmie pan teraz trochę tego proszku, wejdzie pan do kominka i rzucając proszek wypowie pan najlepiej nazwę ulicy, na której znajduje się pański dom oraz Manchester, dobrze? - Minerwa patrzyła uważnie na mężczyznę, ale ten jedynie skinął głową. - Dobrze, obliviate - wyszeptała. - Niech pan na siebie uważa.

    Mężczyzna spojrzał na nią nie pewnie, wstał na chwiejnych nogach i pobiegł do kominka.

- Londyn! - wrzasnął i już go nie było.

- Miał być Manchester - westchnęła, kręcąc głową.

- Pani - usłyszała cichy głos za sobą.

- Pani Malfoy, dostałam dziś rano list od pani. Przyznam, że na pani miejscu to dość  niebezpieczne posunięcie, nie jestem pewna, czy nawet w pełni odpowiedzialne - Minerwa uniosła brwi, patrząc na Narcyzę.

- Ja... Pani, ja nie wiem, co mam robić... Draco, to jeszcze dziecko, on nie wie, co robi - Narcyza była na skraju łez.

- On doskonale wie co robi - odparła Minerwa, siadając na stole. - Mam jednak jedno pytanie, Narcyzo. Mam wesprzeć go czy Lucjusza?

    Narcyza spojrzała z niedowierzaniem na Minerwę:

- Draco to mój jedyny syn, moje jedyne dziecko. Zrobię wszystko, aby był bezpieczny. Proszę, zrób coś, cokolwiek, aby Czarny Pan...

- Draco będzie bezpieczny, ale musisz mi pomóc...


* wiem cudowne imię dla skrzata, szczególnie w domu Voldemorta xd

dzisiaj taki bardzo dialogowy rozdział 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro