Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Hermiona już od kilku godzin wysłuchiwała jaka to ona jest głupia i brzydka. Jakby to miało jej pomóc odszyfrować te cholerne zdanie! Zmierzch, wilkołak, księżyc, złoto, śmierć. Jeśli to w ogóle można nazwać zdaniem, przeszło jej przez myśl. Wiedziała, że " zmierzch" może oznaczać porę dnia, ale "wilkołak" i "księżyc" nie miały sensu.

- Rozwiązałaś to już Granger? - syknął Snape zerkając na nią z nad kociołka.
- Nie, profesorze, to w cale nie jest takie łatwe jak się może wydawać.
- To jest proste idiotko. Trzeba mieć tylko trochę oleju w głowie.
- Widać dlaczego pan nie może tego zrobić - warknęła. - Co tak śmierdzi?
- Wywar tojadowy dla waszego wilczka - powiedział z obrzydzeniem.
- Lupin jest przynajmniej lepszy od pana. Jest czuły, miły i lojalny. Ale pan przecież nie wie... No tak, przecież to proste!
- Wreszcie, a już myślałem, że Albus wygra ten zakład -powiedział z rezygnacją. Hermiona nie zwracała jednak na niego uwagi. Napisała pod " zdaniem" pochyłymi literami: O zmierzchu w dzień pełni księżyca...". Tylko co może znaczyć, na brodę Merlina "złoto"? Odtworzyła pierwszą lepszą książkę i zaczęła ją kartkować. Gobilny... Gringotta... Złoto... Atak... wszystkie podkreślone wyrazy w książce układały się w sensowną całość. O zmierzchu w dzień pełni księżyca atak na bank Gringotta". Została tylko " śmierć". Śmierć, śmierć, śmierć - powtarzała sobie w głowie. Śmierciożercy!
- Proszę pana mam! - zawołała podekscytowana, wymachując kartką, dopiero po chwili uświadomiła sobie, że musi to być dość dziecinne i oblała się rumieńcem.
- No to na co czekasz idiotko? Idź do profesora Dumbledore'a! Idiotka o rozumie wielkości orzeszka... – mruknął pod nosem, gdy przebiegła obok niego omal nie przewracając kociołka
Pobiegła do gabinetu dyrektora po drodze prawie nie wpadając na Rona. Nie miała jednak czasu go nawet przeprosić - pełnia jest jutro. Nie siląc się na to, żeby zapukać wpadła do gabinetu, w którym oprócz dyrektora była jeszcze jego zastępczyni. Chyba się o coś kłócili, przeszło jej przez myśl, gdy zobaczyła wyraz twarzy Dumbkedore, Nigdy nie widziała go aż tak wściekłego.
- Tak panno Granger? – dyrektor spojrzał na nią uświadamiając tym samym McGonagall, że nie są sami. Starsza czarownica odwróciła się gwałtownie w stronę swojej uczennicy.
- Odszyfrowałam wiadomość panie profesorze. Jutro o zmierzchu zostanie przeprowadzony atak na bank Gringotta.

W pokoju zapadła cisza. Portrety spojrzały na siebie porozumiewawczo i kilka z nich zniknęło. Pewnie poszli ostrzec pozostałych, może i sam bank? Pomyślała Hermiona zanim Dumbledore ponownie zabrał głos:
- Minerwo, mogłabyś... – spojrzał na czarownicę, ale zanim zdążył zakończyć, przerwała mu.
- Nie, nie mogłabym - warknęła i wyszła, trzaskając drzwiami.

Hermiona spojrzła na dyrektora zaskoczona. Widziała profesor McGonagall wielokrotnie złą, mogłaby nawet posunąć się o stwierdzenie, że wściekłą. W końcu przyjaźniła się Z Harrym i Ronem, ale jeszcze nigdy nie widziała ją w takim stanie. Dyrektor jednak nie wydawał się zbytnio zdziwiony taką reakcją jego zastępcy.

- Dilys – powiedział cicho Dubmbledore, była dyrektorka poruszyła się niespokojnie wyrwana ze snu, jej siwe loki opadły jej na twarz. Mruknęła coś cicho.

- Czy to panna Granger? – spytała przyglądając się Hermionie. – Zawsze się zastanawiałam, czy jest do niej podobna.

Dumbledore spojrzał na portret ze zdziwieniem, ale stwierdził, że staruszka znów coś pokręciła i tylko westchnął ze zrezygnowaniem.

- Dilys mogłabyś pójść do Minerwy i...

- Oczywiście Albusie – zaszczebiotała nie dając mu dokończyć i zniknęła w ramie swojego obrazu.
- Panno Granger, - zwrócił się do dziewczyny. - Tutaj mam jeszcze jedną wiadomość do odszyfrowania. A teraz proszę mi wybaczyć, ale muszę zająć się Gringottem.
- Oczywiście dyrektorze - wzięła karteczkę i wyszła z gabinetu.
- Minerwa jest wściekła - mruknął portret Dippetta.
- Ona ciągle jest wściekła, ale co jej się dziwić - westchnął Dumbledore. - Nie długo tam wróci.

- Nie możesz jej kazać tego zrobić! – zaprotestował Everard.

- Ona sama podjęła decyzję – mruknął.

- Myślisz, że Minerwa mogłaby... - Dippet zawahał się.

- Nie wiem, nie wiem Armando – westchnął. - Fawkes przeprowadź tutaj Nimfadore, Remusa, Alastora i bliźniaków Weasley.
Feniks zniknął w płomieniach, a dyrektor usiadł załamany na swój fotel.

- To nigdy nie powinno się wydarzyć, jak mogłem być tak egoistyczny?

- Każdemu się zdarza Albusie – powiedziała . – Z resztą domyślam się, że ona też nie jest bez winy...

- Jak tak na ciebie patrzę – mruknął Fineas. – Powinieneś trafić do Slytherinu.

Dumbledore pokręcił jedynie głową. Nie było mu jednak dane jakkolwiek to skomentować, bo z jego kominka wyskoczyła właśnie grupa przepychających się czarodziei.
- Spokój – warknął Szalonooki.

- Co się stało Dumbledorze? – spytał Kingston otrzepując swoją fioletowa szatę z pyłu.

- Mam dla was niezbyt miłą wiadomość – powiedział spoglądając na nich z nad swoich okularów połówek. - W najbliższą pełnię o zmierzchu zostanie przeprowadzony atak na bank Gringotta. Waszym zadaniem będzie jego udaremnienie. Dzisiaj wieczorem Śmierciożercy mają zebranie. Po jego zakończeniu udzielę wam bardziej szczegółowych informacji. A i proszę przypilnujcie Freda i George'a, jeśli im się coś stanie Molly mnie zabije.

Bliźniaki zrobili się cali czerwoni na tą uwagę. Słychać było kilka chichotów, ale Artur Weasley wydawał się być śmiertelnie przerażony na myśl o reakcji swojej żony.

- Jeszcze jedno jakbyście mogli przekazać panu Potterowi, żeby przyszedł jutro wieczorem, rano będziemy bardzo zajęci.
- A panna Granger? - spytał Alastor.
- Pannę Granger wyślę do Minerwy.
- Kogo? - spytała McGonagall, która właśnie weszła do gabinetu.
- Pannę Granger - mruknęli wszyscy chórem.
- Żeby Weasley już kompletnie się niczego nie nauczył? Wystarczy mi, że ciągle mi o niej ględzi zamiast się skupić na zadaniu - jęknęła niezadowolona.
- Pani profesor, my tak mamy na co dzień – powiedzieli Fred i George szczerząc się jak idioci, kiedy przypomnieli sobie, jak ich młodszy brat tańczył z ich profesorem na swoim czwartym roku.

- Jakoś sobie poradzisz – powiedział Dumbledore usilnie starając się na nią nie patrzeć.
- No to chyba wszystko jasne, my będziemy już wracać Albusie.
- Oczywiście, Alstorze.
Obydwoje patrzyli jak pozostali wchodzą do kominka i znikają.
- Syriusz przyszedł - powiedziała przyciszonym głosem.
Spojrzał na nią zdziwiony, a za jej plecami zobaczył majaczącą się męską sylwetkę. A więc jednak wrócił.

- Myślałem, że zajmie ci to mniej czasu - przyznał Dumbledore przyglądając się uważnie czarnowłosemu mężczyźnie. Nie miał żadnych obrażeń, wyglądało na to, że jest wśród żywych już od jakiegoś czasu.

- Napotkałem pewne problemy - powiedział po chwili wychodząc z cienia. - Teraz chcę tylko przywieźć z powrotem Clary i dzieci.

- To nie jest bezpieczne - zaprotestowała McGonagall, a Albus wywnioskował po jej tonie, że już to dziś z nim przerabiała.

- Nic teraz nie jest bezpieczne - zauważył Syriusz. - A ty powinnaś się o to najmniej martwić, ciebie nie zabije.

McGonagall posłała mu tylko jedno z tych swoich morderczych spojrzeć, ale nic już nie powiedziała.

- Niestety muszę się zgodzić z Minerwą. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi planami to za kilka miesięcy wszystko będzie tak jak powinno. Wtedy będziemy mogli sprowadzić ich z powrotem do Anglii - powiedział Dumbledore, wkładając sobie do ust kolejnego cytrynowego dropsa.

- To jest wojna, tu nie ma planów. Są jedynie przypuszczenia, strategie, sukcesy i porażki - wtrąciła Minerwa.

- Albusie, to moja żona. Nie widziałem się z nią odkąd trafiłem do Azkabanu, nie licząc tego jednego spotkania niedługo przed moją rzekomą śmiercią - Syriusz spojrzał dyrektorowi prosto w oczy. - Potrafię o nich zadbać.

- Jeśli coś im się stanie - Dumbledore spojrzał na niego groźnie, a jego zwykły spokój zniknął.

- Będą tak bezpieczni jak to tylko możliwe - przysiągł Syriusz z ręką na sercu.

- Trzymam cię za słowo. A teraz wracaj do domu, odpocznij, jutro pojedziesz do Francji - powiedział Dumbledore ze zrezygnowaniem i usiadł za swoim ogromnym biurkiem.

Syriusz skinął energicznie głową i z głupkowatym uśmiechem na twarzy wszedł do kominka i wykrzyknął "Dumbledore Manor!"

- Myślisz, że to bezpieczne, Albusie? – spytała Minerwa. Spojrzał na nią, martwiła się, mógł nawet śmiało stwierdzić, że jest przerażona. – Co jeśli się dowie?

- Wtedy będziemy się tym martwić Minerwo. Teraz musimy jedynie liczyć na to, że uda nam się to kontynuować, tak aby wszystko zostało tajemnicą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro