3
Hermiona już od kilku godzin wysłuchiwała jaka to ona jest głupia i brzydka. Jakby to miało jej pomóc odszyfrować te cholerne zdanie! Zmierzch, wilkołak, księżyc, złoto, śmierć. Jeśli to w ogóle można nazwać zdaniem, przeszło jej przez myśl. Wiedziała, że " zmierzch" może oznaczać porę dnia, ale "wilkołak" i "księżyc" nie miały sensu.
- Rozwiązałaś to już Granger? - syknął Snape zerkając na nią z nad kociołka.
- Nie, profesorze, to w cale nie jest takie łatwe jak się może wydawać.
- To jest proste idiotko. Trzeba mieć tylko trochę oleju w głowie.
- Widać dlaczego pan nie może tego zrobić - warknęła. - Co tak śmierdzi?
- Wywar tojadowy dla waszego wilczka - powiedział z obrzydzeniem.
- Lupin jest przynajmniej lepszy od pana. Jest czuły, miły i lojalny. Ale pan przecież nie wie... No tak, przecież to proste!
- Wreszcie, a już myślałem, że Albus wygra ten zakład -powiedział z rezygnacją. Hermiona nie zwracała jednak na niego uwagi. Napisała pod " zdaniem" pochyłymi literami: O zmierzchu w dzień pełni księżyca...". Tylko co może znaczyć, na brodę Merlina "złoto"? Odtworzyła pierwszą lepszą książkę i zaczęła ją kartkować. Gobilny... Gringotta... Złoto... Atak... wszystkie podkreślone wyrazy w książce układały się w sensowną całość. O zmierzchu w dzień pełni księżyca atak na bank Gringotta". Została tylko " śmierć". Śmierć, śmierć, śmierć - powtarzała sobie w głowie. Śmierciożercy!
- Proszę pana mam! - zawołała podekscytowana, wymachując kartką, dopiero po chwili uświadomiła sobie, że musi to być dość dziecinne i oblała się rumieńcem.
- No to na co czekasz idiotko? Idź do profesora Dumbledore'a! Idiotka o rozumie wielkości orzeszka... – mruknął pod nosem, gdy przebiegła obok niego omal nie przewracając kociołka
Pobiegła do gabinetu dyrektora po drodze prawie nie wpadając na Rona. Nie miała jednak czasu go nawet przeprosić - pełnia jest jutro. Nie siląc się na to, żeby zapukać wpadła do gabinetu, w którym oprócz dyrektora była jeszcze jego zastępczyni. Chyba się o coś kłócili, przeszło jej przez myśl, gdy zobaczyła wyraz twarzy Dumbkedore, Nigdy nie widziała go aż tak wściekłego.
- Tak panno Granger? – dyrektor spojrzał na nią uświadamiając tym samym McGonagall, że nie są sami. Starsza czarownica odwróciła się gwałtownie w stronę swojej uczennicy.
- Odszyfrowałam wiadomość panie profesorze. Jutro o zmierzchu zostanie przeprowadzony atak na bank Gringotta.
W pokoju zapadła cisza. Portrety spojrzały na siebie porozumiewawczo i kilka z nich zniknęło. Pewnie poszli ostrzec pozostałych, może i sam bank? Pomyślała Hermiona zanim Dumbledore ponownie zabrał głos:
- Minerwo, mogłabyś... – spojrzał na czarownicę, ale zanim zdążył zakończyć, przerwała mu.
- Nie, nie mogłabym - warknęła i wyszła, trzaskając drzwiami.
Hermiona spojrzła na dyrektora zaskoczona. Widziała profesor McGonagall wielokrotnie złą, mogłaby nawet posunąć się o stwierdzenie, że wściekłą. W końcu przyjaźniła się Z Harrym i Ronem, ale jeszcze nigdy nie widziała ją w takim stanie. Dyrektor jednak nie wydawał się zbytnio zdziwiony taką reakcją jego zastępcy.
- Dilys – powiedział cicho Dubmbledore, była dyrektorka poruszyła się niespokojnie wyrwana ze snu, jej siwe loki opadły jej na twarz. Mruknęła coś cicho.
- Czy to panna Granger? – spytała przyglądając się Hermionie. – Zawsze się zastanawiałam, czy jest do niej podobna.
Dumbledore spojrzał na portret ze zdziwieniem, ale stwierdził, że staruszka znów coś pokręciła i tylko westchnął ze zrezygnowaniem.
- Dilys mogłabyś pójść do Minerwy i...
- Oczywiście Albusie – zaszczebiotała nie dając mu dokończyć i zniknęła w ramie swojego obrazu.
- Panno Granger, - zwrócił się do dziewczyny. - Tutaj mam jeszcze jedną wiadomość do odszyfrowania. A teraz proszę mi wybaczyć, ale muszę zająć się Gringottem.
- Oczywiście dyrektorze - wzięła karteczkę i wyszła z gabinetu.
- Minerwa jest wściekła - mruknął portret Dippetta.
- Ona ciągle jest wściekła, ale co jej się dziwić - westchnął Dumbledore. - Nie długo tam wróci.
- Nie możesz jej kazać tego zrobić! – zaprotestował Everard.
- Ona sama podjęła decyzję – mruknął.
- Myślisz, że Minerwa mogłaby... - Dippet zawahał się.
- Nie wiem, nie wiem Armando – westchnął. - Fawkes przeprowadź tutaj Nimfadore, Remusa, Alastora i bliźniaków Weasley.
Feniks zniknął w płomieniach, a dyrektor usiadł załamany na swój fotel.
- To nigdy nie powinno się wydarzyć, jak mogłem być tak egoistyczny?
- Każdemu się zdarza Albusie – powiedziała . – Z resztą domyślam się, że ona też nie jest bez winy...
- Jak tak na ciebie patrzę – mruknął Fineas. – Powinieneś trafić do Slytherinu.
Dumbledore pokręcił jedynie głową. Nie było mu jednak dane jakkolwiek to skomentować, bo z jego kominka wyskoczyła właśnie grupa przepychających się czarodziei.
- Spokój – warknął Szalonooki.
- Co się stało Dumbledorze? – spytał Kingston otrzepując swoją fioletowa szatę z pyłu.
- Mam dla was niezbyt miłą wiadomość – powiedział spoglądając na nich z nad swoich okularów połówek. - W najbliższą pełnię o zmierzchu zostanie przeprowadzony atak na bank Gringotta. Waszym zadaniem będzie jego udaremnienie. Dzisiaj wieczorem Śmierciożercy mają zebranie. Po jego zakończeniu udzielę wam bardziej szczegółowych informacji. A i proszę przypilnujcie Freda i George'a, jeśli im się coś stanie Molly mnie zabije.
Bliźniaki zrobili się cali czerwoni na tą uwagę. Słychać było kilka chichotów, ale Artur Weasley wydawał się być śmiertelnie przerażony na myśl o reakcji swojej żony.
- Jeszcze jedno jakbyście mogli przekazać panu Potterowi, żeby przyszedł jutro wieczorem, rano będziemy bardzo zajęci.
- A panna Granger? - spytał Alastor.
- Pannę Granger wyślę do Minerwy.
- Kogo? - spytała McGonagall, która właśnie weszła do gabinetu.
- Pannę Granger - mruknęli wszyscy chórem.
- Żeby Weasley już kompletnie się niczego nie nauczył? Wystarczy mi, że ciągle mi o niej ględzi zamiast się skupić na zadaniu - jęknęła niezadowolona.
- Pani profesor, my tak mamy na co dzień – powiedzieli Fred i George szczerząc się jak idioci, kiedy przypomnieli sobie, jak ich młodszy brat tańczył z ich profesorem na swoim czwartym roku.
- Jakoś sobie poradzisz – powiedział Dumbledore usilnie starając się na nią nie patrzeć.
- No to chyba wszystko jasne, my będziemy już wracać Albusie.
- Oczywiście, Alstorze.
Obydwoje patrzyli jak pozostali wchodzą do kominka i znikają.
- Syriusz przyszedł - powiedziała przyciszonym głosem.
Spojrzał na nią zdziwiony, a za jej plecami zobaczył majaczącą się męską sylwetkę. A więc jednak wrócił.
- Myślałem, że zajmie ci to mniej czasu - przyznał Dumbledore przyglądając się uważnie czarnowłosemu mężczyźnie. Nie miał żadnych obrażeń, wyglądało na to, że jest wśród żywych już od jakiegoś czasu.
- Napotkałem pewne problemy - powiedział po chwili wychodząc z cienia. - Teraz chcę tylko przywieźć z powrotem Clary i dzieci.
- To nie jest bezpieczne - zaprotestowała McGonagall, a Albus wywnioskował po jej tonie, że już to dziś z nim przerabiała.
- Nic teraz nie jest bezpieczne - zauważył Syriusz. - A ty powinnaś się o to najmniej martwić, ciebie nie zabije.
McGonagall posłała mu tylko jedno z tych swoich morderczych spojrzeć, ale nic już nie powiedziała.
- Niestety muszę się zgodzić z Minerwą. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi planami to za kilka miesięcy wszystko będzie tak jak powinno. Wtedy będziemy mogli sprowadzić ich z powrotem do Anglii - powiedział Dumbledore, wkładając sobie do ust kolejnego cytrynowego dropsa.
- To jest wojna, tu nie ma planów. Są jedynie przypuszczenia, strategie, sukcesy i porażki - wtrąciła Minerwa.
- Albusie, to moja żona. Nie widziałem się z nią odkąd trafiłem do Azkabanu, nie licząc tego jednego spotkania niedługo przed moją rzekomą śmiercią - Syriusz spojrzał dyrektorowi prosto w oczy. - Potrafię o nich zadbać.
- Jeśli coś im się stanie - Dumbledore spojrzał na niego groźnie, a jego zwykły spokój zniknął.
- Będą tak bezpieczni jak to tylko możliwe - przysiągł Syriusz z ręką na sercu.
- Trzymam cię za słowo. A teraz wracaj do domu, odpocznij, jutro pojedziesz do Francji - powiedział Dumbledore ze zrezygnowaniem i usiadł za swoim ogromnym biurkiem.
Syriusz skinął energicznie głową i z głupkowatym uśmiechem na twarzy wszedł do kominka i wykrzyknął "Dumbledore Manor!"
- Myślisz, że to bezpieczne, Albusie? – spytała Minerwa. Spojrzał na nią, martwiła się, mógł nawet śmiało stwierdzić, że jest przerażona. – Co jeśli się dowie?
- Wtedy będziemy się tym martwić Minerwo. Teraz musimy jedynie liczyć na to, że uda nam się to kontynuować, tak aby wszystko zostało tajemnicą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro