2
Nie musieli długo czekać. Już po chwili do Nory przybyli wszyscy pozostali członkowie Zakonu Feniksa. Moody musiał powiększyć kuchnię Weasley'ów, żeby wszyscy mogli się w niej pomieścić. Kiedy każdy zajął już swoje miejsce, Dumbledore przemówił:
- A więc za nim zaczniemy nasze zebranie chciałbym was o czymś poinformować. Mianowicie chodzi o to, że panny Granger i Weasley oraz panowie Potter i Weasley są już wystarczająco przygotowani do tego, aby nam pomóc. Zanim jednak się to stanie chciałbym dać im zadania... uzupełniające ich zdolności. Tak więc Ginewra będzie uczyć się magomedyki z panią Pomfrey – spojrzał na rudowłosą dziewczynę, która oblała się rumieńcem. - Harry ty będziesz miał lekcje ze mną – Harry uśmiechnął się szeroko. - Ronald z profesor McGonagall, Fred i George wy będziecie ćwiczyć z profesorami Moddy'm oraz Lupinem w terenie.- Dumbledore musiał mocno się starać, żeby się nie roześmiać, gdy zobaczył minę zarówno Rona, jak i Minerwy. - Została nam jeszcze Hermiona. Twoja inteligencja i umiejętności numerologiczne przydadzą nam się w odszyfrowywaniu przechwyconych wiadomości z profesorem Snape'em. Czasami będzie pani pomagać w przygotowywaniach brakujących eliksirów. – Zapadł cisza. Dumblodore rozejrzał się po kuchni, ale gdy nikt nic nie powiedział, postanowił kontynuować. - Zaczniecie od jutra macie pojawić się w Hogwarcie o siódmej rano w gabinetach nauczycieli, po Freda i George'a przyjdzie Alastor o 8. Teraz chciałbym, abyście poszli na górę - powiedział nie spuszczając z oczu pani Weasley, która trzymała nóż niebezpiecznie skierowany w jego stronę.
Cała szóstka pobiegła na górę zadowoleni z przydzielonych im zadań, ale nie koniecznie z nauczycieli.
- Będziemy tam siedzieć...
- Z tym kręci okiem Moody"m.
Jęczeli bliźniacy.
- Chcecie się zamienić? Kilka godzin z McSztywną! – warknął Ron chowając twarz w poduszkę.
Nagle drzwi się otworzyły, a z korytarza weszła do nich niezbyt zadowolona McGonagall.
- Eee... pani profesor - zaczął Ron, ale przerwała mu.
- Przyjdź jutro najwcześniej o dziesiątej, mam...
- Ale profesor Dumbledore kazał mi przyjść o siódmej! - zaprotestował zbulwersowany.
- Nie drzyj się tak. Mam ważniejsze sprawy od niańczenia ciągle głodnego rudzielca - posłała mu jedno z tych typowych spojrzeń Snape'a, kiedy Hermiona je zauważyła zaczęła się zastanawiać, kto od kogo się tego uczył...
- Ale pani profesor, Dumbledore...
Nie dokończył, bo nauczycielka zamknęła drzwi i zeszła z powrotem na dół. Hermiona i Harry musieli się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Tylko pozostałe latorośle Weasley'ów się tym nie przejmowali i głośno śmiali się z brata.
*
Następnego dnia Hermiona wstała bardzo wcześnie. Nie chciała spóźnić się do Snape'a, zresztą miało to być jej pierwsze "zadanie". Wiedziała, że musi wypaść jak najlepiej. Wyciągnęła z szafy czarne spodnie i bladoniebieski sweter - w lochach zawsze jest bardzo zimno i nie chciała aby Snape miał powód do krytykowania jej, znowu... Westchnęła, czemu akurat z nim?, przeszło jej przez myśl. Zrobiła sobie delikatny makijaż i spięła włosy w luźnego koka. Spojrzała na budzik stojący obok jej łóżka.
- Cholera - wymsknęło jej się, była za pięć siódma.
Zbiegła na dół, chwyciła jednego tosta i wskoczyła do kominka. Nie zwracając uwagi na krzyki pani Weasley, żeby zjadła coś więcej. Wylądowała w gabinecie dyrektora. Ku jej zdziwieniu zamiast Dumbledore'a czekała tam na nią profesor McGonagall. Wydawała się być dziwnie przybita, ale Hermiona nie miała czasu nawet się przyjrzeć, kiedy kobieta dała jej białą kopertę i kazała się pośpieszyć mówiąc, że Snape ją zabije. Marne pociesznie...
Wbiegła do lochów, gdzie czekał na nią wściekły Severus. Wiedziała już po wyrazie jego twarzy, że to zdecydowanie nie będzie najlepszy dzień w jej życiu. Miała jedynie nadzieję, że Merlin okaże się dla niej łaskawy i Snape jeszcze jej nie zabije.
- Granger! - no i zaczęło się, westchnęła w myślach. Jeden z wielu dni spędzonych z jej ulubionym jakże przytulnym profesorem.
- Przepraszam profesorze, to się nigdy więcej nie powtórzy – powiedziała, gdy zaczerpnął powietrza po prawie godzinnym wykładzie na temat spóźniania się, jego cennego czasu i braku posiadania przez nią czegoś takiego, jak kultura osobista.
- Mam nadzieję Granger, zarówno mój czas, jak i czas całego Zakonu jest zbyt cenny, żeby tracić go na twoje nastoletnie problemy - warknął. - Jeśli nie potrafisz się wyrobić, nie będziesz nam w niczym potrzebna. Uprzedzałem Dumbledore'a, że to strata czasu, niańczenie niewychowanych, ignoranckich i aroganckich dzieciaków...
Hermiona pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Postanowiła, że zajmie się swoim zadaniem, usiądzie cicho w kącie i postara się jak najmniej przeszkadzać temu staremu zgredowi w jego egzystencji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro