Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Portret II Psyche


Polska, Zakopane, dom Karola Szymanowskiego 1921

      Jego muzyka przenika moje ciało, budzi uśpione dotąd receptory. Każdy dźwięk, nutę odbieram całym sobą. Zresztą tak samo jak zwykle. Tylko, że od ostatniego razu, gdy siedziałem w tym domu, na parapecie, niedbale spuszczając jedną nogę, opierając brodę na drugim kolanie, przenikliwie przyglądając się wykonawcy, mija siedem , długich, bo bez jego specyficznego towarzystwa, lat.

      Jestem tu, bo trzeba rozmawiać. Rany goją się teraz znacznie szybciej, a na pierwszy plan wypływa pragnienie poznania prawdy. Jego prawdy, bo każdy z nas ma swoją. On może po tysiąc razy powtarzać, że nic ich nie łączyło, ale teraz, ściskając szklaną nóżkę kieliszka, równie trudno jest mi w to uwierzyć, co wtedy. Gdy ściskając jej kościstą brodę, zmuszając do nienaturalnego odchylenia głowy, spoglądając w parę przerażonych oczu, krzyczałem, wyzywałem, balansowałem na granicy miłości i nienawiści, ignorując jej... ich wersję.

      Teraz jest inaczej. Demony uśpione, które na własne życzenie budzę, kolejnymi dawkami alkoholu, nie domagają się zemsty, nie wzbudzają, zapewne jeszcze, tak poniżającego pragnienia zemsty. Pozwalają na spokojne oczekiwanie, które kompozytor umila mi graniem. Teoretycznie umówiliśmy się, że to ja zacznę, będę zadawać pytania, a on na wszystko odpowie, jednak... tak trudno jest zacząć. Gdy na niego nie patrzę, mogę się łudzić, że nadal jest moim przyjacielem, a siedzę tu, jak zwykle, tylko po to, aby wsłuchiwać się w jego muzykę...

     Mój wzrok zaczyna błądzić po pomieszczeniu, kolejny łyk wina, już nie czuję smaku. Trudno jest mi się skupić na jednej rzeczy, aż w końcu zauważam leżącą na stole książkę. Niby nic, zwykła czarna okładka i niewyraźny napis na jej grzbiecie. Zsuwam się z parapetu, czuję na sobie jego wzrok, mimo że mężczyzna stara się to zrobić dyskretnie. Nie okazuję ani tego, że jego spojrzenie lekko mnie krępuje, ani że nogi się trochę pode mną uginają. Staram się jak najszybciej dojść do stolika.

      Biorę książkę, obracam ją. Otwieram i przypatruję się tytułowi: ,,Eros i Psyche". Najpierw to tylko słowa, imiona przedzielone spójnikiem, dopiero potem nabierają znaczenia, wymiaru, aż w końcu ludzką formę, idealnie wpasowującą się w moje wspomnienia. Historia antycznych kochanków znajduje swoje miejsce. Biorę głęboki wdech.

- Ona była moją Psyche – mówię cicho, chyba nawet bardziej do siebie niż do niego, ale muzyk odczytuje to inaczej, czy aż tak tęsknił? Czy aż tak pragnął naszej przyjaźni? Czemu teraz, a nie wtedy?

- Nieprawda – słowa zarzucające kłamstwo, są wypowiedziane ze spokojem, tylko melodia, wychodząca spod jego palców przyspiesza – ona nie była dla ciebie.

     Prycham. To już nie usprawiedliwienia, nie próba ukrycia fałszu a zmienienie całej koncepcji, próba zmanipulowania moimi uczuciami, pamięcią, sztuczne kształtowanie przeszłości, zmienianie przebiegu wydarzeń.

- Była jedyną kobietą, którą tak naprawdę kiedykolwiek kochałem i pokocham – brzmi to pusto, dennie, do bólu schematycznie, ale brakuje mi w tym momencie słów, by wyrazić to co czuję w bardziej poetycki sposób. Prawie zagojona rana, znów zaczyna się rozrywać.

- Kolejne kłamstwo, Stasiu – pianista zaczyna grać utwór od początku, czyli jednak nie improwizacja, a melodia, którą dobrze zna, odtwarza wręcz mechanicznie – były kobiety przed nią, zgaduję, że już były po niej, a i pojawią się kolejne...

- Skąd możesz wiedzieć? – prycham, a palce ściskają coraz mocniej twardą okładkę. Eros i Psyche, Psyche i Eros, niemal idealni kochankowie.

- Znam cię.

- Nieprawda. Nigdy mnie nie znałeś – kręcę głową.

- Sam się przede mną otworzyłeś – nastaje cisza, a moja pamięć gorączkowo zaczyna szukać potwierdzenia jego słów.

- Nigdy nie rozmawialiśmy o sobie – kręcę głową, niewidzialna żelazna obręcz ściska moją skroń.

- Nie mówię o tym – mężczyzna wstaje. Podchodzi do drewnianej biblioteczki. Prostuje się, kładzie ręce w pasie, lekko się przekrzywia. Na jego kochankach może robi to wrażenie, ale nie na mnie. Jedyne, co czuję do niego w tym momencie, to wręcz nieopisana nienawiść.

- To jak możesz mówić, że mnie znasz? Nie wiesz o mnie nic – wiem, że to również nie cała prawda, ale jakoś łatwiej jest wierzyć w tę wersję, niż że kiedyś otworzyłem się przed tym zdrajcą.

      Odwraca się do mnie. Poprawia ciemne włosy, oczy o podobnej barwie patrzą prosto w moje. Tak trudno jest utrzymać jego spojrzenie, więc zaczynam studiować jego twarz. Zmieniła się. To naturalne. Parę nowych zmarszczek, bruzd, pierwsze pasma siwych włosów, jednak trzyma się nieźle, mogę tylko zgadywać, ale sądzę, że pod za nieco za obszerną koszulą, oprócz paru dodatkowych kilogramów nic się nie pojawiło. On nie walczył, on nie ma bolesnych pamiątek, cienkich lub grubych kresek, szepczących skórę. Jego historia toczy się zupełnie inaczej niż moja.

- ,,622 upadki Bunga czyli Demoniczna Kobieta", pamiętasz Stasiu, sam to tu przyniosłeś. Niby typowy romans, zakochany smarkacz w... zacytuję ciebie ,,demonicznej kobiecie", która go fascynuje, inspiruje. Na pierwszy rzut oka zwyczajna, choć dobrze, napisana książka, ale obydwaj wiemy, że to niecała prawda – zaczyna, obracając w dłoniach tom – to ty, jesteś tym chłopcem, a ta kobieta, to... Irena, dobrze pamiętam?

     Z całej siły zaciskam wargi, nie muszę odpowiadać, obaj doskonale ją znamy, a ja nie mam zamiaru przyznawać mu racji. Wiem, do czego zmierza, zaraz usłyszę własną historię, wypowiedzianą przez jego usta. Romans, którego byłem bohaterem. Tylko, z perspektywy czasu, trudno mi ocenić czy naprawdę kochałem Irenę, czy łączyło nas coś więcej niż pożądanie.

- Jej zdjęcia, który wyszły spod twojego obiektywu są nieziemskie, artystyczne i realistyczne jednocześnie, podobały i zachwycały, kiedy się rozstaliście, straciłeś również świetną modelkę, prawda? – robi pauzę, czekając na moją reakcję, ale kiedy ja nadal uparcie milczę, on delikatnie się uśmiecha, jeszcze bardziej mruży oczy i kontynuuję – Irena była twoją muzą, twoim pierwszym, dojrzałym wyborem, którego i tak nie zaakceptował twój ojciec.

    Prycham i przewracam oczami, dając mu do zrozumienia, że odbiega od tematu, ale jemu to nie przeszkadza, mam wrażenie, że go rozbawiłem tym zachowaniem. Jego palce uderzają w powietrze, wystukując niesłyszalny rytm.

- Ale było wam razem tak dobrze, kochałeś, tak Stasiu, kochałeś ją właśnie taką, silną, niezależną, artystkę, chociaż... była aktorką, a tyk nimi gardziłeś.

- Ona była inna – wyrywa mi się, a on tylko na to czeka, wybucha śmiechem, a ja przygryzam wargę. Dając wciągnąć się w tę grę, musiałem liczyć się z przegraną, jednak nie przypuszczałem, że nastąpi ona, na tak wczesnym etapie.

- Masz rację. Jako Psyche była niezastąpiona, nadała tej dziewczynie wyrazistego charakteru, jej tęsknota do Erosa była tak namacalna, że nawet ty w nią uwierzyłeś i marzyłeś, że będzie tak tęskniła również do ciebie – uśmiecha się, jego głos jest miękki i matowy.

    Wyciąga rękę i delikatnie z dłoni wyjmuje mi ,,Erosa i Psyche". Przygląda się przez chwilę ciemnej okładce, następnie palcem przesuwa po grzbiecie, po zagłębieniach liter.

- Ona była twoją Psyche. Tylko inną, niż sobie początkowo wyobrażałeś. Nie była niewinną panienką, ale przecież ciebie nigdy do takich nie ciągnęło – przykłada książkę do siebie i odkłada je na stolik,

- Jadwiga była delikatna – unoszę wzrok, tym razem wytrzymując jego spojrzenie.

- To też, dlatego... nie wytrzymała, ale sam musisz przyznać, że drzemała w niej siła. Nie każdy potrafiłby cię wyciągnąć z otchłani twoich własnych demonów – kompozytor nieznacznie przekrzywia głowę. Patrzymy na siebie w milczeniu.

    Nie wiem ile to trwa, możemy stać tak parę minut, możemy parę godzin, czas nie ma znaczenia. W jego oczach, zamiast swojego odbicia, widzę jej twarz. Obraz jest wyraźny, ale chcę widzieć więcej, przysuwam się jeszcze bliżej, chcąc dostrzec każdy szczegół, chcąc odczytać wyraz jej twarzy.

- Uzależniła ciebie od siebie – szepcze Szymanowski – nie potrafisz o niej zapomnieć. Odbierasz znaczenie innym kobietom w twoim życiu, bo każda, przy Jadwidze, wydaje ci się być... niedoskonała. A przecież był czas, gdy dla Ireny byłeś w stanie zrobić tak wiele...

    Obraz Jadwigi, w jego oczach, znika. Znów jesteśmy tylko my. Spuszczam wzrok, sięgam do kieszeni spodni, wyjmuję papierosy. Karol uśmiecha się, wyciąga rękę.

- W zamian mam coś mocniejszego – obiecuje, a na te słowa krew zaczyna szybciej płynąć mi w żyłach – ale to później.

Kiwam głową, częstuję go i wyjmuję zapalniczkę. Chcę wyjść na zewnątrz, ale on kładzie rękę na moim ramieniu.

- Za zimno, otworzymy okno – mówi.

    Siadam z powrotem na parapecie, on staje przy mnie, otwiera jedną okiennice, wpuszczając do środka lodowate powietrze, drżę, ale jest mi za wygodnie aby wstać, po wiszący w sieni żołnierski, rosyjski płaszcz. Mężczyzna dostrzega to. Zdejmuje z szyi ciepły błękitny szal i opatula mnie nim.

- Nie możesz się teraz przeziębić. Musisz mnie namalować – wyjaśnia.

- Po to mnie zaprosiłeś? – unoszę brew.

- Nie zapominajmy, że jesteś mi winny trochę pieniędzy – odpowiada, a ja kiwam głową. Ma rację. Powinienem się cieszyć, że tylko takiej zapłaty ode mnie wymaga.

- Ustalimy szczegóły później, a teraz... opowiedz mi o sobie i Jadwidze – proszę, mój głos nie jest ani trochę nieprzyjemny, mam wrażenie, że przesiąknął obojętnością, ewentualnie smutkiem, który nie opuszcza mnie od paru lat.

- Nie zdradzała cię. Byliśmy przyjaciółmi – znudzony ton rozmówcy drażni mnie, odwracam głowę, patrzę się w noc.

- Karol...

- Skoro masz swoją wersję wydarzeń, to dlaczego pytasz? – wzdycha – aż tak potrzebujesz potwierdzenia swoich teorii, czy po prostu chcesz o niej porozmawiać?

     Nienawidzę, gdy mężczyzna czyta mi w myślach, gdy artykułuje to, co siedzi głęboko we mnie. Mam wtedy wrażenie, że zna mnie na wylot, lepiej odczytuje moje myśli i uczucia niż ja sam, a przecież przestaliśmy być przyjaciółmi.

- Ja... – nie potrafię odpowiedzieć na zadane pytanie, to on podsuwa mi myśl, aby tak po prostu porozmawiać o kobiecie, która kochała przynajmniej jednego z nas...

Kręcę głową i odwracam się w stronę ciemności, która czeka za oknem.

***

    Wędruję po niebie. Stąpam wśród chmur, bose stopy dotykają zimne, mokre obłoki, wbrew obawom uczucie jest nawet przyjemne. Rozglądam się. Jednak nie widzę z tego miejsca ziemi, szkoda, widoki pewnie byłby niesamowite.

- Stasiu! – słyszę ukochany, kobiecy głos.

    Odwracam się, szukając kobiety, widzę tylko czarną sylwetkę na tle słońca. Ruszam w tamtym kierunku, unosząc się w powietrzu. Delikatny wiatr, owiewa moją sylwetkę, koszula wypełnia się powietrzem. Zaraz ją ujrzę, za parę chwil będziemy razem.

- Stasiu!

     Chcę jej odpowiedzieć, ale głos nie wydobywa się z moich ust. Pragnę przyspieszyć, ale to również jest poza zasięgiem moich możliwości. Każda chwila staje się wiecznością. Jednak jej sylwetka przybliża się, jest coraz wyraźniejsza. Mogę już dojrzeć, iż dziewczyna stoi do mnie tyłem, a odziana jest w grecką, białą szatę. Prezentuje się w niej wspaniale. Włosy są spięte, odsłaniając nagi kark. Widok jest niesamowity.

    Pragnę, by się odwróciła, abym mógł dostrzec jej twarz lecz ona pozostaje nieruchoma. To ja przyspieszam. Nagle wiatr wzmaga się i pcha mnie w jej kierunku.

- Jadwinia – udaje mi się wreszcie wypowiedzieć jej imię. W tym momencie kobieta odwraca się.

- Nie poznałeś mnie, Stasiu? – to nie Jadwiga. Dopiero teraz dostrzegam, że włosy są wściekle rude, a kobieta jest za wysoka, aby mogła być moją ukochaną.

Teraz chcę się zatrzymać lecz to nie zależy ode mnie. Nie jestem w stanie zapanować na własnymi ruchami. Moje decyzje nie mają żadnego wpływu na to, co dzieje się z moim ciałem. Tak nie powinno być...

        Jestem już tak blisko, że mógłbym ją dotknąć, ale nie chcę. Zatrzymuję się dopiero, gdy nasze twarze dzieli zaledwie parę centymetrów.

- Chcesz mi powiedzieć, że to nie za mną tęskniłeś, chłopczyku – uśmiecha się zalotnie, ale w jej oczach palą się złowrogie ogniki – kto inny mógł posiąść twoje serce... twoje ciało...

Jakaś część mnie chce jej odpowiedzieć, wyjaśnić całą sytuację. Zamykam oczy, starając się sformułować odpowiednią odpowiedź. Jednak nie mogę zebrać myśli. Jej usta lądują na moich wargach, automatycznie odwzajemniam pocałunek.

Otwieram oczy. Ireny już nie ma. Demoniczną, rudowłosą artystkę zastępuje, kobieta, o której istnieniu zdążyłem zapomnieć...

- Natasza... - moje usta same układają się do odpowiednich liter, tworząc imię dziewczyny, która mogła być wytworem jedynie mojej wyobraźni...

      Wracam z powrotem na ziemię, Karol bacznie mi się przypatruję, z ust wypuszcza kolejne obłoki dymu. Przecież to tylko papierosy... Patrzę na niego, on lekko unosi jedną brew, jakby chciał o coś zapytać. Przygryzam wargę. Demony wracają. Tym razem wystarczył tylko alkohol. Mimo tego uśmiecham się, odchylam głowę, patrząc w oczy bruneta.

- Przynieś mi coś do rysowania – szczerze zęby, chcę mieć to jak najszybciej za sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro