Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36: Wypadałoby w końcu porozmawiać o dziurach...

Pov.Scar

- Co to kurwa było? - zapytał Albus kiedy wielki, ogromny huk rosprysł się białym światłem.

Lada moment księżyc miał stanąć w całkowitej czerwieni, a ja nie byłam w stanie walczyć przez okropny ból wywołany blizną Catariny. Wraz z ciotką Potter'a oraz ojcem mojego strażnika uciekliśmy do gabinetu mojego przodka. Z początku potrafiłam posłusznie siedzieć według planu Blake'a i wysłuchiwać się w pojedyncze uderzenia walki. Nawet próbowałam liczyć ile padło uderzeń, jednak darowałam sobie po piętnastu. Dopiero biały huk sprawił iż nie licząc się z bólem próbowałam opuścić gabinet Merlina.

- Musimy pomóc przyjaciołom. - powiedziałam próbując otworzyć zamknięty przez panią Weasley-Granger gabinet.

- Scar nie będziesz w stanie walczyć. - powiedział Albus, który złapał mnie za rękę ciągnąc z dala od drzwi.

- Kurwa Albus nie interesuję mnie to! On tam jest! - próbowałam wyszarpać rękę, którą Potter mocno zaciskał.

W tamtym momencie podziwiałam Hermionę i Dracona. Stali i wpatrywali się w nas bez namiętnego wyrazu twarzy i wyczekiwali. Nie wątpię w to że byli przerażeni. Ich bliscy również walczyli na dziedzińcu, a oni musieli pilnować małolaty przez którą całe to zamieszanie. Nie komentowali naszych przekleństw, ponieważ one dosłownie opisywały wszystko co działo się w naszych umysłach.

- Wiem że on tam jest! Sam jestem przerażony na myśl że stało się coś Angel, ale kurwa na miłość boską Scarlett nie pomożemy im jeśli nie będziesz w stanie zawalczyć z mumią na sterydach! - wykrzyczał Albus, a w jego oczach dostrzegłam załamanie.

Odetchnęłam czując jak łzy spływają mi po policzkach. Albus poluzował uścisk widząc moje łzy, po czym przysunął mnie do siebie zatrzymując mnie w mocnym uścisku. Zaczęłam szlochać czując bezradność. Byłam jak lalka rzucona w kąt, porzucona. Chciałam coś pomóc, a nie byłam w stanie.

Byłam słaba...

- Alohomora! - krzyk białowłosej uwielbiającej jedzenie oraz kreatywnej dilerki z naszej paczki rozległ się za drzwiami gabinetu.

Odwróciliśmy się w kierunku drzwi, które po chwili otworzyły się ukazując białowłosą w towarzystwie starszych gryfonów oraz ślizgona o blond włosach. Rzuciłam się natychmiast w jego kierunku łącząc nasze usta w mocnym pocałunku kompletnie ignorując wszystkich w pomieszczeniu. On żył i tylko to się dla mnie liczyło.

- Mamy maleńką zmianę planów – powiedziała Angel, kiedy niechętnie odsunęliśmy się od siebie.

Uniosłam brew słysząc słowa białowłosej, po czym spojrzałam na towarzyszy dziewczyny nawet nie komentując ich wyglądu niczym z horroru.

- Evelyne straciła przytomność, a Blake również zaraz opadnie z sił. - powiedziała Sasha, chwilę później dodając.

- Catarina rośnie w siłę z coraz to większym zaczerwienieniem księżyca. Już nie odwleczemy, nieuniknionego. Scar musi zmierzyć się z Cateriną.

- W takim razie jaki jest znowu plan? Co proponujesz, Sash? - zapytał Albus przytulając białowłosą, podczas gdy Hermiona i Draco podeszli do naszej grupy.

- Nie dasz rady jej zabić – stwierdziła kobieta, po chwili dodając.

- Ale może nie będziesz musiała.

- Co proponujesz, Granger? - zapytał pan Malfoy krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Może wystarczy ją uwięzić. Pozbawić mocy? Coś chyba jest możliwe...

Podczas, gdy przyjaciółka pana Potter'a podawała różne pomysły wstrzymania śmierci czarownicy, spojrzałam z błyskiem na moich towarzyszy. Oni doskonale wiedzieli co mam na myśli i nawet ojciec Scorpius'a domyślił się naszej cichej konwersacji.

- Masz pomysł młoda? - na pytanie mężczyzny, Hermiona spojrzała w moim kierunku.

Uśmiechnęłam się kiwając głową, po czym włożyłam dłoń do kieszeni spodni. A żeby było pewne że mam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro