Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28 Bo prawdziwy przyjaciel zawsze cie podniesie...

"Bo prawdziwy przyjaciel zawsze cie podniesie... jak tylko przestanie się śmiać"

-Słowo daje ja już nigdy nie będę narzekać na lekcję z McGonagall, ale błagam już dość.- jeknął padnięty Albus rzucając się na miejsce obok Angel w pokoju Scorpius'a.

Od dwóch tygodni Blake uczy nas do walki z Cateriną, chociaż ani razu nie powiedział ile dokładnie zostało nam czasu na przygotowanie. Codziennie wstajemy, aby na ustaloną siódmą znajdować się w piwnicy gdzie za każdym razem czeka na nas profesor z jakąś niespodzianką i uczy nas do siedemnastej z jedną przerwą na obiad na, którą zawsze nas woła albo mama albo ojciec młodego Malfoy'a.

Blake wszystko ma zaplanowane co do minuty I czasem mam wrażenie iż ma zaplanowany czas na pytania oraz odpowiedzi, a może I nawet na wychodzenia do łazienki.

Na każdej lekcji stara się przypomniej nam streszczająco ostatnią lekcje I powrócić do nowego tematu. I przyznam się gdyby nie fakt iż mam świadomość że jest synem Merlina oraz  przeżył już nie jedną wiosnę to bym była w nie małym szoku że nauczyciel eliksirów potrafi uczyć praktycznie wszystkich przedmiotów z Hogwartu.

Profesor nie ogranicza się tylko do przynależnego z Hogwartu przedmiotu, a wręcz przeciwnie. Uczy nas obrony przed czarną magic, zielarstwa, opieki nad magicznymi stworzeniami bądź transmutacji. Chociaż to I tak część tego.

Blake zawsze również poświęca ostatnie piętnaście minut swoich lekcji, aby nauczyć nas czegoś o swoim żywiole, jego kontroli albo o współpracy z naszym partnerem. Z początku myśleliśmy że to nie ma sensu, ale szybko zmieniliśmy  zdanie kiedy Angel wraz z Albusem stworzyli lawę.

Ta wtedy w sumie para "przypadkowo" zniszczyła portret przedstawiający Lucjusza Malfoy'a.

-  Potwierdzam, mam dość. Mamy teraz dzisięć minut spokoju zanim Blake przyjdzie po nas. - westchnął Malfoy kładąc się leniwie na swoim łóżku.

Przekręciłam rozbawiona oczami chociaż duchowo przyznając ślizgoną rację. Lekcję były męczące fakt, ale trzeba przyznać że pomimo krótkiego upływu czasu każdy z nas dostrzegał efekty oraz zmiany w pozytywnym znaczeniu.

- To jak planujemy spędzić te szalone, niezwykle spontaniczne oraz... - pukanie do drzwi przerwało wypowiedź Angel na co ta westchnęła zirytowana.

Drzwi powoli otworzyły się, a w progu stanął Blake. Od razu pomimo niechęci zaczęliśmy się zbierać do wyjścia już kompletnie zapominając o tym że mieliśmy mieć dziesięć minut spokoju.

- Już dzisiaj odpuścimy sobie lekcje. Zaczniemy jutro rano o tej samej godzinie co zawsze. - powiedział czarodziej, po czym wyszedł z sypialni młodego Malfoy'a nie czekając na jakąkolwiek reakcje z naszej strony.

Przez chwilę było cicho. Dosłownie jakby Blake tak naprawdę mówił do powietrza, a nie do nastolatków. Mieliśmy wolne... Blake dał mam dzisiaj wolne...

- IMPREZA!- krzyknęła głośno Angel rzucając się z hukiem na łóżko gdzie jeszcze chwilę temu leżał ślizgon.

- Chwała Merlinowi! Właśnie wygraliśmy w lotka!

Angel podskakiwała radosna na łóżku Malfoy'a, a w jej ślady poszedł Potter. Parsknęłam śmiechem widząc rozbawione spojrzenie Kriss'a, zdziwienie w oczach Sashy oraz Scorpius'a, który również po chwili dołączył do skakania na łóżku.

- Jak pierdolną to nie sprzątam ich z ziemi.- parskął rozbawiony Kriss powolnym krokiem podchodząc do biurka Malfoy'a I patrząc na wiszące nad nim zdjęcia oraz kalendarz.

- Sprzatanie ich z podlogi to pikuś. Gdzie Scorpius będzie spać jak rozwalą łóżko?- zapytałam obserwując skaczących w towarzystwie młodej gryfonki, ślizgonów.

- Pójdzie do narzeczonej!

Krzyk Angel sprawił że uniosłam rozbawiona brew. Czy ona na serio nic nie bierze?

- Angel odstaw to co ćpasz.

- Za późno na odwyk.- mruknęła Sasha otwierając książke.

- Jak za późno. Na nic nie jest za późno. Chociaż nie wróć jest za późno. To moje dragi.

- Matko święta - parsknął rozbawiony Kriss słysząc kreatywne wypowiedzi Angel.

- Angel! Scorpius! Albus! Złazić mi z łóżka....

- Inaczej nici z ślubu- mruknęła Sasha dokańczając na co o dziwo gryfonka wraz z chłopakami niemal natychmiast zeszli z łóżka.

- Wariaci. Otaczają mnie wariaci.- westchnęł spoglądając na pierworodnego, który uśmiechał się niewinnie w moim kierunku.

- No dobra to może zagrajmy w butelkę?- zapytała Angel, na co mój wzrok natychmiast poleciał w kierunku gryfonki.

- O nie, White. Twoje wyzwania skończą się tym że wyląduję z Malfoy'em w łóżku...

- A co nie chciałabyś?

- Nie...

- Kłamie- przerwał moją konwersacje z młodszą gryfonką Malfoy z bezczelnym uśmiechem, na co ja przekręciłam oczami.

Cóż blondyn miał rację. Po połączeniu naszych dusz oboje potrafimy spostrzec się kiedy któreś z nas kłamie co szczerze ma swoje plusy minusy.

Takie jak teraz.

- Oj no Scarlett zagrajmy! Proszę! - poprosiła White na co ja westchnęłam wiedząc że przegrałam te wojne.

~ ~ ~ ~ ~

- Cholera jasna gdzie on jest? Stłukł butelkę, poszedł po nową i spierdolił. - powiedziała zaskoczona Angel wyrzucając ostatnie duże kawałki szkła po butelce z oranżadą.

Graliśmy do siedemnastej w najlepsze  żartując sobie z wyzwań oraz jarając się pytaniami. Kiedy po którymś podejściu Angel wylosowała Kriss'a, a gryfon wybrał pytanie doszło do stłuczenia przez niego butelki kiedy tylko dziewczyna zapytała go o to, która kobieta skradła jego serce.

Zanim ktokolwiek z nas zareagował Kriss jak oparzony wyszedł z pokoju mówiąc że pójdzie po nową butelkę.

Było to pietnaście minut temu i ani śladu bądź dźwięku po partnerze duszy Sashy. 

- Sasha gdzie twój facet? - zapytał Albus spoglądając na starszą gryfonkę na co ta milczała tylko wpatrywała się cierpliwie w okno.

- Halo. Sasha- jeknela Angel probując zwrócić uwagę starszej gryfonki na siebie.

Dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła w okno przez dłuższą chwilę, aż w pewnym momencie bez żadnego słowa odsunęła się i wyszła z pokoju Scorpius'a.

Pov.Sasha

Widziałam go. Wymykał się do lasu tak jakby planował ucieczkę. Czułam jego strach od momentu w którym spojrzał na kalendarz w pokoju Malfoy'a.

Na dodatek ta butelka. Przecież to nie był przypadek.

Wyszłam zza nim z posiadłości Malfoy'ów kierując się prosto w głąb lasu. Za niedługo miała wybić pełnia, a wtedy nas tu nie powinno już być.

To może śmiesznie brzmieć, ale szczerze? Miałam wrażenie iż idę prosto na niego. Nie wiedziałam czy się nie ukrył lub nie skręcił gdzieś, a mimo to szłam pewnie drogą mając przeczucie że zaraz go znajdę. W sumie to chyba oto chodziło Profesorowi Blake'owi.

Żebyśmy się znaleźli.
Zatrzymałam się przed polanką, na którą idealnie opadały promienie księżyca. On stał pośrodku niej plecami do mnie. Wpatrywał się w w jakiś punkt w mroku, przez co moja widoczność była niemożliwa.

- Wiem że tu jesteś.- niespodziewanie usłyszałam głos Kriss'a, na co ja zgryzłam wargę.

Eh czasem łatwo zapomnieć że nasza więź działa na dwie strony.

Powoli i ostrożnie ruszyłam w jego kierunku, on zaś nawet się nie obrócił.

- Co ty tu robisz?- zapytał chłopak wciąż nie racząc spojrzeć na mnie.

Zgryzłam wargę. Doskonale wiedział czemu tu przyszłam, więc czemu on zadaje takie pytanie?

- O to samo mogę zapytać Ciebie. Tutaj nie ma butelek. - powiedziałam spokojnie patrząc na plecy gryfona.

- Nie powinno Cię tu być. Nie teraz. Musisz natychmiast wracać do...

- Czemu? Czego się tak boisz? Co ukrywasz? - przerwałam zmartwiona delikatnie łapiąc za rekę chłopaka.

Chciałam mu pomóc, bo czułam jego strach. Czułam jego niepewność.

Odwrócił do mnie i spojrzał mi w oczy. Przez moment dostrzegłam w nich błysk.

-Jest pełnia. Musisz zniknąć póki nie jest za późno. -  powiedział Kriss kładąc wolną dłoń na moim policzku.

Na samo wspomnienie pełni zrozumiałam o co mogło mu chodzić.

- Jesteś wilko...

Nie dokończyłam, ponieważ natychmiast poczułam jego usta na swoich. Poczułam że serce przyspieszyło mi bicia, zupełnie jakby biegło. Odwzajemniłam pocałunek zamykając oczy. To krótkie uczucie przyjmmości zniknęło niestety szybko co się pojawiło.

- Obiecuje Ci powiem wszystko co chcesz, ale proszę wracaj do domu. - sapnął patrząc mi intensywanie w oczy, a w jego głosie szczerość biła kilometrami.

Westchnęłam cicho nie mając zbyt dużego wyboru. Czas nam się kończył, a wątpie by chłopak chciał sprawdzać wytrzymałość naszej więzi. Pocałowałam go krótko I delikatnie, po czym ruszyłam w kierunku dworu Malfoy'ów zostawiając na polanie gryfona.

~ • ~ • ~

A oto ostatni rozdział maratonu na dzisiaj.

Mam nadzieję że zaspokoiłam trochę was rozdziałami.

Do zobaczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro