Prolog - Zdrada
Strorm, nerwowo skubał brzeg posłania.
Liczył, że jego sojusznicy, choć raz, nie każą mu na siebie czekać.
A co, jak w ogóle nie przyjdą?
Cały plan legnie w gruzach.
Nagle, po drzwiach jego legowiska, ktoś zaczął skrobać, od zewnątrz.
- Co się dzieje?! - warknął kocur
- Mint, kazała mi.... Mint to moja mentorka... I kazała... - zapiszczała cienko malutka ruda kotka
- Wiem. Mów, co masz przekazać.
- Atakują nas szczury
Storm, z trudem ukrył triumfalny uśmiech.
- Nie ma czasu do stracenia. Prowadź.
Dwa koty ruszyły w stronę kolczastej ściany.
Już z daleka, dały się słyszeć rozpaczliwe piski kotów.
Z daleka przywódca dostrzegł czarno-białego szczura, który jako jedyny znał koci język.
Pozorując atak, wskazał dyskretnie legowisko medyka, gdzie Silver, jego partnerka rodziła.
Zwierzę odskoczyło do tyłu, i ogonem wskazało, dwa skradające się szczury.
Storm, spokojniejszy wiedząc, że narazie wszystko idzie zgodnie z planem, zajął wyższe miejsce, i zaczął z stamtąd wydawać rozkazy klanowi kryształu.
Nagle zeskoczył i zaczął się skradać w stronę, w którą wcześniej podążył szczury
Z daleka usłyszał odgłosy walki.
Nagle wszystko ucichło.
Kocur poczuł przypływ nadziei.
Wskoczył do legowiska, jakby w pogoni za szczurami.
Jednak mi jego zdziwieniu, na ziemi nie leżały zwłoki kotów.
Silver i Marple dusiły ostatniego atakującego.
Greenpaw, uczeń medyczki, rozglądał się zdezorientowany, jakby coś zgubił.
-Nic wam nie jest? - zapytał Storm z troską.
- Chyba nie. - Jęknęła Marple
Nagle, Storm skoczył przed siebie, rzucając medyczką o ścianę.
Coś trzasnęło, i kotka osunęła się martwa na ziemię.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęła Silver.
- Nie chciałem ci tego mówić... -kocur spuścił wzrok - ale zdradziła klan. To ona zwołała szczury, żeby nas zaatakowały.... Chciała zabić ciebie i nasze kocie. A właśnie... gdzie ono jest?
- Niewiem. - Silver wzruszyła ramionami.
Storm, poczuł wzbierającą wściekłość.
- Jak to nie nie wiesz?!
- Zgubiło się.
Kocur przycisnął partnerkę do podłogi.
- Jak mam je zabić, jak nie wiesz, nawet gdzie jest?! - dopiero po minie Silver Storm zorientował się, co powiedział.
Nagle, do legowiska medyka wbiegła Luna, przywódczyni klanu księżyca.
Jak prawie każdy kot, z tamtego klanu, miała bure, pręgowane, długie futro, sięgające prawie do ziemi. Od pozostałych kotów, wyróżniały ją oczy w kolorze nieba nocą.
- Zostaw ją. - warknęła. - Szczurzy przywódca od razu wyśpiewał, że te ataki to twoja sprawka. Chyba wiesz, co cię czeka za zdradę kodeksu wojownika?
- To wszystko, przez Greenpaw! Powiedz im o przepowiedni!
- Jakiej przepowiedni? - pisnęła cichutko srebrzysta kotka
- Nie udawaj! - syknął Storm. - Mówiłaś, że cień wstrząśnie całym podziemiem! Że przeklął nas klan nieba!
- Co? - kotka pisnęła uczennica, wtulając się instynktownie pod łapy Luny, i patrząc z przerażeniem na przywódcę.
Kocur skoczył w jej kierunku, z wysuniętymi pazurami.
Kotka z klanu Księżyca w ostatniej chwili zastąpiła mu drogę i z całej siły uderzyła w grzbiet, łamiąc mu kręgosłup.
Umierający, czarny kocur, wił się po ziemi, miaucząc o klątwie.
-Chodźmy z tąd.
Luna łagodnie otuliła Silver ogonem.
***
Do Silver podeszła Mint.
-Mam twoją zgubę. - mruknęła radośnie, kładąc przed karmicielką małego kociaka.
- Shorttail! - kotka natychmiast zaczęła wylizywać czarnego kotka.
- Shorttail? Piękne imie, pasuje do niego, ale ja nazwała bym go Sąbra.
- Czemu?
- Powiedzmy, że gdy chciałam go wyciągnąć z dziury w kryształowym sercu, tak ztapiał się z cieniami, że przez chwilę go nie widziałam. - roześmiała się. - Wszystkie szkody w obozie naprawione.
- Dziękuje ci Mint.
- Nie ma za co. Wiesz, że zawsze zrobie, to o co poprosisz.
- Właśnie się zastanawiałam... Nie chciała byś zostać przywódcą?
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro