Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Niektóre Tortury Są Wyrafinowane


Chrissy, o ile to możliwe, skuliła się jeszcze bardziej. Audi gwałtownie zahamowało, wciskając ją w siedzenie naprzeciwko, mimo zapiętych pasów. Cóż... nie pierwszy raz w trakcie tej szalonej, godnej kierowcy rajdowego, jazdy.

- Mamo! – Pocahontas, jak Chrissy już na stałe nazwała Sandy, spojrzała z wyrzutem na swoją matkę.

- Pojawiło się czerwone, nic na to nie poradzę – tłumaczyła się pani Cranbury. – Myślałam, że zdążę na pomarańczowym, ale aż tak ryzykować nie będę.

Obie nastolatki w ciszy zaczęły kontemplować widok za oknem. Chrissy, bo nie chciała wnikać w relacje między matką a córką, a Sandy... Sandy wyglądała jakby miała ochotę wrzasnąć, ale jakimś cudem pamiętała, kto dzierży kartę kredytową i kluczyki samochodu, który zabierze ją potem do domu.

Chrissy, wykorzystując chwilę przerwy, wyjęła telefon. Totalnie zapomniała uprzedzić rodziców, że wróci później. Z resztą myślała, że na spotkaniu się skończy, a zaraz miała wybić osiemnasta. Patrząc na kobiety przed sobą, nie sądziła, że zakupy skończą się przed zamknięciem galerii. Jak dobrze, że Shannon w swej łaskawości obiecała ogarnąć temat z historii i zgłosić się do odpowiedzi... Od razu wybrała numer brata. Nie raz kryła jego tyłek, więc teraz niech on jej pomoże i wytłumaczy przed rodzicami.

Aż do drzwi wejściowych droga upłynęła im w ciszy. Nawet podczas wariackiego parkowania, które im obu zapewniło niesamowite wrażenia w postaci śmierci przed oczami. Tu nawet poniedziałek postanowił wykonać taktyczny odwrót, zostawiając je na pastwę zdolności pani Cranbury. Prawdę mówiąc, Chrissy po raz pierwszy – i zapewne ostatni – odetchnęła z ulgą, wchodząc do galerii handlowej.

- Zaczniemy od Carry – zaordynowała Pocahontas, a jej matka ochoczo kiwnęła głową.

- Też od razu coś sobie wezmę. Twój ojciec planuje zabrać mnie do Paryża na rocznicę ślubu, nie mogę wyglądać jak wieśniaczka i chodzić w szortach – parsknęła. – Wybacz, Christiano, ale zupełnie nie rozumiem, czemu tak urocza dziewczyna jak ty nie chodzi w sukienkach. Mimo to doceniam, że chcesz pomóc Sandy. Była całkowicie załamana i pierwszy raz od dawna widzę ją tak podekscytowaną...

- Mamo!

Żałosny jęk Alexandry nie zrobił na pani Cranbury najmniejszego wrażenia, a Chrissy prawie udzielił się radosny nastrój. Sapnęła z zaskoczeniem, kiedy Pocahontas pociągnęła ją w stronę sklepu z wielkim czerwonym logiem H&M, ale nawet nie próbowała stawiać oporu. Nawet kiedy na jej rękach lądowały kolejne ubrania. Najwyraźniej ten sklep był bliżej i pozwalał na szybszą ucieczkę.

- Masz to i do przymierzalni – powiedziała nagląco. – Moja matka jest czasami trudna do opanowania i jeśli nie chcesz słuchać jakie kupki robiłam jako niemowlę, lepiej nie wchodź w dłuższe rozmowy.

- Zapamiętam.

Tylko tyle zdążyła wystękać Chrissy, nim została wepchnięta za zasłonę. Z otrzymanymi ubraniami, uwzględniając pokazanie się dwóm sędzinom, swoją drogą dość krytycznym, w każdym zestawie ubrań, uporała się w jakąś godzinę. Niemalże z uśmiechem na twarzy wyszła z przymierzalni we własnych ubraniach, gotowa na powrót do domu. Sandy i jej matka stały przy kasie, a jej uszu dobiegła jedynie astronomiczna kwota.

- No, to teraz kolejny sklep! – oznajmiła radośnie Pocahontas. – Ciągle masz za mało sukienek i brakuje ci sandałków. Masz obcasy? – zapytała, a kiedy Chrissy pokręciła głową jej uśmiech jedynie się poszerzył. – Więc trzeba jeszcze kupić jasne i ciemne szpilki!

- Ale ja nie umiem chodzić na... - cała pewność siebie z jakiej słynęła Chrissy zniknęła. Może winą było zmęczenie, a może i mnogość nowych wrażeń.

- Nauczymy cię.

W efekcie Chrissy była jedynie w stanie pokiwać głową. Z resztą jak miała zaprotestować? Kwota jaką wydały w jednym sklepie, przekroczyła już jej miesięczne kieszonkowe i najwyraźniej była tylko ułamkiem tego, co obie szalone kobiety Cranbury planowały na nią wydać. W myślach mogła jedynie modlić się, żeby mama już spała, kiedy będzie wnosić to wszystko do pokoju. W ferworze wrażeń ciągle nie uświadomiła swojej rodziny, jakim dupkiem okazał się Scott. Ostatnio nagminnie wybielała go przed rodziną i tłumaczyła czemu coraz rzadziej pojawiał się w odwiedzinach, skoro mieszka o krok. Mimo to pewnie nikt z jej rodziny nie pochwaliłby szalonego planu zemsty.

Westchnęła cicho i niczym doskonale wyszkolony niewolnik poszła za Sandy, dźwigając trzy pokaźne siatki ubrań.

- Poca... Sandy, to kosztowało trochę więcej niż powinno – zauważyła Chrissy. – Nie mam aż tyle kasy...

- Shhh... - zgromiła ją spojrzeniem. – Już ci mówiłam, to nie gra roli. A jeśli nowe ubrania sprawiają ci aż taki dyskomfort, możesz je potem oddać biedakom.

- A co jeśli nie uda mi się uwieść Gregorego?

- Żartujesz? Gdybyś ubierała się bardziej dziewczęco, poznałabyś go już w pierwszym tygodniu szkoły. Jesteś śliczna, Siss. Poza tym wystarczy, że zrobisz z niego publicznie idiotę.

Ostatecznie do domu wróciła ledwo przed dwudziestą pierwszą. Zgaszone światła dały jej nadzieję na ciche wejście. Panie Cranbury zdawały się to doskonale rozumieć i nawet nie proponowały jej pomocy w transporcie nowej garderoby do pokoju. Objuczona jak wielbłąd bogatego szejka otworzyła drzwi łokciem, a zamknęła stopą. Błyskawicznie przemknęła do pokoju i wrzuciła wszystkie siatki na dno szafy. Oparła ręce na biodrach i czując się niczym heros, zamknęła drzwiczki. Nie ubierze się w nie wcześniej, niż będzie to wymagane. Tego Sandy może być pewna.


Sprawdzałam, nawet dwa razy. Nie zmienia to jednak faktu, że zaraz pojawi się Deszcz i znajdzie masę błędów :<

Także, jak ktoś zobaczy brakujący przecinek lub inną tragedię przed Deszczem i uchroni mnie przed wyśmianiem, to.... no jakoś się dogadamy w kwestii nagrody :)


Oglądająca Deszcz Za Oknem,

Blanccca

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro