8. Niektóre Tortury Są Wyrafinowane
Chrissy, o ile to możliwe, skuliła się jeszcze bardziej. Audi gwałtownie zahamowało, wciskając ją w siedzenie naprzeciwko, mimo zapiętych pasów. Cóż... nie pierwszy raz w trakcie tej szalonej, godnej kierowcy rajdowego, jazdy.
- Mamo! – Pocahontas, jak Chrissy już na stałe nazwała Sandy, spojrzała z wyrzutem na swoją matkę.
- Pojawiło się czerwone, nic na to nie poradzę – tłumaczyła się pani Cranbury. – Myślałam, że zdążę na pomarańczowym, ale aż tak ryzykować nie będę.
Obie nastolatki w ciszy zaczęły kontemplować widok za oknem. Chrissy, bo nie chciała wnikać w relacje między matką a córką, a Sandy... Sandy wyglądała jakby miała ochotę wrzasnąć, ale jakimś cudem pamiętała, kto dzierży kartę kredytową i kluczyki samochodu, który zabierze ją potem do domu.
Chrissy, wykorzystując chwilę przerwy, wyjęła telefon. Totalnie zapomniała uprzedzić rodziców, że wróci później. Z resztą myślała, że na spotkaniu się skończy, a zaraz miała wybić osiemnasta. Patrząc na kobiety przed sobą, nie sądziła, że zakupy skończą się przed zamknięciem galerii. Jak dobrze, że Shannon w swej łaskawości obiecała ogarnąć temat z historii i zgłosić się do odpowiedzi... Od razu wybrała numer brata. Nie raz kryła jego tyłek, więc teraz niech on jej pomoże i wytłumaczy przed rodzicami.
Aż do drzwi wejściowych droga upłynęła im w ciszy. Nawet podczas wariackiego parkowania, które im obu zapewniło niesamowite wrażenia w postaci śmierci przed oczami. Tu nawet poniedziałek postanowił wykonać taktyczny odwrót, zostawiając je na pastwę zdolności pani Cranbury. Prawdę mówiąc, Chrissy po raz pierwszy – i zapewne ostatni – odetchnęła z ulgą, wchodząc do galerii handlowej.
- Zaczniemy od Carry – zaordynowała Pocahontas, a jej matka ochoczo kiwnęła głową.
- Też od razu coś sobie wezmę. Twój ojciec planuje zabrać mnie do Paryża na rocznicę ślubu, nie mogę wyglądać jak wieśniaczka i chodzić w szortach – parsknęła. – Wybacz, Christiano, ale zupełnie nie rozumiem, czemu tak urocza dziewczyna jak ty nie chodzi w sukienkach. Mimo to doceniam, że chcesz pomóc Sandy. Była całkowicie załamana i pierwszy raz od dawna widzę ją tak podekscytowaną...
- Mamo!
Żałosny jęk Alexandry nie zrobił na pani Cranbury najmniejszego wrażenia, a Chrissy prawie udzielił się radosny nastrój. Sapnęła z zaskoczeniem, kiedy Pocahontas pociągnęła ją w stronę sklepu z wielkim czerwonym logiem H&M, ale nawet nie próbowała stawiać oporu. Nawet kiedy na jej rękach lądowały kolejne ubrania. Najwyraźniej ten sklep był bliżej i pozwalał na szybszą ucieczkę.
- Masz to i do przymierzalni – powiedziała nagląco. – Moja matka jest czasami trudna do opanowania i jeśli nie chcesz słuchać jakie kupki robiłam jako niemowlę, lepiej nie wchodź w dłuższe rozmowy.
- Zapamiętam.
Tylko tyle zdążyła wystękać Chrissy, nim została wepchnięta za zasłonę. Z otrzymanymi ubraniami, uwzględniając pokazanie się dwóm sędzinom, swoją drogą dość krytycznym, w każdym zestawie ubrań, uporała się w jakąś godzinę. Niemalże z uśmiechem na twarzy wyszła z przymierzalni we własnych ubraniach, gotowa na powrót do domu. Sandy i jej matka stały przy kasie, a jej uszu dobiegła jedynie astronomiczna kwota.
- No, to teraz kolejny sklep! – oznajmiła radośnie Pocahontas. – Ciągle masz za mało sukienek i brakuje ci sandałków. Masz obcasy? – zapytała, a kiedy Chrissy pokręciła głową jej uśmiech jedynie się poszerzył. – Więc trzeba jeszcze kupić jasne i ciemne szpilki!
- Ale ja nie umiem chodzić na... - cała pewność siebie z jakiej słynęła Chrissy zniknęła. Może winą było zmęczenie, a może i mnogość nowych wrażeń.
- Nauczymy cię.
W efekcie Chrissy była jedynie w stanie pokiwać głową. Z resztą jak miała zaprotestować? Kwota jaką wydały w jednym sklepie, przekroczyła już jej miesięczne kieszonkowe i najwyraźniej była tylko ułamkiem tego, co obie szalone kobiety Cranbury planowały na nią wydać. W myślach mogła jedynie modlić się, żeby mama już spała, kiedy będzie wnosić to wszystko do pokoju. W ferworze wrażeń ciągle nie uświadomiła swojej rodziny, jakim dupkiem okazał się Scott. Ostatnio nagminnie wybielała go przed rodziną i tłumaczyła czemu coraz rzadziej pojawiał się w odwiedzinach, skoro mieszka o krok. Mimo to pewnie nikt z jej rodziny nie pochwaliłby szalonego planu zemsty.
Westchnęła cicho i niczym doskonale wyszkolony niewolnik poszła za Sandy, dźwigając trzy pokaźne siatki ubrań.
- Poca... Sandy, to kosztowało trochę więcej niż powinno – zauważyła Chrissy. – Nie mam aż tyle kasy...
- Shhh... - zgromiła ją spojrzeniem. – Już ci mówiłam, to nie gra roli. A jeśli nowe ubrania sprawiają ci aż taki dyskomfort, możesz je potem oddać biedakom.
- A co jeśli nie uda mi się uwieść Gregorego?
- Żartujesz? Gdybyś ubierała się bardziej dziewczęco, poznałabyś go już w pierwszym tygodniu szkoły. Jesteś śliczna, Siss. Poza tym wystarczy, że zrobisz z niego publicznie idiotę.
Ostatecznie do domu wróciła ledwo przed dwudziestą pierwszą. Zgaszone światła dały jej nadzieję na ciche wejście. Panie Cranbury zdawały się to doskonale rozumieć i nawet nie proponowały jej pomocy w transporcie nowej garderoby do pokoju. Objuczona jak wielbłąd bogatego szejka otworzyła drzwi łokciem, a zamknęła stopą. Błyskawicznie przemknęła do pokoju i wrzuciła wszystkie siatki na dno szafy. Oparła ręce na biodrach i czując się niczym heros, zamknęła drzwiczki. Nie ubierze się w nie wcześniej, niż będzie to wymagane. Tego Sandy może być pewna.
Sprawdzałam, nawet dwa razy. Nie zmienia to jednak faktu, że zaraz pojawi się Deszcz i znajdzie masę błędów :<
Także, jak ktoś zobaczy brakujący przecinek lub inną tragedię przed Deszczem i uchroni mnie przed wyśmianiem, to.... no jakoś się dogadamy w kwestii nagrody :)
Oglądająca Deszcz Za Oknem,
Blanccca
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro