39. Szantażowanie Wymaga Umiejętności
Kiedy pierwsze co widzisz o poranku to po raz kolejny twarz twojej samozwańczej stylistki, zaczynasz wątpić, by ten tydzień mógł być wiele lepszy od poprzedniego. I mimo to musisz mu stawić czoła tak samo odważnie jak pudrowo różowej sukience i równie słodkiej pomadce.
Poniedziałek z dzikim rechotem zataczał się widząc jej niezadowolenie i zacierał ręce, licząc na więcej rozrywki i wściekłe złorzeczenia Chrissy nie przerażały go nawet na moment. Ostatecznie tydzień temu nic nie zdołała mu zrobić, więc zapewne nic mu nie grozi. Dotrzymywał jej więc towarzystwa w zatłoczonym autobusie i na szkolnych korytarzach, po których wręcz idealnie rozchodził się dźwięk jej niskich obcasików.
Chrissy wkroczyła do szkoły ze swego rodzaju spokojem. Spojrzenia, które czuła na sobie przestały być palące, zupełnie jakby jej nagła zmiana statusu i wyglądu przestała już kogokolwiek obchodzić. To przemyślenie było wręcz zbyt optymistyczne jak na poniedziałek, jednak nie dbała o to. Wczorajsze odkrycie, że Dylan nie wzbudza w niej niechęci ciągle paliło ją żywym ogniem, więc z radością witała każdą „normalną" rzecz – jak chociażby bycie ignorowaną podczas wchodzenia do szkoły.
Spokojnie przemierzała korytarze, zachodząc w głowę, co właściwie robi ze swoim życiem i jak ma się zachować w obliczu tylu zmian. Pomijała już nawet kwestię Shannie, która równo ją zszokowała zarówno swoim zachowaniem jak i tym, że o niczym jej nie powiedziała. Dylan. To jego nie mogła wyrzucić z głowy od... w sumie kiedy próbowała to określić dotarło do niej, że od ich pierwszego pocałunku myśli o nim zdecydowanie zbyt często. I wcale nie z powodu złości na jego głupie wybryki, a to było dla niej mocno niepokojące.
Wchodząc do łazienki podjęła decyzję – będzie ignorować ten dziwny brak niechęci. Zacznie zachowywać się w stosunku do Cottinghama tak samo jak wcześniej i złość na niego wróci sama. Ostatecznie ignorowany Dylan zachowuje się tak jak normalny Dylan powinien zachowywać się cały czas. Oto jedyne remedium.
Wyszła z kabiny, zupełnie ignorując złowieszczy chichot Poniedziałku. Dopiero po chwili zauważyła, że osoba stojąca pod lustrem jest jej doskonale znajoma. Serce zadrżało delikatnie, ale nie rozpoczęło ponownie lamentu. To było raczej drżenie z wściekłości.
Chrissy podeszła do lusterka i świadoma obecności Margaret powoli wyjęła z torebki błyszczyk. Kątem oka widziała jak jej wargi wyginają się w wyrazie niechęci – cóż, fakt, że ukradła jej chłopaka nie każdego nastrajał pozytywnie. Spojrzała wymownie na jej płaski brzuch. Ciekawość była zbyt silna, żeby powstrzymać cisnące się na usta pytanie, a że pewności siebie jej nie brakowało, dodatkowo wybrzmiała w nim masa sarkazmu.
- Serio coś tam rośnie? Bo nie wygląda.
Margie spojrzała na nią z mordem w oczach i położyła prawą dłoń na płaskim brzuchu.
- Rośnie, tylko powoli.
Jej mina wyrażała wszystko poza zadowoleniem czy dumą. Chrissy uśmiechnęła się lekko i schowała błyszczyk.
- No to współczuję mu tatusia. Mogłaś wybrać lepszego jelenia – zasugerowała. – Scott nie bardzo nadaje się na zastępstwo.
- Co masz na myśli, wariatko? – warknęła. Mimo gniewu w głosie dało się wyczuć nutkę strachu, która jedynie potwierdziła wszystkie snute wcześniej przez Shannon domysły. – Nie wiem o czym mówisz.
- Mówię o tym, że wiem, że to nie Scott jest tatusiem. Za szybko podzieliłaś się z nim rewelacją. Za kilka miesięcy powiesz mu, że to wcześniak?
Margaret szybkimi krokami podeszła do Chrissy i zatkała jej usta ręką. W oczach błyszczało przerażenie. Tym razem zamiast gniewu w oczach pojawiło się błaganie.
- Ciszej! Zamierzasz mu powiedzieć? Jezu, zrobię wszystko, tylko mu nie mów!
Spojrzała na nią z ironicznym uśmiechem.
- Niby co mogłoby mnie powstrzymać? Ukradłaś mi chłopaka i wrabiasz go w dzieciaka jakiegoś innego faceta. Podaj mi chociaż jeden racjonalny powód, dla którego mam mu nie powiedzieć?
W łazience zapadła cisza. Chrissy wbrew sobie delektowała się nią niczym najznamienitszą kawą, nawet jeśli wiedziała, że to co robi jest podłe. Mimo to Margaret również była podła w stosunku do mnie, nawet jeśli niecelowo sprawiła mi wielką przysługę. Dziewczyna zaplotła ręce na piersi i przygwoździła rywalkę spojrzeniem.
- Proszę...
Mimo ciszy szept był prawie niesłyszalny. Siss prychnęła z pogardą.
- Nie zamierzam mu nic mówić. Na razie. Niech się dupek trochę postresuje, bo zasłużył na to, a ty miej na uwadze, że znam prawdę. Jestem ciekawa kiedy Scott domyśli się, że dziecko nie jest jego.
- McKinnan, zrobię wszystko, tylko mu nie mów, błagam... - Usta Margaret, ciężkie od jej ulubionej ciemnej szminki, zaczęły drżeć. – Ty nie rozumiesz, ja potrzebuję Scotta, on i tak jest zwykłym dupkiem. Nie musiałam go nawet namawiać, żeby poszedł z mną do łóżka. On chciał nawet bardziej niż ja, po co ci taki facet?
- Jak to po co? – burknęła Chrissy. – Na nic, cieszę się, że się go pozbyłam. W sumie sporo mi ułatwiłaś, Margie.
- Więc jak? – W głosie przeciwniczki brzmiało napięcie. – Nie powiesz mu?
Chrissy uśmiechnęła się do niej promiennie.
- Margaret, może i Scott jest głupim zdradliwym osłem, ale nie jest aż tak głupi i szybko doda dwa do dwóch. Mi podoba się przedstawienie, które robisz, więc postaraj się, żebym się nie znudziła za szybko.
Puściła do niej oczko i wyszła na zatłoczony korytarz. Z kamienną twarzą poszła na wyższe piętro do swojej szafki. Dlaczego była taka wredna? Z zaskoczeniem położyła dłoń nad sercem, które skomliło z bólu. A więc dalej mnie to obchodzi? Mimo wszystko? Zacisnęła usta w wąską linię. Mogła być milsza, ostatecznie Scott był po prostu dupkiem, ale z drugiej strony jaki miała ku temu powód? Bolące nawet dzisiaj serce było jasnym dowodem, że to ona została skrzywdzona przez cudzy egoizm. Dlaczego nie miałaby się zemścić. Czy to złe, że oboje dostają nauczkę?
Oparła się głową o zimny metal swojej szafki. Nie, to przecież nie jest złe. Skrzywdzili mnie oboje, a ja tylko cieszę się, że są zestresowani. Oboje. Uderzyła lekko pięścią w szafkę. Mimo racjonalnych wywodów jej sumienie nie chciało się po prostu zamknąć i dać jej spokoju. Chwilowa satysfakcja jaką odczuwała rozmawiając z Margaret uleciała. Gdyby była normalna po prostu powiedziałaby Scottowi prawdę. Ostatecznie Margaret jest sama sobie winna, bo dzieci nie biorą się z powietrza i powinna o tym wiedzieć idąc z kimś, kto teraz ma ją w poważaniu, do łóżka. Przyłożyła czoło do zimnego metalu.
- Próbujesz stworzyć wklęsłorzeźbę swojego czoła, skarbie?
Komentujcie.
Cokolwiek.
Stęskniłam się za wami.
A gołąb śpi i ma mnie w poważaniu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro