15. Wyglądasz Żałośnie
Chrissy odsunęła się od niego, niepewna jak powinna postąpić. Owszem, wiedziała, że to dupek, ale głupie serce i tak zaczęło bić dużo szybciej, a usta aż mrowiły. W szarej bluzie z kapturem narzuconym na niedbałego irokeza i tym dołeczkiem w brodzie wyglądał tak samo przystojnie jak zawsze. I tak jakoś swojsko. Chrissy drgnęła, kiedy położył dłoń na jej ramieniu – zupełnie jakby ważyła zbyt dużo, by ją unieść.
- Nie mamy o czym – powiedziała pospiesznie. Jeśli przeprosi ją lub powie, że Margie jest błędem, znowu wpadnie w jego ramiona. Musiała odejść, póki miała siłę to zrobić. Strzepnęła jego rękę. – Więc wybacz, ale się...
- Siss!
Popełniła błąd i podniosła wzrok. Ciemne oczy tuż pod łagodnym łukiem brwi nadawały mu wygląd zagubionego chłopca. Mimo ostrych rysów twarzy: wydanych kości policzkowych oraz szczęki.
- Czego chcesz, co Scott? – powiedziała niewyraźnie, chociaż planowała warknąć.
- Uznałem ,że należy ci się wyjaśnienie. Margie i ja...
Chrissy parsknęła i odsunęła się od byłego chłopaka o kolejny krok. Jak wybornie, że wspomniał o Margaret. Zabolało to na tyle mocno, że pomogło wrócić do rzeczywistości, w której już go nie chce znać. Rzuciła mu chłodne spojrzenie i skrzyżowała ramiona na piersi. Wściekłość kazała jej stać w miejscu i wysłuchać go. A potem wyśmiać. Z resztą czy wyjaśnienia nie są tym, czego zdradzona dziewczyna wlaśnie potrzebuje?
- Zupełnie o siebie nie dbałaś – wypalił i kontynuował, ignorując całkowity szok na jej twarzy. – Ubierałaś się jak chłopak i poza kreskami na oczach nie robiłaś makijażu. No i aż mroziłaś! Margie była zadbana, dziewczęca i chętna. Nie ignorowała moich potrzeb, widziała we mnie meżczyznę. – Kolejne słowa wypowiadał już powoli i dobitnie.
- Twoich potrzeb? – Chrissy uniosła brwi do góry.
- Siss, jestem facetem, mam swoje potrzeby – powiedział poirytowany. – Ignorowałaś to tak długo, że nie wytrzymałem. Margie nie robiła problemów. W sumie to ona nalegała i...
Pamiętała kilka sytuacji, w których byli dość blisko... decyzji o kolejnym kroku w ich związku. Na tyle blisko, że jego ręce wędrowały pod bluzką, gotowe w każdej chwili rozpiąć stanik. W takich momentach Chrissy zawsze czuła, że cała sztywnieje. Nie miała ochoty sprawdzać jak to jest i zwykle wizyta kończyła się szybciej. Nie mogła udawać, że nie widziała zawodu w jego oczach, ale czy on nie widział, że się boi? Nawet jeśli współczesny świat nie traktował seksu jako czegoś wstydliwego czy gorszącego, ona nie czuła się po prostu gotowa. A teraz okazuje się, że ten brak gotowości zaważył o całości związku, jasno pokazując priorytety Scotta.
- Czyli gdybym się nie wstrzymywała i należycie potraktowała twoje bycie mężczyzną, nawet byś na Margie nie spojrzał? - mruknęła, zastanawiając się, czy przyłapała ich podczas pierwszego spotkania, czy któregoś z rzędu.
- Dokładnie. – Twarz Scotta przeciął uśmiech, jakby zupełnie nie słyszał szydery w jej głosie. Odetchnął z ulgą. – Cieszę się, że to rozumiesz.
Chrissy miała ochotę parsknąć śmiechem, chociaż zdawała sobie sprawę, że to nienajlepszy pomysł. Z twarzy Scotta biła pewność siebie, niezakłócana najmniejszym poczuciem winy. A więc tak to wygląda? Zmusiła się do uśmiechu, nawet kiedy znowu położył jej na ramionach ręce i przytulił ją w niedźwiedzim uścisku.
- Tak bardzo cieszę się że to rozumiesz. Bałem się, że po tym co Margie nawyczyniała z moim telefonem, nawet na mnie nie spojrzysz. Jesteśmy znowu razem i wszystko jest w porządku, a Margie niech się wali. Tylko nie zacznij wyglądać jak wcześniej.
Chrissy odepchnęła się od niego, wciąż uśmiechając się szyderczo.
- Ty się wal.
Tym razem nie mogła powstrzymać szczerego uśmiechu, widząc zaskoczenie na jego twarzy. Zupełnie jakby spodziewał się, że tych kilka słów, gdzie nie padło nawet głupie „przepraszam", wystarczy, by zapomniała o jego zdradzie.
- Co, kurwa?
Dziewczyna roześmiała się szyderczo i obróciła dookoła, prezentując idealnie ułożone włosy, dopasowaną spódnicę i zgrabne nogi.
- Tyle wystarczyło, żebyś nagle zmienił zdanie? Przecież ty i Margie świetnie się dogadujecie. Poza tym – rzuciła mu pełne wyższości spojrzenie – ja nie odbijam cudzych chłopaków ani – zawiesiła głos, posyłając mu naprawdę wredne spojrzenie – nie dojadam cudzych resztek. A teraz wybacz, spieszę się na lekcje.
Odwróciła się, gotowa jak najszybciej zniknąć w sali lekcyjnej. Wiedziała po prostu, że mimo całej brawury, jaką okazała, jej serce właśnie rozpadło się na milion kawałeczków i jeśli nie straci go z oczu, rozryczy się jak dziecko. A to z kolei mogłoby dać mu satysfakcję.
Wyrwała wściekle dłoń, którą próbował złapać.
- Pieprz się, Scotty! – wysyczała przez zaciśnięte usta.
Poczuła, że oczy zaczynają się niebezpiecznie szklić. Wtedy Scott ją puścił, a ona zniknęła objęta silnym ramieniem. Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że stoi wtulona w Dylana, który jakby doskonale wiedząc, jak się czuje, stał się żywą tarczą, oddzielającą ją od ciekawskich spojrzeń i byłego chłopaka. W tym momencie nie było istotne, że to ten sam Dylan, którego szczerze nie cierpi i który dokucza jej na każdym kroku. Oferował jej pomoc w sytuacji, gdzie nikt inny nie rzucił się na ratunek.
- Scott, spadaj i daj Chrissy odpocząć od widoku swojej zakłamanej gęby – rzucił od niechcenia.
Przeciągająca się cisza nie zdziwiła dziewczyny. Ostatecznie to Dylan był jednym z blokujących i cała szkoła niejednokrotnie miała okazję obserwować, że nie na darmo zyskał tę rolę. W porównaniu do Scotta, który ograniczał czas do biegania i udawania, że przygotowuje się do testów końcowych miał zdecydowanie większe szanse.
- Palant – sarknął jeszcze Dylan.
Odwrócił się i nie wypuszczając Chrissy z objęć podprowadził aż do szafki. Nie szedł specjalnie szybko, co dało jej czas na ochłonięcie i osuszenie kącików oczu. Sandy prawdopodobnie zabiłaby ją, gdyby rozmazała cały makijaż, a potem paradowała przed Gregorym. Także w tym momencie podwójnie doceniała Dylana – zarówno za to, że pogonił jej byłego, jak również za pośrednie uratowanie przed jego kuzynką.
Uśmiechnęła się do niego nieufnie, gotowa wyrazić wdzięczność za pomoc.
- Boże, McKinnan, przez chwilę bałem się, że serio zaczniesz ryczeć i skończę z twoim makijażem na rękawie – zakpił. – Wyglądasz żałośnie.
- Dzięki, Dylan.
Wdzięczność za ratunek nie zdołała się przebić przez pokłady ironii.
Jednak nie mam zapędów na aŁtoreczkę. Macie, łapcie, zanim zmienię zdanie :D
I przepraszam za brak nieśmiertelnego "Z tobą chętnie"...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro