Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Ciastko Cynamonowe Cenniejsze Od Złota

Wolność – oto chwila, na którą czekała Chrissy, chociaż w niewoli spędziła zaledwie czterdzieści pięć minut. Pani Wallace wyraziła jedynie zdziwienie, że tak szybko sprostali zadaniu i wypuściła ich, pouczając uprzednio o właściwym zachowaniu. Ramię w ramię schodzili z drugiego piętra, nie mając innego wyboru niż iść obok siebie – w końcu oboje zmierzali do wyjścia.

- McKinnan, będę pamiętał o twojej obietnicy. – Dylan puścił jej oczko. – Ciekawość wręcz mnie pali.

- Lepiej żeby nie paliła, bo resztki mózgu ulegną całkowitemu zniszczeniu – odburknęła, widząc siedzącą przed szkołą Shannon. – Na razie – rzuciła obojętnie i pierwsza dopadła do drzwi.

Mimo dość silnego pociągnięcia, te uparcie pozostały zamknięta. Rzuciła wściekłe spojrzenie do chłopaka, który leniwie się o nie oparł. Zupełnie, jakby prawie godzina dokuczania jej była niewystarczająca. Chrissy jeszcze raz szarpnęła drzwi, posyłając mu miażdżące spojrzenie. Widoczna zza szyby Shannon nie zwracała na nich uwagi, pochłonięta telefonem, do którego uśmiechała się dość złowieszczo. Dziewczyna oparła czoło o drzwi i westchnęła ciężko.

- Dylan...

Odpowiedział jej tylko cichy śmiech i delikatny dotyk dłoni na ramieniu.

- Nikogo tu nie ma. Nie dasz mi nawet buziaka w policzek, no wiesz, na zachętę? – zapytał ironicznie.

Spojrzała na niego spod skosa.

- Już raz dałam ci buziaka w policzek, chyba pamiętasz jak to się skończyło?

Dylan zrobił kwaśną minę, przypominając sobie moment, kiedy wrobił Chrissy w przepraszanie go. Nauczycielka – pani Nancy, była jednocześnie przedszkolanką i zażyczyła sobie, aby na przeprosiny dali sobie dziecinne buziaki. Niewinnie oskarżona dziewczyna wykorzystała sumiennie te kilka sekund, przez które nauczycielka patrzyła w inną stronę i oprócz buziaka, sprzedała chłopakowi również celny kopniak w krocze.

Drgnęła czując jego policzek na swojej szyi. Kiedy on? Zadrżała, czując jego usta tuż przy swoim uchu.

- Wobec tego czekam do jutra, lodowa królowo. Ubierz się seksownie.

Z budynku Chrissy wyleciała niemalże jak strzała, łapiąc siedzącą na ławce Shannon i czym prędzej skierowała się w stronę przystanku. Nie wiedziała co prawda, gdzie mają iść, ale czuła, że jeszcze moment i wybuchnie.

- Hola, hola! Wolniej! – jęknęła Shannon, poprawiając okulary, które osunęły się niemalże na sam koniec nosa. – Diabli cię gonią?

- Niewiele lepiej, Brutusie – sarknęła dziewczyna, ani na chwilę nie zwalniając.

Shannon odwróciła tylko głowę i wybuchła śmiechem.

- Mówisz o tym seksownym piekielniku, który napastował twoją szyję przed momentem?

Chrissy stanęła jak wryta.

- Ty to widziałaś? – zapytała z niedowierzaniem. – I nie pomyślałaś, że przydałaby mi się pomoc?!

Przyjaciółka tylko wybuchła śmiechem, sprawiając, że jakakolwiek wiara w szczerą i pełną wsparcia przyjaźń w sercu Chrissy umarła. Cóż, powinna to przewidzieć, zwłaszcza, że tak pełny uśmiech nie mógł być kierowany do telefonu. Poza tym pewnie zapisywała sobie szczegółowo widok napastującego ją Dylana, by móc wykorzystać opis w jednym ze swoich opowiadań - realizm przede wszystkim. Była niczym Rita Skeeter - brakowało jej jedynie samopiszącego pióra, chociaż po prawdzie palce śmigające po klawiaturze z prędkością światła nieźle je zastępowały.

- Hej, wiem przecież, że doskonale sobie z nim radzisz – dodała obronnie. – Nie złość się na mnie, Siss. Poza tym, zabieram cię dzisiaj na pierwsze spotkanie klubu, a nie każdemu to proponuję. I postawię ci potem kawę karmelową...

Cóż, za ostatnią propozycję była w stanie wybaczyć wiele, nawet całkowity brak wsparcia w walce z napalonym na buziaki w policzek Dylanem. Pod jednym warunkiem...

- I ciastko cynamonowe. Za wybaczenie trzeba płacić, Shannie...

Przyjaciółka się skrzywiła.

- Nawet jeśli stracę pół tygodniówki, było warto. Miałaś minę przerażonej pięciolatki!  A teraz popraw sznurówki w butach i pieluszkę. Idziemy do Camille. Tym razem spotkanie wypada u niej. Zwykle stołujemy się na mieście, ale rozumiesz... Chcemy żebyś poznała nas w bardziej kameralnym otoczeniu.

Chrissy bez słowa jedynie przekręciła oczami. Poniedziałek, szła o zakład, siedział za jakimś rogiem budynku i zacierał ręce. Patrząc na pełną triumfu twarz Shannon, mogła jedynie pogodzić się z kłopotami, które na bank się pojawią. O ucieczce nie mogło już być mowy.

Witajcie poddani, oto dyktatorka  tłumu, Shannon! Pomyślała sarkastycznie i nie stawiając oporu ruszyła za przyjaciółką.

MEDUZA JEST LICENCJONOWANA! MEDUZA SKOŃCZYŁA STUDIA!!!

Nie tak, że się wam bezczelnie chwalę.

Liczę na wasze komentarze! Moja deszczowa beta olała mnie, gdyż z kretesem przegrałam z własną babcią. Obyś wrócił grubszy, Deszczu!

Pozdrawia Was Nie Magister Ani Nie Inżynier,

Licencjonowana Pani Dietetyk Meduza

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro