KWD - 4. Bądź przy mnie
Harry nie mógł spać. Po małej, przyjacielskiej szarpaninie odzyskał w końcu swoją poduszkę i słuchał teraz głośnego chrapania Rona, samemu nie mogąc zasnąć. Bezczynnie wpatrywał się w zasłony łóżka obawiając się tego, co przyniesie jutrzejszy dzień. A może to było już dzisiaj? Nieważne, takie leżenie nie ma najmniejszego sensu. Wstał szybko i naciągnął na siebie dżinsy i jakąś starą koszulkę. Na wszelki wypadek wziął też Pelerynę Niewidkę. Chodzenie nocą po szkolnych korytarzach było dość ryzykowne, ale lata praktyki zrobiły swoje i Harry'emu niemal zawsze udawało się nie wpaść na żadnego z nauczycieli.
Szybki Tempus powiedział mu, że było piętnaście minut po północy, a więc nie było tak źle. Może krótki spacer go zmęczy i uda mu się złapać kilka godzin... Och, kogo on oszukuje? Jego bezsenność jest już legendą, a jeśli nie jest, to powinna być. Zeszłoroczne wizje zsyłane przez Voldemorta oraz powojenne koszmary skutecznie uniemożliwiały mu zażycie polepszającego urodę snu. Poza tym jutrzejszy... To znaczy dzisiejszy dzień nie zapowiadał się przyjemnie. Jego przeszłość jako Chłopca – Który – Przeżył znowu zostanie rzucona mu w twarz i na dodatek dodadzą do tego cały ten magiczny spadek. Może i zaakceptował ten fakt, ale to wcale nie znaczy, że mu się to podoba i mógł sobie narzekać ile tylko chciał. Oczywiście tylko wtedy, gdy nikt nie patrzył. Szedł korytarzami, pozwalając swoim nogom działać samodzielnie i nie zwracał większej uwagi, gdzie go niosą.
W nocy zamek wyglądał zupełnie inaczej. Dzisiaj niebo było zasnute chmurami, więc i tak ciemne korytarze, niemal tonęły w mroku. We wszechogarniającej ciszy wydawało mu się, że słyszy szepty samego budynku. Jedynym sposobem poruszania się w takiej ciemności było użycie i tak nikłego zaklęcia rozświetlającego, ale postanowił je sobie dzisiaj darować. Chodził tędy już tyle razy, że nawet światło świec pozwalało mu orientować się w terenie. A przynajmniej tak myślał. Minął właśnie jedną ze zbroi, gdy wpadł na coś żywego i ciepłego.
Oho, grawitacja jednak działa. I wyglądało na to, że nie tylko on padł dzisiaj jej ofiarą.
- Lumos! – Harry natychmiast rozpoznał ten głos i chwilę później patrzył prosto w oczy bardzo zirytowanego Severusa Snape'a, siedzącego na podłodze szkolnego korytarza. Jego szanse na uniknięcie kary umykały mu właśnie sprzed nosa. Widzicie? To zawsze on łapie Harry'ego na łamaniu zasad. Przyjaciele, czy nie, straci dzisiaj sporo punktów.
- Potter!... Harry! – widać Harry nie był jedynym, który ma z tym problemy. – Co robisz poza łóżkiem o tej godzinie? Chodzenie w ciemności nie jest bezpiecznym zajęciem, a na dodatek łamiesz szkolne zasady - coś, czego zapewne nie ma w twoim słowniku - jednakże...
- Przepraszam, Severusie. Nie mogłem spać i pomyślałem, że może mały spacer mnie zmęczy.
Harry nie wspomniał o tym, że Severus sam wędrował po korytarzu w ciemnościach. Ich znajomość była chyba zbyt świeża, jak na takie uwagi.
- To nie jest żadne usprawiedliwienie łamania zasad – powiedział mężczyzna ostrym tonem, ale nie pozbawił go jeszcze żadnych punktów, ani nie dał szlabanu, co było raczej dobrym znakiem.
Severus przyjrzał się młodzieńcowi uważnie. Wiedział, że powinien teraz go ukarać, ale nie mógł zaprzeczyć, że rozumie skłonność Pottera do nocnych spacerów. Sam był człowiekiem, który preferował ciemną część doby i uwielbiał Hogwart tonący w mroku. Coś, co jak się domyślał, uwielbiał również Harry, bo na jego szóstym roku udało mu się go złapać wiele razy. Na początku robił to od razu, jednak później pozwalał chłopakowi trochę pochodzić, pilnując, żeby nie wpakował się w żadne tarapaty. Gdyby jednak ktoś go o to zapytał, gładko skłamałby, że czeka tylko na okazję, by złapać Pottera na łamaniu jeszcze większej ilości zasad, dzięki czemu mógłby odebrać mu więcej punktów.
Prawda była taka, że nocne spacery pomagały chłopakowi oczyścić umysł i profesor o tym wiedział. Czasami jednak dawał mu szlaban. Może i chciał jego dobra, ale to nie znaczy, że musi się nad nim użalać jak wszyscy jego durnowaci przyjaciele. Wtedy zachowywał się jak na Snape'a przystało. Za to teraz musi być Severusem – przyjacielem. Merlinie, co robią przyjaciele w takich okolicznościach?
- Co się dzieje, Harry? Wyglądasz na zmartwionego.
Żaden z nich nie zauważył, że wciąż siedzą na ziemi.
- Och, umm... - Harry nie był do końca pewien, co Severus chce osiągnąć. Pytał o jego problemy, próbował go bliżej poznać – być jego przyjacielem. To wciąż było nieznane mu terytorium.
Kurczę, zawieranie przyjaźni nigdy nie było tak dziwaczne. No dobra, może trochę było. Jednak dodajcie do tego fakt, że wasz nowy przyjaciel jest niemal dwa razy od was starszy, a przez ostatnie sześć lat próbował uczynić z waszego życia piekło. Dziwacznie jak cholera.
Ale jeśli Severus się starał, Harry też musi. Przynajmniej trochę. Musi mu powiedzieć o tym wszystkim. Poza tym, jeśli mężczyzna dowie się prawdy z artykułu Skeater... Zadrżał lekko na tę myśl.
Najgorsze jednak było to, że „pobudzony Harry" starał się dać o sobie znać już od momentu, gdy Gryfon wpadł na Mistrza Eliksirów. Tylko cudem udało mu się utrzymać go w ryzach.
- A więc, sir – Severusie – jest coś, co musisz wiedzieć. – Uch, chyba poszło dobrze. Wpadki z imieniem nie bierzemy pod uwagę.
- Jesteś pewien, że opuściłeś dormitorium o tak późnej porze, tylko po to, żeby mnie znaleźć?
- Eee... nie, ale będzie lepiej, jeśli dowiesz się tego przed śniadaniem, więc wyszło to na plus. – Dlaczego oni wciąż siedzą na podłodze?
Severus musiał przyznać, że jest zaciekawiony powodem dziwnego zachowania młodzieńca.
- W porządku, mów.
- No więc... słyszałeś te pogłoski o mnie i magicznym spadku?
- Tak, Harry. Brzmiały jak typowe wymysły znudzonych idiotów. – Snape w końcu zdał chyba sobie sprawę, w jakiej pozycji się znajduje. Wstał powoli, prostując się na swoją całą, imponującą długość. Harry poszedł w jego ślady, potykając się lekko. Normalność.
- A więc... co do tego spadku to... um...
- Harry, jeśli chcesz, żebym cię wysłuchał, musisz najpierw zacząć mówić. Twój zasób słownictwa powinien się powiększyć przez te wszystkie lata, nie sądzisz?
Na świętę sklątki tylnowybuchowe! Gryfon natychmiast rozpoznał firmowy sarkazm Severusa, ale tym razem nie miał on w sobie tyle jadu. Mężczyzna się z nim... droczył. Tak, to zdecydowanie nieznane terytorium.
- Jasne, dzięki. Możemy najpierw wejść do jakiejś klasy? Nie chcę, żeby ktoś podsłuchał, czy coś.
- Zapewniam cię, że jesteśmy tutaj zupełnie sami. Tylko kilkoro nauczycieli patroluje teraz korytarze i są oni przydzieleni do różnych skrzydeł zamku – oznajmił mężczyzna. – Jednak jeśli ci to pomoże, możemy wejść do klasy Starożytnych Runów na końcu tego korytarza.
Harry'ego naprawdę ciekawiło, czy Severus mówi w ten sposób cały czas. Tak formalnie. Skinął głową i ruszyli w ciszy. Gdy byli już w środku, mężczyzna spojrzał na niego wyczekująco.
- Skoro jesteśmy już sami, powiesz wreszcie, co cię gnębi?
- Jestem magiczną kreaturą. – Proszę. Zrobił to. Teraz tylko zszokowana mina...
- Wiem o tym.
Oczywiście, że wie. Tego mężczyzny nie da się zaskoczyć.
- Skąd?
- Domyśliłem się. Zacząłem coś podejrzeć już w momencie, gdy tak zmalałeś, a mój test potwierdził, że to nie jest wina żadnej mikstury. – Harry zarumienił się, przypominając sobie beknięcie. – A teraz jeszcze ty pytasz mnie o te pogłoski. Myślenie naprawdę nie boli, Harry.
To wszystko brzmiało zbyt pięknie.
- Chcesz wiedzieć czym jesteś? – Harry nie wiedział dlaczego tak bardzo się denerwuje. Może to wina tego, że to na opinii mężczyzny zależało mu najbardziej.
- Jednak wciąż nie rozumiem dlaczego to nie mogło poczekać do...
- Ponieważ zarejestrowałem mój spadek w Ministerstwie i jestem pewien, że cała historia ukaże się jutro w Proroku i cały świat znowu dostanie na moim punkcie kota, więc chciałem, żebyś wiedział wcześniej, no bo w końcu jesteś... moim przyjacielem, a przyjaciele nie powinni dowiadywać się takich informacji z tanich brukowców i wiem, że powinienem powiedzieć ci wcześniej i bardzo, bardzo przepraszam. – Harry wziął głęboki oddech i umilkł. To było chyba najdłuższe zdanie w jego życiu.
Severus przyglądał mu się w ciszy, próbując przyswoić wszystkie informacje i znaleźć jakąś odpowiedź. Harry wyglądał na bardzo zdenerwowanego i coraz bardziej ciekawiło go, z jakiego powodu.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym dostąpić zaszczytu tej wiedzy.
- Um... co?
Mężczyzna westchnął, a Harry'ego uderzyło to, że robi to nawet lepiej niż Hermiona. Dziewczyna mogłaby się od niego sporo nauczyć.
- Tak, Harry, chciałbym wiedzieć, jaki spadek otrzymałeś.
- Och, dlaczego nie powiedziałeś tak od razu? – Gryfon zignorował piorunujące spojrzenie profesora i cofnął się kilka kroków. Wskazał różdżką na swoje plecy i wymamrotał zaklęcie, którego nauczyła go Hermiona. Dzięki niemu w jego zbyt dużej koszulce pojawiły się dwie dziury, gdzie zmieścić się mogły jego skrzydła. Chłopak był pewien, że Severus nigdy by nie zgadł, jaki spadek otrzymał.
Zamknął oczy i skoncentrował, rozwijając skrzydła. Tym razem uczucie przyjemności było o wiele silniejsze. Zachwiał się i upadł na ziemię, nie zauważając bladej poświaty, która otoczyła go przez moment. Merlinie, pomyślał. Tego nie było w planie... To chyba z powodu zmęczenia. Zerknął w górę i w końcu doczekał się upragnionej reakcji.
Severus wyglądał jak ryba. Bardzo wysoka i straszna, ale wciąż jak ryba. Jego usta wyglądały tak, jakby chciały coś powiedzieć, ale umysł zapomniał jak się to robi. Gdzie jest aparat, kiedy go potrzeba? Harry James Potter zszokował Severusa Snape'a do takiego stopnia. Gryfon próbował utrwalić ten obraz pod korą swojego umysłu, bo mężczyzna stał tak jeszcze przez chwilę, ale w końcu zdał sobie sprawę, co robi. Zamknął usta, a na jego twarz wypłynął wyraz uprzejmego zdziwienia. Jednak w jego oczach wciąż gościło niedowierzanie.
- Jesteś... jesteś...
- Wróżkiem. Wiem.
Snape przyglądał się opalizującym skrzydłom chłopca. Takiego spadku nie brał pod uwagę. Chociaż z drugiej strony gracja Harry'ego w powietrzu oraz skłonność do psot całkowicie za nim przemawiały.
- Chciałem powiedzieć fae'ą.
- Och, byłoby świetnie, bo to się nie rymuje, ale sam Dumbledore to potwierdził. Jestem wróżkiem. Tylko wiesz, takim dużym. – Harry podniósł się w końcu z podłogi i zamachał lekko skrzydłami; oczy Severusa rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Czy mogę zapytać, jakiego rodzaju?
Harry poczuł, że jego ciemna, pobudzona strona bierze nad nim górę. Chyba przez tak późną porę.
- Oczywiście, że możesz.
Cisza.
- A więc?
- Zapytałeś, czy możesz zapytać. Powiedziałem, że tak. – Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Wystarczy tego. Wiesz o co mi chodziło, a ten żart wcale nie był śmieszny. Jakim wróżkiem jesteś?
- Jestem Diligarianem. I zanim zapytasz – uniósł dłoń, powstrzymując mężczyznę przed zadaniem oczywistego pytania – to starożytna rasa, której nie widziano od setek lat i za wiele o nich nie wiem. Dzisiaj dostałem o nich książkę od dyrektora.
Mistrz Eliksirów w końcu zrozumiał. Harry miał rację, jutro prasa i cały czarodziejski świat będą stawać na uszach, gdy dowiedzą się o magicznym spadku Wybrańca. I czuł się zaszczycony faktem, że Harry chciał powiedzieć mu o tym sam. Wciąż nie mógł przestać gapić się na skrzydła i samego młodzieńca. Musiał przyznać, że to był bardzo... zachwycający widok.
- Czy jesteś w stanie schować je z powrotem?
- To obrzydliwe uczucie, ale tak.
- W takim razie zrób to. Jest już późno, odprowadzę cię do wieży. – Severus poczuł lekkie uczucie żalu na myśl, że tak piękna rzecz zaraz zniknie mu z oczu, jednak szybko je odegnał.
Kiedy szli ciemnymi korytarzami Harry powiedział mężczyźnie wszystko, co wie o Diligarianach. No, prawie wszystko. Pominął kwestie życiowych towarzyszy i uwodzicielskiej naturze, ponieważ szybciej wykąpie panią Norris niż powie o tym komukolwiek.
- Martwi mnie to, że ta rasa uznawana jest za tak rzadką – powiedział. – W zasadzie w książce znaleźliśmy, że wszystkie osobniki dawno już wymarły.
- Martwi cię, że to w jakiś sposób przywoła nieuzasadnione uczucie samotności i odosobnienia?
- Nie, boję się, że zamkną mnie w ZOO.
Mężczyzna parsknął śmiechem. Cicho, to fakt, ale parsknął. Coś, do czego Harry'emu wydawało się, że nie jest zdolny.
- Po pierwsze: humanoidów nie zamyka się w takich miejscach. Po drugie: tak, umiem się śmiać. Czy to takie dziwne?
- Jeśli odpowiem szczerze, zabierzesz mi punkty?
I znowu to parsknięcie! Może to był sen? Albo w jakiś dziwaczny sposób trafił do innej rzeczywistości, gdzie na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak samo, ale tak naprawdę jest zdrowo popieprzone? Czy trawa wciąż jest zielona? Czy quiddtich wciąż jest najlepszym sportem na świecie? Czy wszystkie fasolki Botta smakują teraz jak woszczyna? Harry zatrzymał swój potok myśli i ruszył za profesorem, który nie odpowiedział na jego pytanie. Chyba będzie lepiej, jeśli nie będzie naciskał. Miał i tak dzisiaj cholernie dużo szczęścia. Z tego wszystkiego nie zauważył, że znów idzie z tyłu. Stare przyzwyczajenia ciężko jest wyplenić. Cisza trwała wokół nich, aż nagle...
- Jest takie mugolskie powiedzenie, Harry, które mówi: „Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem."
- Brzmi jak coś ze słownika cytatów profesora Dumbledore'a.
- A myślisz, że skąd go znam? To miało na celu grzeczne uświadomienie ci, że nie chcę, żebyś szedł za mną. Idź obok mnie.
Harry zachichotał i dogonił profesora. Usłyszał jak Mistrz Eliksirów mamrocze coś pod nosem i musiał przygryźć wargi, żeby nie zaśmiać się na głos.
W końcu dotarli do portretu Grubej Damy.
- Dziękuje, Severusie, za odprowadzenie mnie i... wysłuchanie.
- To nie był problem. Również chciałem ci podziękować za to, że powiedziałeś mi o tym osobiście. Gdybyś miał jeszcze jakiś problem, wiesz gdzie mnie szukać.
Harry skinął głową i odwrócił się, żeby obudzić Grubą Damę, gdy nagle poczuł lekkie tąpnięcie w plecy. Zerknąwszy przez ramie zobaczył skierowaną na siebie różdżkę mężczyzny.
- Wciąż miałeś dziury w koszulce.
- Och. – Poczuł jak na jego policzki wypływa rumieniec. – Dzięki. Um, dobranoc Severusie.
- Dobranoc, Harry.
Severus odszedł w dół schodów i Harry pogratulował sobie kolejnego kroku naprzód w rozwoju ich przyjaźni. Jednak nie mógł zaprzeczyć, że było... dziwnie. Nie stracił...
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za łamanie ciszy nocnej, panie Potter.
Harry uśmiechnął się szeroko. Oto Snape, którego znał! Powiedział hasło bardzo złemu i zaspanemu portretowi i wszedł do Wieży. Pięć minut później spał jak niemowlę.
* * *
Kiedy następnego ranka Ron z rozmachem rozsunął zasłony łóżka przyjaciela, Harry już nie spał. Siedział oparty o poduszki, z książką od dyrektora na kolanach.
- A niech to, a chciałem cię obudzić taką piękną piosenką. Och, i znowu nuciłeś przez sen. Jak tam ksiązka, Dzwonku? – zapytał, pochylając się nad Harrym. – Cholera jasna! Co to za język.
- Nie jestem do końca pewien. Rozpoznaje niektóre słowa, ale są dziwnie zapisane. – Brunet podał książkę przyjacielowi. Ciągłe gapienie się na nią przyprawiło go tylko o ból głowy.
Weasley przejrzał ją w całe dwie sekundy i odłożył na szafkę nocną. Było za wcześnie na rozwiązywanie takich łamigłówek.
- Powinniśmy pokazać ją Mionie – powiedział. – Na pewno będzie wiedziała, o co chodzi.
- A jeśli nie? – zapytał Harry, wstając i zbierając swoje szaty.
- Miej wiarę, Dzwonku! Miej wiarę. Ona zawsze wszystko wie. Bez tego nie byłaby Hermioną.
Rudzielec usiadł na swoim łóżku i zaczął nakładać buty. Był niemal całkowicie ubrany; brakowało tylko jego krawata. Harry uśmiechnął się pod nosem. Znaczyło to, że nie musi się śpieszyć z prysznicem. Znalezienie go zajmie Ronowi dobrych kilka minut. To był talent, ponieważ krawat znajdował się zawsze w najdziwniejszych miejscach, jak czyjeś buty albo łóżko.
- Chyba masz rację, ale... ej! Dzwonku?!
Ron wzruszył ramionami, szczerząc się radośnie.
- Dzwoneczek to takie długie imię. Dzwonek jest idealny.
- Nienawidzę cię. – Harry rzucił w niego parą skarpetek.
- Jasne, stary. – Ron uchylił się zgrabnie. – Ale lepiej przestań rzucać swoimi rzeczami. Kiedyś możesz ich nie odzyskać.
* * *
- To staroangielski. Nie mogę uwierzyć, że nie potraficie tego przeczytać – wymruczała Hermiona zza książki, gdy szli na śniadanie. Była strasznie podekscytowana od momentu, kiedy ją zobaczyła. Chłopcy już kilkakrotnie musieli ją ratować przed wpadnięciem na ściany i innych uczniów.
- Oczywiście, że umiemy. Tylko to wygląda jak kupka zlepionych ze sobą literek. – Ron nie był w dobrym humorze. Znalezienie krawata zajęło mu całe pół godziny i teraz byli spóźnieni na śniadanie. Na dodatek Hermiona odmówiła rzucenia zaklęcia prasującego na jego szaty sugerując, że powinien bardziej dbać o swoje rzeczy. Więc głodny i pognieciony, nie miał nastroju na słuchanie wymówek.
- Ron, kilka tekstów w bibliotece jest napisanych w tym języku.
- No i?
- No i jesteście niemożliwi! Obaj!
- To znaczy, że możesz to odczytać? – wtrącił Harry, podbiegając by dogonić Rona.
- Oczywiście, że mogę!
Gryfon miał nadzieję, że wyraz jego twarzy przypomina teraz minę zbitego szczeniaczka. Nic tak nie działało na Hermionę ta mina.
- No dobrze, przeczytam ją, ale naprawdę uważam, że powinniście się nauczyć staroangielskiego. Napisanych jest tak kilka fascynujący... Przestań tak na mnie patrzeć, Ronaldzie Weasley!
Napięcie pomiędzy dwójką zakochanych rosło w każdej chwili. I to było... normalne. Harry wiedział, że za kilka minut się pogodzą i znowu będą parą gołąbków. Podejrzewał, że obydwoje lubią te kłótnie. To było takie małe urozmaicenie. I w momencie, gdy Hermiona mówiła coś o „zerowej motywacji do nauki", Gryfon otworzył drzwi Wielkiej Sali.
Cisza.
Ta cisza wydawała się być nierealna. Wszystkie pary oczu zwrócone były na naszą trójkę bohaterów.
- No i się zaczęło – wyszeptał Ron, gdy ruszyli w stronę swoich miejsce.
- Ciekawe czy robili tak za każdym razem, gdy ktoś wchodził, czekając na mnie.
Czuł śledzące go spojrzenia. Już w Pokoju Wspólnym Hermiona powiedziała mu, że najlepszym sposobem przetrwania, będzie ignorancja. Nawet jeśli było to cholernie trudne. Kiedy tylko usiedli, zalał ich ogrom pytań.
- To prawda? – Seamus niemal podskakiwał na swoim miejscu. – To, co piszą w Proroku. To prawda?
- Najpierw pokażcie mi artykuł. Później wam powiem. – Harry chwycił gazetę, a wielki nagłówek od razu uderzył go w oczy.
Rita Skeater donosi!
Harry Potter jest Magiczną Kreaturą!
Doniesiono nam, że w sobotę, 12 września, Harry Potter, Chłopiec – Który – Przeżył – By – Zostać – Mężczyzną – Który – Wygrał, zgłosił do Ministerstwa otrzymanie magicznego spadku. Zapoczątkowało to falę pytań na całym świecie: dlaczego przebiegło to tak dyskretnie? Czy stoi za tym jakiś poważny spisek? Harry Potter przebywa w blasku fleszy już od urodzenia i do tej pory nikt nie ośmielił się wspomnieć o dziedzictwie Bohatera. I cóż to jest za dziedzictwo!
Harry Potter jest Diligarianem. Jest to starożytna, bardzo rzadka i bardzo potężna wróżkowa rasa. Czy to właśnie dzięki mocom tej rasy, Wybrańcowi udało się pokonać Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Z tym pytaniem zwróciłam się do eksperta, Gertrudy Spindleton, która...
Harry przestał czytać dalej. I tak wiedział, o czym będzie reszta. Bla bla bla, spisek, bla bla bla, Harry był superbohaterem o niezwykłej mocy, bla bla bla, Rita Skeater wiedziała o tym od samego początku. Koniec. Przez ostatni rok dziennikarka pisała podobne artykuły i ktoś mógłby powiedzieć, że Harry jest chodzącym bogiem.
- Zadziwiające. Napisała coś prawdziwego. Panna Skeater musi tracić wenę. – Harry podał gazetę Ronowi.
- A więc to prawda? – zapytał Dean.
- Ta część o mnie jako superbohaterze? Och, nie. Poza tym nie znoszę spandeksu*.
- Huh? Spandeksu? Pytam o część o tobie jako... eee...
- Dilgarianie – mruknęła Hermiona zza książki Dumbledore'a.
- Dokładnie.
O dziwnych sytuacjach najlepiej jest mówić w normalny sposób.
A co w ogóle jest normalne w tym świecie?
- Ano, jestem.
Reszta Wielkiej Sali, która wciąż słuchała z zapartym tchem, w końcu wypełniła się szeptami. Po chwili Harry został otoczony wianuszkiem ludzi zadającym pytania.
- Masz skrzydła?
- Możesz kontrolować ludzi przez ich myśli? – Hmm... Może Harry powinien przeczytać ten artykuł.
- Gdzie chowasz skrzydła?
- Czy to prawda, że możesz strzelać promieniami światła ze swoich palców? – Tak, Harry zdecydowanie powinien przeczytać artykuł. Co ta baba tam napisała? Pytania wciąż nadchodziły; ludzie przepychali się, żeby być bliżej Harry'ego.
- Wystarczy!
Sala ucichła i wszyscy odwrócili się ku źródłowi krzyku.
Malfoy?
- Jeśli naprawdę jesteście tak żałośni, żeby podniecać się zwykłym spadkiem, nie ma już dla was nadziei – powiedział głośno Ślizgon. Jego pogardliwa postawa działała pełną mocą. – Czy tak dziękujecie wojennemu bohaterowi? Nie wygląda dziwniej niż zwykle. Naprawdę, to tylko Potter.
Draco omiótł tłum spojrzeniem i wyszedł z Wielkiej Sali; jego osobisty wianuszek dziewczyn dreptał tuż za nim. Ludzie zaczęli wracać na swoje miejsca i Harry, pomimo że wciąż słyszał szepty na swój temat, mógł odetchnąć w miarę spokojnie.
Ale... czy to, co przed chwilą się zdarzyło, nie było czasem snem?
- Może coś sobie wyobrażam – zaczął Ron, gapiąc się na drzwi – ale... czy Draco Malfoy, Człowiek Fretka we własnej osobie, właśnie pomógł... Harry'emu?
- Och, dorośnij, Ron. – Hermiona jeszcze ani razu nie wynurzyła się zza ksiązki. Musiała być naprawdę dobra. – Nie możesz zaprzeczyć, że od zakończenia wojny nawet on się zmienił. Przestał w końcu zaczepiać Harry'ego.
- Ale teraz nawet w piekle musiało powiać chłodem.
- Język, Ronaldzie! – nawet sycząc nie oderwała wzroku od tekstu.
- To było dziwne. – Harry wsadził sobie do ust kawałek pomarańczy. Wciąż czuł na sobie spojrzenia, ale do tego był w miarę przyzwyczajony.
- W zasadzie macie teraz coś, co was łączy. Pewnie czuje się zazdrosny, że wszyscy traktują twój spadek jako coś wielkiego, podczas gdy jego kompletnie ignorują. Wile są bardzo narcystyczne.
- Może sobie wciąć całą tą uwagę. Ja jej nie potrzebuję.
Trójka zajęła się w końcu jedzeniem. Hermiona wciąż zaczytywała się w książce, podczas gdy Ron wciągnął Harry'ego w rozmowę o artykule na temat Armat Chudley'a. Wkrótce dołączyli do nich Dean, Seamus i Neville. Nie przestali jednak posyłać mu dziwnych spojrzeń, próbując dostrzec jakąś zmianę. Gryfon podniósł głowę i zerknął na stół nauczycielski. Dyrektor posłał mu dwa uniesione w górę kciuki, a Severus, to znaczy profesor Snape, skinął lekko głową. Ledwo zauważalnie, ale zawsze. Harry od razu poczuł się lepiej.
* * *
Dzień mijał w miarę spokojnie. Nauczyciele nie traktowali go inaczej nie zazwyczaj. McGonagall wciąż była surowa, Flitwick wciąż był oderwany od rzeczywistości, a Hagrid poklepał go po plecach i przeprosił, że nie może mu zbyt wiele pomóc.
- Obawiam się, cholibka, że nie wiem zbyt dużo o wróżkach, Harry. To nie moja działka.
- Nic się nie stało, Hagridzie. Sam nie wiem o nich zbyt wiele.
Jego koledzy i koleżanki otrząsnęli się z szoku i w końcu zaczęli robić to, czego się po nich spodziewał. Żartowali, plotkowali i drażnili się z nim. Kilkoro z nich podchodziło do niego z pytaniami o jego nowe „super moce". Niektóre z nich wydawały się być naprawdę fajne i razem z Ronem spisali całą listę, żeby móc ją potem pokazać Hermionie.
- Och, to jest niezłe! – wykrzyknął rudzielec, gdy pierwszoroczny Krukon, uciekł nie czekając na odpowiedź. – Mam nadzieję, że możesz przechodzić przez ściany. Pomyśl ile szlabanów można uniknąć. To nawet lepsze niż laser w oczach.
- Połowa tych mocy nawet nie brzmi prawdziwie. – Harry zmarszczył brwi, zapisując ją na listę. – Ciekaw jestem skąd ludzie czerpią inspiracje.
Powstały też piosenki. Kilkoro Ślizgonów chodziło po korytarzach podśpiewując, gdy tylko był w zasięgu słuchu. Inni wymyślili przezwiska takie jak „księżniczka" i „wróżkowy chłopiec". To ostatnie dość dobrze się przyjęło i po popołudniu wszyscy Puchoni wołali na niego jakąś odmianą „wróżka".
To całe zamieszanie wokół jego osoby było wyczerpujące i gdy dzień miał się już ku końcowi, Harry usiadł na jednym z foteli w Pokoju Wspólnym, nie mając zamiaru więcej się z niego podnosić. Jego Gryfoni wciąż byli w szoku i nie traktowali go zbyt źle. Tylko Collin wciąż pytał, czy Harry może pokazać mu swoje skrzydła, by mógł zrobić chociaż jedno zdjęcie.
- Wybacz, Collin, ale nie zrobię tego. Nie pokażę ci skrzydeł. Wciąż jestem tylko Harrym i posiadanie skrzydeł tego nie zmienia. Chcę być traktowany tak jak przedtem, więc skrzydła pozostaną w ukrycia. To tylko ja – powiedział, wiedząc że słucha go cały Pokój. Był normalny. No, tak normalny jak tylko Harry Potter może być, ale zawsze. W tej samej chwili do środka weszła dwójka jego przyjaciół. Ha! Był uratowany. Ale gdy zobaczył wyraz twarzy Hemiony przestał się tak cieszyć. Wyglądała na podekscytowaną. Ron, z drugiej strony, miał dość niepewną minę.
- O co chodzi? – zapytał, gdy podeszli bliżej.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i podeszła do niego szybko. Nie jest dobrze.
- Och, Harry, tu jesteś – wyszeptała. – Musimy porozmawiać. Mam dla ciebie ważne informacje z tej książki. Chodź szybko. – Pociągnęła go za rękę i ruszyła ku wyjściu. Ron ruszył za nimi.
- O co jej chodzi?
- Nie mam pojęcia. Poszedłem do biblioteki, żeby ją znaleźć i się pouczyć, a ona...
- Chciałeś się z nią pouczyć? – Harry zmrużył sugestywnie oczy, a rudzielec oblał się rumieńcem.
- Nie powiedziałem czego chcę się uczyć. W każdym razie, gdy tylko tam wszedłem, chwyciła mnie i zaciągnęła tutaj.
- Cicho bądźcie i chodźcie za mną.
- Tak, psze pani – powiedzieli równocześnie, próbując dorównać jej kroku.
* * *
- Po co to wszystko? – zapytał brunet, przyglądając się jak Hermiona rzuca kolejne zaklęcie wyciszające i blokujące w pustej klasie, gdzie się znajdowali. – I tak wszyscy wiedzą czym jestem.
- Chcesz zachować prywatność, czy nie?
Och, nie podobało mu się to. Ani trochę. Poluzował lekko krawat, siadając na najbliższym krześle.
- Tak, chcę. Powiesz nam wreszcie, o co chodzi?
Rudzielec usiadł obok niego i z uwagą przyglądali się dziewczynie, która krążyła po pomieszczeniu w tę i z powrotem.
- Książka Lorda McTorninga jest naprawdę fascynująca. Wygląda na to, że był towarzyszem Diligariana i postanowił spisać swoje doświadczenia i obserwacje związane z tą rasą. Żył jeszcze w czasach, gdy Anglosasi po raz pierwszy...
- Miono, jaki to ma związek z Harrym?
Harry sam miał to pytanie na końcu języka, ale nie chciał irytować Hermiony. W końcu tylko ona potrafiła odczytać książkę.
- W porządku, Ron. Mów dalej, Hermiono, proszę.
- Skoro tak ładnie prosisz, Harry – widzisz, Ronaldzie, taktu też można się nauczyć – przejdę od razu do sedna. Po pierwsze: skrzydła Diligarianów mogą zmieniać kolor. Dlatego ilustracja w książce różniła się od tego, co mamy w rzeczywistości. W książce Lorda są opisy i rysunki wszystkich typów.
- Co ma wpływ na tę zmianę?
- Głównie twój nastrój, ale też niektóre bodźce zewnętrzne.
- Super, więc jestem żywą pogodynką. Coś jeszcze?
- Co to pogodynka?
- Wytłumaczę ci to później, Ron. Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego. Autor bardzo dużo czasu poświęca opisom swojej towarzyszki, którą nazywa Śnieżką.
- Przestań mówić o towarzyszach, proszę – wymamrotał Harry.
- Cicho bądź. Jeśli otrzymałeś cały spadek, a nie tylko część, możesz otrzymać specjalne moce jak...
- Laser w oczach?
- Co? Laser w oczach? Skąd bierzesz takie pomysły, Ron? – Dziewczyna była coraz bardziej zirytowana tym ciągłym przerywaniem.
- No... Ludzie pytali mnie o różne moce, które mogę mieć i zrobiliśmy listę.
- Pokażcie mi ją.
Gryfon wyciągnął ją z kieszeni i podał swojej bystrej przyjaciółce. W myślach prosił swoje dobre duchy o jakieś fajne umiejętności, ale nagle Hermiona zaczęła się śmiać. To nie był dobry znak.
- Nie masz nic z tej listy – oznajmiła, podając mu ją. – Skąd ludzie mają takie pomysły? Z komiksów? Połowa z tych „mocy" jest głupia i bezużyteczna.
- Hej! – wtrącił Ron. – Laser w oczach nie jest głupi. I na pewno nie bezużyteczny.
Dziewczyna westchnęła.
- Harry, jeśli otrzymałeś cały spadek, będziesz mógł widzieć aury oraz łączyć się z naturą.
- Uch... - Harry czuł się zagubiony. Ron, co najdziwniejsze, nie.
- I w czym, do diabła, mu się to przyda? Co w ogóle znaczy „łączyć się z naturą"? Jak dla mnie brzmi jak kupa chorych bzdur!
- Nikt nie pyta cię o zdanie, Ronaldzie. Aura symbolizuje ludzką siłę życia. Diligarianie potrafią je widzieć i czerpać z nich informacje. A kontakt z naturą może oznaczać bardzo wiele rzeczy. Być może będziesz posiadał umiejętność hodowli roślin.
- Już to umiem. Nazywamy to ogrodnictwem.
- Nie w ten sposób. Z tego, co mówi McTorning, Śnieżka potrafiła wyhodować coś, kładąc po prostu dłoń na ziemi.
- Super, czyli jestem jak nawóz do roślin. Czy ten... kontakt ma jeszcze jakieś znaczenie?
- Na razie wiem tylko to.
- Czyli na pewno zostanę ulubionym uczniem profesor Sprout. A czy było coś jeszcze o transformacjach?
- Śnieżka była taka od urodzenia. Nie dostała spadku, ale związek z dojrzewaniem ma chyba spore znaczenie. Czemu?
- Chciałbym wiedzieć dlaczego tak się skurczyłem, a potem znów urosłem.
- A urosłeś?
Oczywiście, że urósł! Może i wciąż był karłem, ale sięgał Ronowi prawie do karku i był niemal równy z Hermioną.
- A nie zauważyłaś?! Urosłem prawie trzy cale w tę noc, gdy... dostałem skrzydła.
- Myślę, że skrzydła przyciągnęły całą naszą uwagę, Dzwonku – wtrącił Ron.
- Może i tak, ale urosłem. – Harry wstał, aby to potwierdzić.
- Mogę dać ci tylko suchą teorię, Harry i to w zasadzie dlatego cię tutaj ściągnęłam.
Harry opadł z powrotem na siedzenie i potarł twarz dłońmi. Świetnie. Więcej faktów.
- Pewnie. Dawaj co masz – powiedział, znów na nią patrząc.
- Kwestia twojego towarzysza.
To nie będzie przyjemne. Harry nie odzywał się mając nadzieję, że Hermiona od razu porzuci ten temat. Chyba go jednak nie zrozumiała.
- Gdy Diligarian osiąga dojrzałość staję się... „świadomy" faktu posiadania towarzysza. To dzięki niemu uzyskuje pełnię swoich mocy, bo do tego momentu pozostaje w, tak zwanym, letargu. Brzmi znajomo?
Niestety tak. Brunet skinął głową, nie ufając swoim strunom głosowym. Ten fakt wprawiał go w zdenerwowanie i potrzebę zrobienia czegoś z dłońmi; teraz zaczął skubać swój sweter.
- Wydaje mi się, że przez to, że nie miałeś kontaktu z towarzyszem zaraz po swoich urodzinach i musiałeś tyle czekać, twoje ciało skurczyło się zbyt dużo. Jednak zaraz po kontakcie, wróciło do niemal prawidłowego wzrostu.
No i ma swoją odpowiedź. I chyba wystarczy tego jak na jeden dzień. Wstał i udając zmęczenie ruszył w stronę drzwi.
- No to wszystko już wiemy. Jestem chodzącym nawozem i pogodynką w jednym. Wracajmy już do Pokoju Wspólnego i...
- Nie tak szybko, Harry Jamesie Potterze.
Oho, użyła drugiego imienia. Dlaczego w takich sytuacjach zawsze używa się tego imienia? Ron uśmiechał się perfidnie, bo to nie jego imię zostało powiedziane tonem wściekłej Hermiony. Odwrócił się mając nadzieję, że i tym razem pomoże mu mina zbitego szczeniaczka.
- To nie zadziała. Siadaj na miejsce.
Fantastycznie. Harry wrócił na swoje krzesło. Zerknął na rudzielca, który wciąż uważał, że to jest strasznie śmiesznie, iż tym razem to jego tyłek nie jest w kłopotach. Hermiona odkaszlnęła przyciągając ich uwagę. Przysunęła sobie własne krzesło i usiadła po prawej stronie Harry'ego.
- Kontynuując, uważam, że twoja transformacja nie przebiegła prawidłowo, ponieważ miałeś zbyt mały kontakt ze swoim towarzyszem. Musisz mu powiedzieć o wszystkim, żeby ustabilizować więź.
Harry nie był pewien, co Hermiona ma na myśli mówiąc o „więzi", ale pamiętał wystarczająco z lekcji Opieki, żeby się zarumienić.
- Hermiono – zaczął – wiesz, że w tym zamku jest ponad setka ludzi. Szanse na znalezienie potrzebnej mi osoby są naprawdę...
- Myślę, że już wiem, kto nim jest.
Harry zamrugał kilka razy. W głębi serca spodziewał się tego, ale wciąż cholernie bał się odpowiedzi.
- Kto? – zapytał w końcu.
- Profesor Snape.
I znów zapadła cisza. I nie była to dobra cisza, ani taka gdzie kontempluje się coś wspaniałego. To była cisza, która mówiła wszystko za nich. Chłopcy gapili się na nią przez chwilę, próbując przyswoić sobie te cztery sylaby. Gdyby się postarali, mogliby usłyszeć Irytka buszującego w zbroi trzy piętra wyżej.
- Wybacz, Hermiono – odezwał się w końcu Ron. – Czy mogłabyś powtórzyć? Bo wydaje mi się, że zupełnie zwariowałem. – Pocierał ucho, jakby ktoś go w nie uderzył.
- Profesor Snape jest towarzyszem Harry'ego.
- Rozumiem – powiedział spokojnie. Po chwili wybuchnął: - CO TAKIEGO?! NIE MA MOŻLIWOŚCI, ŻEBY SNAPE BYŁ JEGO TOWARZYSZEM! CZYŚ TY OSZALAŁA?!
- Nie krzycz, Ron! Profesor Snape ma pełne prawo, żeby być jego towarzyszem. Harry jest pobudzony, gdy tylko się do niego zbliża, a jego największa transformacja miała miejsce zaraz po ich szlabanie! Czy stało się wtedy coś szczególnego, Harry? – Dwie pary oczu – jedne spokojne, a drugie rozjuszone – spojrzały na niego.
Harry był w lekkim szoku. Snape... Severus... nie mógł być jego towarzyszem. Prawda? Powrócił pamięcią do piątku. To żenujące beknięcie, prośba o przyjaźń, uścisk dłoni... Uścisk dłoni.
- Spytałem go, czy chce być moim przyjacielem. Uścisnęliśmy dłonie i poczułem coś w rodzaju... impulsu – odpowiedział, spuszczając głowę. Nie zauważył przez to otwartych ust Rona i małego uśmieszku Hermiony.
- Myślę, że to wystarczający dowód. Teraz musimy tylko...
- Czekaj chwilę! – Ron nie miał zamiaru poddać się bez walki. Ktoś musi tu być głosem rozsądku. – Harry nie może być ze Snape'em. Koleś jest wredny, tłusty, obrzydliwy i...
- Wcale nie! – Harry poderwał gwałtownie głowę. – Nie masz prawa tak o nim mówić! – Zły ruch, Harry. Uśmiech dziewczyny poszerzył się jeszcze bardziej. Ron był bliski ataku paniki.
- Lubisz gnoja?
Słowa te spotkały się z gwałtownym „Ronaldzie Billiusie Weasley, uważaj, co mówisz!" i „On nie jest gnojem!".
- Dobra, dobra. Przepraszam. Lubisz Snape'a, Harry?
Brunet zaczął się wiercić.
- Nie wiem. To wszystko zaczęło się tak nagle. Przykro mi jeśli ci to przeszkadza.
- To jest... nie wiedziałem, że jesteś gejem. – Ron przypominał teraz balon, z którego nagle spuszczono powietrze.
- Ja też – powiedział cicho Harry. – Jesteś zły? – Nie chciał się do tego przyznać, ale był bliski płaczu. To był Ron. Jego pierwszy i najlepszy przyjaciel. Jeśli go teraz znienawidzi, to naprawdę...
- Nie.
- Huh?
- Nie jestem zły. Tylko zszokowany tym, że wybrałeś nietoperza z lochów za swojego...
- To nie on wybrał – wtrąciła Hermiona. – To kwestia przeznaczenia.
- A więc jak już mówiłem: nie jestem wściekły. Jesteś moim najlepszym kumplem. Może i nie masz dobrego gustu, ale...
- Nie powiem mu o tym. – Harry nagle zrozumiał, co mówiła przyjaciółka. To „przeznaczenie". On nie miał z tym nic wspólnego. Przeznaczenie kierowało całym jego życiem. Miał nadzieję, że po wojnie skończą się te wszystkie głupie przepowiednie i inne bzdury, ale nie. Znowu „coś" mu mówi, że nie ma wyboru. Że Severus nie ma wyboru. Mężczyzna miał swoje własne życie, a teraz Harry ma tak po prostu wpaść i powiedzieć Hej, twoim przeznaczeniem jest spędzenie życia z głupim, brzydkim i niedojrzałym dzieciakiem! Miłej zabawy.. Na pewno nie. Dopiero co zostali przyjaciółmi.
- Ale, Harry, musisz! Jeśli jest twoim towarzyszem, ma prawo o tym wiedzieć.
- Nie. Masz rację, Hermiono, to przeznaczenie. Zero wyboru. A gwarantuję wam, że jeśli Severus miałby wybór, na pewno nie byłbym nim ja.
- Ale co z tobą? – zapytał Ron.
- Stary, dwie minuty temu byłeś skłonny go przekląć, a teraz sam mnie do niego przekonujesz?
- Nie lubię go, to fakt, ale tutaj nie ma to nic do rzeczy. Nie wolno bawić się z tym rodzajem magii i wiem wystarczająco dużo, żeby powiedzieć, że tylko ze swoim towarzyszem będziesz w pełni szczęśliwy. Pal licho, że to Snape.
- Brawo, Ron, niemal ci się udało – powiedziała Hermiona, chwytając dłoń Harry'ego. – Chodzi o to, że jeśli nie powstanie między wami więź, znów będziesz markotny, przygnębiony... możesz nawet umrzeć. Profesor Snape również może odczuwać podobne skutki.
- To brzmi jak niezły melodramat, nie uważacie? – próbował zażartować, jednak nikt się nie zaśmiał.
- Ale to prawda. Trzymanie tego w sekrecie pogorszy sprawę. No i nie masz pewności, co do reakcji profesora.
Nie, nie miał. Ale za to miał dobre wyobrażenie. Latające fiolki i bardzo Snape'owski, zdegustowany głos, syczący odmowę. To nie miało żadnych szans na powodzenie.
- Przyrzeknij nam, że mu powiesz.
Harry przyjrzał im się uważnie. Mieli rację, co do faktu, że Severus miał prawo wiedzieć. Byli przyjaciółmi, a przyjaciele nie mają między sobą sekretów. Prawda?
- Obiecuję, że powiem mu, gdy tylko będę miał okazję.
* * *
- Profesorze, czy mogę z panem porozmawiać? – zapytał Harry, podchodząc do biurka Mistrza Eliksirów następnego dnia tuż po zajęciach. Dzisiaj robili maści lecznicze, które miały być niebieskie. Harry'emu wyszedł pomarańcz. Poza tym pachniała jak trociny.
- Tak, Potter, o co chodzi?
- Um, sir, chciałem z panem porozmawiać o... eee...
- Mów, chłopcze. Za chwilę mam lekcję – gdyby nie błysk w oczach, Harry powiedziałby, że mężczyzna jest w pełnym Snape'owskim nastroju.
Teraz albo nigdy.
- Sir... - no dalej, szybciej – czy mógłby mnie pan podszkolić w eliksirach? Wydaje mi się, że niezbyt wszystko rozumiem.
Co takiego? Nie to chciał powiedzieć! Zerknął przez ramię i zauważył kilkoro Puchonów, ustawiających swoje kociołki. Zero prywatności. A więc wyszło na dobre; zbyt wiele podsłuchujących uszu. Powie mu, gdy będą sami.
Severus uniósł brew w niemym pytaniu.
- Czy dobrze zrozumiałem, Potter? Chcesz mieć dodatkowe lekcje eliksirów?
Nie dobrze. Teraz jest zażenowany.
- Nie nazwałbym tak tego, sir. Wiem, że potrzebuję pomocy i o nią proszę – powiedział cicho, wpatrując się w pióro leżące na biurku Severusa i błagając, by zaczęło tańczyć do najnowszego przeboju Jęczących Wiedźm. Wszystko, by odciągnąć uwagę mężczyzny od jego czerwonej twarzy.
Severus przyjrzał mu się uważnie zastanawiając się, czy to nie jest jakiś wyjątkowo głupi dowcip. Być może była to wymówka, żeby spędzić razem więcej czasu i poznać się jako przyjaciele. To pasowało do Gryfona; jednak młody człowiek, taki jak Harry, nie powinien tracić czasu z takim starym mężczyzną jak on. Będzie musiał znaleźć sposób, żeby to przerwać. Tak by nikt nie czuł się winny.
- Muszę powiedzieć, że pochlebia mi pan, panie Potter. Zgadzam się. Raz w tygodniu mogę panu pomóc i być może pod koniec roku będzie pan miał choć cień szansy, by zdać egzaminy. Jestem wolny w każdy piątkowy wieczór.
Żaden normalny siedemnastolatek nie poświęci wolnego piątku.
- Dobrze, sir. – Harry wciąż gapił się na pióro.
A więc wyglądało na to, że on nie jest normalnym siedemnastolatkiem. Severus nie miał pojęcia, co jest przyczyną tej nagłej zmiany. Potter może i był nieśmiały, ale nigdy apatyczny. Do klasy wchodziło coraz więcej uczniów. Musiał się śpieszyć; jeśli Gryfon chciał poświęcić swoje wolne wieczory – niech tak będzie. Może Severusowi w końcu uda się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
- Bardzo dobrze. Zaczniemy od tego piątku, panie Potter.
- Tak jest, sir. – Harry odwrócił i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.
Wtedy mu powie. Na pewno.
Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro