Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟱: konferencja

Uścisnęła dłoń ordynatorowi, przepięknie uśmiechając się do kamery. Chwilkę wcześniej wyszła z oddziału zakaźnego w Św.Mungu, odprowadzana licznymi podziękowaniami ze strony osłabionych chorych, których do tej pory nie było stać na leczenie. Ta część zbytnio jej nie interesowała - wszyscy byli zaledwie nic nie znaczącym trybikiem w jej planie, a ich wdzięczność nie obchodziła jej w żadnym stopniu. Jak dla niej wszyscy, poza panią Wood, mogli umrzeć. Ordynator okazał się osobą kompetentną, ale łasą na pieniądze. W zamkniętym, cichym korytarzu, gdy byli bez reporterów, co najmniej cztery razy wspomniał o tym, że ma ochotę wprowadzić kolejne innowacje w leczeniu, na które go nie stać. Z zainteresowaniem wysłuchiwała o dziwnych pomysłach, które nijak miały się z leczeniem osób, które faktycznie tego potrzebowały. W duszy westchnęła, wiedząc jak duża ilość złota może wpłynąć na chciwość człowieka. Gdy raz otrzyma się ogromne pieniądze, będzie się je traktować jako odważnik, przeważający szalę losu. A to nie tak działało - jeśli matka jej wybranka wyzdrowieje w ciągu następnych kilku miesięcy, nic już nie będzie jej zobowiązywało do wpłacania kolejnych darowizn.

Rozpoczęła się konferencja prasowa, na której byli zgromadzeni reporterzy z różnych pisemek, jak i rodziny chorych. James stał kilka kroków za nią, na jej polecenie wzrokiem poszukując Olivera, a Alexandra stała poza podwyższeniem, notując dziennikarzy, których tylko mogła dostrzec. W razie jakiegokolwiek niepowodzenia na dzisiejszej konferencji, Lydia chciała mieć zabezpieczenie - zawsze mogła pod przykrywką kogoś wysłać i pozmieniać im pamięć. Stanęła przy mikrofonie, który jeszcze niedawno służył do "wzruszających" według wielu podziękowań. Podczas nich kiwała delikatnie głową, raz na jakiś czas udając, że chusteczką wyciera łzy wzruszenia. Nikt, w obliczu takiego pokazu wielkiego serca, nie zadał sobie trudu, aby bliżej na jej twarz, która powinna mieć ślady startego makijażu, lub zaczerwienione bądź opuchnięte powieki.

- Dziękuję ordynatorze za tak ciepłe słowa, skierowane w moją stronę. Nie zapominajmy jednak w czym jest rzecz. Zebraliśmy się tutaj po to, aby chorzy, którzy nie mogą być wśród nas, już za jakiś czas mogli ujrzeć prawdziwe słońce na ulicach całej Anglii. To o nich powinniśmy mówić jak o bohaterach - może stracili swoje nadzieje, może pogodzili się ze śmiercią na tą zakaźną chorobę, ale postanowili odizolować się oraz walczyć samotnie, by nikt inny nie został przez nich poszkodowany. Powtórzę raz jeszcze, to oni są prawdziwymi bohaterami i to o nich powinniśmy mówić! - Wyuczone na pamięć przemówienie, napisane rano w biurze, sprawdziło się wyśmienicie. Rodziny zaczęły klaskać, kiwać głowami lub skandować jej imię. Nagle zobaczyli zbolałą, smutną minę kobiety i tłum ucichł. - Muszę wam jednak przyznać się do czegoś niesamowicie okropnego. Jest to sprawa trudna i delikatna, ale idealnie obrazuje zainteresowanie naszego magicznego społeczeństwa. Pozwólcie mi więc: gdyby nie to, że na oddziale leży rodzicielka osoby drogiej memu sercu, prawdopodobnie nigdy nie zdecydowałabym się zainteresować tą sprawą. Teraz jednak, ten obraz na stałe wyryje mi się w pamięć. Wszyscy to wiemy. Nieunikniona wojna zbliża się do naszych bram. Nieważne, po której stronie stoicie, nieważne czy jesteście mugolakami, czarodziejami półkrwi czy też czystymi, w którymś momencie możecie potrzebować Św.Munga. Dlatego chciałabym apelować do samego Ministra Magii o zwiększenie dotacji na szpital, który już w tej chwili ledwo wiąże koniec z końcem. - Tłum ponownie poruszył się i zafalował w zachwycie. Dla wielu, kobieta przed nimi wydawała się aniołem, który przybył na ziemię, aby napełnić ich nadzieją. Była na tyle wpływowa w kręgach Ministerstwa Magii, że ten apel musiał dotrzeć do wielu polityków, jednocześnie wystawiając ją na ostrzał, niesłuszny. Kobieta, która miała tak wielkie serce, że nie martwiła się tylko o przyjaciół, ale także o wszystkich sojuszników i wrogów, jednocześnie w kilku słowach pozostając neutralną w wojnie, to napełniało ich głowy nadziejami na lepszą przyszłość.

- Przepraszam, Lydia! - zaczął jeden z dziennikarzy, wstając z krzesełka. Skierowała na niego swój wzrok, uśmiechając się pocieszająco. - Wielu z nas jest poruszonych twoimi słowami, chcieliśmy się jednak skupić na czymś zupełnie innym. Do uszu naszego redaktora dotarła wiadomość, że początkiem tygodnia byłaś na meczu Zjednoczonych z Puddlemere. Czy to nagłe zainteresowanie Quidditchem oraz osoba, o której wspomniałaś, są ze sobą powiązani? - Spuściła wzrok, udając nagłe zawstydzenie. Po chwili jednak podniosła głowę, uśmiechając się bezradnie, niczym dziecko przyłapane na stłuczeniu szklanki pełnej mleka. Wielu dziennikarzy miało swoje wtyki i posiadali informacje o tym, co wiąże Oddział Zakaźny w Św.Mungu oraz wspomnianą drużynę. Tu był zaś pogrzebany haczyk, który miał ich wszystkich później odłowić - musieli myśleć, że wpadli na enigmę, którą tylko oni są w stanie odszyfrować. Musieli wyobrażać sobie, że tylko oni, dzięki tym dodatkowym uszom, znają jej największą tajemnicę i cierpliwie czekać, niczym myśliwy na łowach, by wyciągnąć z niej ostatnią kroplę sekretu, aby w wstrząsająco-romatycznym artykule móc opisać ją, jako nową sensację tego roku. A o to właśnie chodziło tej strasznej, okrutnej kobiecie, która jak na złość utknęła w ciele błyszczącego aniołka.

- To miał być mój wieki sekret, a ty go bezwstydnie obnażyłeś, Charles - westchnęła, po czym zakryła dłonią oczy, udając, że pali się ze wstydu. Widziała oczami wyobraźni, jak dziennikarz miesza się, gdy wywołał tak uczuciową reakcję u młodej, niedoświadczonej miłością pani polityk. Opuściła ręce, po czym zarumieniona i z iskrzącym spojrzeniem spojrzała prosto na Olivera, którego sama wytropiła w czwartym rzędzie. Patrzył na nią z mieszanką szoku, niedowierzania oraz szczęścia, a to była dokładna reakcja, którą zamierzała wywołać. - Teraz już nie ma co ukrywać, skoro i tak wszystko już wiecie. Chodzi o Olivera Wooda - rzuciła jeszcze tylko, po czym zbiegła ze sceny niczym spłoszona łania. Wiele starszych osób mruczało coś pod nosem o sile młodości, inni uśmiechali się pod nosem, a reszta dziennikarzy na zmianę notowała coś w swoich notatnikach lub próbowała krzykiem przekonać Crouch, aby wróciła do nich. Ordynator pożegnał się ze wszystkimi, prosząc o opuszczenie szpitala w ciszy i niezakłócanie jego pracy, po czym i on opuścił podium. Nigdzie nie zauważył kobiety oraz jej pracowników, prawdopodobnie chcieli wyjść z placówki zanim jeszcze reporterzy rozbiegną się wkoło.

- Jak mi poszło? - spytała Lydia, siedząc na kanapie w magicznym samochodzie. Jej twarz wróciła już do normy, przez co po plecach siedzącej obok Aleksandry przebiegł dreszcz. Znów ten bezemocjonalny, pewny siebie ton.

Byrne podała jej listę dziennikarzy, którą udało jej się w pełni ukończyć.

- Nieważne. Poszło o wiele lepiej niż sądziłam, to nie będzie mi potrzebne. - Machnęła jedynie ręką, po czym odwróciła głowę w bok, obserwując ruchliwe ulice Londynu zza przyciemnianej szyby.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro