Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟲: problem

Pukanie do drzwi swojego biura było tym, czego się spodziewała po przerwie obiadowej. Rozejrzała się po pomieszczeniu, rzucając kilka zaklęć czyszczących, a później w kilka sekund ułożyła kupkę z dokumentów, które właśnie przeglądała. Opcji na to, kto mógł to być, było kilka: albo zdenerwowany urzędnik z działu finansów, albo Minister Magii, albo James, który poszedł na spotkanie ze swoimi informatorami. Żadna z tych opcji jej nie satysfakcjonowała, bo każda wiązała się z pracą, której dzisiaj nie chciała brać na siebie zbyt wiele, ze względu na popołudniowy mecz Olivera. Musiała udowodnić światu oraz jemu, że jej nagłe zainteresowanie jej osobą nie jest przypadkowe.

- Proszę - powiedziała donośnie, a ciemne drewno natychmiast ustąpiło pod naciskiem klamki. Wysoki, blondyn wkroczył do pomieszczenia, nawet nie patrząc na Aleksandrę, która segregowała właśnie rachunki oraz pisma, które przyszły do niej z samego rana. Mężczyzna przeszedł całą długość pokoju, po czym spoczął na parapecie, zerkając w dół. - Jakieś wieści z Nokturnu? - spytała na głos, a Byrne jak zwykle zadrżała, gdy zaczynali mówić o ciemnych zakamarkach Magicznego Świata. Nie była przyzwyczajona do myślenia o magii jak o czymś brudnym, ciemnym i skalanym. Tym bardziej jako narzędziu do zdobycia świata. Wolała dać się oczarować do tego stopnia, że zapominała o tym, jak wiele zła mogło wyrządzić jedno źle użyte zaklęcie. Przy każdej takiej reakcji, Lydia zastanawiała się czemu wybrała tą dziewczynę jako swoją asystentkę. Była od niej dwa lata młodsza i mimo, że obie były w Ravenclaw, w latach Hogwartu unikały się jak ognia. Chociaż było to złe określenie - Crouch była obojętna względem Aleksandry, która za każdym razem poszukiwała dumy i uznania w oczach swojej prefekt. Nigdy jednak go nie znalazła. 

- Mamy poważny problem, Lydia. Wiele osób słyszało o twoim wystąpieniu, dlatego kilku wpływowych artystokratów także postanowiło złożyć datki na szpital. W tym część z nich jest Śmierciożercami lub powiązana jest w jakimś stopniu z Ciemną Stroną. - Parsknięcie nie było tym, czego się spodziewał. Crouch opadła na fotel, a później odwróciła się w jego stronę. Zadowolenie, że ją rozbawił rozlało się na chwilę po jego sercu, ale gdy mózg zaalarmował o tym, że robi się w ich życiu niebezpiecznie, natychmiast spoważniał. Nie wyobrażał sobie teraz, co przyjdzie jej do głowy. Od dawna balansowała na cienkiej linii - jej wykreowana postać bardzo dobrze wpasowywała się w ideały dobrej strony, lecz prawdziwe oblicze było równie przerażające, jak sam Czarny Pan. Teraz zgubił się w tym labiryncie myśli, nie wiedząc, co jest jej celem i do czego w tej chwili dąży. Zawsze była to władza i stołek Ministra Magii. Ale od kiedy oświadczyła, że to jeszcze nie ta chwila, jej sposób działania zmienił się, jakby rozluźnił. I ta cała pogoń za miłością? Wszystko zdawało się bezsensowne. - Nie rozumiem cię, serio. Ktoś może spróbować cię zabić, uciszyć, przeciągnąć na swoją stronę, a ty tylko tak reagujesz?

- Aleksandra. Podaj mi czysty pergamin. - Kobieta podskoczyła w miejscu, aby natychmiast wykonać polecenie przełożonej. Ta zaczęła coś pisać starannym pismem, a z układu listu wyglądało na to, że jest to jakiś dokument. - Dotrzymam warunków umowy, którą spisałyśmy, gdy zaczęłaś dla mnie pracować. Jako iż od dzisiejszego popołudnia zrobi się niebezpiecznie, zwalniam cię. Pamiętaj jednak, że przysięga milczenia jest dożywotnia, a kara za jej złamanie, większa niż ty i twój brat zdążylibyście zarobić przez pięć następnych żyć. Jednak jako iż umowa kończyła się dopiero w grudniu, jestem zobowiązana zapłacić ci równowartość wszystkich wypłat, których przeze mnie nie możesz wypracować. Mam wypłacić ci pełną kwotę, czy co miesiąc wysyłać sowę wraz z czekiem? - Podpisała się zamaszyście u dołu, odwracając papier w stronę zdezorientowanej Krukonki. Przełknęła ślinę, nie zwracając już uwagi na to, że spódnica jest zbyt ciasna, a szpilki ponownie obdarły jej ścięgna Achillesa. Teraz mogła wpatrywać się tylko w zielone oczy Lydii, która wyglądała dzisiaj doskonale, w czarodziejskich szatach. Na jej twarzy nie widać było nawet grama niedoskonałości lub znudzenia, wręcz przeciwnie. Była idealna z zewnątrz, cudowna maska dla tak zgniłego wnętrza, którego Aleksandra wręcz nie znosiła. Płaciła jednak podwójną stawkę, a umowa z nią od zawsze była przejrzysta, nawet jeśli odrobinę zbyt dokładna.

- Chcę dostać wszystko od razu. Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała na ciebie patrzeć. -  Była już sekretarka podpisała się na samym dole, po czym wróciła na swoje stanowisko, zabrała torebkę i wyszła z biura. James westchnął cicho, zdając sobie sprawę z tego, jak prosty test oblała Alexandra i jak wiele mogła na nim zyskać w przyszłości. Lubił ją, od początku uznawał ją za ładną, być może odrobinę głupiutką dziewczynę, która jednak dobrze radziła sobie z umawianiem spotkań, prowadzeniem kalendarza oraz drobnymi poleceniami, które do tej pory jej zlecali. Sądził, że zacznie się licytować: powie co może zaryzykować, a co chce na tym zyskać, po czym dziewczyny dogadają się. Lydia musiała w międzyczasie polubić ją odrobinę.

- Zatem, gdy już pozbyliśmy się jednego problemu... - Ponownie zwróciła się do niego, po czym wstała z swojego miejsca. Założyła na siebie szatę wierzchnią, poprawiając jeszcze drobne zmarszczki, które powstały na materiale. Wypisała kolejny dokument, po czym położyła go na mały stolik, niedaleko parapetu, na którym siedział. - Jak wyschnie, idź do mnie do domu. Powiedz Mrużce, że ma przygotować nasz dom na odwiedziny. Będzie wiedzieć o co chodzi. Ma także dać ci purpurową torbę z sypialni. Zaniesiesz ją do Gringotta, wraz z tym dokumentem. W zamian otrzymasz małą skrzynkę, którą później ponownie dostarczysz Mrużce i na dzisiaj to będzie koniec twojej pracy. Z resztą muszę zmierzyć się sama. - Wyszła pospiesznie, a on nie zdążył jej zatrzymać. Miał nadzieję, że żartuje i tak naprawdę idzie na kolejny z tych głupich meczy, które nijak mają się do Wielkiego Planu.

Był naiwny. Lydia Crouch nigdy nie żartowała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro