sobota nie piątek
Książka dla Ami711 która chciała żebym to opublikowała. Imiona bohaterów dobierane w rozpędzie ;-) fabuła wymyślona przeze mnie!
I najważniejsze! Pierwszy rozdział tak dla śmiechu, następne niepowiązane z pierwszym!!!! Możliwe dużo błędów ortograficznych i gramatycznych.
.....
Jako że nauczono mnie, że zdania nie zaczyna się od 'a więc' zaczynajmy!
A więc to było tak...
-Paweł! Paweł!
-Taaak? - blondyn przeciągnął się, ziewnął i przebierając oczy, wstał z łóżka.
-Paweł, bo znowu nie zdążysz!
-Mamo... Mówisz tak od początku września! I jeszcze nigdy się nie spóźniliśmy!
-Narzekasz... - mama Pawła, Oliwia, była przewrażliwiona na punkcie punktualności i jej syn dobrze o tym wiedział. Szybko umył się, ubrał, uczesał i spakował plecak.
-Po co ci torba?
-Idę do szkoły, muszę mieć książki... Zawieziesz mnie?
-Pawle! Dzisiaj sobota! - uśmiechnęła się Oliwia.
-Ach tak... - chłopiec zrobił dziwną minę - więc po co mnie budziłaś?
-Patryk wyjeżdża do Londynu! Powinieneś pożegnać się z bratem!
-Tak oczywiście, już idę.
Oliwia zeszła razem z synem po schodach, Paweł przytulił Patryka i ze smutkiem szepnął:
-Dlaczego znów jedziesz?
-Muszę pracować, no uśmiechnij się, wrócę na święta!
-Ale jest listopad! To jeszcze długo.
-Zleci szybko braciszku. Pa mamo!
Paweł jeszcze machał Patrykowi aż ten nie zniknął za rogiem.
-Mamo dlaczego on nie może pracować tu, blisko?
-Nie wiem, Pawełku... Nie wiem...
Blondyn wrócił do pokoju i zadzwonił do swojej przyjaciółki Amelki.
-Hej.
-Hejka Paweł, co u ciebie?
-Nic...
-Jesteś smutny! Musimy się spotkać... To za godzinę przy tej kawiarni co zawsze. Pa!
-Melka... - ale dziewczyna zdarzyła się rozłączyć.
Chłopiec ze zrezygnowaniem westchnął i zszedł na dół. Na śniadanie zrobił sobie płatki z mlekiem i odstawił miskę do zlewu. Dopiero potem uświadomił sobie, że nie zjadł przygotowanego posiłku. Ubrał buty i wyszedł z domu. Przed wyjściem blondyn zostawił na stole kartkę z informacją dla mamy, że wyszedł z Amelką. Udał się do pobliskiej kawiarni nazwanej Kawiarnią dobrego chómoró (ten wyraz miał być napisany z trzema błędami - od aut.).
Melka już na niego czekała, mimo że umówiła się z nim na 'za godzinę' a minęło ledwo 30 minut. Gdy tylko ujrzała przyjaciela, poderwała się z ławki i przybiegłszy bliżej, przytuliła go.
-Cześć Amelka...
-Paweł! To teraz mów a)dlaczego jesteś smutny, b)z jakich przyczyn nie masz na sobie żadnej bluzy i c)jakim cudem się nie spóźniłeś? - blondyn uśmiechnął się do złotowłosej.
-A więc tak...
-Zdania nie zaczyna się o 'A więc'.
-Hej, tego nie było w scenariuszu!
-Tego zdania zaczynającego się wiesz jak też nie!
-Trudno! Zapomniałem tekstu więc improwizuje! Cicho już, bo wszytko idzie na żywo.
-O kurde!
-A więc, jak już mówiłem nim mi przerwano, - tu popatrzył jednoznacznie na Amelię - c) nigdy się nie spóźniam, bo moja mama by mnie zabiła...
-Tak, tak... Chyba że akurat nie ma jej w domu...
-B) NIE MAM BLUZY BO JEST CIEPŁO...
-Ale...
-I nie! Nie będę chory! a) Patryk znowu wyjechał... - przy ostatniej odpowiedzi głos mu się załamał.
-Och!
Amelia przytuliła przyjaciela i razem weszli do kawiarenki, gdzie kupili lody o smaku mango (mangowe).
...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro