Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zwycięzca - część 1

Na skraju Włocławka stoją duże, opuszczone magazyny. Są pozostałością po upadłej firmie. Nikt z nich nie korzystał, dopóki nie znaleźli się w mieście ludzie żądni adrenaliny i prędkości. Osoby te organizują tam nie legalne wyścigi. Prawie co noc się tam ścigają. Dziś właśnie tam są.
Ścigają się dwa samochody niebieskie Subaru i zielone Mitsubishi. Raz jeden samochód jest na czele, a chwilę potem drugi.
Echo potęguje ryki silników.
Oba auta wchodzą driftem w zakręt. Prowadzi Impreza. Kierowca Evo jest nie daleko wygrywającego. Dodaje gazu i zmienia bieg na wyższy. Próbuje wyminąć z prawej i z lewej. Niebieski samochód jednak za każdym razem zajeżdża mu drogę.
Gdy wyjechali z jednego magazynu, aby wjechać do kolejnego, Evo wyrównało się z Subaru. Mitsubishi jedzie przez chwilę po jego prawej stronie. To nie podoba się kierowcy Imprezy. Nie może przecież przegrać! Sięga prawą ręką po reflektor i oślepia nim swojego rywala.
Ten stara się zasłonić dłonią przed światłem. Nie daje rady. Światło jest zbyt silne i go oślepia. Zaczyna hamować, wchodzi w lekki poślizg. Staje, nie uszkadzając przy tym samochodu.
Po chwili kierowca otrząsnął się i pojechał dalej.
Tymczasem niebieskie Subaru dojechało do mety. Kibice, czyli inni kierowcy, którzy nie brali udziału w tym wyścigu, podbiegli do zwycięscy gdy ten wyszedł z samochodu.
- Brawo!
- Świetnie!
Krzyczeli i przybijali sobie piątki. Tylko jeden widz zdziwił się, że nie ma na mecie drugiego samochodu.
- Gdzie Bolt? – zapytał.
- Miała problemy – odpowiedział zwycięzca i dodał. – Pewnie poprawia makijaż.
Wszyscy się roześmiali.
Przestali się jednak śmiać, gdy z drugiego magazynu wyjechało Mitsubishi. Przejechało szybko przez metę, za którą dopiero zwolniło. Zrobiło ostry zakręt i zawróciło. Powoli zbliżało się do subaru.
Naprzeciwko Evo wyszedł kierowca Imprezy. Z zielonego auta wyszła wściekła dziewczyna ubrana na czarno. Trzasnęła drzwiami i otwartą dłonią uderzyły o maskę swojego samochodu.
- Gnojek! Mogłeś mnie zabić! – krzyknęła.
- Nie umiesz przegrywać? – zapytał spokojnie Paszylk, kierowca Subaru.
- Tylko z oszustami. Maksa też tak oślepiłeś? I to przez ciebie zginął? – jej ton głosu zmienił się na jeszcze bardziej wyzywający.
- Nie wasz się tak mówić! – podniósł rękę i zaczął jej grozić. Po chwili już ze spokojem powiedział – Policja ustaliła, że sam sobie był winien. Ja byłem daleko przed nim.
- Podobno jeździł bardzo dobrze, wiec może nie był tak daleko za tobą jak ci się wydaje... Znowu wygrałeś podstępem!
Do Paszylka podeszła kobieta ubrana w sztuczne futro i złapała go pod ramię. Powiedziała:
- Daj sobie spokój. Był od ciebie szybszy i dlatego wygrał. Nie możesz wiedzieć co tak naprawdę stało się z Maksem, ponieważ ciebie tam nie było.
- Jeżeli masz zamiar dalej chrzanić to przestań – powiedziała inna kobieta całująca Paszylka w policzek. – Odczep się od Adama, on jest mój! – powiedziała do tej we futrze. – Odwal się dziwko!
Zaczęły się ciągnąć za włosy. Ta chwytała brązowe, a tamta rude. Wyzywały się od dziwek, kurw i suk.
- Dosyć! – krzyknął Paszylk rozdzielając bijące się o niego kobiety.
Bolt udała się do swojego samochodu i odjechała.
- Szybciej zaraz będą tu gliny! – ktoś krzyknął.
- Tempo! Tempo! – poganiał Paszylk. Chciał już iść, ale zatrzymała go rudowłosa.
- Uważaj, bo się przejedziesz! Pamiętaj, że cię ostrzegałam.

***

Następnego dnia rano do kamienicy, w której mieszkał Paszylk przyszedł chłopak z elektrowni. Miał spisać stan liczników.
Pierwsze z mieszkań na jego liście zajmował Paszylk. Młody mężczyzna pukał i dzwonił do drzwi z numerem jeden. Nikt mu nie odpowiadał.
- Panie Paszylk! Przyszedłem spisać stan licznika! – wołał.
Dobijał się do drzwi, bo słyszał stamtąd głośną muzykę. Wnioskował, że ktoś jest w środku. Wszedł na podwórko. Zapukał w jedno okno. Potem podszedł do drugiego. Przyłożył dłonie do szyby, aby zobaczyć czy ktoś jest w środku.
Nagle odsunął się i zrobił znak krzyża.
- O Boże! – krzyknął i pobiegł zawiadomić policję.
Zobaczył leżącego na podłodze Adama Paszylka.

***

Nadkomisarz Dembski siedział przy biurku przeglądając akta. Był to mężczyzna około trzydziestu pięciu lat. Miał pół dlugie. Prawie dotykały jego ramion. Był gładko ogolony. Pogrążonego w lekturze policjanta odwiedził jego starszy kolega, aspirant Czarnecki. Miał siwy gęsty zarost i szpakowate włosy z dużymi zakolami. Przyniósł ze sobą dwa kubki kawy.
- Zapracujesz się na śmierć – powiedział wchodząc do gabinetu Dembskiego.
- Ktoś musi uprzątnąć akta Jana.
- Nie powinien tak z dnia na dzień wyjeżdżać i zostawiać ciebie z tym bałaganem. Daj pomogę ci – sięgnął po jedną z teczek i zaczął ją przeglądać.
- No cóż. Jego żona chciała być bliżej matki. Lada dzień urodzi się im maleństwo... – wziął łyk kawy.
- Idź do Markowicza, aby przydzielił ci kogoś do pomocy. Może znajdzie ci jakiegoś nowego partnera.
- Byłem, a co z tego wyniknie dowiemy się wkrótce.
- Chętnie ci pomogę, dopóki nie dostaniesz następcy...
W tym momencie do pokoju weszła pani Bożenka, policjantka – sekretarka. Była oczywiście policjantką miała odznakę i broń, ale już od dwudziestu lat siedziała za biurkiem i zajmowała się szukaniem informacji dla Dembskiego i jego poprzedników, oraz była sekretarką inspektora Markowicza.
- Mam nadzieje, że nie przeszkadzam – powiedziała.
- Pani nigdy nam nie przeszkadza – odpowiedział nadkomisarz z uśmiechem.
- Znaleziono trupa. Kolatorski jest już na miejscu. Tu jest dokładny adres – podała mu małą, żółtą karteczkę.
- Dzięki.
Sekretarka wyszła. Policjant założył płaszcz.
- Stachu od razu możesz zająć się tymi papierami.
Dembski zdjął kupę papierów z szafki i położył je na biurku.
- Powodzenia.
Wyszedł.
- Ten mój długi język... – westchnął aspirant.

***

Na miejscu faktycznie już był policyjny patolog.
- Witaj Mateuszu!
- Siemka Sebastian! – przywitał nadkomisarza lekarz.
Mężczyźni podali sobie ręce.
- Co mamy?
- Choć wejdźmy do środka – zaprosił go gestem do kamienicy. Dalej mówił: – Liczne rany zadane podłużnym przedmiotem z czego, aż połowa śmiertelna.
- Zabójstwo w afekcie?
- Bez dwóch zdań.
Weszli do mieszkania numer jeden.
- Narzędzie zbrodni?
- Brak. Po ranach sadzę, że jest to ciężki metalowy przedmiot.
- Czyli ktoś zabrał ze sobą narzędzie. Albo... przyniósł je ze sobą i je też zabrał. Przyczyna i czas zgonu?
- Nie widać!? Liczne obrażenia. Najpierw został uderzony z przodu potem z tyłu. I na koniec jeszcze dobity. Złamania i prawdopodobnie krwiak pod twardówkowy inaczej krwiak mózgu.
Dembski przykucnął i zaczął się przyglądać zamordowanemu. Kolatorski nawet nie wszedł do pokoju tylko oparł się o futrynę.
- Stężenie pośmiertne w pełni wykształcone. Zmarł sześć do dziewięciu godzin temu.
- Wczoraj późnym wieczorem...
- Ychy – przytaknął patolog. – To na razie tyle. Pa!
- Do zobaczenia.
Dembski przyglądał się pokojowi. Stała tam wersalka i regał z pucharami. Na ścianach wisiały plakaty ze samochodami wraz z nagimi kobietami. Oprócz tego kilka rejestracji i różne zdjęcia.
- Dzień dobry panie nadkomisarzu – powiedział mundurowy policjant.
- Dobry! Co masz dla mnie?
- Ofiara nazywa się Adam Paszylka. Sąsiadka twierdzi, że wczoraj była u niego dziewczyna. Nie jaka Honak.
- Gdzie mogę ją znaleźć?
- Pracuje w warsztacie samochodowym pod Włocławkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro