Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Z miłości

I

Klara szla do swojego samochodu. Była już po służbie. Zauważyła, że ktoś stoi oparty o jej Mitsubishi. Podeszła bliżej i zapytała.
- Kogo to moje oczy widzą?
- Może przystojnego blondyna? – usłyszała w odpowiedzi.
Oboje się roześmiali.
- A tak poważnie co tu robisz?
- Myślałem, że ucieszysz się na mój widok.
- Cieszę się- uśmiechnęła się. – Dlaczego jednak zaszczyciłeś mnie swoją obecnością? – odblokowała samochód.
Chłopak otworzył jej drzwi i poszedł zająć miejsce pasażera.
- Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie?
- Oczywiście. Maraton „Taxi".
Celmer odpaliła samochód. Poczekała chwilę, aż auto zaparkowane obok wyjedzie i dopiero wycofała.
- Kto to był? – zapytał Bartek.
- Ale, że kto? – dziewczyna nie zrozumiała pytania.
- Ten facet z zaparkowanej obok Alfy. Całą drogę jak szedł do samochodu przyglądał się nam.
- Od kiedy widzisz w ciemności? Przecież jest już szaro i widać tylko zarysy ludzi. Pewnie patrzył w kierunku swojego auta.
- Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- Ehh – westchnęła. – Nadkomisarz Sebastian Dembski mój partner i przełożony. Do kogo jedziemy?
- Do ciebie.
Celmer posłusznie skręciła w ulicę prowadzącą do jej domu.
- Mogę wiedzieć po co?
- A możesz.
- Dziękuję łaskawco.
Chłopak uśmiechnął się i powiedział:
- Pamiętasz w tedy u mnie zastanawialiśmy się czy można stworzyć zmieniające się tablice do twojej beemki. I sądzę, że się da. Mam pewien pomysł, jednak muszę zrobić wyliczenia.
- I do tego jest ci potrzebne moje autko.
- Jakaś ty mądra.
- Byłeś na cmentarzu? – Celmer zmieniła temat.
Chłopak skinął twierdząco głową.
- Zawsze odwiedzam groby dziadków na Wszystkich Świętych. Rodzina już stała przy pomniku. Rodzice na mój widok pożegnali się ze stryjostwem. Zemną nie zamienili, ani jednego słowa – westchnął.
Minął już rok, a rodzice Bartosza nie pogodzili się z tym, że ich kochany jedynak nie chce być lekarzem.

***

W domu Klary jej mama dała obojgu ciepły obiad. Później poszli do garażu. Bartek dokładnie obejrzał samochód, a zwłaszcza klapę bagażnika.
- Jaką ostatnio prowadziłaś sprawę? – zapytał Barto nie przerywając oglądania m3.
- Samobójstwo młodej dziewczyny. Powiesiła się w sadzie na starej jabłoni. W liście napisała, że zrobiła to dlatego, że jej narzeczony zerwał z nią. Jeszcze tego samego dnia oświadczył się jej siostrze. Tłumaczył się nam, że to była pomyłka i tej pierwszej wcale nie kochał.
- Przykra sprawa. Czy czasami nie miała ona miejsca w Osięcinach?
- Czytasz gazety?
- Nie, za to mam sąsiadkę, która zna plotki z całego regionu.
Chłopak podszedł do regału i wziął z niego dwie fałszywe tablice rejestracyjne: BOLT i ZŁAP MNIE.
- Z przodu nie dam rady zrobić samo zmieniających się tablic. Będziesz musiała tak jak teraz przed wyścigiem zmieniać je.
- Zawsze mogłam zgubić przednią tablicę i tego nie zauważyć.
- Wszystko jest możliwe. Na jutro powinienem się wyrobić tylko muszę pożyć gts.
Klara ufała Bartkowi wiec dała mu kluczyki i dowód. Chłopak był szczęśliwy, dopiero drugi raz miał okazję prowadzić białe BMW M3 gts.

II

Następnego dnia pod komendę podjechał Bartek za kierownicą białego BMW. Tym razem nie wysiadł z samochodu. Nie musiał długo czekać na Klarę, bo ta już szła w stronę parkingu i rozmawiała z Dembskim. Gdy dziewczyna wsiadła do samochodu, przywitała się z Nowosielskim i zapytała:
- Udało się?
- Chyba tak. Zamontowałem dodatkowy przycisk obok dopalacza – wskazał na przełącznik – jak jest na środku to legalna, w górę BOLT, a w dół ZŁAP MNIE.
- Świetna robota – pochwaliła go dziewczyna, chociaż nie widziała jeszcze jak to działa.
- O czym dyskutowałaś z Dembskim?
- Zazdrosny? – zażartowała.
- O ciebie? Zawsze – odparł z uśmiechem. Odpalił samochód i ruszyli. – A tak serio?
- O zawiadomieniu o rzekomym morderstwie.
- Dlaczego rzekomym?
- To długa historia.
- I tak jadę się odwieść, więc możesz wstąpić na herbatę.

***

Weszli do domu Nowosielskiego. Była to zadbana parterówka pochodząca z początku lat 70. Po dwa okna z przodu i tyłu oraz po jednym na szczytach.
Oboje usiedli przy stole w pomarańczowej kuchni.
- Miałaś opowiedzieć o swojej sprawie – przypomniał jej Barto, wstawiając wodę na herbatę.
- Zostaliśmy rano wezwani do domu spokojnej starości. Dyrektor twierdzi, że jeden z jego podopiecznych został zamordowany. O zmarłym mówił, że był wulkanem energii, a miał 91 lat. W ostatnim czasie zachorował na raka. Walczył z nim ponad pół roku.
Zagwizdał czajnik.
- Nie pomyśleliście o tym, że on był stary i schorowany? Każdy przecież kiedyś umrze.
- Zadałam podobne pytanie, ale dyrektor twierdzi, że pan Stanisław miał silne serce.
- Ile słodzisz?
- Jedną.
-Kontynuuj – chłopak postawił na stole dwa zielone kubki.
-Kiedy któryś z pensjonariuszy zachoruje poważnie jest automatycznie przenoszony do hospicjum. Z panem Stanisławem było inaczej. Jego rodzina nie wyraziła na to zgody. Wynajęli dodatkową pielęgniarkę do opieki nad nim. Ostatnio nawet sami zaczęli się nim opiekować. Trzy tygodnie później zmarło się Sikorze. Uważam, że nie ma sensu zajmować się tą sprawą. Dembski zlecił sekcję zwłok i chce przesłuchać rodzinę.
- Wiesz on jednak ma większe doświadczenie niż ty.
- I tylko dlatego może mieć rację?
- Macie jakieś inne zabójstwa?
- Na razie nie.
- Dembskiemu się nudzi i znalazł sobie zajęcie – Barto dopił swoją herbatę.
- Ostatnio przestał mi dogryzać i dokuczać.
-Chyba jest chory. Przecież tak słodko wyglądasz, jak jesteś zła.
- Słodko!? – oburzyła się dziewczyna.
- W twoim przypadku nie działa przysłowie „złość piękności szkodzi".
- Dostanę dowód?
- Dowód czego?
- Rejestracyjny i nie denerwuj mnie – zagroziła mu.
Chłopak wyjął z tylnej kieszeni spodni dokument i zamachał nim. Klara wyciągnęła rękę po niego. Bartek nie oddał go jej. Wstał od stołu, dziewczyna także. Podjęła jeszcze kilka prób odebrania dowodu. Niestety bezskutecznych. Jej niecały metr siedemdziesiąt kontra jego metr osiemdziesiąt i stanie na palcach. Miała dość głupiego podskakiwania. Bartek tylko się z niej śmiał. Wyjęła mu kluczyki z przedniej kieszeni spodni. Nie spodziewał się tego.
- W nosie z dowodem – powiedziała jakby do siebie. – A ty zapomnij o jakiejkolwiek przejażdżce w przyszłości – zagroziła mu palcem i wyszła.
- Do jutra! – krzyknął Barto. Miał nadzieje, że usłyszała.

III

Następnego dnia Celmer była w biurze pierwsza. Dopiero pół godziny później przyszedł Dembski.
- Dzień dobry – przywitała go Klara, kiedy wszedł do gabinetu.
- Dobry. Idź do Kolatorskiego po wyniki.
Nadkomisarz był niewyspany i w złym humorze. Nie mógł spać w nocy przez katar i w dodatku wszystko go bolało. Na zwolnienie jednak nie chciał iść.
Dziewczyna ubrała się ciepło i wyszła.
- Cześć – powiedziała Klara, wchodząc do królestwa patologa.
- Serwus. Przyszłaś po wyniki sekcji? – zapytał lekarz, dopijając swoją poranną kawę.
- Tak – potwierdziła policjantka.
Mężczyzna podał jej teczkę z dokumentami.
- Dwukrotne przekroczenie dawki morfiny.
- Ale ona nie mogła spowodować jego śmierci.
- Zgadza się. W najlepszym wypadku mogła go doprowadzić do utraty świadomości.
Zadzwonił telefon Klary. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz , sprawdzić kto dzwoni.
- Odbierz, może to coś ważnego – zachęcił ją patolog.
- Nie mogę teraz rozmawiać. Jestem w pracy – rozłączyła się. Nie pozwoliła dojść do słowa Nowosielskiemu.
- Dziwne myślałem, że Dembski zadzwoni cię skontrolować, ale mniejsza z tym. Znalazłem coś lepszego niż morfina – chlorek potasu. Ktoś musiał mu go wstrzyknąć do żyły.
- I to on był przyczyną śmierci?
Mężczyzna przytaknął.
Klara skierowała się do wyjścia. Nagle zadzwoniła ponownie jej komórka. Tym razem dzwonił nadkomisarz.
- Dembski – powiedziała do patologa.
- Daj go.
Celmer podała mu swój telefon.
- Cześć Seba... Nie, nie powiem... Pa – rozłączył się. – Nie ufa ci jeszcze, ale i tak robi postępy, że przysłał cię tu samą – oddał jej komórkę.
-Dzięki Mateusz.
- Ja tylko wykonuję swoją pracę – odpowiedział z uśmiechem.

***

Klara weszła do gabinetu. Nie zastała w nim Dembskiego. Była za to duża kartka na jej biurku z napisem „JEDŹ DO DOMU STAROŚCI". Odłożyła dokumenty. Wychodząc z pomieszczenia, otworzyła drzwi przed Dembskim. Mężczyzna był w złym nastroju.
-Jedź tam i dowiedz się czegoś – rozkazał Klarze.
- Niby czym mam tam jechać? – zapytała policjantka, która miała nadzieję, że dostanie służbowe auto nadkomisarza.
Ten odpowiedział jej:
- Tym swoim zielonym czymś. A może chłopak tam cię zawiezie swoją beemką?
„Chyba moją beemką"- poprawiła go w myślach i wyszła.

***

- Czy ty nie powinieneś być na wykładach? – zapytała opierającego się o jej Mitsubishi Bartka.
- Żadnych ważnych wykładów nie mam w tym tygodniu. Po 11 listopada sporo wykładowców wzięło wolne. Poza tym nadrobienie zaległości dla takiego prymusa jak ja to pikuś – Wyciągnął z kieszeni dowód rejestracyjny. – Mam tu coś dla ciebie – podał go jej. – Uznałem, że może ci się przydać.
- Mówisz to tak, jakbyś dawał mi prezent.
Chłopak uśmiechnął się.
- A ty już wracasz do domu?
-Nie, jadę przesłuchać świadków.
Dziewczyna odblokowała samochód. Bartek otworzył jej drzwi i szybko zajął miejsce pasażera, aby Klara nie odjechała bez niego.
- A ty dokąd? – zapytała go, gdy usiadł obok niej.
- Tam gdzie ty.

IV

Klarze nie udało się pozbyć upartego Bartka.
Oboje weszli do „Idylli". Podeszli do portiera.
- Dzień dobry. W czym mogę państwu pomóc? – zapytał portier, który był pewnie w wieku, co niektórych pensjonariuszy.
- Policja Klara Celmer – pokazała odznakę – Czy kojarzy może pan Stanisława Sikorskiego?
- Sikorę oczywiście. Był u nas z jakieś pięć lat.
- Czy wie pan, z kim spędzał najwięcej czasu?
- Tak z panną Ludmiłą. Byli jak papużki nierozłączki. My na nich mówiliśmy sikoreczki.
- Czy moglibyśmy z nią porozmawiać.
- Muszę się zapytać dyrektora
Portier zadzwonił do swojego szefa. Przełożony się zgodził, a mężczyzna zaprowadził parę do pokoju Ludmiły.
Klara zapukała. Uchyliła drzwi i zapytała:
- Mogę?
- Ależ proszę.
Policjantka usiadła na krześle przy łóżku starszej kobiety. Nowosielski nie wiedział zbytnio czy ma wejść, czy powinien zostać na korytarzu. W końcu nie jest policjantem. Jego wątpliwości rozwiała staruszka.
- Niech mąż też usiądzie – powiedziała.
Dziewczyna odwróciła się na moment w stronę Bartka, który usiadł na drugim krześle pod ścianą.
- Podobno znała pani pana Stanisława Sikorskiego – powiedziała policjantka.
- Mój Boże. Sikora to był przystojny młodzieniec. Tak samo blondyn, jak pan – zwróciła się do Bartka. – Poznaliśmy się w sylwestra z 38 na 39. Na balu. Później wybuchła wojna. Wtedy dostałam od niego krzyżyk z Panem Jezuskiem, aby mnie chronił – ścisnęła mocno złoty medalik. – Mieliśmy się nawet zamiar pobrać, ale ksiądz nie przyszedł – kobieta mówiła to z ogromną pasją, jakby całe życie przeleciało jej przed oczami. – Później trafiłam do piekła i straciłam go, ale potem odzyskałam – kobieta zawiesiła się. Zapomniała co chciała powiedzieć.
Celmer podziękowała staruszce za poświęcony im czas. W odpowiedzi usłyszała:
- Już nie dużo czasu mi tu pozostało. Tam już na mnie czekają – spojrzała się na biały sufit.
Policjantka porozmawiała jeszcze chwilę z napotkaną pielęgniarką. Nie była ona w stanie powiedzieć nic konkretnego. Poradziła jednak, aby przyjść jutro. Dyżur będzie miała siostra Ewa. Ona lubi spędzać dużo czasu ze swoimi podopiecznymi i słuchać ich historii.

***

Klara odwiozła Bartka do domu i wróciła na komendę. Dembski czekał na nią. Był po przesłuchaniu syna i synowej zmarłego, podobno jego jedynej rodziny.
Celmer usiadła przy biurku i zapytała:
- Czego dowiedział się pan do rodziny zmarłego?
- Bardzo kochali Sikorskiego.
- I wysłali go do domu seniora? Z miłości się go pozbyli z domu? – przerwała mu Celmer.
- Syn kilka lat temu wziął kredyt na budowę domu. Miał problemy z jego spłacaniem i budowę wstrzymano. Pana Stanisława wysłali do „Idylli", aby móc sprzedać jego mieszkanie. Dodatkowy zastrzyk gotówki spowodował zakończenie budowy w stanie surowym. Syn po śmierci ojca odziedziczył 50 tysięcy.
- Ale to i tak za mało, aby wykończyć dom.
- Może nie wiedzieli, ile Sikorski miał oszczędności na koncie. Jego mieszkanie sprzedali za ponad 100 tysięcy. A ty czegoś się dowiedziałaś?
- Wszyscy radzili mi, żebym porozmawiała z panią Ludmiłą. Najwięcej czasu spędzali razem. Ona chyba cierpi na demencję.
- Chyba?
- Twierdzi, że poznała pana Stanisława jeszcze przed wojną. Później go straciła i odzyskała. Przecież Sikorski był w „Idylli" pięć lat. Pielęgniarka nie była w stanie mi powiedzieć czy pani Ludmiła cierpi na demencję. Podobno w przypadku innych pacjentów zależy to od dnia.
- Widzę, że jeżeli sam tam nie pojadę, to się niczego nie dowiem.

V

Następnego dnia Dembski i Celmer pojechali do „Idylli". Znaleźli pielęgniarkę Ewę. Faktycznie była wstanie opowiedzieć historię życia swoich pacjentów. Zaprosiła policjantów do pokoiku przeznaczonego dla pielęgniarek.
- Chodzi państwu o historię życia pana Sikorskiego? – Dembski przytaknął. – Pan Stanisław był dość skrytą osobą, ale coś nie coś wiem o nim, głównie od panny Ludmiły. Wszystko zaczęło się w sylwestra 1938. Wtedy się poznali. Była to miłość od pierwszego wejrzenia.
- Mówi pani o pani Ludmile i panu Stanisławie? – zapytała Celmer z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Byli parą. Na Boże Narodzenie planowali wsiąść ślub. Wojna pokrzyżowała im plany. Stracili ze sobą kontakt. Ponownie spotkali się w Warszawie, przypadkowo na ulicy, w 42. Postanowili się nie rozstawać. Ubłagali jakiegoś księdza, aby udzielił im ślubu. Kapłan nie zdążył tego zrobić. Niemcy rozstrzelali go, panią Ludmiłę wywieźli do obozu. Pan Stanisław miał więcej szczęścia, udało mi się uciec z transportu. Po wojnie szukali się nawzajem. On po kilku latach spotkał jakąś kobietę. Ożenił się z nią i urodził się im syn. Ona została polonistką. Nigdy nie założyła rodziny. Bóg chciał, aby oboje spotkali się jeszcze raz przed śmiercią. Trafili do nas.
- Pani Ludmiła mówiła prawdę, a ja myślałam, że przeszłość z teraźniejszością się jej pomieszała.
- Niech się pani nie przejmuje. Ja bym pomyślała tak samo, gdybym jej nie znała.
- Dziękujemy, bardzo pomogła nam pani – powiedział Dembski i zapytał: Kto zajmuje się państwa podopiecznymi?
-Chodzi panu o lekarza? – policjant przytaknął – Doktor Zasada jego pokój znajduje się na drugim piętrze na końcu korytarza.
- Jeszcze raz dziękuję.
Oboje poszli na drugie piętro. Zauważyli, jak lekarz wychodzi ze swojego gabinetu. Minęli właśnie toaletę.
Klara powiedziała Dembskiemu, aby sam poszedł z lekarzem na obchód. Położyła nacisk na ostatnie słowo.
Celmer weszła do toalety, tymczasem Dembski podszedł do doktora.
- Pan Zasada? – zapytał.
- Tak. W czym mogę pomóc?
- Jestem z policji – pokazał legitymację – i chciałbym zamienić z panem kilka zdań.
- W takim razie zapraszam do swojego gabinetu – wskazał na drzwi, z których przed chwilą wyszedł.
- Panie doktorze nie chcę panu przeszkadzać. Pielęgniarka powiedziała, że pewnie pan teraz robi obchód.
- Zgadza, się jest już jedenasta.
- Czy pozwoli pan, że będę panu towarzyszył? – nadkomisarz powiedział to tonem, który nie wie co to sprzeciw.
- Wolałbym nie, ale jeśli musi pan.
Klara zobaczyła, jak mężczyźni znikają za drzwiami prowadzącymi do pokoju pacjenta. Wyszła z toalety i cicho poszła do gabinetu Zasady. Drzwi były otwarte. Na środku gabinetu stało biurko, a pod ścianą szafki z szufladami oraz oszklona szafa z lekarstwami. Celmer podeszła do szafy. Zdziwiła się, kiedy złapała za klamkę i szafka się otworzyła. Wyjęła smartfona i zrobiła zdjęcia lekarstwom i otwartej szafce.

VI

Celmer czekała na Dembskiego przy portierni.
- Zrobiłaś to, co chciałaś? – zapytał.
- Tak, dziękuję, a pan czegoś się do wiedział.
- Nie teraz. Zaprowadź mnie do pani Ludmiły.
Pytanie Klary: Po co? – nadkomisarz zignorował. Dziewczyna zaprowadziła go do pokoju pensjonariuszki.
- Dzień dobry – powiedzieli oboje po wejściu.
- O to znowu pani – starsza kobieta podniosła na chwilę głowę, a później znowu ją opuściła na poduszkę- Czemu tym razem bez narzeczonego?
Dembskiego zamurowało. Dobrze, że Klara nie widziała jego wyrazu twarzy.
- Tym razem pani Ludmiło przyszłam tu służbowo.
- To znaczy? – zaniepokoiła się kobieta.
- Razem z panem nadkomisarzem podejrzewamy, że pan Stanisław został zamordowany.
- O Boże! – wykrzyknęła.
- Czy wie może pani, kto mógłby to zrobić?
- Może ktoś się wreszcie nad nim zlitował? Stasiu, prosił wszystkich, aby ktoś mu ulżył.
- Zabił go?
- Nie, po prostu ulżyć. Staś był w ostatnim stadium nowotworu. Okropnie cierpiał. Rodzina codziennie przy nim siedziała przy nim i podawała leki, aby mu pomóc. Czuł, że nie dużo zostało mu życia. Zresztą ja też długo nie pożyję.
Więcej informacji nie dało się wyciągnąć z pani Ludmiły. Zaczęła się modlić o duszę Sikorskiego.

***

W radiowozie Dembski wybuchł.
- Byłaś tu z tym swoim fagasem?! Nie mieszaj w śledztwa cywila! Do cholery przecież ja wtedy żartowałem, że ma on ciebie zawieść!
- A niby jak miałam się dostać do „Idylli"? Może miałam się teleportować?
- To byłoby dobre wyjście.
Reszta dnia Celmer wraz z Sendler poświęciły na szukanie składników leków ze zdjęć. Był to mile spędzony czas. Klara dowiedziała się, że za góra trzy miesiące Sendler zostanie babcią. Jej mąż był kiedyś policjantem. Odszedł ze służy po pewnej strzelaninie i zajął się domem. Od tamtego dnia ma problem z chodzeniem, porusza się o kuli lub lasce.
Dembskie natomiast chodził wściekły. Złożył Markowiczowi wizytę, w której doniósł na Klarę. Przez cały dzień miał problemy ze skupieniem się na morderstwem.

***

Następnego dnia Celmer umówiła się z Kolatorskim w kawiarni „Majka", która była nie daleko komendy.
- To o wiele lepsze miejsce do rozmów od prosektorium – powiedziała Klara.
- Co ci się nie podoba w moim miejscu pracy?
- Poza tym, że jest straszne to nic.
- Nie ma tam nic strasznego. Za dużo horrorów się na oglądałaś. Nikt nigdy nie ożył w moim królestwie.
- Królu może zajmiemy się sprawą? – zażartowała.
- Jakaś ty nie cierpliwa. Może się czegoś napijemy?
Mężczyzna zawołał kelnerkę. Kolatorski zamówił kawę, a Celmer czekoladę.
Klara wyjęła z teczki zdjęcia i spis leków z ich składnikami.
Mateusz wszystko dokładnie przeczytał i przeanalizował.
- Według mnie wstrzyknięto mu kalium chloratum.
- Dzięki – Klara zaczęła wkładać papiery do teczki.
Kolatorski złapał ją za rękę.
-A tobie do dokąd się śpieszy? Nie zaczekasz na specjalistę?
- Na kogo? – zdziwiła się.
- Zamów sobie coś do jedzenia i poczekaj te piętnaście minut. Naprawdę dobrze tu gotują.
Półgodziny później zjawił się znajomy Kolatorskiego. Doszedł do tego samego wniosku, że zmarłemu podano kalium chloratum.

VII

Klara weszła do gabinetu i się zdziwiła. Na jej miejscu siedział ksiądz.
- Szczęść Boże – powiedziała.
Mężczyzna w sutannie trochę się przestraszył.
- Rozmowa miała zostać między nami – powiedział.
- I tak będzie – odpowiedział Dembski i dodał – na nią nie warto zwracać uwagi. Nikomu ksiądz o tym nie powie? – nadkomisarz wskazał na kartkę papieru.
- Nie mogę, zakazuje mi tego tajemnica spowiedzi.
- To dobrze. Odprowadzę księdza do wyjścia.
Mężczyźni wyszli. Klara podeszła do biurka Dembskiego i wzięła kartkę do ręki. Był to list. Usiadła na miejscu nadkomisarza i zaczęła czytać:
„W tym o to liście przyznaję się, że ulżyłam Stasiowi. Tak to ja podałam mu zastrzyk z pewnym lekiem w nadziei, że mu pomoże on przejść na tamten lepszy świat. Czyli to ja według Was go zabiłam.
Ja ks. Konrad Jasiński spisałem słowa Ludmiły Szaranowicz."
Dziewczyna nie zauważyła, kiedy Dembski wrócił.
- Od kiedy to się czyta cudzą korespondencję?
- Kto? – oburzyła się Celmer – przecież nie warto zwracać na mnie uwagi.
Nadkomisarz zabrał jej list, a ona wstała z jego krzesła.
- Nie można tak szarpać dowodów rzeczowych.
- Smarkula będzie mnie uczyć? Wyjdź z mojego gabinetu!
- Z twojego? Od kiedy?
- Od zawsze.
- Jadę do „Idylli".
- Nie pozwalam – Klara wpuściła to jednym uchem, a drugim wypuściła. Wyszła, trzaskając drzwiami.
Mając głęboko gdzieś słowa Dembskiego, wyszła z komendy. Szła w kierunku Mitsubishi szybkim krokiem. Wsiadła do samochodu. Wtedy zobaczyła Demskiego, który biegł w jej kierunku. Dziewczyna nie zdążyła odjechać. Policjant wpakował się do jej wozu.
- To mój samochód, ja z twojego gabinetu wyszłam.
- Od kiedy przeszliśmy na ty?
- Od teraz! Wysiadaj!
- Nie! – zapiął pasy.

VIII

Klara postarała się o to, żeby zapamiętał te kilka kilometrów na długo. Dość dawno nie złamała tylu przepisów drogowych jednocześnie.
- Zwolnij, bo drogówka nas zatrzyma.
Celmer tylko się roześmiała ze słów Dembskiego.
- Na drugi raz weź tabletki na chorobę lokomocyjną i dobrze, że nic nie jadłeś – powiedziała ze śmiechem.
- Nie będzie kolejnego.
- Taaa, akurat. Tak samo, jak mówiłeś, że nie wsiądziesz nigdy więcej to tego zielonego czegoś. Teraz siedzisz w nim i sam się robisz zielony.
Celmer jechała najszybciej, jak mogła. Jednak było to za wolno...
Przeczucie ją nie myliło. Nie zdążyli. Pani Ludmiła odeszła. Przed śmiercią postanowiła wyznać całą prawdę Bogu i księdzu, któremu kazała spisać swoje słowa.
- Na marne jechałaś jak wariat – powiedział do niej Dembski.
Zadzwonił telefon Klary. Odebrał i streściła rozmowę policjantowi.
- Sendler twierdzi, że na komendę przyjechał Sikorski i przyznał się do morderstwa.
- Czyli mamy kolejnego mordercę. Pięknie.
Celmer poszła w kierunku pokoju lekarskiego.
- A ty dokąd?
- Zobaczysz.
Zapukała do drzwi.
- Proszę – usłyszeli za drzwi.
- Dzień dobry Celmer policja – pokazała odznakę. – Kiedy ostatnio zginęły leki?
- Nigdy. O co chodzi panie komisarzu? – lekarz zwrócił się do Dembskiego.
- Niech pan policzy ile zginęło ampułek kalium chloratum.
Mężczyzna wstał od biurka. Poszedł, otworzył szafkę.
- Nie zamyka pan na klucz?
- Nie mam klucza do tej szafki.
- Można kupić łańcuch i kłódkę.
- Ha ha ha, raczy pan żartować?
Wyjął wszystkie kalium chloratum na swoje biurko. Policzył. Wziął spis leków. Jeszcze raz policzył lekarstwa i spojrzał na spis.
- Brakuje dwóch ampułek.

IX

- Czyli ona dałaby radę ukraść lekarstwa? – zastanawiał się głośno Dembski w samochodzie.
- Nie. – zaprzeczyła Celmer.
- Dlaczego? Przecież chodziła codziennie do Sikorskiego, więc miała jeszcze wtedy siłę.
- Tak, ale Sikorskie mieszkała za ścianą, więc jakoś tam się do niego zawsze doczłapała. Ale wejść po schodach piętro wyżej niezauważenie do pokoju lekarskiego nie dałaby rady.
- Przecież przyznała się do morderstwa.
- Ale nie do kradzieży.
Na komendzie w pokoju przesłuchań czekał już na nich syn Sikorskiego. Dembski zajął się jego przesłuchaniem, a Klara przysłuchiwała się w pokoju obok.
- Przyznaje się pan, że zabił swojego ojca? – zapytał nadkomisarz.
- Tak.
- W jaki sposób. Niech pan opowie wszystko ze szczegółami.
- Ojciec błagał nas od dawna o... ulżenie w bólu. Poszedłem do lekarza. On powiedział, że stan ojca się jeszcze pogorszy. Wtedy niepostrzeżenie wziąłem z kartonika, który był na biurku dwie ampułki – mężczyzna wyjął jedną z ampułkę z kieszeni – Było to coś takiego – podał ją nadkomisarzowi.
- Kalium chloratum – policjant zagwizdał pod nosem. – W jaki sposób mu ją podałeś?
- W strzyknąłem tak jak morfinę i zasnął.
- Domięśniowo?
- Tak.
- Wszystko pięknie, pasuje. Mamy złodzieja i mordercę, ale kogo pan kryje?
- Nikogo.
- Oczywiście tylko, że chlorek potasu był w jego krwi i nasz patolog twierdzi, że został podany dożylnie. Może pan ukradł i zostawił to przy jego łóżko, bo nie miał pan siły tego zrobić i czekał na żonę?
- Tak nie potrafiłem tego zrobić. Zostawiłem to przy nim. Pojechałem po żonę, gdy tam weszła, powiedziała, że nie żyje. Zabrała strzykawkę i tę ampułkę, ale naprawdę ona tego nie zrobiła.
- Teraz panu wierzę.
Do pokoju, w którym była Klara wszedł Markowicz.
- Jak tam sprawa? – zapytał.
- Rozwiązana. Syn zamordowanego ukradł chlorek potasu, ale nie potrafił go wstrzyknąć. Pojechał po żonę, a ampułki i strzykawkę zostawił przy chorym. W tym czasie musiała go odwiedzić pani Ludmiła i podała Sikorskiemu chlorek potasu. Gdy syn z synową przyjechali, on już nie żył. Ona myślała, że zrobił to mąż, a on, że żona.
- Wiesz, że Dembski na ciebie znowu się skarżył.
- Domyślam się.
- Następną sprawę będziesz prowadzić ze mną.

***
Klara po pracy odwiozła Nowosielskiego na dworzec.
- Kiedy przyjedziesz? – zapytała dziewczyna.
- Jeszce nie odjechałem, a ty się już za mną stęskniłaś?
Celmer szturchnęła go w bok.
- Zjadę na święta.
- Miesiąc odpoczynku od ciebie.
Pociąg przyjechał. Przytulili się. Bartek wsiadł do wagonu, gdy odjeżdżał, pomachali do siebie na pożegnanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro