Dom dziecka
ROZDZIAŁ I
W sypialni rozległ się dzwonek komórki. Podkomisarz spał bardzo głęboko i nic nie słyszał. Jego chłopak spojrzał na telefon i szturchnął kilkukrotnie policjanta w ramię.
- Paweł pobudka! Praca wzywa!
- Lincz słucham – powiedział nieprzytomnym głosem. – Już jadę.
Wyskoczył szybko z łóżka i zaczął się ubierać w pośpiechu, co wyglądało dość komicznia zwłaszcza, gdy podczas ubierania spodni się przewrócił.
- Co się stało?
- Zabójstwo w domu dziecka. Chyba nici z naszego wspólnego śniadania – krzywo się uśmiechnął.
Dembski i Lincz zjawili się nie mal jednocześnie pod domem dziecka. Wyszli ze swoich radiowozów i uścisnęli sobie dłonie. Obaj byli nie wyspani, a wschodzące słońce ukazało ich podkrążone, zmęczone oczy. Tej samej nocy wraz z połową wydziału świętowali trzydzieste urodziny Pawła, na których przyznał się wszystkim, że plotki krążące na jego temat są prawdziwe, że jest inny od nich. A noc wcześniej brali udział w obławie policyjnej.
Czarnecki zaprowadził kryminalnych do pomieszczenia gospodarczego, w którym znaleziona ciało chłopaka. Jak zwykle patolog był już na miejscu.
- Cześć!
- Siemka, o widzę, że zaszaleliście dzisiejszej nocy. Ile wy spaliście – zapytał Kolatorski.
- Półtorej godziny – odpowiedział Lincz, powstrzymując się od ziewnięcia.
- Ja nawet się nie położyłem – odparł Dembski.
- To jeszcze odbije się na twoim zdrowiu Seba.
-Nie przyszedłem do lekarza po radę – warknął. – Co z nim?
- Chłopak ma wiele ran i siniaków na ciele. Zadanych prawdopodobnie kluczem francuskim – wskazał na leżące obok domniemane narzędzie zbrodni. – Dokładnie nie wiem jeszcze, od czego zginął. Czy to było uderzenie w kość ciemieniową? – wskazał na zakrwawioną głowę ofiary. – Czy może doszło do krwotoku wewnętrznego? Tego jeszcze nie wiem, ale zginął na pewne około pięciu godzin temu.
- Czyli około północy – powiedział Dembski po chwili namysłu.
- Stary powinien się na prawdę wyspać.
- Przy ciele znaleźliśmy telefon komórkowy. Jednak jest zniszczony prawdopodobnie od klucza. Przekazałem go technikom powinno im się udać, odzyskać dane – poinformował Czarnecki.
- Jak Gręźlikowski wytrzeźwieje, do jutra to będzie dobrze – powiedział Lincz.
- To nie był najlepszy pomysł robić imprezę w środku tygodnia.
- Równie dobrze chłopak mógłby zginąć w sobotę.
- Ale wybrał sobie środę.
- Kiedy masz kaca, jesteś marudny – oznajmił podkomisarz.
Policjanci szli po schodach na parter.
- Jestem marudny, bo nic nie piłem!
- Ale ten koleś, to na pewno wypił i to nie mało – powiedział aspirant, wskazując na mężczyznę, który próbował utrzymać równowagę, idąc przy ścianie.
- Dokąd pan się wybiera? – zapytał Dembski.
- Zrobić obchód.
- Przecież pan jest pijany!
- Nie jestem! Zadaje się panu – mówił tak, że policjanci go ledwo rozumieli.
- Nie?! – nadkomisarz lekko go pchnął, a tamten wylądował na podłodze jak długi.
- Stasiek idź po kolegów. Niech go stąd zabiorą.
Czarnecki odszedł.
- Dlaczego wżywasz się na niewinnych ludziach.
- Niewinnych?! Jaja sobie ze mnie robisz? Spójrz na niego. Leży i nawet nie próbuje wstać. A może gdyby nie był pijany, to by nie doszło do tej zbrodni.
Gdy mundurowi zabrali pijanego wychowawcę kryminalni poszli do dyrektora ośrodka.
- Jeden z pana pracowników jest pod wpływem alkoholu – powiedział Dembski na wstępie.
- Nie, to niemożliwe. Ręczę za nich. Dałbym sobie rękę uciąć.
- Tak? To może ja skocze po toporek i zrobimy, to od razu.
- Co takiego? – zapytał wystraszony Wachowski.
- No utniemy panu rękę.
- Sebastian! – powiedział ostrzegawczo Lincz.
- Pański pracownik cuchnie alkoholem na kilometr i nie potrafi się utrzymać na nogach.
- To jakiś absurd, ale jeżeli okaże się, to prawdą to zwolnię go dyscyplinarnie. Czy coś już wiadomo?
- Został popity na śmierć. Co pan wie o nim?
- Pochodził z patologicznej rodziny, był bity, kradł jedzenie i takie tam. Nawet jak u nas był, to też został przyłapany na kradzieży. Z patologi nigdy nie da się wyjść, jak dorósłby, to zostałby taki sam jak jego rodzice.
- Nie raz z dzieci z takich rodzin potrafią wyjść na dobrych ludzi – powiedział Dembski.
- Nie znam takiego przypadku.
- W taki razie nie powinien pan tu dłużej pracować – Dembski wyłamywał sobie palce, bo powstrzymywał się od przywalenia Wachowskiemu.
- Mogę was prosić na chwilę? – do gabinetu wszedł jakiś mundurowy, który zastępował Millera. – Razem z technikami znaleźliśmy coś bardzo ciekawego.
- Gdzie? – zapytał Dembski, gdy byli już na korytarzu.
- W pokoju tego zabitego chłopaka – podał mu kilka zdjęć, na których były nagie i półnagie dziewczynki.
- One są związane. Zdjęcia chyba są zrobione w tamtym pomieszczeniu – zasugerował Lincz.
Nadkomisarz obrócił kilkukrotnie jedną fotografię.
- Faktycznie – przyznał rację koledze. – Nasza ofiara miała sporą liczbę wrogów.
- Wątpię, że te małe mogłyby mu coś takiego zrobić. One najwyżej mają ze trzynaście-czternaście lat.
- Jak by wszystkie się zebrały, to by dały popalić temu skurwielowi.
- Co do grona wrogów, to jest ono jeszcze trochę większe – wtrącił się mundurowy. – W telefonie Maćka znaleźliśmy kilka SMS-ów z pogróżkami od Moni – pokazał im ich treść.
- Skąd chłopak miał tyle kasy? Przecież to jeden z najnowszych modeli iPhona? I po co mu dwa telefony?
- W jego rzeczach było jeszcze pięćset złotych.
- Powiedz technikom, żeby sprawdzili komputery w świetlicy, pewnie zdjęcia wyciekły do sieci i stąd ofiara miała tyle kasy, a my odwiedzimy ponownie naszego dyrektora.
ROZDZIAŁ II
Wachowski leżała na skórzanej kanapie w swoim gabinecie. Policjanci weszli do środka bez pukania.
- Mamy do pana kilka kolejnych pytań!
- Słucham.
- Czy zna pan może te dziewczynki? – Dembski przekazał zdjęcia.
- Boże! Przecież, to Kasia, Natalka, Martynka, Milenka, Basia, Amelka... To są nasze dziewczynki... one są związane... ktoś je do tego zmuszał? – mówił z przerwami.
- Najwidoczniej Maciek.
- Ja nic o tym nie wiedziałem. Naprawdę! Musicie mi uwierzyć.
- Nie mogę tego pojąć, że nikt nie wiedział, co się tutaj działo! – wybuchnął Dembski. – Dwadzieścia lat temu do czegoś takiego by nie doszło. Za głupiego papierosa lub wagary potrafiliśmy oberwać od jednego z naszych wychowawców! – dyrektor spojrzał na niego zdziwiony. – Tak. Wychowałem się w bidulu, a moją matką była narkomanka! – nadkomisarz odwrócił się twarzą do ściany i wyłamywał sobie palce. Gdy się uspokoił, zapytał: Skąd dzieciak mógł mieć nowego smartphona i pięćset złotych?
- Nie mam pojęcia. Maćka nikt nigdy nie odwiedzał i paczek też nie dostawał.
- Czy jakaś z wychowanek ma na imię Monika? – policjant przeczesał włosy dłonią.
- Tak, dwie. Coś więcej mogą państwo powiedzieć?
- Proszę pana ich numery telefonów – powiedział spokojnie Lincz i podszedł do swojego partnera – Chodź na zewnątrz – powiedział mu na ucho.
***
Wyszli przed budynek, było już całkowicie widno.
- Co w ciebie dzisiaj wstąpiło? – zapytał podkomisarz.
- Ty tego nie widzisz? Te dzieciaki miały być tutaj bezpieczne, część z nich miała uciec przed przemocą w rodzinach, a wylądowały w jeszcze większym bagnie – znowu zmierzwił nerwowo sobie włosy. – To nie może być tak, że nikt nic nie wiedział. Oni musieli wiedzieć! Musieli! A jak nie oni, to reszta dzieciaków.
- Wraz z psychologiem przesłucham dzieci, a ty się uspokój. Jadź do domu i się prześpij...
- Przecież jestem spokojny! – wydarł się prosto w twarz Lincza.
- Nic dziwnego, że nikt nie może z tobą wytrzymać, jak wszystkich tak traktujesz.
***
Oczywiście nadkomisarz zignorował rady kolegi po fachu. Pojechał zjeść tylko śniadanie w kawiarni „Majka" niedaleko komisariatu. Gdy już wypił odpowiednią ilość kawy, aby być w stanie jasno myśleć pojechał do gimnazjum, w którym uczyły się dzieci z domu dziecka. Z pomocą jednej z nauczycielek znalazł współlokatorów ofiary wśród stada gimnazjalistów.
- To wy jesteście kolegami Maćka z pokoju?
- No mieszkamy razem – opowiedział niższy.
- Może wiecie, co on robił w nocy w pomieszczeniu gospodarczym?
- Nie wiem. Wyszedł wieczorem z pokoju i już nie wrócił, ale o której godzinie to był, to nie mam bladego pojęcia.
- A ty? – policjant zapytał drugiego chłopak.
- Też nie wiem. Spaliśmy, dopóki nad ranem nie kazali nam wyjść z pokoju.
- Znaleźliśmy w rzeczach Maćka zdjęcia. Wiecie, o jakie zdjęcia mi chodzi? – obaj pokiwali przecząco głową. – O te, do których zmuszał dziewczynki.
- My nic nie wiemy – odpowiedzieli zgodnie chórem.
- Nie wciskajcie mi tu kitu. Przecież byliście razem na pokoju, więc musieliście coś widzieć lub słyszeć.
- Nic,
- U nas chłopacy z pokojów zawsze się kumplowali, a jak nie, to starali się o przeniesienie do innego pokoju. Czy znacie Monie?
- Jest taka jedna Monika Krawczyk, to pewnie o nią chodzi – powiedział niższy chłopak.
- Gdzie mogę ją znaleźć.
- Nie wiem. Mamy teraz sprawdzian z polaka, więc się zmyła, może przyjdzie później na jakaś inną lekcję.
- Często tak robi?
- Tak, grozi jej, że będzie trzeci rok kiblować w tej samej klasie.
Zadzwonił dzwonek.
- Możemy iść na lekcję? – zapytał drugi chłopak.
- Tak, oczywiście.
ROZDZIAŁ III
Podkomisarzowi nie poszczęściło się z przesłuchaniem wychowanek. Cztery dziewczynki wyszły z płaczem. Nic nie udało się z nich wyciągnąć ani Linczowi, ani pani psycholog, która mu towarzyszyła. Policjant widział, że one się czegoś boją. Ale czego? To na razie stanowiła dla niego zagadkę, bo przecież Maciej Plumiński nie żyje.
Jednak znalazła się jedna mała, odważna dziewczynka. Powiedziała, że powie wszystko, co wie pod warunkiem, że nigdy nie będzie musiała wrócić do tego ośrodka. Policjant zabrał ją na komendę, do swojego gabinetu, gdzie wraz z Nowak ją przesłuchiwali.
- Maciek nie robił tego sam -zrobiła krótką przerwę. – Pomagała mu Monika.
- Mówicie na nią Monia?
- Tak. Oni nas do tego zmuszali. Dotykali nas – zaszkliły się jej oczy. – Kiedy na to nie pozwalałam, to mnie wiązali i bili.
- Czy nikt o tym nie wiedział?
- Dziewczyny i chłopacy tak, ale nie wiem, czy dorośli.
- Dlaczego im nikt tego nie zgłosił?
- Bo wszyscy się ich bali.
- W jaki sposób oni was wybierali?
- Przychodzili w środku nocy i siłą zabierali nas z łóżek. Jak, którejś z nas udało się uciec i zamknąć w łazience, to szli do kolejnego pokoju. Późnej mścili się na tej, która im uciekła.
***
Dembski stał przy oknie obok wejścia do szkoły. Robił zdjęcia swoim telefonem, jak Krawczyk sprzedaje dwójce młodym mężczyzn kopertę. Nadkomisarz zdawał sobie z tego sprawę, że nie da mu się złapać w pojedynkę całej trójki. Dlatego starał się zrobić wyraźne zdjęcia twarzy tamtych mężczyzn.
Transakcja się zakończyła. Policjant wyszedł ze szkoły i poszedł za tamtymi kolesiami. Widział, jak wsiadali do czarnej corsy. Spisał numery rejestracyjne i pobiegł za Krawczyk, która wcale nie wybierała się na zajęcia. Złapał dziewczynę za ramię.
-Monika Krawczyk? – zapytał.
-Tak. Puszczaj!
-Jesteś aresztowana!
ROZDZIAŁ IV
- Mogę się przysiąść? – zapytał Lincz.
- Oczywiście – odpowiedziała Celmer.
- Też musisz pić hektolitry kawy, żeby dzisiaj trzymać się na nogach?
- Nie – spojrzała do swojej filiżanki – to czekolada.
Kelnerka przyniosła wcześniej zamówione danie przez podkomisarza przy barze.
- Wpadłeś na obiad?
- Skoro wszyscy chwalą tu jedzenie, to muszę kiedyś spróbować, bo później nie będę miał okazji.
- Pewnie zazwyczaj w domu czekają na ciebie pyszne obiadki przygotowane przez Piotrka.
- Yhm.
- Jeździsz srebrną Octavią?
- Teraz zrobili coś Skodzie? – zapytał od niechcenia.
- Masz graffiti na bocznych drzwiach.
- Mam nadzieję, że da się, to w jakiś sposób zmyć.
- Wątpię. Wcześniej, coś podobnego ci się zdarzało?
- Mam zacząć wymieniać? – nie zaprzeczyła. – Rzucają farbą w nasze okna, kiedyś nawet stłukli – policjant ze swoim partnerem mieszka na parterze bloku. – Z dwa tygodnie temu ktoś przebił wszystkie opony w aucie Piotrka, w naszej skrzynce znajdują się... pewne listy. Widziałem ciekawy napis w męskiej toalecie dotyczący mnie i Dembskiego.
- Jakoś temu zaradzisz?
- Nikogo za rękę nie złapałem.
- I teraz też im puścisz, to płazem?
- Oni będą zaraz dla mnie historią. Od sierpnia zaczynam prace, gdzieś indziej.
- Co na to Dembski?
- Sebastian jeszcze nic o tym nie wie.
- Na pewno ucieszy się z tej nowiny. Ja już muszę uciekać do następnego – uśmiechnęła się i wyszła.
***
Dembski tymczasem przesłuchiwał zatrzymaną w obecności dyrektora placówki wychowawczej.
- Co robiłaś dzisiaj w nocy około dwudziestej czwartej?
Cisza. Nadkomisarz powtórzył swoje pytanie.
- Piłam wino z panem Kuryłowiczem.
- Monika! – krzyknął na nią Wachowski.
- Słucham? Przecież miałam mówić prawdę, a z Kuryłowiczem piłam w nocy, później nawet zaczął się do mnie dobierać i wyszłam.
- Monika nie kłam!
- Niech się pan uspokoi – powiedział zły Dembski. Z jakiegoś powodu dyrektor domu dziecka chciał być osobiście przy tym przesłuchaniu, co nie podobało się nadkomisarzowi. – To ten nietrzeźwy wychowawca?
- Tak – przytaknął niechętnie Wachowski.
- Wiem czym zajmowałaś wraz z Maćkiem. Czytałem też twoje SMS-y z pogróżkami...
- I co z tego? – przerwała policjantowi.
- Mogłaś się z nim pokłócić i go zabić, dla pieniędzy.
- Nic mu nie zrobiłam! Okłamywał mnie, mówił, że klienci mu nie płacą. W rzeczywistości skurwiel jeden brał moją kasę do własnej kieszeni.
- Jaka twoja kasa?! – oburzył się nadkomisarz.
- Ja nie mam nic wspólnego z tą sprawą. Wycofałam się z interesu miesiąc temu. Fakt groziłam mu, że wszyscy się o tym dowiedzą, bo i tak mam już przejebane.
***
W gabinecie siedział już Lincz, który czytał raport z sekcji zwłok chłopca i raport od techników. Z dokumentów dowiedział się, że na ciele ofiary nie znaleziono żadnych śladów wskazujących na sprawcę. Za to w drugim raporcie było mnóstwo odcisków palców, głównie Maćka Plumińskiego i Moniki Krawczyk, ale także kilku niezidentyfikowanych osób.
Do pomieszczenia wszedł Dembski. Usiadł za swoim biurkiem i zaczął przeglądać te same dokumenty, co chwilę wcześniej zdążył przeczytać podkomisarz.
- Sebastian, muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego – Lincz wziął głęboki oddech.
- Yhm.
Nadkomisarz jednak się nie dowiedział, co jego kolega chciał mu powiedzieć, bo do środka weszła Sendler.
- Mam dla was chłopaki kilka informacji. Po pierwsze jednym z klientów ofiary był jego kurator, nawzajem się szantażowali.
- Ja pierdzielę – wymknęło się nadkomisarzowi.
- Ale to jeszcze nie koniec wstrząsających wiadomości. Prokurator Brykalska zleciła przeszukanie całego domu dziecka włącznie z pomieszczeniami przeznaczonymi tylko dla opiekunów – pauza. – W gabinecie Wachowskiego znaleziono zdjęcia z dziecięcą pornografią. Facet nawet nie zdążył wyjść z komendy, a został już zatrzymany.
- A to sukinsyn.
- Czy nie mówiłam ci, że to nie ładnie jest przeklinać? – skarciła go sekretarka nadkomisarza, jak małe dziecko.
- Przepraszam – odpowiedział z udawaną skruchą w głosie.
- Po trzecie Kuryłowicz potwierdził alibi tej dziewczyny. Technicy jeszcze przynieśli mi zdjęcia ze zniszczonego telefonu ofiary – podała po dwa każdemu z policjantów, a pozostałe kilka położyła na złączeniu biurek. – Zdjęcia zostały zrobione tuż po dwudziestej trzeciej.
- Koleś raczej by nie kłamał — zasugerował Lincz.
- Chyba że jest idiotą, w co nie wątpię.
Wypowiedź Dembskiego nie została skomentowana, ale za to został spiorunowany wzrokiem przez panią Bożenkę.
- Muszę spróbować jeszcze raz porozmawiać z tą dziewczynką — podkomisarz pokazał zdjęcia. – Prawdopodobnie mogła widzieć mordercę.
- Ta mała, to Sara wraz z bratem Szymonem przybywa w domu dziecka od trzech miesięcy. Sąd stwierdził, że ich rodzice nie są w stanie zapewnić im należytych warunków do życia. -sekretarka czytała informację ze swoich notatek. – Hmm.... Mam odnotowane, że chłopak wychodził z pokoju.
- O której? – zapytał Dembski.
- Współlokator nie podał godziny — odpowiedziała bezradnie.
- Paweł zbieraj się.
ROZDZIAŁ V
Policjanci przybyli za późno. Sara zniknęła. Podobno wyszła ze szkoły, nawet była widziana w placówce, lecz teraz jej tam nie było.
- Gdzie jest jej brat? – zapytał Dembski.
- Pewnie u siebie w pokoju — odpowiedziała zastępczyni dyrektora.
- Gdzie to!?
- Proszę za mną — zaprowadziła ich do pokoju, w którym siedziało trzech chłopaków.
- Kąkolewski zostaje reszta won! – wrzasnął nadkomisarz, a oni wykonali od razu jego polecenie.
- Proszę się tak nie zwracać do dzieci — powiedziała spokojnie zastępczyni.
Dembski prychał śmiechem.
- Szymon czy wiesz, gdzie się znajduje twoja siostra? W ośrodku jej nie ma — podkomisarz usiadł na łóżku obok chłopca i mówił do niego ze spokojem.
Milczenie.
- Mogę zobaczyć twój telefon?
Kąkolewski wyjął go z kieszeni i podał Linczowi, a ten z kolei chodzącemu po pokoju Dembskiemu.
- Gdzie Sara mogła się ukryć?
Cisza.
Policjant powtórzył swoje pytanie.
- Nie wiem! – wybuchł. – Zostawcie ją w spokoju, ona nic nikomu nie zrobiła!
- Nie powiedziałem, że coś zrobiła — Lincz pokiwał przecząco głową.
- To dlaczego ją szukacie?
- Bo to należy do naszego obowiązku. Jeśli ktoś zniknie, my go szukamy — policjant bacznie przyglądał się chłopakowi. – Nie kupujesz tego, co? Dobra, zapytam wprost. Czy wiedziałeś o zdjęciach, które robili dziewczynkom?
Cisza.
- Nie jesteś zbyt rozmowny. A wiedziałeś o tym, że twoja siostra też miała taką sesję zdjęciową?
- Zostawcie nas w spokoju! My chcemy tylko wrócić do domu. To jest obrzydliwe miejsce, wy nie wiecie co się tutaj dzieje.
- Mylisz się, co nieco wiemy na temat tego miejsca. Jednak jeśli ty będziesz milczał, to niczego nowego się nie dowiemy.
- Sara nie odbiera komórki — oznajmił Dembski, a chwilę potem zadzwonił do techników i kazał namierzyć dziewczynkę.
- Dlaczego wychodziłeś w nocy? – zapytał podkomisarz.
- Za potrzebą, byłem w toalecie.
- Paweł kończ przesłuchanie — nadkomisarz wydał mu polecenie.
***
Policjanci pojechali do domu rodzinnego Kąkolewskich. Był do nieduży budynek, po czerwonej starej dachówce, można stwierdzić, że mógł zostać zbudowany przed lub tuż po wojnie. Miejscami na ścianie brakowało tynku. Okna były drewniane.
Lincz zapukał do metalowych drzwi.
- Dzień dobry policja — pokazał odznakę. – Pan Kąkolewski?
- Tak.
- Możemy wejść?
- Bez nakazu nie macie państwo prawa.
- Zgadza się, ale nie mamy czasu na papierkową robotę. Pańska córka uciekła dziś z domu dziecka.
- Co?! Renata! – mężczyzna pobiegł do kuchni. – Sara uciekła.
Kobieta z wrażenia usiadła na krześle.
Policjanci nie czekali na zaproszenie i weszli do środka, oprócz Czarneckiego, który miał przeszukać drewnianą szopę.
- Nie ma jej tutaj — powiedziała Kąkolewska. – Możecie sprawdzić wszędzie, w szafie, pod łóżkiem.
- Najpierw ją nam zabieracie, a teraz ją jeszcze zgubiliście! Jak to możliwe?! To chyba jakiś koszmar! – roztrzęsiony ojciec chodził w kółko po malutkiej kuchni.
- Pewnie uciekła, bo chciała do nas wrócić. Gdyby panowie widzieli, jak ona płakała, kiedy ją zabierali. – matka dzieci trzymała się o wiele lepiej od swojego męża. – Przecież im się nie działa u nas żadna krzywda. Co z Szymkiem? On też uciekł?
- Nie państwa syn został w ośrodku. Gdzie Sara mogła się schować?
- Nie wiem — powiedziała kobieta. – Choć może...
- Tak?
- Poszła do swojej babci, matki męża.
Rozdział VI
Kilkanaście minut później policjanci byli już na miejscu. Po nachalnym pukaniu drzwi otworzyła im babcia dziewczynki. Jak, to zwykle bywa, kobieta nie chciała wpuścić do środka kryminalnych. Dembski wepchał do się do mieszkania. Nadkomisarz zajrzał do łazienki, schowka, szafy...
- Gdzie jest Sara? – zapytał podkomisarz. – My wiemy, co się tam działo i Sara nie wróci już do tamtego ośrodka.
- To było straszne miejsce, ona przyszła i powiedziała mi o wszystkim ze łzami w oczach.
- Mam cię! – zawołał Dembski.
Dziewczynka skuliła się w koncie, za kanapą w pokoju.
- No wychodź. Nie chcesz pożegnać się z bratem?
- Dlaczego mam się z nim pożegnać? – podniosła na niego głowę, miała całe czerwone oczy.
- To chyba twój telefon? – pokazał jej komórkę. – „Nic im nie mów, co zrobiłem" – przeczytał. – To była wiadomość od twojego brata. To on go zabił, za to, co tobie zrobili?
- Babciu! – dziewczynka wybiegła z konta i przytuliła się do kobiety.
- Skarbie, powiedz im, to co mi powiedziałaś.
- Ale oni zabiorą Szymona do więzienia! – wskazała palcem na Dembskiego.
- Jak już, to nie do więzieni, a do poprawczaka — przykucnął Lincz kolo dziewczynki. – Zrobił, to w twojej obronie i innych dzieci, dlatego sąd powinien złagodzić karę. Na razie możesz zostać z babcią — Sara uśmiechnęła się do niego. – Ale nie próbuj uciekać — pogroził jej palcem.
***
Sala restauracyjna pękała w szwach. Zostały dostawione dodatkowe stoliki, przez co zmniejszył się parkiet, ale ludziom, to nie przeszkadzało. Tego wieczoru nie przyszli tylko się bawić, ale i pomóc.
Szef Piotrka zgodził urządzić u siebie przyjęcie charytatywne, z którego dochód — po odliczeniu kosztów produktów — zostanie przekazany na remont domu Kąkolewskich.
- Nie wierzyłam w to, że znajdzie się aż tylu dobrych ludzi — powiedziała dziewczyna opierająca się o ścianę i trzymająca w ręku kieliszek z drinkiem.
- Nam miało się, to nie udać? – zaśmiał się Lincz. – Nam? Bardziej bałem się, że dzieciaka wsadzą do poprawcza, do dwudziestego pierwszego roku życia.
- A tu niespodzianka, zawiasy i kurator. Trafił się sprawiedliwy sędzia, prokurator też łagodnego wyroku chciała. Uznano, to za obronę, a nie lincz.
Podkomisarz uśmiechnął się.
- Szkoda, że te dzieciaki przez prawo musiały tyle wycierpieć, ale na szczęście odnalazła ich sprawiedliwość.
- Bo prawo i sprawiedliwość, to dwie różne rzeczy.
- Chciałbym, żeby tak nie było...
- Czego nie było? – podszedł do nich Dembski.
- Aby nie było podobnych spraw do tej — powiedział podkomisarz.
- Widzisz Paweł jak ja coś wymyśle, to zawsze się to uda — Dembski podziwiał tańczących ludzi.
Policjantka szepnęła do Lincza, że powinien teraz porozmawiać z partnerem, bo później może być za późno.
- Co wy tam mówicie po cichu? – zapytał nadkomisarz.
- To ja zostawiam już was samych.
- Celmer kluczyki do samochodu — Dembski wyciągnął rękę.
- A tobie co odbiło?
- Pracuje w drogówce i nie wie, że po pijaku się nie prowadzi.
- Po pierwsze nie jestem pijana, po drugie mam swojego szofera, po trzecie dowidzenia — poszła sobie.
- Czy choć raz będę miał okazję porozmawiać z waszą dwójką jednocześnie?
- Raczej nie szybko.
- Chciałbym, jednak mieć taką okazję. Da się to załatwić do końca lipca?
- Dlaczego?
- Sebastian ja od sierpnia będę pracować w Poznaniu.
Dembski upuścił szklankę ze sokiem. Dźwięk tłuczonego szkła zwrócił uwagę wszystkich. Nadkomisarz wziął swój płaszcz i wyszedł z restauracji.
- Uważaj! – krzyknęła Klara, do swojego ojca, bo zaraz by uderzył w srebrny samochód, który im zajechał drogę.
- Kto temu palantowi dał paro jazdy. Nie patrzy, tylko jedzie. Pijak jeden. Powinnaś spisać numery i wlepić mandat.
- Nie jest pijany tylko wściekły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro