Andrzej Szeniawski
Stefan Szeniawski ceniony i zamożny biznesmen z Kujaw delektował się smakiem whisky w swoim gabinecie, gdy wszedł jego syn. Nalał on Andrzejowi alkohol i podał. Andrzej w przeciwieństwie do swojego ojca był niższy i szczuplejszy. Usiadł naprzeciwko ojca, w drugim skórzanym fotelu. Wszystko, czym się otaczali Szeniawscy, było drogie.
— Chciałeś mi coś powiedzieć — oznajmił Andrzej, upijając whisky.
— Masz już prawie trzydzieści lat, a to najwyższy czas, aby pomyśleć o założeniu...
— Rodziny — dokończył Andrzej. — Ile razy już o tym rozmawialiśmy? Haruję od rana do wieczora w twojej firmie, więc kiedy mam spotkać tę odpowiednią? — zerwał się z fotela. Nigdy nie lubił, jak rodzice mu przypominali, o tym, że chcą jeszcze zdążyć, poznać swoje wnuki przed śmiercią. Po dwudziestych dziewiąty urodzinach takie rozmowy, a raczej kłótnie zdarzały się coraz częściej.
— Już ci kiedyś mówiłem, że odziedziczysz kiedyś holding po mnie. Gdybym miał wnuka, no ewentualnie wnuczkę, to firma byłaby już dawno twoja, a tak jeszcze musisz poczekać kilka lat. Zdrowie mi dopisuje.
Stefan był zadbanym i wysportowanym pięćdziesięcio pięciolatkiem. Często ludzie, którzy spotykali, go po raz pierwszy brali, go za młodszego o pięć, a nawet i dziesięć lat. Szeniawskiemu bardzo, to odpowiadało. Poza tym, jak on uważał, że gdyby miał duży brzuch, to żadna kobieta by na niego nie spojrzała.
— Nie wątpię w to — dolał sobie alkoholu. — Znów chce ci się wałkować ten temat? — oglądał inne butelki znajdujące się w barku.
— Postanowiliśmy wraz z twoją matką, że poślubisz Klaudię Kownacką — oznajmił ze spokojem starszy mężczyzna.
Andrzej zakrztusił się.
— Kownaccy, to dobra i lubiana rodzina. Klaudia jest jedynaczką, więc mój wnuk w przyszłości odziedziczyłby niemałą fortunę — kontynuował Stefan.
— To nie dziewiętnasty wiek, kiedy aranżowano małżeństwa, ani żadne średniowiecze. Żyjemy w dwudziestym pierwszy wieku, dwudziestym pierwszym!
— Wierz mi, takie małżeństwo także może być szczęśliwe. Popatrz na mnie i na swoją matkę. Czyż nie jesteśmy szczęśliwi?
— Czemu nie miałbym się ożenić z Beatą Neumann? Jest także jedynaczką. Jej ojciec ma tylko nie znacznie mniejszą fortunę.
— Nie przesadzaj! — zagroził mu palcem.
— Dlaczego ten pomysł ci się nie podoba? Może dlatego, że jako idealny mąż miałeś romans z jej ciotką?
Tego było już za wiele. Jego własny syn będzie wytykał mu błędy? Nie! Nie wytrzymał i go spoliczkował. Andrzej był w szoku. Ojciec tylko kilka razy podniósł na niego rękę.
— W niedzielę przyjedzie rodzina. Ogłosisz wszystkim twoje i Klaudii zaręczyny.
Andrzej wybiegł z gabinetu. Zbiegł po schodach. Wziął swoją kurtkę z wieszaka.
— A ty dokąd?! — zawołał za nim Stefan, który także zszedł na parter.
— Gówno cię, to obchodzi — włożył buty.
— Piłeś! Oddaj kluczyki! — wyciągnął rękę.
— Wypchaj się! — odłożył kluczyki do swojego Audi z hukiem na szafkę. Wychodząc z domu, trzasnął drzwiami.
Chwilę potem w przedpokoju zjawiła się Ela, młodsza siostra Andrzeja.
— Co się stało? Znowu się pokłóciliście? — zapytała, opierając się o szafkę. Nawet teraz była wyższa od ojca.
— Nie przejmuj się mała. Idź do siebie.
— Przestań tak do mnie mówić, już dawno cię przerosłam.
— Dobrze, to moja duża dziewczynka pójdzie do swojego pokoju i da tacie spokojnie pomyśleć?
— Oki, tylko odniosę kluczyki na miejsce, bo jak Andrzej wróci, nie będzie mógł ich znaleźć.
Rozeszli się.
***
— Klara? Mogę? — siostra zapukała w jej drzwi.
— Wejdź, jak musisz, usłyszała w odpowiedzi.
— Czy ty właśnie kładziesz się spać? — zapytała zdziwiona Natalia. — Przecież jest dopiero po dziewiętnastej.
— Mój organizm ma do nadrobienia dwie nocki. Poza tym jestem śpiochem, jakbyś tego nie zauważyła. Co chciałaś?
— Chciałam, tylko powiedzieć, że na niedzielę zaprosiłam Sebastiana. Chcę, żeby poznał rodzinę.
— Znam tego idiotę dłużej niż ty i naprawdę nie mam zamiaru oglądać znowu jego gęby — opadła twarzą na poduszkę.
— Dlaczego ty zawsze musisz o nim źle mówić?
— Może ja po prostu go nie idealizuję? — odwróciła się.
— Twierdzisz, że ja tak robię!?
— Jak powiedziałam Marcelowie, że Sebastian i Dembski, to jedna i ta sama osoba, to się roześmiał. Rodzice o tym wiedzą? — nie otrzymała odpowiedzi. — Będzie ciekawie.
Klara pracuje z Dembskim ponad dwa lata, z przerwą. Natalia poznała go przypadkiem, bo wziął ją za jej siostrę bliźniaczkę. Nawet teraz Sebastian momentami ma problem je rozróżnić.
— Czy mogłabyś upiec jakieś ciasto? — zapytała Natalia, kiedy już stała przy drzwiach. Nie czekała nawet na odpowiedź, tylko wyszła.
Klara chciała rzucić w nią poduszką, ale trafiła już w zamknięte drzwi. Musiała teraz wstać i wsiąść z podłogi swoją amunicję oraz zgasić światło. Teraz już mogła wpaść w objęcia Morfeusza.
***
Andrzej wyszedł z mieszkania swojej kochanki. Zadzwonił po taksówkę, kazał jej czekać pod pomnikiem Ludziom Pracy. Chciał się przejść, miał wiele rzeczy do przemyślenia. Teraz w mroźny późny wieczór nikt mu nie będzie przeszkadzał. Drogą przejeżdżały pojedyncze samochody. Szedł nadwiślańskim bulwarem.
Szkoda, że nie widać gwiazd. — pomyślał. Pewnie w nocy będzie padać.
Nie dochodziło jeszcze do niego, że będzie ojcem. Przecież był z wieloma kobietami i za każdym razem uważał. Czy to może jakieś przeznaczenie? Chodził z nią w liceum. Później rodzice wysłali go na studia za granicę. Gdy po latach spotkali się, spędzili ze sobą noc. Później jeszcze kilkukrotnie się spotkali, to poszli do restauracji, to na imprezę. Dzisiaj zaprosiła go do siebie i powiedziała mu, że spodziewa się dziecka. Ich dziecka. Musiał o tym z kimś porozmawiać. Musiał o tym z kimś porozmawiać. Padło na Weronikę, od której właśnie wyszedł. Gdy zadzwonił do matki, ta się na niego wydarła, żeby zapłacił za aborcję, bo oni nie chcą żadnego nieślubnego dziecka.
Był w połowie drogi na wysokości kościoła św. Jana. Wtedy zobaczył jakąś postać opierającą się o latarnię. Rozpoznał ją.
— Ej! Co ty tu robisz?
***
Na zegarze w holu na drugim piętrze wybiła 23:30. Najwyższa pora iść spać — pomyślał Szeniawski. Poszedł do sypialni. Tam zastał swoją małżonkę z butelką wina w jednej ręce, a kieliszkiem w drugiej. Siedziała na łóżku przykryta do połowy kołdrą.
— Kochanie co się stało? — zapytał. Przecież musiał być jakiś powód takiego stanu.
— Twój kochany synek zrobił bachora — powiedziała trochę niewyraźnie, ale dało się zrozumieć.
— Zapłacimy, a ona usunie problem — usiadł na skraju łóżka.
— Nie ona — nalała sobie ostatni kieliszek wina.
— Co ty wygadujesz? Każdego można kupić. Każdego.
— Neumann na to nie pójdzie. Oni są zbyt uparci.
Mąż z wypowiedzi żony zrozumiał tylko nazwisko. Nazwisko, które kiedyś kochał, a teraz nienawidził. Reszty już nie dosłyszał.
— Kto taki!?
— Beata Neumann. Dlaczego ty mnie nigdy nie słuchasz? Już powiedziałam Andrzejowi, co o tym myślę.
— Nie dość, że nie chce się ożenić z Kownacką, to jeszcze robi dzieciaka Neuman. Na tyle kobiet akurat ona!?
— Też nie mogłam tego pojąć wiele lat temu!
— O co tobie chodzi?
— Widocznie Szeniawscy lubią się pieprzyć z Neumannami — powiedziała z wyrzutami, a nie ze złością.
— To były pomówienia!
— Możecie się zamknąć!? Niektórzy jutro mają bardzo ważny dzień i muszą być wyspani! — z korytarza wydzierała się Elżbieta. Chwilę potem było słychać głośne tupanie na schodach.
— Jesteś pijana i nie będę dzisiaj z tobą rozmawiał na ten temat.
— Świetnie! — odstawiła butelkę i kieliszek na szafkę nocną. — Śpisz w gościnnym!
— Świetnie!
Stefan wyszedł z pokoju, a Ela wróciła ze szklanką mleka i weszła do swojego pokoju obok. Oboje trzasnęli drzwiami. Stefan spędził noc w jednym z pokoi gościnnych. Nastolatka słuchała dalej spokojnej i relaksującej muzyki. Szybko usnęła.
***
Kto wpadł na tak głupi pomysł, aby na osiemnaste urodziny dawać psa? Jakby ludzie nie wiedzieli, że dzieciaki często wyjeżdżają na studia? Tak zrobiła jego Kinga. Nie wzięła ze sobą do Krakowa Rexa, bo mieszka w akademiku. W ten sposób, to na niego spadł obowiązek codziennego wyprowadzania Wilczura. Najgorzej jest zimą. Ciemno zimno i się nic nie chce. On jednak musi wyjść, bo Rex da pokaz swoich możliwości wokalnych, a sąsiedzi przyjdą zrobić awanturę.
Mariusz Sołtysiak szedł z psem swojej córki codzienną trasę, bulwarem nadwiślańskim. Nikogo nie widział, więc postanowił puścić Rexa luzem. Wilczur nosił kaganiec w razie czego. Chociaż nigdy nie zdarzyło mu się zaatakować innego psa, a co dopiero człowieka. Teraz jednak Rex złapał jakiś trop. Biegł przed siebie i nie zwracał uwagi na pana. W pewnym momencie ustał i zaczął ujadać.
***
Wolny weekend o tym marzyła Klara. Oczywiście musiał się znaleźć ktoś, kto te plany pogrzebał. Nikt przecież nie lubi być budzonym w sobotę po szóstej rano. Na miejscu zbrodni Celmer zjawiła się jako druga. Dembski, który zazwyczaj się guzdrał, był przednią. Nie ma co się jednak dziwić. Dojazd do Włocławka z przepisową prędkością zajmuje dwadzieścia minut, w dodatku w nocy spadł śnieg, a drogi nie były odśnieżone, a tym bardziej nie było co marzyć o ich posypaniu. Policjantce nie udało się złapać patologa. Zdążyła jednak jeszcze obejrzeć ciało — mężczyzna z raną na wylot w szyi. Podeszła do Dembskiego, który z kimś rozmawiał.
— Cześć! Co wiemy? — zapytała.
— Pan Sołtysiak — wskazał długopisem na swojego rozmówcę. — Znalazł zwłoki około godziny szóstej.
— To Rex znalazł — poprawił go mężczyzna.
Owczarek, gdy usłyszał swoje imię, podniósł głowę i spojrzał na swojego pana, a ten go pogłaskał.
— No właśnie, gdyby nie pies pewnie jeszcze trochę by poleżał między krzakami. Był przysypany śniegiem?
— Zgadza się.
— Dziękuję, jak będziemy potrzebowali pana pomocy, to się z panem skontaktujemy — policjanci uścisnęli ze światkiem ręce na pożegnanie.
Gdy mężczyzna już odszedł, Celmer ponownie zapytała:
— Znaleziono przy nim narzędzie zbrodni?
— Miał je w szyi, podłużny pręt, ostry jednej strony.
— Czas zgonu?
— Jakby, to powiedział Kolatorski "po sekcji", ale około sześciu do ośmiu godzin temu. Nie liczne ślady opadowe.
— Powiesz coś więcej?
— Denat był ubrany w drogą makową odzież. Nie było to jednak zabójstwo na tle rabunkowym. W portfelu miał kilka kart kredytowych i ponad dwieście złotych. Nazywał się — spojrzał do notesu — Andrzej Szeniawski, lat dwadzieścia dziewięć.
***
Willa Szeniawskich znajdowała się na przedmieściach Włocławka. Rezydencję, od ulicy odgradzał trzymetrowy mur, ale brama była otwarta na oścież. Policyjny Opel zajechał przed dom. Podjazd był wyłożony kostką, odśnieżony i posypany piaskiem.
Celmer nacisnęła na dzwonek. Chwilę później drzwi otworzył siwy mężczyzna, ubrany w czarny płaszcz.
— Państwo do kogo? — zapytał.
— Dembski i Celmer — pokazali policyjne odznaki. — Chcemy porozmawiać o Andrzeju Szeniawskim — powiedział nadkomisarz.
— Nie wiem, gdzie jest mój syn i nie interesuje mnie to, co on przeskrobał. Przepraszam, ale śpieszę się — chciał przejść między policjantami, ale oni mu nie pozwolili.
— My wiemy, gdzie jest pański syn i to jemu coś się stało — Szeniawski cofnął się o krok do tyłu.
— Andrzej jest w szpitalu? — zza pleców męża wyłoniła się Helena.
— Możemy gdzieś porozmawiać spokojnie? — zaproponowała Celmer. Poinformowanie kogoś o śmierci bliskiej osoby nie powinno się odbywać w drzwiach.
Przeszli do salonu gdzie stały dwie zabytkowe kanapy albo były tylko na takie stylizowane. Stolik kawowy i reszta mebli była w podobnym stylu.
— Słucham państwa — powiedział zły Szeniawski, zaraz jak weszli do pomieszczenia, nikt jeszcze nie zdążył usiąść.
— Państwa syn został dzisiaj rano znaleziony martwy na nadwiślańskim bulwarze. Wyrazy współczucia.
Szeniawska usiadł powoli na sofie. Machała rękoma przy twarzy.
— Słabo mi — zdążyła powiedzieć i omdlała.
Celmer od razu podeszła do niej.
— Spokojnie zaraz jej przejdzie. To nie jej pierwszy raz — zignorował stan żony, wyszedł na schody i zawołał — Elka zadzwoń po doktora i zejdź do matki, ja muszę iść do biura. Państwo pojadą za mną — zwrócił się do policjantów.
***
Komisarze pojechali za Szeniawskim do jego biura, gdzie czekał już na nich adwokat.
Biuro w przeciwieństwie do rezydencji było urządzone w nowoczesnym stylu. W pomieszczeniu biło po oczach bielą. Jedynie stojący w rogu narożnik, był obity czarną skórą i dziwnie wyglądał.
— Tutaj możemy w spokoju porozmawiać. Będzie nam towarzyszył mój adwokat — wskazał na krzesło.
Dembski usiadł naprzeciwko Szeniawskiego, a Celmer na wprost adwokata.
— Chcielibyśmy dowiedzieć się, jaki był Andrzej. Poznać jego styl życia i znajomych. Mogłoby to nam bardzo pomóc w śledztwie. W końcu panom zależy także jak nam na znalezieniu sprawcy — powiedział nadkomisarz.
Szeniawski spojrzał na adwokata, a ten skinął głową.
— Andrzej był hulaką. Potrafił wyjść po południu w piątek i wrócić w niedzielę wieczorem albo w poniedziałek rano z kacem. Przez resztę tygodnia raczej pracował sumiennie, tutaj. Trzeci rok. Jednak kiedy poznał Klaudię Kownacką, bardzo się zmienił. Zerwał kontakt ze swoimi kochankami. Klaudia była dla niego wszystkim. Jutro miała zjechać się rodzina. Młodzi chcieli ogłosić swoje zaręczyny i datę ślubu.
— Chcielibyśmy dostać dane kontaktowe do pani Kownackiej i innych znajomych — poprosiła Celmer.
— Myśli pani, że mam adresy tych siks!? — wstał i nachylił się przez biurko w kierunku policjantki. — Nie! — adwokat położył mu rękę na ramieniu.
— Ale dostaniemy adres pani Kownackiej? — tym razem spytał Dembski.
Szeniawski wziął karteczkę i długopis. Szybko na niej coś nabazgrał. Podał kartę nadkomisarzowi i posiedział — Teraz wynoście się! — wskazał na drzwi.
***
— Ta rodzinka jest dziwna — powiedziała Klara, wyglądając przez boczne okno w samochodzie.
— Może, to ich sposób na radzenie sobie ze stresem — oderwał wzrok od jezdni i spojrzał na swoją partnerkę.
— Szeniawski nie zmartwił się stanem zdrowia żony. Zresztą jej zachowanie było dziwne. Niby zemdlała, ale oddech i puls miała normalne.
— Widocznie jest dobrą aktorką.
— W takim razie potwierdzasz moją teorię, że ta rodzinka nie ma uczuć. Szeniawska udaje, że przejęła się śmiercią syna. Natomiast Szeniawski zabrał nas do biura. Śmierć Andrzeja potraktował jak zwykłą sprawę, nietrafiony interes.
— Dobrze Klaro. Przyjrzymy się tej rodzince bliżej. Musimy jeszcze z nimi porozmawiać. Już prawie jesteśmy na miejscu.
***
— Jest pani zdrowa. Wszystko jest w porządku. Możliwe, że to była tylko chwilowa anomalia — lekarz skończył badać pacjentkę.
— Przepisze mi pan jakieś lekarstwo?
— Pani Heleno nie można przesadzać z lekarstwami. Proszę wziąć te, co zawsze tabletki na stres — mężczyzna schował stetoskop do torby.
— Idzie pan już? — zapytała Szeniawska leżąca w łóżku.
— Moi inni pacjenci także są chorzy — podszedł do drzwi.
— Przecież my tyle panu płacimy, a pan mnie traktuje jak zwykłą pacjentkę! — oburzyła się.
— Dowidzenia — wyszedł, nie zawracając sobie głowy Szeniawską.
Lekarz przez lata swojej praktyki przyzwyczaił się do zachowań tego typu. Większość starszych i bogatych pacjentów zachowywała się podobnie. Zawsze chcieliby, żeby był pięć minut po telefonie. Przecież nawet karetka nie zawsze tak szybko dotrze do pacjenta. Lekarz znał kilka rodzin, które byłoby stać na wyłączność jego usług. Jednak żadna z nich nie skorzystała z jego propozycji.
Ela usiadła na łóżku matki, która trzymała na głowie zimny kompres.
— Jak on mnie mógł tak potraktować? — zapytała z wyrzutem.
— Nie wiem.
— Pewnie myśli, że takimi zagrywkami uda mu się z nas wyciągnąć jeszcze więcej kasy.
— Może zauważył tak jak my, że często robisz te cyrki — Ela wstała i podeszła do okna. Poznała, że matce nic nie jest, już nie pierwszy raz.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — Helena zdjęła kompres i podciągnęła się na łóżku do pozycji pół siedzącej.
— Że musiałaś dawać popis swoich umiejętności w takiej chwili... kiedy Andrzej nie żyje — lekko pociągnęła nosem.
— Kochana ty także masz ten talent po mnie. Nie zapomniałam, jak próbowałaś oczernić swojego brata. Ale mnie nie nabrałaś!
— Jesteś wstrętna! Kochasz tylko pieniądze! — trzasnęła drzwiami i poszła do siebie. Tym razem nie włączyła żadnej spokojnej muzyki.
— Przez nią tylko dostałam naprawdę migreny — Szeniawska znowu się położyła i zaczęła masować bolące miejsce.
***
Komisarze zajechali pod rezydencję Kownackich.
— Ciągnie swój do swego — powiedział Dembski wysiadając z samochodu.
— Coś w tym musi być — Klara przyznała mu rację.
Policjanci nie musieli ani pukać, ani dzwonić. Drzwi przed nosem otworzył im kamerdyner.
— Witam w rezydencji państwa Kownackich. Państwo do kogo? — powiedział uprzejmie ubrany mężczyzna w białą koszulę i buraczkową kamizelkę.
— Do pani Klaudii Kownackiej — odpowiedziała Celmer.
— Czy byli państwo umówieni z panną Klaudią? Obawiam się, że panienka może jeszcze spać.
— Dla nas panna Kownacka na pewno znajdzie czas — policjantka pokazała odznakę.
— Zapraszam do środka — zaprowadził policjantów do salonu.
Pokój był urządzony nowocześnie, ale biel nie biła po oczach, jak w gabinecie Szeniawskiego. W pomieszczeniu było przytulnie i ciepło dzięki pastelowym barwom ścian.
— Witam państwa — powiedziała kobieta w beżowej sukience i jasnym sweterku przykrywającym jej gołe ramiona — Patrycja Kownacka jestem panią tego domu i matką Klaudii — podała rękę na przywitanie. — Może państwo się czegoś napiją? Klaudia dopiero wstała i proszę mi wierzyć, to chwilę potrwa zanim do nas zejdzie.
— W takim razie poproszę czarną kawę — powiedział Dembski.
— Poproszę herbatę.
— Oksano!
Chwilę później przyszła młoda kobieta w fartuszku.
— Poprosimy herbatę i dwie kawy przynieś także jakieś ciasto czy ciasteczka — służąca się oddaliła. — Czy mogą państwo wyjawić mi powód wizyty? — Kownacka zwróciła się do policjantów.
Klara spojrzała na Dembskiego, który skinął lekko głową.
— Czy zna pani Andrzeja Szeniawskiego? — zapytała Celmer.
— Oczywiście. Andrzejka znam od dziecka, a coś się stało? — zapytała podejrzliwie.
— Mogłaby pani nam o nim opowiedzieć? Jaki był? — kobieta nie zauważyła, że policjantka użyła czasu przeszłego.
— Och naturalnie. Andrzej jako dziecko był rozrabiaką. Ile on im tych antyków natłukł? W końcu Helena się opamiętała i przestała je kupować. Jakby nie wiedziała do czego są zdolne dzieci, zwłaszcza chłopcy. Psują wszystko, co wpadnie w ich ręce. Mają państwo dzieci?
— Nie, a jaki był Andrzej jako nastolatek i potem w dorosłym życiu? — Klara przypomniała Kownackiej po co tu są. Patrycja wydawała się być miłą i sympatyczną osóbką, nie to co Szeniawska.
— Później nie rozrabiał już tyle, ale nadal. Lubił alkohol i kobiety. W ostatnim czasie jakby coś się w nim zmieniło — patrzyła przed siebie, a nie na swoich rozmówców. — Jakby chciał nagle dorosnąć, a przecież ma on już trzydzieści lat. Nie da się z dziecka nagle zrobić dorosłego tak jakby to on chciał.
— Na czym polegała ta jego przemiana? — dopytała Celmer.
— Czasami bywaliśmy z mężem na przyjęciach u Szeniawskich. Kika razy Andrzej się upił. Na ostatnim, co byliśmy we wrześniu lub w październiku, był trzeźwy. Firma Stefana, to znaczy pana Szeniawskiego świętowała wtedy okrągły jubileusz swojej działalności.
W salonie pojawiła się Klaudia. Miała na sobie elegancką sukienkę. Klara w takiej mogłaby pójść na przyjęcie, a nie chodzić po domu. Jednak Klaudia w przeciwieństwie do Klary posiadała dużo pieniędzy. Oczywiście Kownacka była umalowana. Za to jej włosy nie były upięte w żadną dziwną fryzurę. Ciemne fale opadały jej na ramiona.
Młoda Kownacka przeprosiła policjantów, że tak długo to trwało, ale to był potrzebny jej czas, aby minimalnie się ogarnąć. Przeprosiła także za swoją nie perfekcyjną fryzurę. Kiedy, to mówiła Klara o mało sie nie udusiła herbatą.
Dembski powiedział z jakiego powodu tutaj przybyli.
— Jak, to nie żyje!? — była w szoku. — Przecież mieliśmy wziąć ślub. O — wskazała na pierścionek zaręczynowy na swoim palcu. — Kupił taki ładny... sala i suknia też miały być piękne... — zamilkła. Chyba dotarło d do niej, że mówi bez ładu i składu.
— Kiedy widziała się pani po raz ostatni z narzeczonym? — po dłuższej chwili ciszy Dembski zadał pytanie.
— Nie wiem, w środę albo czwartek. Pojechaliśmy do Torunia do restauracji Chang Lin. Uwielbiam kuchnię z dalekiego wschodu.
Na razie Klaudia wiedziała, że jej narzeczony nie żyje. Nie wiedziała jednak w jakich okolicznościach zginął.
— Czy pani narzeczony miał jakiś wrogów? Ktoś życzył mu śmierci?
— Co pan wygaduje?
— Szukam jakiegoś punktu zaczepienia, aby mów znaleźć mordercę.
— Mordercę!? — wytrzeszczyła oczy.
— Csi kochanie — matka położyła jej rękę na kolanie.
— Spodziewała się pani, że pan Szeniawski zginął w innych okolicznościach?
— Tak. Pomyślałam o wypadku. Jeździł jak szatan. Wyprzedzał na trzeciego.
— Wracając do mojego poprzedniego pytania. Czy miał wrogów?
— Pan chyba oszalał! Andrzej był przez wszystkich lubiany. Był duszą towarzystwa — wstała. — Państwo wybaczą, ale w takiej sytuacji chcę pobyć sama.
— Naturalnie — odparł Dembski
Klaudia wyszła. Zaraz potem jej matka odprowadziła policjantów do wyjścia.
— Ciekawe, ze akurat jutro Natalia postanowiła cię przedstawić rodzicom — powiedziała Celmer w samochodzie.
— Co jest w tym dziwnego? Nie rozumiem.
— Zastanawiam się, czy dożyjesz jutrzejszego obiadu. Może w okolicy grasuje seryjny morderca, który zabija kawalerów, których dziewczyny postanowiły przedstawić rodzinie?
— Puknij się w głowę — po chwili dodał. — Ale to Andrzej miał przedstawić Klaudię dalszej rodzinie.
— Oj tam, oj tam. Czepiasz się szczegółów.
***
Teraz komisarze siedzieli na komendzie i przeglądali lokalne portale informacyjne.
Szeniawscy byli bogatą i znaną rodziną, więc na pewno ktoś, coś pisał na ich temat. Przecież ludzie uwielbiają plotki.
Oto kilka tytułów i fragmentów:
Pięćdziesięciolecie firmy Szeniawskich
Helena Szeniawska na urodziny dostała własną restaurację. Pierwsze co zrobiło, to zwolniła szefa kuchni, bo nie zasmakowało jej jedno z dań, które tam kiedyś dostała.
Starsze wpisy:
Pijany Andrzej S. — syn znanego włocławskiego biznesmena. — biegał nagi po ulicy. [...] Jak udało się nam ustalić, to była kara za przegrany zakład.
Pirat za kierownicą! — W Internecie krąży filmik, na którym widać jak kierowca Audi wyprzeda na trzeciego ciężarówkę, na krętej drodze w Brześciu Kujawskim. Film przysłał nam jeden z naszych Czytelników. Okazało się, że kierującym R8 o oryginalnej rejestracji C8 AUDI był Andrzej S.
Andrzej S. wszczął bójkę w barze.
Podczas rutynowej kontroli w samochodzie Andrzeja S. znaleziono 50g marihuany. Andrzej S. tłumaczył się, że plecak znaleziony w jego bagażniku nie należy do niego. Do winy przyznał się Jerzy W.
***
Kryminalnym udało się umówić na rozmowę z Heleną Szeniawską. Jej mąż już na nich czekał w progu rezydencji.
— Helenka czuje się lepiej i może z państwem porozmawiać. Przepraszam także za swoje zachowanie rano. Może się państwo rozbiorą?
Szeniawski pomógł zdjąć Celmer kurtkę i powiesił, a Dembski musiał się sam obsłużyć. Gospodarz domu wskazał na drzwi prowadzące do salonu. Na stoliku stały dwa dzbanki i talerz z ciastkami. Policjanci przywitali się, ze Szeniawską, która przyniosła talerz z ciastem.
— Nie potrafię wysiedzieć w jednym miejscu. Sama upiekłam ciasto. Dawno tego nie robiłam, więc może nie być najlepsze, ale musiałam coś robić. Poza tym służba ma wolne — paplała.
— Niestety nasza córka nie może uczestniczyć w tej rozmowie. Wzięła leki uspokajające i teraz śpi — powiedział mężczyzna.
— Ja nie chciałam brać więcej lekarstw. Dlatego jestem teraz taka pobudzona — powiedziała przepraszająco.
Wszyscy usiedli.
— Co może nam pani powiedzieć o Andrzeju? — zapytał Dembski.
— Andrzej jest... był kochany. Miał swoje wady jak każdy z nas.
— Właśnie wady, pański mąż twierdzi, że syn zerwał kontakt ze starymi znajomymi. Znaleźliśmy kilka artykułów z ubiegłych lat...
— Andrzej wpadł w złe towarzystwo, to prawda — nie pozwoliła dokończyć wypowiedzi nadkomisarzowi. — Oni wyczuli w Andrzeju sponsora swoich pomysłów. Raz pojechali się gdzieś wspinać, innym razem nurkować. Wtedy prawie nie widywaliśmy go w domu. Cztery lata temu został ranny w wypadku motocyklowym, przez to i dzięki pracy w rodzinnej firmie zwolnił. Zostawił tamtych koleżków. Zaczęły się dla niego liczyć tylko imprezy. Co impreza, to nowa kobieta. Był bardzo przystojny, więc nie dziwie się im — cały czas się kręcił. Zakładała nogę na nogę, zdejmowała i pukała palcami o blat.
— Niech pani kontynuuje. Czy to był jedyny powód jego przemiany?
— Jakoś od wiosny zmienił się jeszcze bardziej. Wychodził rzadziej na imprezy. Siedział do późna w pracy.
— Chciał się podlizać, abym przepisał na niego firmę — wtrącił się jej mąż.
— Ja uważam, że to przez Klaudię zakochał się w niej. Pewnie musiał wybrać między nią a swoim trybem życia i wybrał ją.
— Jakie były jego relacje z siostrą?
— Czternaście lat różnicy robi swoje. Raczej nie spędzali ze sobą za wiele czasu razem. Choć w maju razem wybrali się na rejs jachtem po Morzu Śródziemnym, ale to tylko dlatego, że my nie mogliśmy pojechać. To było chwilę przed tym, jak otworzyłam restaurację, więc nie mogłam ot, tak zostawić biznesu — tłumaczyła się. — A jacht był wynajęty i szkoda, żeby pieniądze przepadły.
Niczego poza tym nie udało się im dowiedzieć. Odpowiedzi na pytania zaczęły się powtarzać.
Szeniawski poszedł odprowadzić gości. Usłyszeli wtedy, jak ktoś uciekał po schodach na górę.
— Ela — powiedział.
Wygląda na to, że nastolatka nie spała, jak przypuszczał jej ojciec, tylko podsłuchiwała ich rozmowę.
***
Od samego rana Natalia i jej matka chodziły podenerwowane. Klarze nie podobało się jej, że kazały się jej wystroić. Jak ona nienawidzi sukienek. Marcel też nie był zachwycony, ale on przynajmniej mógł ubrać dżinsy i koszulę. Ojciec włożył szary garnitur i błękitną koszulę.
Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, Natalia była akurat w łazience, a reszta nie kwapiła się do otworzenia.
— Otwórz! — zawołała mama z salonu.
Posłusznie młodsza córka otworzyła drzwi.
Sebastian zawahała się. Która, to?
Dziewczyna była ubrana w miętową sukienkę z krótkim rękawkiem. Włosy miała upięte w kok. W dodatku ten makijaż.
— Właź — powiedziała i rozwiała wszelkie wątpliwości.
— Muszę przyznać, że nie wyglądasz jak Klara, którą znam.
Wzruszyła tylko ramionami. Nie dało się zaprzeczyć.
— To dla ciebie — podał jej herbacianą różę.
— Daj resztę, przytrzymam i oddam — uśmiechnęła się.
Mężczyzna mógł spokojnie zdjąć płaszcz. Był ubrany w garnitur. Pewnie Natalia mu kazała — pomyślała Klara.
— Jeszcze laczki — stuknęła kapcie nogą. Oddała mu bukiet i torebkę z winę.
Zjawiła się Natalia. Zaprowadziła gościa do jadalni i przedstawiła pozostałym.
Zasiedli do stołu. Klara i jej ojciec siedzieli na szczytach. Po lewej stronie głowy rodziny siedziała druga córka z chłopakiem, a po prawej żona i syn. Na obiad był rosół i mięso drobiowe.
Na początku rozmowa była o niczym. Same jakieś bzdury. Kiedy do rozmowy włączył się Antoni, to zaczęło bardziej przypominać przesłuchanie.
— Wiek?
— Trzydzieści osiem lat.
— Szesnaście lat różnicy, sporo. Czy w tym czasie był pan w poważnym związku? Wdowiec, rozwodnik?
— Rozwodnik, ale to żona ode mnie odeszła — usprawiedliwiał się.
— Dzieci? — dało się wyczuć nie zadowolenie, nie spodobało mu się, że chłopak córki jest rozwodnikiem.
— Nie.
— Chociaż tyle — powiedział do siebie pod nosem. — Ile trwało małżeństwo? — zapytał już na głos.
— Dwa lata.
Rozległ dobiegający się z sąsiedniego pomieszczenia dźwięk dzwonka komórki Klary.
— Przepraszam — wstała i odeszła od stołu.
Za nim zdążyła dojść do telefonu, który leżał w kuchni obok komórek reszty domowników. To przestał dzwonić. Wzięła go do ręki i telefon znowu zaczął. Ktoś bardzo chciał się z nią skontaktować.
— Słucham, Celmer.
— Sierżant Pawlikowski — przedstawił się mężczyzna. — Na komendę zgłosiła się kobieta, która twierdzi, że ma bardzo ważne informacje w sprawie śmierci Szeniawskiego. Próbowałem się dodzwonić do nadkomisarza Dembskiego, ale nie odbiera.
— Rozumiem. Będę za jakieś czterdzieści minut.
— Dziękuję.
Klara poszła się szybko przebrać. Wciągnęła ciemne dżinsy. Wzięła z szafy pierwszy lepszy T-shirt i do tego brązowy sweter. Do jadalni weszła z kurtką w ręku.
— Musisz jechać? — zapytał ojciec.
— To wady mojej pracy. Jeżeli ktoś inny nie odbiera telefonu, to mnie wzywają — patrzyła na Dembskiego, który ukradkiem wyjął z kieszeni smartphona i włączył go pod stołem.
— Obiecaliśmy, że odwieziesz kawalera, bo przecież nie będzie prowadził — powiedział ojciec. Pili do obiadu alkohol, który przyniósł gość.
— Jego i tak muszę zabrać ze sobą.
— Po co?
— Nie doszliście w przesłuchaniu do miejsca jego pracy?
— Na razie wiemy, jak się poznali.
— To świetnie. W takim razie wiecie, że znał tu obecnego Sebastiana Dembskiego — wskazała dłonią — wcześniej od Natalii, ponieważ pan nadkomisarz pracuje w wydziale kryminalnym Włocławskiej policji. Na resztę pytań udzieli wam odpowiedzi Natalia. A nas wzywa praca — wyszła.
Czekała przed domem, aż Dembski przeprosi i pożegna państwa Celmer. W końcu się pojawił.
— Kluczyki — wyciągnęła dłoń. — Piłeś.
Westchnął, ale oddał.
I po co pił te dwa kieliszki? Teraz siedzi jako pasażer we własnym Oplu. Gdy odzyska auto, znowu będzie musiał wszystko ustawić. Oczywiście Celmer dostosowała lusterka i siedzenie pod siebie, bo była niższa od nadkomisarza.
***
Gdy wysiedli z radiowozu na parkingu, Celmer schowała do prawej kieszeni kluczyki. Wymacała jakąś kartkę. Przecież nic oprócz kluczy do domu nie powinno tam być. Wyjęła pognieciony papierek. Były na nim imiona i nazwiska kobiet, a tytuł mówił: Kochanki Andrzeja.
— Zobacz, co znalazłam w kieszeni — podała mu kartkę.
— Listę zakupów? — zaśmiał się, ale po przeczytaniu zmienił zdanie. — Skąd to masz?
— Znalazłam, to przed chwilą w kieszeni, ktoś musiał, to tam włożyć.
— Pamiętasz wizytę u Szeniawski? — przytaknęła. — Ela uciekła na górę. Może ona nie podsłuchiwała naszej rozmowy, tylko chciała dać nam wskazówkę.
— Widzieliśmy jak biegła po schodach. Równie dobrze mogła stać pod drzwiami, jak i włożyć, to.
— Będziemy musieli i tak z nią porozmawiać.
***
Z Marianną Anusiak policjanci postanowili porozmawiać w swoim gabinecie. Klara poszła zrobić każdemu coś do picia, a Dembski przyniósł dodatkowe krzesło. Była pokojówka Szeniawskich usiadł na miejscu Celmer, a kryminalni na przeciwko niej.
— Co chciała nam pani powiedzieć? — zapytał nadkomisarz.
— Przeczytałam wczoraj wieczorem na portalu informacyjnym, że Andrzej Szeniawski nie żyje. Skorzystałam z okazji, że moi obecni państwo wyjechali. Przepraszam, że niepokoję państwa dzisiaj, wiem, że mają państwo także swoje życie osobiste...
— Nie szkodzi. Są takie momenty, że praca jest ważniejsza niż nasze zachcianki — powiedział Dembski. Domyślił się, że kobieta się waha, bo zobaczyła policjanta w garniturze i białej koszuli. Pewnie wie, że musiała mu w czymś przeszkodzić.
— Przez pięć lat pracowałam u państwa Szeniawskich. Trzy lata temu zostałam zwolniona.
— Dlaczego? — dopytała Celmer, bo kobieta zamilkła na dłuższą chwilę.
— Zostałam zgwałcona przez Andrzeja — upiła łyk ciepłej herbaty. — Zgłosiłam się na policję. Gdy pan Stefan się o tym dowiedział wściekł się i mnie zwolnił. Ale jeszcze zanim zdążyłam wyjechać z miasta, to zapłacił mi dwadzieścia tysięcy. Zagroził także, że zepsuje mi reputacje i nikt zamożny w Polsce mnie nie zatrudni. Powiedział, że ma znajomości i postara się o to, żeby uznali mnie za wariatkę. Najgorsze było, że stwierdził, że popełnię samobójstwo w psychiatryku a on tego dopilnuje. Przestraszyłam się. Wtedy powiedział, że wcale tak nie musi być. Dostanę referencje i trzydzieści tysięcy złotych, jeśli pojadę z nim i wycofam zeznania. Następnego dnia zawiózł mnie na komendę. Potem dostałam obiecane pieniądze i wsadził mnie w pociąg do domu.
Pytanie typu dlaczego dała się zaszantażować nie miały sensu. Odpowiedziałby, że się bała.
— Przeczytam pani listę imion i nazwisk pewnych kobiet, a pani powie, czy którąś z nich kojarzy — Anusiak przytaknęła, a Celmer zaczęła czytać: Małgorzata Bąkowska, Katarzyna Daszkowska, Barbara Jaroszewska, Wiktoria Bidlaszewska, Anna Cyrankowska, Natalia Dutkiewicz, Aleksandra Kwiatkowska, Beata Neumann i Emilia Lewandowska. Mówi, to coś pani?
— Słyszałam nazwisko Neumann. Szeniawscy nienawidzą tej rodziny.
— Czymś jeszcze chce się pani z nami podzielić?
Gdy Anusiak poszła Celmer powiedziała:
—W żadnych aktach nie było wzmianki o Szeniawskich.
— Pewnie jego ojciec zapłacił odpowiednim ludziom, żeby sprawa nie wyszła na jaw.
Westchnęła.
— Skoro i tak już tutaj jestem sprawdzę, gdzie mogą mieszkać te kobiety. Jutro się kogoś wyśle, aby je przesłuchali.
Dembski ubrał się i stał z wyciągniętą dłonią. Domyśliła sie o co chodzi.
— Chyba żartujesz. Dziesięciominutowy spacer dobrze ci zrobi. Poza tym muszę jakoś wrócić do domu.
— Twoja Skoda stoi na parkingu.
— I co z tego?
Celmer na komendę dojeżdżała swoim prywatnym samochodem. Często w pracy korzystała z Octavii, ale to nie był wyłącznie jej samochód służbowy. Korzystali także z niego koledzy z wydziału, kiedy musieli gdzieś jechać nieoznakowanym radiowozem.
Kobieta przepisała połowę nazwisk na mniejszą kartę.
— Znajdź je, a odwiozę cię pod samą klatkę schodową leniu.
Wyszarpnął karteczkę. Odwiesił płaszcz na oparcie krzesła i zabrał się do przeszukiwania baz.
***
Gdy Klara weszła tylko do domu już czekali na nią. Rozebrała się, a ojciec kazał jej przyjść do kuchni. Wiedziała, że teraz ona będzie przesłuchiwana.
— Jak długo znasz Sebastiana? Powiedz jaki jest.
— Natalia nie opowiedziała wam o nim?— miała nadzieję, że to jej siostrę głównie będą męczyć pytaniami.
— Ona jest nie obiektywna.
— Dembskiego poznała w ... — szukała w głowie. Kiedy to było? — jesień 2013. Od samego początku chciał mnie wywalić. Uważał, że nie nadaję się na jego partnerkę, bo jestem kobietą i mam za niski stopień. Nawet Dupkowi udało mu się mnie pozbyć — ojciec uniósł brew. Dotarło do niego, że facet, który tak bardzo działał na nerwy jednej córce chce związać się z drugą. — Jednak jak przyszło, co do czego, to prosił żebym wróciła. Podczas jednej z próśb pomylił nas. Teraz jest nawet trochę lepiej, od kiedy wiem, że są razem. Powiedzmy, że stara się być miły.
— Wyobrażasz go sobie jako swojego szwagra?
— Nie dość, że musze oglądać tą gębę w pracy, to jeszcze będę go widywać w święta? Po prostu ekstra. Chociaż przynajmniej nie będą tutaj mieszkać. Ma własne mieszkanie.
— Czy według ciebie spełnia kryteria matki?
Roześmiała się.
— Bez zobowiązań, no dzieci nie ma, ale jest rozwodnikiem, czyli pół punktu. Przystojny... ehh dałabym zero, ale pewnie Natalia dałaby jeden więc będzie pół. Stała praca, jeden — pokazywała na palcach już dwa punkty. — Dobrze płatna, powiedzmy pół. Opiekuńczy, zero. Czyli mamy, aż całe dwa i pół punka. Gdybym jednak nie dawała mu połówek miałby tylko jeden na pięć, więc raczej nie spełnia kryteriów.
***
W poniedziałek rano Celmer i Dembski spotkali się pod blokiem, w którym miała mieszkać Beata Neumann. Wczoraj uznali, że ją przesłuchają osobiście, bo Anusiak wskazała jej nazwisko. Mieli nadzieję, że ją zastaną. Faktycznie była w mieszkaniu.
Po przywitaniu zaprowadziła ich do salonu. Pomieszczenie było białoszare. Policjanci usiedli na sofie, a kobieta na bujanym fotelu na wprost nich. Miała jasno brązowe włosy, spięte pośpiesznie w kok.
— Pytał pan czy znam Andrzeja. Tak jesteśmy parą — Dębski poinformował ją o jego śmierci, a Klara zastanowiła się czy wszystkim tym kobietom z listy wmawiał, że je kocha, że nie ma innej i będą kiedyś rodziną.
— Czy wiedziała pani, że miał on kochanki? — zapytała.
— Wiedziałam — odpowiedziała w taki sposób jak by to nie miało dla niej większego znaczenia. — W przeszłości miał wiele partnerek jednak od miesiąca zaczął chodzić na terapię. Były sexoholikiem, dlatego miał wiele kobiet.
— Wiedziała pani, że Andrzej planował się ożenić z Klaudią Kownacka?
— Kto planował to planował. Andrzej chciał być ze mną to całe małżeństwo było pomysłem Stefana i ojca Klaudii. Staruchy uznały, że w ten sposób po mnożą majątek. Stary Szeniawski chciał pieniędzy Kownacki. Głupiec myślał chyba, że będzie żył wiecznie. Nie wiem co oni państwo powiedzieli, ale ta cała miłość to jedno wielkie kłamstwo.
— Kiedy ostatni raz widziała pani zmarłego? — zapytał policjant.
— W piątek około dwudziestej. Oznajmił, że powiedział o nas swojemu ojcu, a ja mu powiedziałam, że sam zostanie ojcem. Uznał że w takim razie musi jeszcze coś załatwić. Nie chciał dopuścić do ogłoszenia zaręczyn.
— Dlaczego Szaniawscy nie chcieli pani zaakceptować przecież powinno im zależeć na dobru syna?
— Staremu Szaniawskiego zawsze zależało tylko na grubości portfela. Nie pochodzę z aż tak bogatej rodziny jak oni, poza tym nasze rodziny nie żyją w zgodzie podobno to ma jakiś związek z moją ciotką Dorotą i ojcem Andrzeja. Mieli romans czy coś. Pewne jest tylko to, że ciotka próbowała się zabić kilkanaście lat temu.
***
Na komendzie na policjantów czekały już raporty, pierwszy od patologa, a drugi od techników. Kolatorskiemu udało się ustalić, że Szaniawski został zamordowany w okolicy dwudziestej drugiej. Natomiast na narzędzia zbrodni znaleziono drobinki tkaniny, poza tym szpikulec ten został wykręcony z czegoś na co wskazuje jedno z jego zakończeniu.
— Szaniawscy dali sobie nawzajem alibi — stwierdziła Celmer, po zapoznaniu z nowymi informacjami.
— On pił w swoim gabinecie, ona spała, a ich córka słuchała muzyki i wszyscy mają alibi, ale się nie widzieli. Mogą tylko twierdzić, że nie słyszeli, jak ktoś wychodził.
— A zbiegiem okoliczności dali wolne swojej służbie. Ciekawe, co?
— Wszyscy wiedzą, że są bogaci powinni mieć jakąś ochronę...
— Lub kamery będzie trzeba zdobyć nagrania. — Dokończyła za Dembskiego. — Są już wyciągi z konta i bilingi?
— O 20:27 dzwonił do Weroniki Dudek, mamy już jej adres. W wyciągu nic nie widzę ciekawego, głównie jakieś drobne operacje płatnicze, ale w maju oraz na początku stycznia przelał po sto i pięćdziesiąt tysięcy na konto swojej siostry.
— Może najpierw odwiedzimy tą Dudek a później Szaniawskich? — zaproponowała Celmer.
***
Weronika Dudek pracowała w małym biurze rachunkowym, które prowadziła wraz z koleżanką. Zaproponowała, aby policjanci odwiedzili ją w pracy. Biuro mieściło się na parterze bloku, kiedyś było dwupokojowym mieszkaniu.
Dudek była filigranowa blondyneczką. Zaprosiła policjantów do swojego biurka. Poprosiła swoją koleżankę, aby wyszła na chwilę. Kobieta dowiedziała się od policji przez telefon w jakiej sprawie przyjdą. Nie chciała, aby jej koleżanka dowiedziała się z kim się spotykała, i że zdradzała swojego chłopaka.
— Czy Andrzej Szaniawski dzwonił do pani w piątek około wpół do dwudziestej pierwszej? —zapytał Dębski.
—Tak a później przyjechał do mnie.
— A mieszka pani na...
— Matebudy 2/3
Klara zastanawiała się gdzie ta ulica leży. Gdy już sobie przypomniała, okazało się, że jest to jedna z uliczek odchodzących od bulwaru Piłsudskiego, czyli zaledwie kilka minut od miejsca, gdzie znaleziono ciało.
— O której do pani przyjechał i jak długo był?
— Niech pomyślę przyjechał za kwadrans dziewiąta i był z godzinkę.
— Jak się zachowywał?
— Jak na niego, to dziwnie. Chciał ze mną rozmawiać a nie... spać. Chciał mi się po zwierzać, że chcę z tym walczyć, postanowił, że znowu wróci na odwyk. Był na nim w czerwcu, czy lipcu twierdził, że trochę mu to pomogło, ale nie na długo. Powrócił do swoich starych nawyków. Wiedzą państwo, że Andrzej był sexoholikiem. Andrzej doszedł wreszcie do wniosku, że musi z tym walczyć dla swojego dobra i rodziny. Bał się że mógłby kogoś skrzywdzić, o tym gadał przez godzinę. Na koniec stwierdził, że lubi we mnie to, że go słucham. Obiecał także, że więcej się ze mną nie prześpi, ale jeżeli mi to nie będzie przeszkadzać, to nie chciałby ze mną zrywać znajomości w przeciwieństwie do innych dziewczyn.
***
Celmer wraz z mundurowym pojechali zabezpieczyć materiał nagraniowy z monitoringu. Policjantka miała nadzieję, że uda się jej jeszcze porozmawiać z kimś z rodziny zamordowanego. Niestety nikogo nie było, ale posiadali nakaz i służba ich wpuściła.
Celmer pokręciła się trochę po rezydencji. Teraz stała na tarasie, gdzie miło przygrzewało słoneczko. Podziwiałam widok na przysypany śniegiem ogród.
— Nie ma nagrań od godziny trzynastej w czwartek — oznajmił Miller.
— Szlag.
Te nagrania mogły ułatwić im prace.
Jedna z rzeźb przykuła uwagę policjantki.
— Czy nie przypomina ci to szermierza? - wskazała w tamtym kierunku.
— Nie ma broni.
— No właśnie.
Celmer przeskoczyła przez barierkę tarasu i podbiegła, do metolowej rzeźby. Tak jak myślała. W prawej ręce szermierza musiała znajdować się jakaś broń. Obejrzała dokładnie. Wygląda na to, że musiała zostać wykręcona. Wezwała techników.
O wszystkim zawiadomiła Dembskiego. Postanowili, że na następny dzień wezwą Szaniawskich na przesłuchanie. Najbardziej im zależało na poznaniu wersji Elżbiety, z którą nie mieli szansy jeszcze porozmawiać.
***
Następny dzień na komendzie zaczął się od kłótni między Szaniawskim, a jego córką Elżbietą. Miała prawie 17 lat, przy przesłuchaniu osoby niepełnoletniej powinien towarzyszyć opiekun prawny lub psycholog. Ela nie chciała, aby ojciec i adwokat byli przy jej rozmowie. Bardzo się przy tym upierała. Celmer pomyślała, że chce ona coś im powiedzieć ważnego. Wiedziała, że rodzice nie pozwolą jej na to. Stanęło na tym, że dziewczyna była przesłuchiwana w obecności pani psycholog. Dębski natomiast był w dobrym humorze i pozwolił aby przesłuchanie poprowadziła Celmer, ale sam także był obecny w pomieszczeniu po zakończeniu wszystkich procedur związanych z przesłuchania i jego nagrywaniem Celmer zaczęła:
— Upierałaś się przy tym, aby rodzice nie byli obecni podczas tej rozmowy. Chciałaś nam powiedzieć coś ważnego?
— Znalazła pani moją kartkę? — policjantka przytaknęła. — Chciałam mieć pewność, że dostali państwo ode mnie tę listę. Rodzice nie chcieli, aby się rozeszło, że Andrzej miał problemy i się leczył. Zawsze starali się gasić wszystkie skandale w zarodku, a kasa im w tym pomagała.
Nie wątpię — pomyślała Klara i zapytała:
— Uważasz, że jego śmierć mogła mieć coś wspólnego z jego chorobą?
— Możliwe... ojciec wysłał go do jakiejś prywatnej kliniki, jednak to nie dało żadnych efektów.
— Uważasz że leczenie nie dało żadnych efektów, bo miał nadal kochanki?
— Nie... tak...
— Więc jak?
Ela głośno nabrała powietrza było widać, że musi się coś z siebie wyrzucić.
— W Sylwestra ja, Lilka, znaczy Liliana Makowska moja przyjaciółka, Krzysztof Gawędzki ochroniarz mamy i Andrzej. Byliśmy w domu, świętowaliśmy nadejście Nowego Roku. Zajrzeliśmy do barka ojca i poczęstowaliśmy się jego trunkami. Tylko Krzysiek nic nie pił, bo jakby ojciec zobaczył go pijanego to na pewno by, go od razu wywalił. Nie pamiętam dokładnie, ale w pewnym momencie Lilka zaczęła krzyczeć. Była w łazience, a Andrzej z nią. Nie wiem kiedy poszli. Krzysiek wyważył drzwi obezwładnił Andrzeja, bo ten próbował się dobierać do Lilki.
— Rodzice całą sprawę próbowali zamieść pod dywan?
— Wydaje mi się, że to bardzo możliwe, że zapłaci rodzicom Lilki, żeby nie donosili na Andrzeja.
— Jeżeli o pieniądzach mowa, za co dostałaś na początku roku pieniądze od Andrzeja? Czyżby za milczenie?
— Tak, a te sto tysięcy maju to był prezent urodzinowy na szesnaste urodziny.
Szaniawskiego przesłuchiwał już Dembski. Celmer miała się przysłuchiwać.
— Jak wytłumaczy pan to że od czwartku do wczoraj nie działał u państwa monitoring?
— Nie wiem może miał jakąś awarię? — rozłożył bezradnie ręce.
— Akurat w piątek dali państwo wolne swojej służbie?
— Nie akurat tylko co cztery tygodnie dajemy zawsze wolne służbie. Zazwyczaj wtedy gdzieś wyjeżdżamy, a nie mam zamiaru płacić im za nic nie robienie.
— W takim razie nie mają państwo alibi na czas śmierci pańskiego w syna.
— Twierdzi pan, że zabiłbym własne dziecko!? — adwokat położył mu rękę na ramieniu. Szeptali coś między sobą. — Ja z żoną i Elką byliśmy wtedy w domu. Na skrzyżowaniu jest chyba kamera miejska monitoringu. Moglibyście ją sprawdzić.
— Sprawdzimy ją, ale równie dobrze mógł pan nie jechać przez tamto skrzyżowanie — brak odpowiedzi. — Co wie pan na temat próby gwałtu Liliany Makowskiej w Sylwestrową noc?
Szaniawski znowu szeptał ze swoim adwokatem.
— Ta dziewucha pochodzi z biednej rodziny, a jej rodzice toną w długach. Wymyśliła z moją córką, że może uda się im wyłudzić od nas pieniądze.
— Zapłacili państwo?
— Oczywiście, że nie — odpowiedział oburzony. — Nie rozdajemy pieniędzy na prawo i lewo.
— Ale Andrzej zapłacił Eli.
— Nie interesuje mnie, co mój syn robił ze swoimi pieniędzmi. To była jego spawa.
— A co pan powie na zarzut gwałtu na pokojówce Anusiak?
— Tej też marzyła się większa kasa.
— Pan komisarz ma jeszcze jakieś pytania do mojego klienta? — zapytał adwokat.
— Na razie to wszystko.
Przyszła kolej na Helenę Szaniawską. Głównie powtarzała swoje poprzednie zeznania i swojego męża, jednak na kilka pytań odpowiedziała inaczej.
— Czy wiedziała pani że Pański syn był seksoholikiem? — Milczała. — Wysłali państwo syna na odwyk — stwierdził policjant.
— Tak dla świętego spokoju — odpowiedział. Nie spodobało się to adwokatowi, nie było także już mowy o rozwinięciu tego wątku. Na pytanie o zgwałconą pokojówkę odpowiedziała, że pewnie przyłapała ona Stefana z kochanką Andrzeja lub na odwrót.
Wychodząc już z budynku Szeniawska pokłóciłaś się z adwokatem, bo odpowiedziała inaczej niż miała odpowiedzieć na pytania.
Żadne z przesłuchiwanych nie zauważyło, braku uzbrojenia rzeźby ogrodowej. Dostęp do ogrodu miały tylko osoby przebywające w rezydencji.
***
Policjanci wystąpili o wyciągi bankowe Szeniawskich. Byli ciekawi czy znajdą w nich potwierdzenie słów. Oddelegowali Czarneckiego by obejrzał materiały z kamery niedaleko rezydencji Sieniawskich oraz żeby jeszcze raz obejrzał nagranie z bulwarów i najbliższych kamer. Może znajduje się na nich coś co Miller mógł przeoczyć.
— A ty dokąd? — zapytała Celmer, przyglądając się ubierającemu się w płaszcz Dembskiemu.
— Porozmawiać z Lilką czy jak jej tam.
— Pojedziesz do szkoły? Policjant zabiera dziewczynę z lekcji na przesłuchanie. Dasz tylko pożywkę plotkom lepiej później od razu porozmawiać z nią i jej rodzicami w ich domu niż wzywać ich tutaj.
— A ty masz zamiar teraz siedzieć z założonymi rękoma?
— Ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię myśleć.
Nadkomisarz usiadł naprzeciwko niej w rozpiętym płaszczu.
— A o czym tak myślisz? — zapytał.
— Nowak twierdzi, że Ela raczej nie kłamał, a jednak ma podobne przeczucie, jak ja że nie mówiła ona do końca całej prawdy.
— Ach oczywiście to ta słynna kobieca intuicja.
— Żebyś kurde wiedział — nachyliła się do niego przez biurko. — Szeniawscy mieli uzgodnione zeznania adwokat miał nad wszystkim czuwać.
— Brawo pani detektyw — zaklaskał. —Do tego była potrzebna to cała intuicja?
— Zamknij się!
— Już Celmerka pokazuje kły — zaśmiał się i gdzieś wyszedł.
***
Tymczasem Dembski pojechał do firmy Szeniawskiego. Udało mu się ustalić, że Anna Cyrankowska pracowała kiedyś w firmie. Była w dodatku sekretarką prezesa.
Nadkomisarz postanowił odwiedzić Szaniawskiego powiedział, że wie o tym, że miałam romans Cyrankowska podobnie jak jego syn. Sieniawski był wzburzony.
— Moja żona — wypowiedział te słowa z nienawiścią. — Powiedziałam wam o tym?
— A co adwokat jeszcze nie doniósł? — Dembski był w idealnym humorze do podrażnienia ludzi.
— Tak spaliśmy z Andrzejem z tą samą kobietą. I co z tego? Anusiak doniosła żonie i nas szantażowała, a później sobie gwałt wymyśliła i nie wiadomo co jeszcze!? Monitoring nie działał dlatego, bo pewnie po przespaniu z Heleną ochroniarz nie włączył go spowrotem.
W drodze powrotnej na komendę Dembskiego dręczyło pytanie: Czy Anusiak została zgwałcona czy szantażowała? A może jedno i drugie?
***
Późnym popołudniem kryminalni odwiedzili Makowskich. Powiedzieli w jakiej sprawie przyszli i o co chcą wypytać Lilianę.
— Tak byłam tam wtedy — powiedziała szczupła i wysoka brunetka. — Chcą państwo wiedzieć co się tam wtedy stało?
Nadkomisarz przytaknął.
— Andrzej przyniósł alkohol. Robił nam różne drinki. Tylko ochroniarz nie pił. Bawiliśmy się, piliśmy, zrobiło mi się niedobrze poszłam do łazienki. Widocznie nie zamknęłam się. Wtedy wszedł do mnie Andrzej zaczął mnie dotykać... całować... krzyczałam... ochroniarz przyszedł wyważył drzwi i odciągnął Andrzeja... — wytrzymała i wybiegła z płaczem, a matka poszła za nią.
— Wiedział pan o tym?
— Tak nie mogliśmy jednak nic z tym zrobić. Szeniawscy mają wszędzie znajomości nawet policji. Oni mogli nas zniszczyć.
— Zapłacili państwu za milczenie?
—Tak.
Dziewczyna wróciła zapłakana z matką, która ją przekonywała, aby coś jeszcze powiedziała.
— Andrzej mi wtedy nic nie zrobił... — mówiła powoli. — Ale Ela nie miała tyle szczęścia... w maju na jachcie była sama... nie udało jej się obronić — pauza. — On ją... zgwałcił — oparła twarz o pierś matki i płakała.
Gdy już policja wyszła napisał sms-a do Elżbiety: "Przepraszam. P już wie."
***
Jeszcze tego samego dnia kryminalni postanowili przesłuchać ochroniarza. Dembskiemu udało się ustalić telefonicznie ze Szeniawskim, że jego żona ma tylko jednego ochroniarza-tragarza i kochanka w jednym. W dodatku obecnie jest w rezydencji.
Krzysztof Gawędzki był dobrze zbudowanym, przystojnym szatynem Dembski przy nim wyglądał mizernie. Ochroniarz zaprosił policjantów do swojego pokoju.
Prosty pokój bez zbędnych rzeczy łóżko, szafa komoda z telewizorem oraz biurko i laptop. Żadnych zdjęć i pamiątek.
— W Sylwestra był pan tutaj wraz z Andrzejem, Elżbietą jej koleżanką? — zaczęła Celmer.
— Tak — odpowiedziała z lekkim wahaniem, przeczuwał o co może być wypytywany.
— Niech pan opowie jak było.
— Zwyczajnie — wzruszył ramionami. — Jak na prywatce muzyka, przekąski, alkohol nic niezwykłego.
— Czyli wyważenie drzwi od łazienki według pana jest normalne? Robi, to pan codziennie, bo ja nie.
— Więc wiedzą państwo - westchnął. — Jak dla mnie to Andrzej chciał kupić dziewczyny. Ela poszła do łazienki i wołała pomocy. Drzwi były zamknięte. Wymarzyłem je. Zobaczyłem ich. Andrzej przetrzymywał dziewczynę przy ścianie i trzymał za cycki. Jak dla mnie to on chciał się do niej dobrać. To ja go wtedy ciach na kafelki i było już po zabawie.
— Co się później działo?
— Szeniawscy według mnie zapłacili rodzicom tej małej. Ja tam mógłbym zeznawać w sądzie. Powiedziałem to, ale oni się wystraszyli.
— Panu nie zapłacono?
— Zapłacono, zapłacono, ale i tak bym mógł zeznawać przeciwko Szeniawskiemu. Może by jakby dostał za swoje to by zmądrzał.
Nie mieli już więcej pytań. Gawędzki zaprowadził ich do pokoju Elżbiety. Zapukał nie odpowiedziała.
— Elu — zapukał jeszcze raz i powoli nacisnął na klamkę. — Może ma słuchawki — zwrócił się do policjantów. —Dziwne — stwierdził gdy okazało się, że drzwi są zamknięte.
— Ela — zawołał Dembski.
— Powinna być u siebie — odpowiedział Szeniawski wyglądające na korytarz. Tym razem nie robił żadnych problemów. Pozwolił policji porozmawiać z córką.
— Drzwi są zamknięte.
— Przecież ona się nie zamyka w pokoju.
Pierwsza myśl, która przyszła Dembskiemu do głowy to, że dziewczyna mogła coś odwalić. O wyważeniu drzwi nie było mowy, bo otwierały się na korytarz.
— Chodź pan — powiedział ochroniarz/
Weszli do sąsiedniego pomieszczenia. W sypialni państwa domu Gawędzki wziął mosiężny świecznik z półki. Wyszli na balkon, który okazał się że jest połączony z balkonem z sąsiednim pokojem. W słabym świetle lampki było widać postać leżącą na łóżku oraz opakowanie po lekach. Drzwi balkonowe także były zamknięte. Ochroniarz zbił szybę w drzwiach. Włożył rękę przez zbitą dziurę i je otworzył. Policjant zajął się dziewczyną była nieprzytomna. Drugi mężczyzna znowu otworzył drzwi, a do środka weszła Celmer, która chwilę później zadzwoniła po karetkę.
Gdy już było po wszystkim Klara postanowiła przeczytać kartkę, która znajdowała się na biurku.
***
Jeżeli to ktoś czyta to udało mi się odejść z tego świata. Rodzice nie chcieli mi wierzyć w to, co się wydarzyło na jachcie w maju, w moje 16 urodziny. To wszystko było prawdą. Andrzej mnie zgwałcił. Starałem się być silna. Miałam także nadzieję, że się zmieni. Jednak znowu próbował to zrobić w Sylwestra tym razem Lilce. Nie mogłam pozwolić na, to aby, to się powtórzyło. Postanowiłam działać. Poznałam dokładny rozkład dnia Andrzeja. Wiedziałam jak nazywały się jego kochanki i gdzie mieszkały. Tamtego dnia uznałam, że to jest najlepsza okazja. Ojciec był podpity, a matka miała migrenę. Nie zwracali wtedy większej uwagi na mnie. Wzięłam kluczyki do samochodu Andrzeja. Wykręciłem z rzeźby szpikulec. Pojechałam za taksówkę w jedno i drugie miejsce. Wiedziałam, że Andrzej często lubił przechodzić się nocą. Czekałam na niego, na bulwarze przy kościele Świętego Jana. Nie miałam tylko do końca pewności, czy on się pojawił, ale przyszedł. Wtedy to właśnie zrobiłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro