Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 55

Kurt

Siedziałem na walizce trochę dalej od reszty zespołu, bo zmęczyły mnie już trochę te wszystkie gratulacje dotyczące piosenki. Nie skłamię też, jeśli powiem, że oprócz tego najzwyczajniej w świecie bolała mnie głowa, a New Direction nie jest spokojnym zespołem. Dowodzi tego chociażby wczorajszy dzień. Po konkursie całym zespołem poszliśmy na karaoke, które nawiasem mówiąc odbywało się w barze i nie dopuściliśmy nikogo spoza Glee do mikrofonu. Część za dużo wypiła, części po prostu trochę odwaliło i tak oto razem z Blainem i Tiną musieliśmy holować do hotelu po trzech chórzystów na głowę. Były jednak pewne plusy. Anderson zaśpiewał mi piosenkę.
- Wiesz, że jeśli tak się rozmarzysz to przegapisz autobus? - usłyszałem za plecami znienawidzony głos.

Odwróciłem się i od razu skrzywiłem, bo Smythe jak gdyby nigdy nic usiadł na swojej walizce tóż obok mnie, zostawiając Skowronki na pastwę losu. Oni również czekali na najbliższy autobus.
- Czego chcesz Sebestian? - warknąłem.
Zaraz jednak tego pożałowałem, bo ból w skroni postanowił o sobie przypomnieć. Jakim cudem nic nie piłem, a czuję się jakbym miał kaca?
- Nie tak ostro bo się pokaleczysz - mruknął mniej złośliwie niż zwykle.
Uniosłem brwi. Czyżbym usłyszał wachanie w głosie lidera?
- Jesteś chory? - spytałem mimowolnie - zachowujesz się dziwnie.
Blondyn spoczątku nie odpowiedział. Patrzył za to w podłogę z taką miną jakby coś co sobie postanowił, okazało się niemożliwym do zrealizowania, a on obiecał, że to zrobi. Zacząłem się niepokoić.
- Ja tylko...- zaczął - Eh. To mi nie przejdzie przez usta.
Uniosłem brwi jeszcze wyżej.
- Chciałem ci pogratulować, okay? - mruknął skonfundowany.

Zamrugałem zaskoczony. Czy on właśnie...? Nie. To przecież nie ma najmniejszego sensu!
- Co proszę? - wychrypiałem - Ty mi gratulujesz? Dlaczego?
Chłopak westchnął cicho i wreszcie podniósł wzrok z podłogi. Nie wyglądał jakby żartował, ale na 100% był poirytowany.
- W sumie nie jesteś najgorszy, a ta piosenka jest niesamowita - wymamrotał - Oczywiście później się tego wyprę, ale chcąc nie chcąc nienawidziłem cię tylko przez to, że Blaine postanowił się w tobie zadużyć i...chyba powinienem się zamknąć.
Wzniósł oczy ku niebu, a ja parsknąłem mimowolnie.
- Chcesz powiedzieć, że byłeś zazdrosny? - niedowierzałem - Poważnie?
Śmiałem się jak głupi ignorując ból głowy. Ta sytuacja była tak absurdalna, że nie byłem pewien, czy nie rozgrywa się wyłącznie w mojej głowie.
- Bardzo zabawne - mruknął młodszy krzyżując ręce na piersi.
- Nie, nie rozumiesz - przerwałem mu - Chodzi mi o to, że jesteśmy siebie warci. Też byłem o ciebie zazdrosny.

Teraz to on uniósł brwi zaskoczony, a ja widząc to śmiałem się jeszcze bardziej. Do tej pory nie wiem co mnie napadło i dlaczego nie potrafiłem się opanować.
- Wybacz - powiedziałem ocierając łzy - Nawet nie wiem z czego się śmieję. To głupie.
- No trochę - przyznał z lekkim uśmiechem - Wychodzi na to, że mamy ze sobą więcej wspólnego, niż bym przypuszczał.
- Chociażby słabość do wyżelowanych chłopców - zachichotałem - To jak? Zgoda?
Wyciągnąłem rękę, a on spojrzał na nią niepewnie. Najwyraźniej nie spodziewał się, że ta rozmowa potoczy się w ten sposób.
- W sumie czemu nie - odparł potrząsając moją dłonią - Nie jestem już zazdrosny, a B najwyraźniej jest z tobą szczęśliwy. Ostrzegam jednak, że nie daruję ci jeśli znowu będę musiał słuchać jego szlochów.
Przewróciłem oczami.
- To miało znaczyć: nie zniszcz go, bo ja cię zniszczę, prawda? - westchnąłem.
Smythe uśmiechnął się szeroko.
- Szybko się uczysz - odparł.

Blaine

Zanim każdy rozszedł się w swoją stronę, postanowiliśmy wstąpić jeszcze do Makinleya. Byliśmy zwolnieni z całego dnia, została tylko jedna lekcja, ale chcieliśmy odnieść puchar do gabloty w najbardziej uroczystym korowodzie na jaki było nas stać. Niech się śmieją! Mało nas to już obchodzi.
Gdy Finn pchnął drzwi wejściowe, na korytarzu zapadła absolutna cisza, a my coraz mniej pewnie weszliśmy do środka. To co stało się później było jednak tak niesamowite, że cały następny miesiąc zdawało nam się, że zapadliśmy w zbiorową śpiączkę. Uczniowie zaczęli klaskać.
Szliśmy korytarzem witani gratulacjami, podziwem, a nawet zazdrością i nie mogliśmy uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

W końcu puchar stanął na wybranym miejscu, a my pstrzyliśmy na niego przez chwilę w absolutnej ciszy. Byliśmy szczęśliwi.
- Gratuluję dzieciaki - zaczął pan Schu przytulając do siebie nażeczoną - Osiągnęliście więcej niż mogliście sobie wymarzyć i w tak krótkim czasie staliście się rodziną, do której również mam zaszczyt należeć. To wszystko wasza zasługa.
- Pana również, panie Schu - zauważyła Rachel - Bez pana nie byłoby ani Glee, ani New Direction.
- Bez pana dalej bylibyśmy tylko nie zauważanymi przez nikogo dziećmi z problemami - zachichotał Kurt - Teraz jesteśmy rodziną złożoną z dzieci z problemami.
Cały zespół wybuchnął głośnym śmiechem, a pan Schu po chwili wachania również zaczął się śmiać.
- Chyba lepiej bym tego nie ujął Kurt - oświadczył.

Kurt

Rozmyślałem nad tym jak po konkursie, podeszła do mnie Carmen i powiedziała, że mój tekst był wyjątkowy. Byłem wtedy niemal pewien, że w końcu zemdleję i oczywiście nie zdołałem wykrztusić z siebię ani słowa, poza marnym dziękuje. Gdy jednak kobieta dodała, że ma nadzieję spotkać się z częścią Glee na przesłuchaniach do Niada, Finn musiał już mnie podtrzymywać. To było jak spełnienie marzeń i mimo że dało mi porządnego kopa, to teraz, gdy siedziałem w kawiarni z moim chłopakiem popijając gorącą czekoladę, czułem się jeszcze lepiej niż wtedy. Patrzenie na błyszczące oczy bruneta, wpatrujące się we mnie z zachwytem, mogłoby mi w zupełności wystarczyć.

Blaine uśmiechnął się niepewnie. Najwyraźniej chciał zadać mi pytanie, które męczyło go od dłuższego czasu i nawet nie zdawał sobie sprawy, że o nim wiem.
- To..- zaczął lekko zarumieniony - Zgaduję, że w przyszłym roku będziesz ostro pracował, co? W końcu dostanie się do Niada nie będzie łatwym zadaniem.
- To napewno - przyznałem - ale nie chcę się skupić wyłącznie na tym.
Brunet uniósł brwi zaskoczony, a mnie niesamowicie rozczulił ten widok. Chłopak zdecydowanie nie spodziewał się, że odkryję ukryte znaczenie tego pytania oraz że ujmę swoje stanowisko w takich słowach. Był pewien, że zdoła mnie oszukać.
Głupiutki, naiwny Blainey.
- Musimy przecież obronić mistrzostwo - zauważyłem.
Brązowooki skrzywił się, a ja nie mogłem już dłużej powstrzymywać śmiechu. Uwielbiałem to, że mój chłopak jest taki niedomyślny.
- Żartuję przecież - parsknąłem- To chyba oczywiste, że chcę spędzić też więcej czasu z tobą. W końcu jesteś moim chłopakiem.
Anderson odetchnął z ulgą, a ja uśmiechnąłem się nieznacznie. Uwielbiałem to, że widać po nim każdą emocje, a jemu najwyraźniej wcale to nie przeszkadzało. Był jak otwarta księga, która nie przejmuje się tym, że ktoś odkryje jej sekret i dzięki temu kochałem go jeszcze bardziej.
- Bałem się po prostu, że postanowisz skupić się tylko na Niada - wyznał z wahaniem - Nie chcę, żebyśmy się od siebie oddalili, zwłaszcza, że za dużo już zepsułem, a tata obiecał odstąpić mi letni domek

Teraz to ja uniosłem brwi, a brunet zakrył sobie usta. Chyba zorientował się w końcu, że powiedział znacznie więcej niż planował.
- I po niespodziance - jęknął niezadowolony - Chciałem zabrać cię na tydzień nad morze, jeśli oczywiście nie masz żadnych planów.
Moje oczy zabłysły, ale po chwili dotarła do mnie również wcześniejsza część jego wypowiedzi. Odpowiedź musiała poczekać.
- Twój tata? - zdziwiłem się - Masz z nim kontakt?
Blaine uśmiechnął się lekko, a ja od razu wiedziałem, że jego życie zaczęło zmierzać ku dobremu. Uszczęśliwiło mnie to, bo nikt poza nim nie zasługiwał bardziej na ten przeklęty happy end, który tak rzadko się zdarza. Przeszedł zdecydowanie zbyt wiele.
- Rodzice postanowili puki co zrezygnować z rozwodu - wyjaśnił - Pozostają wprawdzie w separacji, ale nie ma już tego całego stresu. Tata robi wszystko by wynagrodzić mi swoje zachowanie i nawet widzę poprawę, ale jeszcze całkowicie mu nie wybaczyłem. To trochę zajmie. Pozwolił nawet Cooperowi wrócić do LA po wakacjach, ale że mój brat radził sobie całkiem nieźle w firmie to ma mu tam załatwić również kilka spraw. Całkowite szaleństwo!
Pokręciłem głową rozbawiony i położyłem dłoń na tej należącej do Andersona. Zdecydowanie wolałem widzieć go szczęśliwym.
- Tak bardzo cię kocham - wyszeptałem patrzęc w jego błyszczące radością oczy.
- Uznam to za zgodę na wyjazd - zachichotał - Ja ciebie też.

1. Został jeszcze epilog, ale pomyślałam, że już teraz serdecznie podziękuję wszystkim czytającym za czas, wspaniałe komentarze i liczne gwiazdki, które zostawialiście pod rozdziałami. To dla mnie naprawdę wiele znaczy i mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań ❤

2. Chciałam też zawiadomić, że na pewno będę poprawiać tę historję, bo część rozdziałów nie jest dla mnie satysfakcjonująca, ale że poprawianie czegokolwiek idzie mi jak krew z nosa, to z pewnością trochę to zajmie.

3. Ta opowiastka zaczęła się od epilogu, który był jakby moim sposobem na sen. To w nim znajdziecie główny morał i liczę na to, że zamknie on tę historię w odpowiedni sposób.

4. Nie porzucam jednak Klaine'a. Mam w wersjach roboczych opowiadanie ala crisscolfer, pomysł na kolejne z Klaine oraz 2 prace dotyczące Glee. Puki co chcę się jednak zająć innymi tematami i poprawkami, dlatego nie wiem kiedy się one pojawią, ale pojawią się na pewno😎

5. Dziękuję za wspólną podróż i zapraszam na Epilog 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro