Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 51

Blaine

- Wybacz synku - powiedziała mama krojąc marchewkę - Chciałam cię posłuchać, ale gdy zobaczyłam tatę...
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, patrząc jak wrzuca do garnka wszystkie potrzebne składniki.
Zabawne ile miała teraz dla mnie czasu, zwłaszcza, że przez 11 lat razem z ojcem nie mogli go znaleść.
- Naprawdę się z nim rozwodzisz? - spytałem zmartwiony - W końcy wiesz...przeprosił mnie.
- Jedno przepraszam nie wystarczy Blaine - mruknęła - Chociaż wiem, że to by było lepsze.
Oparłem się o blat stołu krzyżując ręce na piersi i krzywiąc się znacznie. Nie wiedziałem co myśleć o tej sytuacji, bo mimo że czułem, że może nam to wyjść na dobre, to jednak jakie dziecko chciałoby rozwodu rodziców?
- Czyli to przeze mnie? - jęknąłem patrząc przez okno na mocarny dąb.
Kobieta odłożyła natychmiast trzymany nóż i odwróciła się do mnie z karcącym spojrzeniem. Przypomniało mi się dzieciństwo.
- Nic tutaj nie jest twoją winą - powiedziała stanowczo - ale jeśli myślisz, że przestałam być na ciebię zła to się mylisz. Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że tata cię uderzył?
- A ty znowu o tym? - wzniosłem oczy ku niebu - To było raz. Raz! Nic mi nie jest.
Mama nie wyglądała na przekonaną. Nie mniej jednak odwróciła się ponownie do kuchenki, żeby przyprawić zupę i wymieszać wszystkie składniki. Robiła to jednak zbyt długo.
- To nie skończyłoby się dobrze - stwierdziła - Przecież by cię nie zaakceptował. O Kurcie już nie wspomnę.
- Widział mnie z Kurtem - wyznałem - Nie usprawiedliwiam go, ale myślę, że może udałoby mu się w tym odnaleźć. Działasz zbyt szybko.
Moja rodzicielka oparła dłonie na blacie i westchnęła przeciągle. Tylko gdy się martwiła, człowiek dostrzegał ile naprawdę ma lat, bo w pozostałych momentach, moi rówieśnicy brali nas za rodzeństwo.
- Czego ode mnie oczekujesz? - wychrypiała - Mam mu wybaczyć i zapomnieć co ci zrobił?
Wzruszyłem ramionami.
- Ja ci wybaczyłem - odparłem.

Kurt

- Nie wiedziałem, że masz piegi - zaśmiał się Blaine, gdy zmywałem makijaż do snu.
- A ja nie wiedziałem, że jesteś kretynem - mruknąłem.
To nie tak, że go tu nie chciałem. Wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że nie chciał wyjść i tata z pewnością nie da mi jutro spokoju, bo jego zdaniem pozwalam mu na takie zachowanie. Dodatkowo robiłem się śpiący, a wieczorna kosmetyka przy NOWYM chłopaku, nie była czymś pociągającym.
- Czemu po prostu nie wyjdziesz? - jęknąłem - Tata cię zabije, jak zostaniesz tu jeszcze godzinę dłużej.
- Nie zabije - machnął ręką - Carol mnie polubiła.
Niechętnie pokiwałem głową przyznając brunetowi rację. Gdy kobieta kogoś polubiła, tata nie miał nic do gadania. Musiał go akceptować.
- Nawet Carol nie powstrzyma go przed zrobieniem mi wykładu na temat: Jak wychodzenie o tak późnej porze wpływa na reputację rodziny - mruknąłem.
- Zawszę mogę zostać na noc - zauważył puszczając mi oczko, a ja spojrzałem na niego przerażony.
No i mamy Andersona chichrającego się na podłodzę! Co on dzisiaj brał?
Zarumieniłem się.
- Oj przestań się tak peszyć - parsknął - Wiesz dobrze, że żartuję i że zaraz wyjdę, ale drażnienie twojego taty, stało się moim nowym hobby.

Przewróciłem oczami starając się nie pokazać po sobie zarzenowania i odwróciłem się spowrotem do lustra.
- Nie przestanę się peszyć, bo zbyt często o tym żartujesz - wymamrotałem.
- Żartuję, bo wiem, że się peszysz - odbił pałeczkę.
Milczałem. Brunet podszedł do mnie i przykucnął przy toaletce przyglądając się mojej twarzy. Znowu się odwróciłem.
- Przestań tak patrząc - jęknąłem.
- Jak niby?
- Tak jakbyś widział ósmy cud świata - burknąłem.
Anderson zaśmiał się ponownie i ucałował moje nadgarstki. Nie powiem szarmanckie, ale też krępujące i...Pięknie! Znowu się rumienie!
- Jesteś piękny Kurt - wyszeptał patrząc mi prosto w oczy - Jak mam więc patrzeć?
Przewróciłem oczami po raz kolejny, zerkając dyskretnie w lustro, co dostrzegł. Nigdy nie lubiłem swojej twarzy, a zwłaszcza piegów, które sprawiały, że wyglądałem na młodszego niż w rzeczywistości. Ludzie chcieli się o mnie przez to troszczyć i nikt nigdy nie pomyślał, że mogę tego nie chcieć, że wolałbym być traktowany jak normalny nastolatek. Nie jak przedszkolak.
- Dodają ci uroku, to prawda - ciągnął widząc moją reakcje - ale i tak nie rozumiem po co je ukrywasz.
- Wyglądam jak dziecko - mruknąłem.
- A czy to źle? W końcu zawsze tak nie będzie.

Właśnie w tej chwili do pokoju zapukał Finn i wszedł niemal natychmiast nie czekając na zaproszenie. Nie przejął się jednak widokiem jaki zastał.
- Blaine powinien wyjść - mruknął - Tata już nieźle świruje. Chodzi wokół stołu w kuchni, mamrocze coś niezrozumiałego pod nosem i wygląda jakby kogoś przeklinał.
Brunet westchnął cicho słysząc to i podniósł się z kucków, żeby pocałować mnie na pożegnanie. Uchyliłem się jednak.
- Chwila - zawołałem - Nie powiedziałeś mi jeszcze jak wygląda sytuacja z twoim tatą.
Anderson skrzywił się znacznie patrząc błagalnie na mojego brata, ale on i tak nic by nie wskurał. Blaine unikał tematu od tygodnia.
- Nijak wygląda - burknął - Mama dalej chcę się rozwieść.
Spojrzałem na chłopaka ze współczuciem i chwyciłem go za rękę, którą natychmiast uścisnął. Zawsze doceniał moje gesty.
- Może to i lepiej? - powiedział Finn przysiadając na brzegu łóżka.
- Nie wiem - odparł B - Wolałbym żeby to przemyśleli.
Po tych słowach pozwoliłem się pocałować i Anderson natychmiast opuścił mój pokój. Spojrzałem na wielkoluda, który został i teraz sprawdzał miękkość mojego łóżka.
- I co myślisz? - spytałem.
- Myślę, że powinieneś iść spać - odparł podnosząc się z miejsca - Pomartwisz się rano.

Blaine

Konkurs zbliżał się nieubłaganie, dlatego trenowaliśmy coraz ciężej i coraz bardziej się denerwowaliśmy. Poza tym jednak wszystko zaczęło się układać i co dziwne, prawie każdy miał jakąś parę. Ja byłem z Kurtem, Santana z Brit, Finn z Rachel, Tina z Mike'iem, Quin z Puckiem i na koniec największy szok: Sam umówił się z Mercedes. Tego to ja się nie spodziewałem, dlatego przez 2 tygodnie wypominałem przyjacielowi, że ani słowem nie wspomniał mi o swoich uczuciach do czarnoskórej.
- Nawet jakbym powiedział to i tak byś nie zauważył - stwierdził zajmując miejsce obok - Byłeś zbyt zajęty problemami rodzinnymi i Kurtem.
Przewróciłem oczami.
- Bez przesady - mruknąłem - Może jestem ślepy, ale to nie znaczy, że nie interesuje mnie co się dzieje w życiu moich przyjaciół.
- Tego nie twierdzę - odparł - Po prostu nie chciałem dodawać ci problemów.
Uśmiechnąłem się lekko wzruszony troską przyjaciela i wraz z resztą klasy czekałem na nauczyciela.

Minęło 5 minut, potem 10, aż w końcu z głośników rozbrzmiał znajomy głos, który zdecydowanie nie należał do jednej z moich ulubionych osób.
~ Drodzy podludzie, zwani uczniami - zagrzmiała Sue - Pragnę was uświadomić, że za tydzień odbędzie się bal, na którym niestety będziemy zmuszeni być. Dodatkowo wasz dyrektor uparł się żeby wystąpił na nim nasz szkolny chór, więc nie mamy co liczyć na dobrą zabawę...
Sam przewrócił oczami.
~ Nie mniej jednak, muszę was zasmucić, ale jest to impreza obowiązkowa, a na znalezienie partnera macie mało czasu. Koniec ogłoszeń.
Drgnąłem lekko, gdy dobiegł do nas dźwięk odkładanego mikrofonu, a mój blond-kumpel od razu to dostrzegł.
- Coś nie tak? - spytał zmartwiony.
Pokiwałem głową twierdząco, ale długo nie byłem w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Wróciły do mnie wspomnienia i mimo że nie zapowiadało się na atak, którego swoją drogą nie miałem już 3 tygodnie, to moje mięśnie napięły się w oczekiwaniu.
- Nie mam zbyt dobrych wspomnień z takimi imprezami - wychrypiałem.

Kurt

Gdy ogłoszono bal, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który nie umknął uwadze czujnej Rachel. Brunetka siedziała obok mnie i gdy tylko głos Sue zamilkł, natychmiast się odwróciła.
- Zaprosisz Blaina? - spytała z szerokim uśmiechem.
- Spróbuję - odparłem - Nie wiem jednak czy się zgodzi.
Żydówka uniosła brwi zaskoczona, a ja nie mogłem jej się dziwić. Byłem bowiem jedyną osobą, która znała całą historię mojego chłopaka i obiecałem, że tak zostanie. Musiałem jednak coś powiedzieć, bo przyjaciółka z pewnością nie dałaby mi spokoju, a nie chciałem się z nią męczyć do końca dnia.
- Ma złe wspomnienia związane z balami - wyjaśniłem - Zakładam, że będzie udawał chorego. Wszystko, żeby nie iść.
Westchnąłem cicho przyciągając tym samym uwagę siedzącej przed nami Quin. Założę się jednak, że podsłuchiwała nas od jakiegoś czasu, a moje przypuszczenia potwierdziło zadanę przez chirioskę pytanie.
- Jakie wspomnienia? - zaciekawiła się.

Zaśmiałem się cicho, uświadamiając sobie jak bardzo zmieniły się nasze relacje. Byłem bowiem jedną z dwóch osób, które nie chciały blondynki w Glee i które odnosiły się do niej wrogo. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy dziewczyna pogodziła się z Santaną i jakby nie patrzeć, przyczyniła się do jej związku z Brit. Od tego czasu nie była już taka nieufna i szybko znaleźliśmy wspólny język, bo okazało się, że łączy nas więcej niż myślałem.
- Tajemnica - odparłem sprawiając, że skrzywiła się znacznie, niezadowolona.
Quin była bowiem niesamowicie ciekawską osobą i nie mogła przełknąć faktu, że nie zawsze ludzie chcieli jej mówić co im chodzi po głowie.
- Zajmij się lepiej Puckiem - zaśmiała się Rach -  Bez twojej pomocy marny jego los.
- Wiem - westchnęła Fabrai - Muszę go pouczyć.

Po lekcji znalazłem Blaina w jednej z wolnych sal, gdzie ćwiczył piosenkę. Nie zauważył mnie, więc długo rozkoszowałem się brzmieniem jego głosu, aż w końcu niechętnie przerwałem jego próbę.
- Co z balem? - spytałem na tyle głośno by mnie usłyszał, ale by jednocześnie nie przykuć uwagi kręcących się przy klasie uczniów.
Brunet podskoczył zaskoczony, ale gdy mnie zobaczył odetchnął z wyraźną ulgą. Nie wiem dlaczego.
- Zgaduję, że chcesz iść - mruknął opierając się o biurko.
Stałem pomiędzy nim, a ścianą, więc jego zdenerwowanie było dla mnie bardzo widoczne. Chwyciłem go za rękę, która drgnęła niezauważalne i ścisnąłem ją lekko, chcąc w ten sposób przekazać, że rozumiem jego wachanie oraz że bez względu na wszystko będę go wspierać.
- Pokonałeś samego siebie już tyle razy - wyszeptałem - Powiedziałeś mi co się stało w twojej poprzedniej szkole, zaśpiewałeś przed ojcem i zaakceptowałeś to kim jesteś. Wierzę, że pójście na bal to kolejny mur, który musisz przeskoczyć i nie ukrywam, że chciałbym zobaczyć cię w smokingu.
Anderson zaśmiał się cicho i pogładził kciukiem moją dłoń. Bał się. To było jasne. Podjął już jednak decyzje.
- Zrobię to - oświadczył - ale mam warunek.
Uniosłem brwi zaskoczony, a chłopak uśmiechnął się złośliwie i przyciągnął mnie bliżej, tak że moja twarz znajdowała się teraz centymetry od niego. Czułem na policzku oddech bruneta, a jego oczy wydawały się jeszcze większe niż zwykle.
- Chce mieć pewność, że zatańczysz ze mną wolnego - zachichotał nerwowo.
Uśmiechnąłem się z czułością i przyciągnąłem go do pocałunku, a gdy oderwaliśmy się od siebie, w moich oczach tańczyły iskierki rozbawienia.
- Masz moje słowo - oświadczyłem.

Rozdział jest, ale taki sobie 😕
Obiecuję jednak, że kolejny będzie lepszy.
Do następnego! 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro