Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50

Kurt

Obudziłem się za sprawą promieni słonecznych, wpadających do pokoju przez odsłonięte okno, ale nie była to nieprzyjemna pobudka. Spałem bowiem pod ciepłą kołdrą, a za mną leżała znajoma postać, trzymająca brodę na moim ramieniu, a rękę na brzuchu. Zachichotałem cicho odwracając się w jego stronę i tym samym sprawiając, że chcąc nie chcąc musiał się obudzić.
- Dzień dobry - przywitał się odgarniając mi włosy z twarzy.
- Dzień dobry - odparłem - Jak się spało?
- Pewnie powinienem powiedzieć, że świetnie - zaśmiał się - ale strasznie się wiercisz.
Szturchnąłem w chłopaka w ramie śmiejąc się wesoło, a on pocałował mnie czule. Uśmiechnąłem się.
- Uznam to za przepraszam - parsknąłem.
Blaine pokiwał głową rozbawiony i wygramolił się z łóżka ignorując moje jęki sprzeciwu. Był taki ciepły.
- No chodź- powiedział - Jest już ósma, a jeśli zaraz nie wstaniemy to w końcu zjawi się tu moja mama. Chciałbyś, żeby poznała cię w taki sposób?
Niechętnie przyznałem brunetowi rację, ubrałem się i zszedliśmy na dół, gdzie przy stole siedziała już drobna brunetka o głębokim, ale czułym spojrzeniu.

Przyjżałem jej się uważnie.
Włosy miała kręcone i długie, bo sięgały do bioder, ale nie była zbyt wysoka. Przerastała jednak swojego syna, który nie raz skarżył się na swój wzrost, a od wyższego, była niższa ledwie o głowę. Miała zadbane dłonie i paznokcie, którymi otoczyła kubek z kawą, a skóra na nich wydawała się bledsza ze względu na światło padające od okna.
- Dzień dobry - przywitała się przyjaźnie - Ty musisz być Kurt.
Podniosła się z miejsca i wyciągnęła do mnie dłoń, a gdy przyjąłem ją z wachaniem, zmierzyła mnie bacznym spojrzeniem.
- Mamo - jęknął Anderson siadając przy stole - Nie strasz mojego chłopaka.
Drgnąłem lekko słysząc jego słowa, ale kobieta nie wydawała się poruszuna i tylko przewróciła oczami.
- Nie mogę zerknąć na chłopaka, który sprawił, że ciągle jesteś nieobecny? - zaśmiała się, natychmiast przybierając twarz uprzejmej gospodyni - To chyba nie zbrodnia.
Spojrzałem na zarumienionego chłopaka unosząc brwi, po czym moje spojrzenie znowu zawendrowało w kierunku jego matki. Jej zmiana była tak nagła i tak niesamowita, że zastanawiałem się czy każdy odbiera to w ten sposób. Chwilę była wroga, po czym znów stała się przyjacielska i zaprosiła mnie do stołu. Niesamowite!

Usiadłem obok Blaina, który trącił mnie kolanem, a ja rzuciłem mu karcące spojrzenie, rozśmieszając tym Pam.
- Chyba się polubimy - stwierdziła podając mi koszyk z chlebem, a ja podziękowałem.
- Myślałem, że pośpisz dłużej - mruknął brunet z pełnymi ustami - W końcu siedziałaś w pracy całą noc.
Pani domu ponownie przewróciła oczami i zajęła się smarowaniem kromki masłem. Nie odpowiedziała od razu.
- Przewidziałam, że zaprosisz swojego chłopaka - powiedziała wreszcie - Musiałam to wykorzystać. Gdybym spała, przedstawiłbyś mi go zapewne za rok.
Zachichotałem widząc jak mierzą się wzrokiem, a kobieta uśmiechnęła się lekko i położyła dłoń na mojej.
- Dziękuję Kurt - szepnęła.
- Za co? - zdziwiłem się.
- Dzięki tobie mój syn jest szczęśliwy.

Blaine

Moja mama naprawdę potrafi mnie zawstydzić. Już wiem po kim Cooper to ma.
- Przyjdzie pani na występ? - spytał Kurt, gdy zbieraliśmy się do szkoły.
- Jaki występ? - zdziwiła się moja rodzicielka.
Oczy ich obojgu zwróciły się na mnie z pretensją, a ja przeklnąłem w duchu długi język ukochanego. To jasne, że chciałem, żeby mama usłyszała jeszcze raz jak śpiewam, ale bałem się, że jeśli ją zaproszę to znowu coś jej wypadnie. Nie chciałem robić sobie niepotrzebnych nadziei.
- Dyrektor kazał Glee wystąpić na przyjęciu dla potęcjalnych sponsorów - wyjaśniłem niechętnie - Pan Schu dał nam duet.
- Czemu nie mówiłeś? - oburzyła się kobieta - Jasnę, że przyjdę.
Hammel uśmiechnął się na te słowa, a ja przewróciłem oczami domyślając się wreszcie jego intencji. Szatyn doskonale wiedział, że nie powiem mamie o występie, mimo że chcę by przyszła. Wrobił mnie.
- I daruj sobię tą "panią" - zwróciła się do chłopaka - Mów mi po prostu Pam.

Dzień w szkole minął szybko i wreszcie przyszła pora na występ dla inwestorów. Glee marudziło za kulisami, widownia powoli zajmowała miejsca, a ja stałem koło sceny gdzie mój kochany chłopak dusił mnie krawatem.
- Za ciasno - jęknąłem, gdy skończył wiązać.
- Nie bądź dzieckiem - prychnął - Jest w sam raz, tylko nie przywykłeś, bo chodzisz w muszkach.
Przewróciłem oczami i poluzowałem supeł, ku niezadowoleniu szatyna. Ruszyliśmy za kulisy, ale nagle zatrzymałem się gwałtownie rozpoznając postać na widowni, która właśnie zerkała znudzona na zegarek.
Kurt podążył za tym spojrzeniem, a moja reakcja natychmiast ujawniła kim jest siedzący w kącie mężczyzna.
- Twój tata prawda? - sapnął.
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem tylko w to miejsce jak zaczarowany, nie mogąc złapać tchu, ani się ruszyć.
- Ej spokojnie - powiedział kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Spokojnie? - prychnąłem wyrywając się z szoku - Jak mam być spokojny? Jak mam wystąpić? Przecież on nawet nie wie, że śpiewam. Zabiłby mnie za to.
Chłopak spojrzał jeszcze raz na siedzącą w kącie postać i przejechał dłonią po moim policzku. Jego dotyk zawsze działał na mnie kojąco, dlatego uspokoiłem się trochę i przestałem wreszcie zerkać nerwowo w kierunku ojca.
- Śpiewaj tak jakby go tam nie było - wyszeptał - Tak jakbyśmy byli tam tylko my.

Skinąłem głową niepewnie i pozwoliłem poprowadzić się za kulisy, gdzie czekali już wszyscy nasi przyjaciele. Nie powiem, że się bałem, bo to zbyt lekkie słowo. Byłem przerażony. Bałem się, że ojciec się wścieknie, że się odwróci, albo powie, że go zawiodłem, a te słowa z jego ust zawsze były dla mnie wyjątkowo bolesne. Co z tego, że w ciągu życia słyszałem je nie raz.
Najbardziej bałem się jednak, że jeśli nie wyjdę teraz, to już zawsze będę uciekać i że wciąż będę się chował przed Bretem, ojcem, światem i samym sobą, aż w końcu pęknę i nic nie będzie mogło mnie poskładać. Byłem tchórzem. Byłem tchórzem, ale nie chciałem nim być, dlatego gdy kurtyna została rozsunięta ruszyłem na scenę z trzęsącymi się dłońmi i walącym sercem.

Kurt

( Radzę włączyć teraz utwór. Pozwala się wczuć )

Wyszliśmy na środek sceny, ale gdy spojrzałem na Blaina wpatrzonego w ojca, wiedziałem, że jeśli mu nie pomogę, nie wykrztusi z siebie ani słowa. Podszedłem więc do chłopaka i położyłem mu dłoń na ramieniu sprawiając, że odwrócił wzrok w moim kierunku.
- Słuchaj tekstu - wyszeptałem, a on skinął głową.
Zacząłem śpiewać patrząc mu w oczy i próbując w ten sposób przekazać, że powinien wziąść sobie do serce słowa piosenki. Mówiły one bowiem o tym, żeby się nie zmieniać i być sobą, bo tylko wtedy możliwe jest prawdziwe szczęście. Pasowały idealnie.
Anderson uśmiechnął się lekko i z wdzięcznością, rozumiejąc przekaz i natychmiast dołączył.
Nic już się nie liczyło, tylko my dwaj i treść, którą niosła muzyka. Problemy zeszły na dalszy plan.
Gdy ostatnie dźwięki już rozbrzmiały, brunet odwrócił wzrok w kierunku publiczności, która poderwała się z miejsc, by nas oklaskiwać, ale on wpatrywał się tylko w jedną osobę. Mężczyzna w rogu patrzył na niego zdumiony, ale mój chłopak zrozumiał tekst i z podniesioną głową opuścił scenę ciągnąc mnie za sobą.

Gdy kurtyna opadła przytuliłem go do siebie, nie zwarzając na przyjaciół, którzy otoczyli nas ciasnym kołem, chcąc dowiedzieć się co się stało. Nie byli bowiem ślepi i z pewnością zrozumieli, że ten występ miał większe znaczenie niż początkowo zakładaliśmy.
- Jestem z ciebie dumny - wyszeptałem czując jak brunet trzęsie się w moich ramionach.
- To było straszne - wyznał - Dziękuję Kurt. Gdyby nie ty...
Nie dokończył, bo poczuł na ramieniu dłoń Fina i odwrócił się nie wiedząc za bardzo co się dzieje.
- Jesteśmy z tobą - powiedział wielkolud, a reszta zespołu pokiwała głowami, rozumiejąc kim była postać na widowni.
Blaine nigdy nie ukrywał problemów z ojcem, a gdy wyszło na jaw, że jest gejem, opowiedział przyjaciołom o jego reakcji. Nie zdradził tylko, że mężczyzna nie raz sprawiał mu ogromny ból tą swoją zatwardziałością.

Pan Schu pogratulował nam występu, ogłosił, że udało się znaleźć sponsora i powoli każdy z nas zaczął zbierać swoje rzeczy. Nie spieszyliśmy się jednak, zwłaszcza Blaine, który czuł, że gdy wyjdzie stanie oko w oko ze smokiem. Tak też się zreszta stało, bo gdy opuściliśmy szatnie ujrzeliśmy opartego o ścianę ojca chłopaka, który o dziwo nie trzymał w ręku telefonu.
Przyjżałem mu się uważnie.
Był trochę wyższy od swojego syna, miał czarne, proste włosy i oczy niemal identyczne jak mój ukochany, co trochę peszyło. Na pierwszy rzut oka można było jednak stwierdzić, że wyznaje zasady szorstkiej miłości i z pewnością nie często przyznaje się do błędu.
- Synu - odezwał się niepewnie, czym zaskoczył zarówno mnie jak i bruneta - Możemy porozmawiać w cztery oczy?
Anderson spojrzał na niego z kpiną, chwycił moją dłoń i przybrał postawę obronną. Nie bał się. Był gotów bronić siebie i tego w co wierzy nawet jeśli miało się to źle skończyć.
- Mów co masz mówić, albo odejdź - mruknął - Kurt zostaje.
Czarnowłosy westchnął cicho i zrobił krok do przodu, czym sprawił, że Blaine się odsunął. Ponownie westchnął i spojrzał na syna ze smutkiem.
- Chciałem tylko przeprosić - powiedział.

Blaine

Mój ojciec nie przeprasza. Nigdy.
Odkąd pamiętam przyznanie się do błędu było dla niego równoznaczne z ośmieszeniem się i dlatego wolał coś przemilczeć niż przyznać, że nie ma racji.
Teraz jednak przepraszał. Przepraszał i do tego zdawał się szczerze żałować, tego co zrobił.
- Nie rozumiem - wychrypiałem ściskając mocniej rękę Kurta - Dlaczego?
Tata podrapał się po głowie, niepewny od czego zacząć, ale nie zamierzałem go pospieszać. Słowo przepraszam dalej odbijało się bowiem w moim umyśle nie mogąc znaleźć swojego miejsca, ani dać się zrozumieć.
- Twoja matka złożyła wniosek o rozwód - wyznał wreszcie - Dopiero wtedy pojąłem, że sprawa jest poważniejsza niż zakładałem.
Zmarszczyłem brwi.
Nie wiedziałem, że mama to zrobiła i byłem pewien, że powiadomiłaby nas o takiej decyzji, ale najwyraźniej się pomyliłem. To jednak nie zmieniało faktu, że ojciec stał teraz przede mną ze skruchą wymalowaną na twarzy, a ja dalej nie wiedziałem dlaczego zmienił zdanie.
- Pam jest miłością mojego życia - ciągnął - Myśl, że ją stracę otworzyła mi oczy i zrozumiałem, że robiłem wam to samo, co kiedyś robił mi mój ojciec. Ignorowałem, nie akceptowałem, nie wspierałem, nie chciałem słuchać...Nie mogłem się pogodzić z myślą, że jesteś taki, tak jak nie mogę się pogodzić z decyzją mamy. Zrobiłem wielę złego i wiem, że nie zasługuję na wasze wybaczenie, ale chciałem raz w życiu powiedzieć ci to czego nigdy ci nie mówiłem. Chciałem powiedzieć, że jestem z ciebie dumny.

Drgnąłem lekko, ale dalej wpatrywałem się w ojca błyszczącymi oczami.
Byłem zły. To jasne, że byłem zły, ale pragnąłem usłyszeć te słowa odkąd pojąłem ich znaczenie i nie mogłem tak po prostu ich zignorować.
- Sprzeciwiłeś mi się - ciągnął - Ja nie miałem tyle odwagi. Widzę, że wyrosłeś na porządnego mężczyznę, który nie boi się być tym kim jest i mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy. Zasługujesz na szczęście.
Pokiwałem głową, nie wiedząc co innego miałbym zrobić, ale to najwyraźniej w zupełności mu wystarczyło. Również skinął głową i ruszył do wyjścia, ale w ostatniej chwili postanowiłem go zatrzymać.
- Tato? - zawołałem.
- Tak? - spytał odwracając się ostatni raz.
- Kiedyś ci wybaczę - powiedziałem.
Ojciec uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i zniknął, pozostawiając mnie z uczuciem spokoju, którego jeszcze nigdy nie czułem. Nie tak silnie.

Nie wiem czy nie będziecie na mnie źli, bo wiem, że ojciec Blaina na to nie zasłużył. Wiem jednak, że gdybym zrobiła z niego potwora bez serca to nigdy bym sobie tego nie darowała😔
Blaine musiał przestać uciekać.
Ps. Trochę mnie wzruszył ten rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro