Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Blaine

Zaraz po lekcjach razem z Samem ruszyliśmy do sali chóru.
Tak szczerze, to od początku chciałem się tu zapisać, ale teraz miałem pretekst. W prawdzie żałowałem, że znowu spadam na sam dół łańcucha pokarmowego, ale przynajmniej nie spadałem sam. Czułem, że zarówno Finn jak i Sam będą kiedyś moimi przyjaciółmi i...Kurt chyba też. Przeklnąłem w duchu, bo moje myśli ponownie sunęły w stronę szatyna.
- Jesteś pewien? - spytał rybousty przed klasą.
- Mam przesrane przez kolegowanie się z Glee, a nie zamierzam z tym kończyć - zaśmiałem się - Nic nie tracę.
Blondyn skinął głową i weszliśmy do sali natychmiast przyciągając uwagę. No dobra, ja przyciągałem uwage. Uwage dziewczyn.
Zaśmiałem się w duchu.
Gdyby tylko wiedziały.

Usiadłem z tyłu i zająłem się rozmową z Finn'em czekając na pana Schu. Nauczyciel pojawił się niemal natychmiast, a zauważywszy mnie uniósł brwi zaskoczony.
- Blaine?
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się - Można się zapisać?
Mężczyzna natychmiast się rozpromienił.
- Jeśli umiesz śpiewać...
- Wydaje mi się, że tak.
- Zapraszam- machnął ręką dając mi do zrozumienia, żebym stanął na środku.
Wykonałem polecenie, poprawiłem kapelusz i natychmiast dobiegły do mnie dźwięki ulubionej piosenki Katy Perry -  Last Friday Night.
Tak, tak. Lubię Katy i jestem z tego dumny. 
Zacząłem śpiewać, a w połowie utworu wszyscy się przyłączyli i zaczęliśmy tańczyć. Zerknąłem na Kurta, który przy muzyce wydawał się zupełnie inną osobą. Zupełnie jakby w jednej chwili pozbył się wszystkich trosk.

Zanim się zorientowałem piosenka dobiegła końca i wszyscy zaczęli klaskać. Ukłoniłem się i zająłem swoje miejsce. Poczułem na sobie czyiś wzrok, obróciłem się i zobaczyłem Kurta, który jednak szybko obrócił głowę zawstydzony. Też poczułem, że się rumienie, dlatego schyliłem się do torby udając, że czegoś szukam.
- Chyba wszyscy się zgodzimy, że potrafisz śpiewać - zaśmiał się nauczyciel.
Reszta przytaknęła, a pan Schuster podszedł do tablicy i napisał temat.

Kurt

Tego się nie spodziewałem. Chłopak śpiewał rewelacyjnie i nie było w tym żadnej przesady. Gapiłem się na niego jak głupi. Jak tak dalej pójdzie to mój sekret niedługo przestanie być sekretem. Spochmurniałem przypomniawszy sobie o czekającej mnie rozmowie z Finn'em i wyszedłem z budynku. Wielkolud stał już przy moim samochodzie widocznie się nad czymś zastanawiając. Wsiedliśmy do auta nieodzywając się do siebie.  Zapiąłem pasy i ruszyliśmy.

Po pięciu minutach mój brat przerwał niezręczną ciszę słowami, które kąpletnie mnie zaskoczyły.
- Chciałem cię przeprosić - wymamrotał, a ja spojrzałem na niego unosząc brwi.
- Za co? - spytałem.
- To nie moja sprawa i nie powinienem wymagać, żebyś mi się ze wszystkiego tłumaczył. Bracia tak nie postępują.
Milczałem zbity z tropu.
- Chodzi o to, że jeśli ktoś cię prześladuje to moja w tym głowa, żeby...
- Nikt się nade mną nie znęca. Tak mi się tylko powiedziało - skłamałem.
Nie mogłem pozwolić, żeby odkrył prawdę, bo wtedy byłoby naprawdę źle. Finn miał skłonności do robienia głupstw, gdy coś go zezłościło, a gdyby odkrył, że jego brata prześladuje nie kto inny jak sam David Karovski to wściekłby się na 100%.
- Jaja sobie robisz?
- Wtedy nie za bardzo dałeś mi się wytłumaczyć - mruknąłem.
- Masz rację. Przepraszam.
Chwilę panowała cisza, ale tym razem to ja musiałem ją przerwać.
- Finn?
- Hmm?
- Dziękuję.
Chłopak uniósł brwi.
- No wiesz...- mruknąłem-...Że nikomu nie powiedziałeś.
- Obiecałem.
- Tak wiem. Dziękuję.
Wielkolud uśmiechnął się przyjacielsko i już więcej nic nie mówiliśmy.
Po raz pierwszy od wielu lat poczułem, że będziemy przyjaciółmi. Więcej! Że będziemy jak bracia. Może nie dziś, ani jutro, ale niedługo. Byłem mu bardzo wdzięczny.

Weszliśmy do domu i rozstaliśmy się. Zamknąłem swój pokój na klucz i ostrożnie ściągnąłem z siebie koszulkę podchodząc do lustra. Wciągnąłem ze świstem powietrze widząc ogromną szramę na plecach. Pamiątka po tym jak Karovski pchnął mnie z całej siły na ostry róg szafki nie należała do ładnych. W szkole szybko zatamowałem krwawienie, żeby krew nie przesiąkła przez ubranie, ale teraz znów zaczęła płynąć. Zrobiło mi się słabo. Wziąłem 2 głębokie wdechy uspokajając się i wyjąłem z szafki apteczkę. 

Blaine

Gdy tylko wróciłem do domu natychmiast rzuciłem się na łóżko i zasnąłem. Niechciany klejący prysznic i próba Glee szybko mnie rozbudziły, ale gdy tylko dobiegły końca senność natychmiast powróciła.
Nic mi się nie śniło za co dziękowałem w duchu, bo nie przetrwałbym kolejnej bezsennej nocy. Obudziłem się koło południa co nie było nowością. Rodziców i Coopera nie było, co też nie było zaskoczeniem. Marta natamiost nie pracowała w weekendy.
Byłem sam i świadomość, że to też nie jest nowością mocno mnie przygnębiła.
Zrobiłem sobie śniadanie i puściłem muzykę na fula próbując wyrwać się z cosobotniej depresji, ale nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. W końcu ubrałem się w kraciastą koszulę, granatową kamizelkę, obcisłe czerwone dżinsy, czarne buty i oczywiście muszkę i zbiegłem na dół. Ubierałem się w ten sposób tylko w weekendy od czasu gdy mój starszy brat stwierdził, że wyglądam jak gej. Miałem wtedy 12 lat i cóż, byłem dość przestraszony, bo przez to uświadomiłem sobie, że naprawde nim jestem.

Narzuciłem na siebie kurtke i wyszedłem z domu zamykając go uprzednio na klucz. Było chłodno, ale nie zimno. Wiatr wiał lekko, strącając z drzew ostatnie listki.
Skierowałem swoje kroki do kawiarni, w której byłem ostatnio. Tak jak wtedy  zamówiłem swoją ulubioną kawę i usiadłem zdejmując wcześniej kurtkę, bo w pomieszczeniu było ciepło. Nie musiałem czekać długo na zamówienie. W kawiarni siedziało tylko kilka osób.
- Blaine! W coś ty się ubrał? - usłyszałem za sobą znajomy głos.
- Wreszcie wygląda jak człowiek- odezwał się drugi.
Bracia usiedli naprzeciwko, a mi od razu poprawił się humor.
- Kurt! Finn! - ucieszyłem się- Co wy tu robicie?
- Mama powiedziała, że muszę sobie kupić jakieś nowe ubrania - westchnął wielkolud- Kurt uparł się, żeby jechać ze mną.
- W czym problem?
- On 3 godziny siedzi w jednym sklepie!

Wybuchnęliśmy śmiechem, a szatyn się zarumienił.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie - zauwarzył nie spuszczając wzroku ze stołu.
- Lubię tak chodzić - odparłem.
- To czemu w szkole tak nie chodzisz?
- Długa historia.
Podeszła do nas kelnerka i podała chłopakom zamówienie. Usłyszałem dźwięk telefonu, który odezwał się z kieszeni Kurta. Chłopak wyciągnął urządzenie i uśmiechnął się do niego.
- Kto to? - spytał zaciekawiony Finn.
- Mercedes. Po raz setny dziękuje mi za wczoraj.
Poczułem ukłucie w sercu.
Czy to zazdrość?
- Byliście na randce? - spytałem nie mogąc się powstrzymać.
- Nie no co ty! - zaśmiał się - Mercedes miała gorszy tydzień, więc zabrałem ją na pokaz mody. To tylko koleżanka.
- Uhm.
Kamień spadł mi z serca, ale starałem się nie dać tego po sobie poznać. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i stwierdziłem, że muszę wracać. Tak naprawdę to nie musiałem, ale cały czas bałem się, że palne coś głupiego, albo się zdradzę, co w towarzystwie szatyna było bardzo możliwe. Pożegnałem się więc i wróciłem do domu. 

Kurt

Gdy zobaczyłem Blaina w kawiarni zamarłem i natychmiast zapragnąłem uciec. Niestety był ze mną Finn, który widząc moją reakcję postanowił się trochę podroczyć.
- Podoba ci się co? - zagadnął, a ja natychmiast oblałem się rumieńcem.
Chciałem jak najszybciej wyjść.
- Chodźmy się przywitać - powiedział i mimo że usilnie starałem się go od tego odwieść, ruszył w stronę bruneta. W trakcie rozmowy starałem się z całych sił nie patrzeć na obiekt moich westchnień, a gdy spytał o Mercedes zdawało mi się, że usłyszałem nutkę zazdrości w jego głosie.
Przestań Hammel! Znowu masz jakieś urojenia.
Jak wyszedł odczułem ulgę, ale jednocześnie gdy się z nami żegnał miałem wielką ochotę złapać go za rękę i błagać, żeby został jeszcze chwilę. Coraz bardziej się pogrążałem przez to głupie uczucie, którego nie powinno w ogóle być.

Westchnąłem przeciągle i rozwaliłem się na krześle.
- Wyglądasz jakbyś przebiegł maraton - zaśmiał się Finn.
- Ta rozmowa była gorsza niż maraton - mruknąłem- a wiesz, że nienawidzę biegać.
- Ty serio się zakochałeś - zachichotał.
- Wcale nie! - warknąłem, ale jednocześnie czułem, że znowu się rumienię.
- Aha, bo ci uwierzę.
- Możemy zmienić temat? - wymamrotałem.
Mój brat był niesamowicie rozbawiony, ale ostatecznie zgodził się na zmiane tematu.
- Pomożesz mi wybrać prezent na urodziny mamy? - poprosił nieśmiało.
- Dopiero teraz się obudziłeś? Carol ma urodziny w czwartek!
- Nie oceniaj mnie - mruknął - co roku nie trafiam z prezentem.
- Może dlatego, że zaczynasz nad nim myśleć parę dni przed.
- Pomożesz czy nie?
Westchnąłem.
- Pomogę, ale jeśli myślisz, że to nam zajmie mało czasu to jesteś w błędzie.

Jeśli ci się podobało to zostaw coś po sobie 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro