Rozdział 41
Kurt
Świata, święta i po świętach jak to mówią. Znowu.
Nie byłem gotów na powrót do szkoły po feriach. Nie wypocząłem, a od powrotu z Nowego Jorku nie przestawałem myśleć o tym przeklętym koszmarze.
Czemu musiało mi się to przyśnić, akurat gdy tuż obok był Blaine?!
Nie pojmowałem tego. Nie miałem już przecież myśli samobujczych i depresji...
Co nie? Wyleczyłem się z tego. Prawda?
Obawiałem się też, że mój przyjaciel podejmie KOLEJNĄ próbę zmuszenia mnie do rozmowy, ale chyba w końcu odpuścił.
Nie chciałem tego robić, ale mimo wszystko zapukałem do gabinetu jedynej osoby, która znała mój sekret.
- Proszę!
Wszedłem do środka, a rudowłosa podniosła się niepewnie z krzesła.
- Kurt. Nie myślałam, że...
- Że przyjdę? - przerwałem jej - Ta. Ja też nie sądziłem, że to zrobię.
- Usiądź proszę.
Wykonałem polecenie, a psycholog uśmiechnęła się niepewnie.
- To...w czym mogę ci pomóc? - spytała.
- Od razu mówię, że nie mam żadnych myśli samobójczych i nie zamierzam rozmawiać dlaczego były - uprzedziłem, a kobieta skinęła głową.
- A więc?
- Mam...miałem niedawno koszmar, który jeszcze niedawno śnił mi się prawie codziennie. Nie powinien już mi się śnić - wymamrotałem.
- Dlaczego tak myślisz?
- Nie mam już depresji - wyjaśniłem - Nie chcę się zabić.
Pani Pidsbery pokręciła głową w rozbawieniu.
- Oh Kurt. Depresji nie da się tak łatwo wyleczyć, choć cieszę się, że zrozumiałeś, że samobójstwo to nie wyjście.
- Yhm - mruknąłem - To co mam robić?
Rudowłosa zastanowiła się przez chwilę.
Irytowała mnie.
Każda spędzona z nią chwila doprowadzała mnie do szału i nie miałem pojęcia dlaczego.
Chociaż nie.
Gdyby się tak zastanowić to znałem powód, a było nim to, że znała moją największą tajemnicę.
- Zgaduję, że nie chcesz o tym z nikim rozmawiać, prawda? - domyśliła się.
Skinąłem głową.
- Może być ciężko, bo rozmowa z reguły pomaga. Gdy masz osobę, która cię pilnuje, wspiera...
- A inne opcje? - ponownie jej przerwałem.
Westchnęła przeciągle i odłożyła na biurko ołówek, którym się bawiła.
- Spróbuj słuchać przed snem ulubionej piosenki - poradziła - To powinno pomóc.
Skinąłem głową i już miałem iść, ale mnie zatrzymała.
- To jest tylko czasowe rozwiązanie - przypomniała - Prędzej czy później będziesz musiał z kimś porozmawiać.
- Wolę później - odparłem i opuściłem pomieszczenie.
Blaine
Odkąd zaczęła się próba nie spuszczałem oczu z Kurta. Widziałem jak był w gabinecie pani Pidsbery i teraz naprawdę zacząłem się martwić.
To się jednak zmieniło, gdy do klasy wparowała wściekła Santana.
Wiedziałem, że była wściekła, bo nie odezwała się ani słowem i po prostu zajęła swoje miejsce. Żadnych wyzwisk na dzień dobry, żadnego uwłaczania. Coś zdecydowanie było nie tak, a po chwili zrozumiałem co.
Arthi wjechał do sali, a na jego kolanach siedziała roześmiana Britt.
- Czyli co? - odezwała się Tina - Jesteście parą? Już oficjalnie?
Arthi uśmiechnął się wesoło, ale Brittany tylko pokręciła głową.
- Po co być oficjalnie, jak można być nieoficjalnie? - powiedziała.
Arthiemu zrzędła mina, a Sant prychnęła z tyłu.
- Przyzwyczajaj się wózek - mruknęła - Britt jest za głupia, by to zrozumieć.
- Ej Santana! - Kurt podniósł się z miejsca- Co cię ugryzło?
- Właśnie - odezwała się Britt - Czemu tak mnie nazywasz? Co zrobiłam?
- Wiesz co zrobiłaś - warknęła - Nic mi nie powiedziałaś.
Zmierzyła wszystkich nienawistnym spojrzeniem i wyszła z klasy potrącając ramieniem wchodzącego pana Schu.
- Mogę wiedzieć o co chodzi? - spytał nasz nauczyciel, ale wszyscy milczeli.
Dopiero blądynka przerwała ciszę.
- Chyba jest na mnie zła, bo zapomniałam jej powiedzieć, że lubię Arthiego - westchnęła.
- Nie musisz jej o wszystkim mówić - zauwarzyła Rachel.
- Muszę. To moja najlepsza przyjaciółka.
- Pójdę jej poszukać - zaoferował Kurt.
- Dobry pomysł - odparł pan Schu - A my lepiej wracajmy do pracy. Zostały 4 miesiące do regionalnych.
Pokiwaliśmy głowami, szatyn wyszedł, a my rozpoczęliśmy próbę.
Nie zdziwiło mnie, że to on zaoferował, że z nią pogada. Nie był przecież głupi, a swój pozna swego.
Santana była po prostu zazdrosna. Czuła się zdradzona.
- Myślisz, że co jej jest? - spytał szeptem Finn.
- Nie radzi sobię z emocjami - odpowiedziała za mnie Quin.
Spojrzałem na nią zaskoczony, a ona uśmiechnęła się niepewnie. Wtedy do mnie dotarło.
Ona od początku wiedziała, że Santana jest zakochana w swojej najlepszej przyjaciółce. Razem z portorykanką nienawidziły się od przedszkola, a ona i tak nic nie powiedziała.
Pytanie dlaczego?
Prześpiewaliśmy dwie piosenki, a Kurta i Santany wciąż nie było, więc nasz nauczyciel ogłosił krótką przerwę. Podszedłem do Quin i odciągnąłem ją na bok.
- Od jak dawna wiesz? - spytałem.
- O czym?
- Wiesz o czym - mruknąłem krzyżując ręce na piersi.
Westchnęła cicho i wyciągnęła mnie na korytarz.
- A ty od kiedy? - rozejrzała się uważnie dookoła.
- Chodziłem z nią dłużej niż tydzień - zauwarzyłem - A wiedziałem już po trzecim dniu.
Przewróciła oczami.
- Zrozumiałam w czym rzecz w pierwszej klasie, ale wiem od przedszkola.
- To z tego powodu się tak nienawidzicie?
Skrzywiła się nieznacznie i jeszcze raz rozejrzała dookoła.
- Po części - mruknęła - ale nie myśl sobie, że nienawidzę jej, bo jest lesbijką. To nie tak.
- To jak?
- To...długa historia. Najważniejsze to żeby nikt się o tym nie dowiedział.
- Dlaczego ją kryjesz?
Quin wydawała się zirytowana moimi pytaniami. Nic w sumię dziwnego. Były słuszne.
- To też długa historia - odparła.
Spojrzałem na zegarek.
- Mamy 5 minut - powiedziałem - Więc lepiej się streszczaj.
Kurt
Znalezienie Santany nie było takie proste jak myślałem. Zaoferowałem, że ją znajdę, bo domyśliłem się co kryje się za wybuchem portorykanki.
Zazdrość.
Byłem więc chyba najlepszą osobą, żeby z nią porozmawiać, ale nie mogłem jej znaleźć.
Po przeszukaniu połowy klas, w końcu natrafiłem na nią w audytorium.
- Czego chcesz Hammel? - mruknęła ocierając łzy - Chcesz się ponabijać?
- Nie jestem taki - odparłem siadając obok niej - Wszystko gra?
- Nic nie gra - mruknęła - Nie wiem czemu tak zareagowałam. Zawsze mi mówiła, gdy ktoś jej się podobał.
- Jesteś zazdrosna.
- Zazdrosna? Niby o kogo? - prychnęła.
- O Britt. Kochasz ją.
Wszystkie mięśnie dziewczyny znacznie się napięły.
- Nie wiem o czym mówisz - mruknęła.
- Sant litości! Swój pozna swego.
Przewróciła oczami i westchnęła.
- Zabawne. Powiedziałam to samo Blainowi.
Zamrógałem zaskoczony.
- To ty wiedziałaś? - zdziwiłem się.
- Byłam druga - odparła - Zresztą nie było trudno się domyślić. Blaine pożerał cię wzrokiem. Z resztą dalej to robi.
Zarumieniłem się i po raz kolejny przekląłem w duchu swoją nieuwagę.
- Ty wiesz, że on cię kocha, prawda? - spytała nieoczekiwanie.
- Chyba mieliśmy mówić o Britt - zauwarzyłem.
- No weź Kurt. Czemu jeszcze nie jesteście razem? Ślepy by zauwarzył, że do siebie pasujecie.
Westchnąłem cicho.
- To nie takie proste - mruknąłem.
- Czyżby? - prychnęła - A mi się wydaje, że Lady Hammel boi się przyznać, że jest zakochany.
Milczałem zbity z tropu.
Jakim cudem ta rozmowa tak nagle zaczęła dotyczyć mnie i Blaina?
- Mówiłaś Britt co czujesz? - spytałem, żeby zmienić temat.
Znowu westchnęła.
- I przyznać się, że jestem lesbijką? Nie dzięki.
- Wolisz być szczęśliwa, czy bezpieczna?
Przewróciła oczami.
- Chyba powinieneś sam zadać sobie to pytanie - odparła.
Wróciliśmy do sali chóru i dołączyliśmy do piosenki. Santana stała daleko od nowej pary, a Blaine rozmawiał o czymś szeptem z Quin.
Słowa dziewczyny całkowicie wybiły mnie z rytmu, przez co Mercedes była zmuszona powtórzyć mi po zajęciach wszystko co mówił pan Schu, a było tego sporo.
- Powiesz mi wreszcie o czym rozmawialiście z Santaną? - mruknęła czarnoskóra - Nie było was 20 minut.
- Nie mogę powiedzieć - westchnąłem.
- A powiesz co jest z tobą? Nie mogłeś skupić się na próbie.
- To nic - wymamrotałem - Po prostu coś nie daje mi spokoju.
- Co? Powiec. Pomogę.
- Chyba nie zdołasz - ponownie westchnąłem.
- Czyli chodzi o Blaina - domyśliła się - Co tym razem?
- Nic. Jestem w nim zakochany.
Pierwszy raz w życiu przyznałem to na głos i reakcja Mercedes była odpowiednia. Zamarła z szeroko otwartymi ustawi na 10 sekund.
- Wreszcie! - pisnęła - Myślałam, że nigdy się nie przyznasz.
- A co to zmienia? - mruknąłem - Przecież nie będziemy razem.
- Jak mu to powiesz...
- Nie zamierzam mu o tym mówić - przerwałem jej - I ty też nikomu nie powiesz.
Dziewczyna zmrużyła groźnie oczy.
- Spytam po raz ostatni - ostrzegła - a ty masz powiedzieć mi prawdę. Żadnych wykrętów, jasne?
- Nie wiem o czym mówi...
- Czego ty się boisz?
Zamknąłem usta.
Otworzyłem je chwilę później i znowu zamknąłem. To pytanie padało już tyle razy, a ja nigdy nie miałem odwagi, by na nie odpowiedzieć. Teraz jednak nie miałem już siły kłamać.
- Nigdy nie czułem czegoś tak silnego - wyznałem - Zupełnie nad tym nie panuję. Gdy go widzę, moje serce przyśpiesza i boję się, że wszystko zepsuję.
Dziewczyna położyła dłoń na mojej i uśmiechnęła się lekko.
- Kurt. Nad miłością nie da się zapanować - wyszeptała - Musisz się jej poddać i zobaczyć co z tego będzie.
- Nie chcę znowu cierpieć - wymamrotałem spuszczając wzrok.
- A teraz nie cierpisz?
Niechętnie przyznałem przyjaciółce rację. Znajomość z brunetem była ciężka, bo z każdą chwilą czułem, że chciałbym być kimś więcej. To by było jednak jeszcze bardziej niebezpieczne.
Blaine się o mnie martwi.
Co będzie jak dowie się, że ma ku temu powód?
Wróciłem do domu i opadłem na kanapę. Tego było za dużo.
- Co jest? - zagadnął Finn siadając obok - zły dzień?
- Nie zły. Skąplikowany - odparłem.
- Ostatnio wszystkie twoje dni są skąplikowane - zauwarzył.
- Jak ci się układa z Rachel? - zmieniłem temat.
Wielkolud jęknął.
- Tak źle? - zaśmiałem się.
- Powiedziałbym, że męcząco - wyjaśnił - Nie przestaje mówić o Nyada i o tym jak przeprowadzka do Nowego Jorku zrobi z niej gwiazdę Brodwayu.
- Ciesz się, że tylko tyle- mruknąłem - Ja będę z nią mieszkał. Jeśli się dostanę rzecz jasna.
- Dostaniesz się - zapewnił - Ty, Rachel, Blaine...
Skrzywiłem się, a mój brat najwyraźniej to dostrzegł, bo natychmiast przerwał wypowiedź. Położył mi dłoń na ramieniu.
- Chodzi o Blaina prawda? - domyślił się.
- Kiedy zrobiłem się taki przewidywalny? - westchnąłem cicho.
- Kiedy się zakochałeś - odparł - Miłość zmienia człowieka. Choć czasem jest trudna. Coś o tym wiem.
- Poradziłem ci kiedyś, żebyś zaprosił Rachel na randkę - przypomniałem sobię - Ja boję się nawet pomyśleć o tym, by przestać być przyjaciółmi.
- U chłopaków jest inaczej? - spytał.
- Skąd mam wiedzieć? Mam tak pierwszy raz.
- Drugi - poprawił.
Zamarłem.
- Wiedziałeś? - wychrypiałem.
- To było dość oczywiste - zaśmiał się.
- I nie jesteś zły?
- Niby dlaczego? Było minęło, a teraz naprawdę coś do kogoś czujesz i moim zdaniem powinieneś temu komuś o tym powiedzieć.
- Jeszcze nie teraz - wymamrotałem - Dopiero co przyznałem się do tego przed samym sobą.
Finn tylko poklepał mnie przyjacielsko po plecach.
- Tylko nie czekaj z tym za długo - poradził.
Blaine
Zgodziłem się, żeby Quin opowiedziała mi o wszystkim dopiero po lekcjach. Poszliśmy do kawiarni i zamówiliśmy late.
Zabawne.
Piła to co ja.
- To jak? Skąd ta wasza nienawiść? - zagadnąłem.
- Nie odpuścisz, prawda? - westchnęła.
- Prawda
- No dobra. W przedszkolu Sant kradła mi wszystkie przyjaciółki - wyjaśniła - Później wszystkich chłopaków, znajomych. Ma trudny charakter, wszystkich obraża, a i tak przyciąga ludzi jak magnez. Zawsze jej tego zazdrościłam, ale nigdy nie chciałam być jak ona. Starałam się być miła, wszystkim pomagać, ale to nie działało. Dopiero gdy poznałam Finn'a pojęłam jak z nią wygrać, bo był jedynym, którego wcześniej nie miała.
- Poza Kurtem - dodałem.
- Poza Kurtem - przytaknęła.
- A Arthi? - spytałem z ciekawości.
- Postawił jej obiad. Potem żałował.
- Yhm. Kontynuuj.
Blądynka wytarła usta serwetką, po czym zapłaciła kelnerce za swoje late. Również zapłaciłem.
- Domyśliłam się, że jest lesbijką dopiero gdy w pierwszej klasie całowały się z Britt w łazience.
Omal nie wyplułem kawy.
- Że co? - wychrypiałem.
- To co słyszysz. Z tego co wiem, chodzą nawet razem do łóżka, ale dla Britt to po prostu przyjaźń. Nie rozumie, że Santana może coś do niej czuć.
- Powiedziałbym biedna Santana, ale czy to nie jest wykorzystywanie?
- Ona ją kocha Blaine - westchnęła - Tylko tak może ją mieć. Przynajmniej tak jej się wydaje.
- A jak jest naprawdę?
Wzruszyła ramionami.
- Dam ci nobla jak zrozumiesz umysł Brittany - zaśmiała się.
Odstawiłem kubek.
- No dobra, ale dlaczego ją kryjesz? - spytałem.
- Jest takie przysłowie. Poznaj swojego wroga. Poznałam sekret Santany i z początku chciałam ją tym szantażować, ale...
- Ale?
- Ale gdy zobaczyłam jak patrzy na Britt...Nawet ona nie byłaby do czegoś takiego zdolna.
Skinąłem głową.
- Miłość - westchnąłem - Same z nią problemy.
Czy ja was za bardzo nie rozpieszczam? 🤨 Najpierw nic przez 2 tygodnie, a teraz 2 rozdziały w tydzień?
No trudno.
Jak rozdział?
Oj musiałam 😏
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro