Rozdział 39
Blaine
- Mam dość! - jęknął szatyn kładąc twarz na otwartej książce.
- Nie dramatyzuj Hammel - mruknął Puck zapisując coś w zeszycie - Ty zdajesz.
Siedzieliśmy w szóstkę w kawiarni ja, Kurt, Finn, Puck, Mercedes i Rachel. Byłem tu jedynym drugoklasistą i przez to czułem się dość niepewnie, zwłaszcza, że reszta uczyła się do jakiegoś ważnego testu.
- Wiem Noah, ale w porównaniu z tobą trochę zależy mi na ocenach - ciągnął chłopak nie zrażony - Jesteśmy tu praktycznie przedostatni dzień, a on i tak nie odpuści nam tego testu.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio nażekałeś na jakiś test - zaśmiał się Finn - Co ci się stało?
- To chemia - wymamrotał szatyn - Nigdy mi nie szło z tego przedmiotu.
Uniosłem brwi, bo nie spodziewałem się, że Kurt mógłby mieć problem z czymkolwiek. Tyle razy nauczyciele chwalili go na lekcjach, ale to prawda, że nie słyszałem żadnej pochwały z ust profesora od chemii.
- W zeszłym roku miałeś 4 - zauważyła Merc.
- Ledwo - jęknął- Możemy o tym nie rozmawiać?
Pokiwaliśmy głowami na znak zgody i zapadła cisza, którą przerwała Rachel mówiąc o swoim wyjeździe na narty z ojcami za 4 dni.
Wszyscy zmyli się bardzo szybko, nawet nie zauwarzyłem kiedy, bo od razu po poruszeniu tematu ferii odpłynąłem myślami bardzo daleko.
- Blaine jesteś tam? - szatyn pomachał mi ręką przed twarzą i dopiero wtedy zauważyłem, że zostaliśmy sami.
Muszę przestać ciągle odpływać, bo przegapię połowę życia.
- Tak, przepraszam - wymamrotałem.
- Znowu się zamyśliłeś? - domyślił się - Ostatnio często ci się to zdarza.
- Wiem - westchnąłem- To przez...- urwałem i zagryzłem dolną wargę.
Nie powinienem był się odzywać, bo Hammel był bardzo dociekliwy i właśnie dałem mu pretekst do pytań.
- Przez co? - zaciekawił się starszy.
Tak jak myślałem.
Westchnąłem przeciągle.
- Dostałem prezent od brata - wyznałem - Nie jestem pewien, czy powinienem z niego skorzystać.
- Jaki prezent?
Szatyn zmarszczył brwi w uroczy sposób, a ja uśmiechnąłem się lekko. Tęskniłem za tym przez te dni, w których chłopak robił wszystko by mnie nie spotkać.
- 2 bilety do Nowego Jorku - wyszeptałem.
Oczy Kurta zabłysły, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Ale super! - zawołał trochę za głośno.
Klienci kawiarni odwrócili się w naszą stronę, a chłopak wysłał im przepraszający uśmiech.
- To znaczy - ciągnął już ciszej - Nie rozumiem czemu miałbyś z tego nie skorzystać. To świetna okazja do obejrzenia Nyada.
- Coop też tak twierdzi, ale przecież i tak jedziemy do Nowego Jorku na konkurs no i...Nie wiem czy chcę tam studiować.
- Żartujesz sobie prawda?
Jego wzrok mówił jasno co o tym myśli.
- To wspaniała szkoła. Gdzie indziej chciałbyś studiować?
- Nie gdzie, ale na czym - wymamrotałem - ojciec nie pozwoli mi jak twierdzi się tam "marnować".
Szatyn wysłał mi współczujące spojrzenie i zmienił temat za co byłem mu dozgonnie wdzięczny.
- A w ogóle co tam słychać u twojego brata? - spytał.
- Radzi sobie - odparłem - Nie jest może bardzo szczęśliwy, ale mówi, że zakładał, że będzie gorzej.
- To chyba dobrze.
Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy w stronę domu chłopaka, bo uparłem się, że go odprowadzę. Było dość ciepło jak na styczeń, a nasze buty szurały po ciękiej warstwie śniegu bez większego wysiłku.
- Mam pytanie - zacząłem niepewnie, a Kurt uniósł brwi - Jeśli zdecyduję się tam jechać to...wybrałbyś się ze mną?
Starszy zamrugał kilkakrotnie.
- Ja? - wychrypiał - Czemu ja?
- Przyjaźnimy się co nie? - zaśmiałem się nerwowo - No i też się tam przecież wybierasz.
- Niby tak, ale...
- Żadnych ale - przerwałem mu- Tak czy nie?
Szatyn przewrócił oczami, ale zaraz uśmiechnął się przyjaźnie.
- Z chęcią - odpowiedział.
Kurt
Propozycja Blaina wybiła mnie z rytmu do końca dnia. Cieszyłem się oczywiście, bo kto by się nie cieszył, ale zastanawiałem się czy to na pewno dobry moment. W końcu dopiero co nasze relacje względnie się unormowały.
W każdym razie nie mogłem przestać o tym myśleć, a że w takim stanie zawsze wszystko leci mi z rąk to i teraz nie było inaczej.
Tata przykucnął i zmiótł na szufelkę kawałki talerza, który upuściłem, podczas gdy ja gapiłem się na to zaskoczony. Najwyraźniej do mojego mózgu nie dotarła jeszcze informacja, że to moja wina.
- Wszystko gra? - spytał tata wyżucając resztki do kosza.
- Przepraszam - wymamrotałem- Nie mogę się jakoś skupić.
- To już zauważyłem - prychnął - Pytanie brzmi dlaczego?
Westchnąłem cicho, odłożyłem ścierkę i usiadłem przy stole. Po chwili tata zrobił to samo.
- Chodzi o to - zacząłem niepewnie stukając palcemi o blat i nie patrząc mu w oczy - że Blaine ma 2 bilety do Nowego Jorku na ferie i spytał czy nie pojechałbym z nim.
Tata wzniósł oczy ku niebu.
- Czemu zawsze chodzi o tego samego chłopaka? - jęknął.
Przewróciłem oczami, ale nie dałem rady ukryć lekkiego rumieńca.
- To..? Co o tym myślisz?
- Jedź z nim - powiedział odchylając się na krześle - Ale jak będzie czegoś próbował...
- Tato! - krzyknąłem już całkowicie czerwony.
- No co? - zamrugał zaskoczony- Po prostu się martwię.
- Niepotrzebnie - wymamrotałem podnosząc się z krzesła dalej czerwony - Idę do pokoju.
Zamknąłem drzwi, zbiegłem po schodach, rzuciłem się na łóżko i ukryłem twarz w poduszce.
Czemu on mówi takie rzeczy?!
Usłyszałem sygnał wideorozmowy i niechętnie odebrałem połączenie.
- Cześć Kurt!
- Cześć Kurt!
Dziewczyny przywitały się wesoło, a ja uśmiechnąłem się lekko, bo ich widok zawsze poprawiał mi humor.
- Coś ty taki czerwony? - spytała Rachel i przybliżyła twarz do kamerki.
Przytuliłem do siebie poduszkę, podkuliłem nogi i położyłem twarz na miękkim w taki sposób, by dalej widzieć przyjaciółki.
- Ćwiczyłem - skłamałem.
- To czemu nie jesteś spocony? - zagadnęła Merc unosząc brew.
Znałem czarnoskórą już jakiś czas, więc doskonale wiedziałem, że nie wierzy w moje słowa.
- Przebrałem się - ciągnąłem jednak nie chcąc się tłumaczyć.
- Kurt litości! - żydówka włączyła się do rozmowy w typowy dla niej "suptelny" sposób - Mów co się stało, bo przyjdziemy do ciebie osobiście.
Przewróciłem oczami.
- Jadę z Blainem do Nowego Jorku na ferie. Ma 2 bilety.
Pisk był tak głośny, że automatycznie odwróciłem się w obawie, że ktoś oprócz mnie to usłyszał.
- Ciszej - skarciłem je.
- Sorka - zaśmiała się Rach - Eh. Szkoda, że Blaine jest gejem.
- Jesteś z Finn'em- przypomniała Merc.
- Wiem, ale Blaine...
- Zamknij się - wyrwało mi się.
Dziewczyny spojrzały na mnie zaskoczone, po czym na raz wybuchnęły śmiechem. Znowu zrobiłem się czerwony.
- Oj droczę się tylko - brunetka machnęła niedbale ręką - Wiem, że jest zajęty.
- Nie jest - wymamrotałem- Przyjaźnimy się tylko.
- Przyjaciele się nie całują - zauważyła.
Jęknąłem i zakryłem twarz poduszką, żeby nie widziały, że rumienię się jeszcze bardziej.
To w ogóle możliwe?
- Nie przypominaj - poprosiłem żałośnie.
Oby dwie dobrze wiedziały co wydarzyło się na konkursie. Merc dowiedziała się pierwsza, ale moje dziwne zachowanie nie umknęło też bystrym oczom żydówki, która wymusiła na mnie powiedzenie prawdy. Z początku martwiłem się, że komuś powiedzą, ale z trudem zachowały to dla siebie. Nie przeszkadzało im to jednak w wytykaniu mi tego i nabijaniu się z moich rumieńców.
Znowu? Poważnie? Eh.
- Mam drugą rozmowę - powiedziałem patrząc na świecącą się ikonkę i dziękując w duchu za taki obrót wydarzeń- Pogadamy jutro.
- Zgoda, ale wrócimy do tego tematu - ostrzegła Merc - Całuski!
- Cześć dziewczyny.
Rozłączyłem się i odebrałem połączenie od innego użytkownika.
- Cześć Suzi - przywitałem się - Co mogę dla ciebie zrobić?
Blaine
- To nie sprawiedliwe - stwierdził Sebastian - Najpierw cię całuje, a puźniej wracacie do punktu wyjścia? To bez sensu!
Siedzieliśmy na fotelach, przed salą prób skowronków, bo mój przyjaciel uparł się, że muszę zobaczyć nowe pianino. Nie żałowałem. Było piękne. No i przy okazji odwiedziłem dawnych kolegów.
- Popełniłem błąd nie mówiąc mu i teraz za to płacę - wymruczałem - Kurt musi odzyskać do mnie zaufanie, a z resztą, nie przeszkadza mi, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie zasługuję na niego.
Brunet przewrócił wymownie oczami po czym ukradł mi z torebki garść orzeszków.
- Nie przeszkadza ci? - prychnął - Blaine nie ściemniaj! Widziałem cię z tym szczylem i wyglądałeś jakbyś miał zaraz się na niego rzucić.
- Wcale nie! - oburzyłem się.
- Oj droczę się tylko - parsknął - ale trochę w tym prawdy jest. Chyba nigdy nie byłeś w kimś tak zakochany i nie wmawiaj mi, że to tylko zauroczenie. Znam cię.
Milczałem, bo nie byłem w stanie powiedzieć tego na głos.
Kocham Kurta.
- Dobra milcz - burknął tamten - ale przynajmniej nie okłamuj sam siebie.
Skinąłem głową, bo już dawno temu przestałem to robić.
Kocham Kurta.
Ale on chce być tylko przyjacielem.
Muszę to uszanować.
Kurt
- Nie mogę uwierzyć, że nas tak wystawiłeś - mruknęła blondynka - Paige i ja specjalnie zarezerwowałyśmy ci miejsce obok nas, a ty nie przyszedłeś.
- Przepraszam Suzi - westchnąłem - Sylwester był dla mnie dość...trudny. Jeśli to cię pocieszy, to przespałem cały i obudziły mnie dopiero fajerwerki.
Dziewczyna zagryzła dolną wargę.
- Wcale mnie to nie cieszy - wyznała - Co się stało? Przecież uwielbiasz Sylwester.
Siedzieliśmy w kawiarni czekając na gorącą czekoladę. Paige nie przyjechała z powodu egzaminów, ale jej dziewczyna zrugała mnie również za nią.
Spojrzałem na troskę w oczach przyjaciółki, która chwilowo zastąpiła gniew i westchnąłem.
- Zrobiłem coś głupiego - wymamrotałem - i przez tydzień panikowałem jakie będą konsekwencje.
- Co zrobiłeś? - spytała autentycznie zaciekawiona - Rzadko robisz głupie rzeczy. Wiem o tym, bo jak chciałam namówić cię na nocną wycieczkę na koloniach to zamknąłeś się w pokoju.
Przewróciłem oczami.
- To nie ważne- wymruczałem - Stało się i już.
- Ale co? - niemal krzyknęła.
Podobnie westchnąłem i odebrałem od kelnerki tace z naszym zamówieniem. Napiłem się, żeby zyskać trochę czasu, choć doskonale wiedziałem, że blondynka mi tego nie odpuści.
- Kurt. Co. Się. Stało? - powtórzyła podkreślając każde słowo z osobna - Nie odpuszczę. Znasz mnie.
- Wiem - mruknąłem - Pamiętasz jak mówiłem ci o Blainie?
- Tym chłopaku co cię okłamał?
Skinąłem głową.
- Pamiętam. Pogodziliście się?
- Tak. Na konkursie.
- To dobrze, ale co to ma do rzeczy?
Odłożyłem kubek spowrotem na blat i podsunąłem ręce tak by para je ogrzewała.
- Pogodziliśmy się, potem był występ, a potem zrobiłem coś bardzo głupiego.
- Kurt mów wreszcie! - ponaglała - Co zrobiłeś?
- taktrochęgopocałowałem - wymruczałem.
Suzi zamrugała.
- Możesz powtórzyć? Nie zrozumiałam ani słowa.
- Muszę? - jęknąłem.
- Musisz.
Westchnąłem kolejny raz w ciągu godziny i podrapałem się nerwowo po karku.
Fajnie! Czyli teraz ja przejmuję cudze tiki?
- Pocałowałem go - wyszeptałem.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
- Co?! - krzyknęła, a ja zakryłem jej usta.
- Nie krzycz - skarciłem ją - Jakbyś nie zauwarzyła jesteśmy w miejscu publicznym.
- Zawarzylan - wymruczała.
Odsunąłem się.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała.
- Nie mam pojęcia. Zaśpiewałem. Zobaczyłem go. Pogratulował mi i...jakoś samo tak wyszło.
- Nic nie dzieje się samo Kurt - westchnęła - Ty coś do niego czujesz prawda?
- Trochę tak - przyznałem niechętnie - ale to nie ważne. Jesteśmy przyjaciółmi i lepiej żeby tak zostało.
- Lepiej? - prychnęła - Dla kogo? Kurt czego ty się boisz?
Odwróciłem wzrok i przez chwilę bawiłem się branzoletką. Dobrze wiedziałem czego się boję, ale nie mogłem powiedzieć tego na głos. Z resztą co by to zmieniło? Blaine jest moim przyjacielem. Tylko przyjacielem. Dla nas obu lepiej będzie jak tak zostanie.
- Muszę już iść na autobus - wymruczałem podnosząc się z krzesła - Twój pociąg też zaraz odjeżdża.
Suzi westchnęła cicho, chwyciła torbę i ruszyła za mną do drzwi. Wiedziała, że jej nie powiem.
Hej oto jestem 😁
Supi, że wreszcie wróciła mi wena i wyskrobałam to...coś.
Mam nadzieję, że nie jest tragiczne.
Jest jednak mały problem.
W poniedziałek jadę na kolonie i nie mam bladego pojęcia czy będzie tam internet oraz czy będę miała czas napisać tam jakikolwiek rozdział😕
Muszę was więc zostawić z tym oto niedosytem i zobaczę co będzie dalej. W najgorszym przypadku następny rozdział dodam dopiero po powrocie czyli gdzieś 6/7, bo kolonie kończę piątego.
Czekam na komentarze i dla wszystkich, którzy przetrwali ten rok szkolny moje gratulacje! 🤗 No i oczywiście wesołych wakacji!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro