Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

Blaine

Gdy tylko dotarłem do domu od razu zamknąłem się w pokoju i zwinąłem w kulkę pod ścianą. Byłem przerażony i z trudem powstrzymywałem cisnące się do oczu łzy.
To nie miało tak wyglądać. Nie tak miał się dowiedzieć.
Czemu zawsze mam takiego strasznego pecha?
Co takiego zrobiłem, że akurat gdy miałem mu powiedzieć, musiał pojawić się Bret i jego kumple?
W ogóle co oni tu robili?
Byłem zdziwiony, bo moja stara szkoła jest 20 mil stąd dlatego nie mam pojęcia jak to trijo znalazło się w Bretstix.
Drżałem na całym ciele, serce waliło jak szalone, a po czole spływały kropelki potu.
Czy już nigdy się od nich nie uwolnie? A może chcą dokończyć robotę, którą zaczęli parę lat temu? Nie! Blaine przestań panikować! Nie możesz sobie pozwolić na kolejny atak i...
W głowie znowu zacząłem odtwarzać tamten dzień, który na zawsze zniszczył moją psychikę. Próbowałem się uspokoić, odepchnąć od siebie wspomnienia, ale bez skutku.
Byłem słaby i po tej marnej walce w końcu poddałem się destrukcyjnym uczuciom.

Mój pokój wyglądał jak pobojowisko, ja siedziałem na środku dalej drżąc i szlochając, a mama od 10-ciu minut stała pod drzwiami i błagała, żebym ją wpuścił. Nigdy nie widziała mojego ataku, więc nic dziwnego, że przestraszyła się słysząc niepokojące odgłosy z mojego pokoju. Z jednej strony chciałem ją wpuścić, pozwolić jej mnie przytulić i uspokoić, ale z drugiej strony, musiałbym jej wtedy wszystko opowiedzieć, a ja...
Po prostu nie mogłem wydusić z siebie słowa.
Tamtego dnia do szpitala wezwano Martę i zawiadomiono ją, że mnie pobito. Nie chciałem jednak powiedzieć kto to zrobił i dlaczego, a ona nie naciskała. Z mamą sprawa wyglądała inaczej. Byłem pewien, że będzie dociekać, wysyłać mnie do specjalistów i robić wszystko, by odkryć co mi jest.
Wszystko fajnie, ale ja i tak nic nie powiem. Próbowałem.

Kurt

Blaine nie przyszedł do szkoły, a ja, mimo że bardzo nie chciałem tego przyznać, to trochę się o niego martwiłem. Chłopak zdecydowanie za często był obecny i każda jego nieobecność odbiegała od budowanej przez niego ,,normy". Mimo wszystko nie zamierzałem do niego iść, czy pytać Sama dlaczego nie przyszedł, co w innych okolicznościach najpewniej bym zrobił. Dalej nie rozumiałem czemu po prostu mi nie powiedział i byłem zły, że tego nie zrobił.
- Kurt możemy porozmawiać? - spytał Sam wyrywając mnie z zamyślenia.
- Jeśli o Blainie to nie - mruknąłem poprawiając torbę i próbując odejść, ale blondyn chwycił mnie za rękę zmuszając do pozostania w miejscu.
- Wiem, że jesteś na niego wściekły - wymamrotał - ale musisz zrozumieć, że po prostu się bał. Sam ujawniłeś się dopiero niedawno.
- Sam ja naprawdę rozumiem, ale postaw się na moim miejscu. Przecież nie oczekiwałem, że ogłosi to zaraz w całej szkole, ale w stosunku do mnie powinien być uczciwy. Był moim najlepszym przyjacielem, ufałem mu, zwierzałem się, a on mnie tak okłamał. Na co mo była ta cała zabawa w zaufanie!
- Też tego nie pochwalam, ale wydaje mi się, że miał dobry powód. Przecież go znasz.
- Wydawało mi się, że go znam - mruknąłem - i nie sądzę żeby jakikolwiek powód był dobry, by to uzasadnić.
Blondyn załamał ręce.
- Nie bądź już taki surowy - jęknął.
- Nie jestem.
Skrzyżowałem ręce na piersi, a chłopak zagryzł dolną wargę. Wiedziałem, że wacha się czy mi o czymś nie powiedzieć, ale nie miało to dla mnie teraz większego znaczenia. Cokolwiek by powiedział nie zmieniłby tym mojej decyzji. Nie chciałem już znać Blaina.

Prychnąłem i ruszyłem w stronę klasy, ale Sam znowu chwycił mnie za rękę.
- Poczekaj - poprosił - Rany! On mnie zabije.
Wyglądał tak żałośnie, że chyba tylko przez to, nie wyrwałem się jeszcze z jego uścisku i nie pomaszerowałem w swoją stronę.
- Z nim nie wszystko jest w porządku- zaczął.
- To już zauważyłem- mruknąłem coraz bardziej poirytowany tajemniczością chłopaka.
Nie byłem tym zachwycony, ale udało mu się zaciekawić mnie tym swoim dziwnym zachowaniem.
- Słuchaj. Coś mu się stało w jego pierwszej szkole. Nie chciał powiedzieć co, a nawet chyba nie potrafi, ale to musiało być coś bardzo złego.
- Gorszego od tego co spotkało mnie? - prychnąłem- Coś mi się nie wydaję.
- Kurt ja nie wiem! - krzyknął wrzucając ręce w górę - Wiem tylko, że w przeciwieństwie do ciebie, on sobie z tym nie poradził.
Zmarszczyłem brwi. Nie miałem pojęcia o co mu chodzi, ale żołądek zacisnął mi się w supeł przeczuwając, że to co próbuje mi powiedzieć jest ważne.
- Nie rozumiem - wychrypiałem- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Blaine cierpi na stres pourazowy - wyszeptał - i nie raz miał przez to ataki.

Blaine

Na dół zszedłem dopiero o 11.
Z reguły po ataku byłem normalnie w szkole, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ale po wczorajszej sytuacji wiedziałem, że mama tak po prostu mnie nie wypuści. Czułem, że w ostatniej chwili wzięła sobie wolne i że rozmowa mnie nie ominie, ale chciałem przeciągać to jak najdłużej.
Usiadłem przy stole, gdzie po przeciwnej stronie siedziała mama pijąc kawę i nie spuszczając ze mnie wzroku. Przełknąłem ślinę.
- Dzień...dobry - wychrypiałem, a ona tylko skinęła głową i dalej się we mnie wpatrywała.
Spuściłem wzrok na jedzenie czując się jeszcze bardziej skrępowany, niż gdy siedziałem z nią zanim zaczęliśmy się dogadywać, a nie sądziłem że to możliwe. W końcu jednak kobieta odłyła kubek na stół i oparła się na łokciach.
- Powiesz mi co się wczoraj stało?
- Mały atak paniki - wymamrotałem.
Prychnęła i poprawiła sobie włosy. Znowu była tą wyrachowaną panią bizneswoman, która nie znała słowa nie i której zawsze się bałem.
- Mały? Dla ciebie to jest małe?
Zgarbiłem się jeszcze bardziej, a gdy wreszcie zrozumiała, że nic więcej nie powiem westchnęła przeciągle.
- Marta mówiła mi co się stało - wyznała - Czemu nie wiedziałam, że cię pobito?
Jęknąłem i spojrzałem na nią błagalnie, ale najwyraźniej nie zamierzała ustąpić.
Nic nowego.

Całe Ohio myślało, że to tata jest geniuszem w naszym rodzinnym biznesie. W końcu to on prowadził firmę, jeździł na spotkania dyplomatyczne i podpisywał umowy z zagranicznymi firmami, ale prawda była taka, że każdą decyzję zawsze konsultował ze swoją żoną. Mama była biegła w wielu rzeczach, ale przede wszystkim była niesamowicie uparta. Gdy mówiła, że coś się opłaca to tak właśnie było i nikt nie miał prawa się jej sprzeciwić. Zwłaszcza tata. Teraz nie było inaczej, bo jak kobieta się na coś uprze to nie ma szans, by wybić jej to z głowy. Na moje nieszczęście, obecnie pragnęła odpowiedzi, a ja musiałem niej jej udzielić.
- Ubłagałem policję, żeby was nie zawiadamiali - westchnąłem- Nie chciałem, żeby ktoś o tym wiedział.
Rozluźniła się nieco.
- A to co się stało wczoraj? Co to było? - spytała już swoim zwyczajnym tonem.
Najwyraźniej zmiękła i teraz upartość zamieniła się w troskę i pragnienie ochrony swojego dziecka. Uśmiechnąłem się smutno.
- Stres pourazowy - mruknąłem- Tak stwierdził lekarz. Marta zabrała mnie do specjalisty, gdy to się stało po raz pierwszy.
- Czyli jak długo masz te ataki?
Milczałem przez chwilę rozważając wszystkie za i przeciw powiedzenia jej prawdy, bo wiedziałem, że odpowiedź z pewnością jej nie zachwyci.
- 3 lata - wychrypiałem ponownie spuszczając wzrok.
Myślałem, że będzie zła, że ukrywałem to przez tyle czasu, ale ona tylko ponownie westchnęła i wstała z krzesła. Podeszła do mnie i przytuliła, a ja odwzajemniłem uścisk.

Byłem zaskoczony taką reakcją, ale nic nie powiedziałem i gdy wyszła na zakupy rozsiadłem się wygodnie na kanapie i oglądałem film. Próbowałem przez to zapomnieć o wczorajszych wydarzeniach, ale bez skutku. Wiedziałem, że szatyn mi tego nie wybaczy i strasznie mnie to przygnębiało, bo z jego perspektywy pewnie wyglądało to jakbym bawił się jego uczuciami. Nie chciałem go okłamać, ani zranić. Tak po prostu wyszło i nie mogłem nic na to poradzić.
On już mi tego nie wybaczy.
Westchnąłem przeciągle i przytuliłem do siebie koc. Gdy byłem mały takie siedzenie pod kocem i oglądanie telewizji pozwalało mi nie myśleć o tym, że nie ma rodziców i nieco mnie odprężało. Często też wtedy obok siadał Coop i próbował mnie zagadywać co również trochę pomagało.
Teraz jednak Coop był w LA, a ja mimo że bardzo się starałem nie mogłem wyłączyć myślenia i po prostu skupić się na filmie. Zżerało mnie poczucie winy.
Gdybym miał jeszcze te 5 minut...

Usłyszałem pukanie do drzwi i uniosłem brwi. Nie spodziewałem się nikogo, po wczorajszym, a Sam napisał, że ma dzisiaj korepetycje i nie przyjdzie. Założyłem więc, że to ktoś do mamy zapewne z pretensjami, że wzięła sobię wolne.
Westchnąłem przeciągle.
Nie chciałem teraz spławiać jakiegoś bogatego idiotę, który stwierdził, że może nachodzić nas w domu, ale nie chciałem też być nieuprzejmy i udawać, że nikogo nie ma (Marta dostała pracę w restauracji i już u nas nie pracowała). Podniosłem się więc niechętnie z kanapy i otworzyłem.
- Mama właśnie wy...- urwałem widząc kto mnie naszedł i momentalnie każdy mięsień w moim ciele napiął się w oczekiwaniu na konfrontacje.
Szatyn tymczasem bacznie mnie obserwował nie zamierzając pierwszy zacząć rozmowy.
- K..Kurt - wychrypiałem - Co ty tu robisz?
- Upewniam się czy Sam mówił prawdę - odparł wchodząc do środka bez zaproszenia i wieszając kurtkę na wieszaku.
Zamrugałem kilkakrotnie zaskoczony nietypowym zachowaniem przyjaciela. Nie było wątpliwości, że jest na mnie zły, ale mimo to przyszedł. Pytanie dlaczego?
- A co ci powiedział? - spytałem zdawszy sobie sprawę, że 10 minut gapię się na chłopaka z szeroko otwartymi ustami.
- Naprawdę masz ataki?

Kurt

Widziałem doskonale jak jego mięśnie ponownie się napinają i to w zupełności wystarczyło mi za odpowiedź. Mimo wszystko chciałem usłyszeć to z jego ust.
- Ja..- wychrypiał.
- Tak czy nie? - powtórzyłem.
- Zabiję tego idiotę - mruknął odwracając wzrok.
- Uznam to za tak. To ma coś wspólnego z tymi chłopakami w Bretstix?
Milczenie.
Westchnąłem przeciągle.
Musiałem przyznać, że brunet nie wyglądał najlepiej. Miał podkrążone oczy, był blady i zdawał się mniejszy niż zwykle. Dalej byłem zły, ale mimo wszystko zależało mi na nim i nie chciałem widzieć go w takim stanie.
- Po co przyszedłeś? - spytał w pewnej chwili - Nie jesteś na mnie wściekły?
- Jestem - odparłem zgodnie z prawdą - ale należysz do Glee, a Glee to rodzina. Nie potrafię cię nienawidzić, ale puki co, nie chcę nawet myśleć o tym, by ci wybaczyć. Zawiodłeś moje zaufanie i dlaczego? Przez strach? To żadna wymówka.
- Wiem - westchnął ponownie spuszczając wzrok - Nie chciałem cię zranić.

Prychnąłem.
Zawsze to samo. Zupełnie jakbym był ze szkła, a to nie była prawda. Znałem swoją wartość i siłę, wiedziałem, że moim przeznaczeniem jest cierpieć i spodziewałem się, że ta sielanka nie może trwać w nieskończoność. Ból już dawno przeszedł pozostawiając po sobie tylko żal i złość, które nie zamierzały tak szybko odchodzić. Zrsztą i tak bym ich nie puścił, bo puki co, stanowiły moją jedyną ochronę przed nieporządanymi uczuciami do byłego przyjaciela, który mimo wszystko dalej siedział w moim sercu i nie chciał się wynieść.
- Mogę o coś spytać? - wyszeptał.
Skinąłem głową, a wtedy wziął głęboki oddech.
- Wybaczysz mi to kiedyś?
Westchnąłem, mimo że spodziewałem się tego pytania. Nie miałem jednak pojęcia co mu odpowiedzieć. Z jednej strony chciałem mu wybaczyć i to bardzo, ale z drugiej strony  był jedną z pierwszych osób, którym zaufałem, a mam z tym duży problem.
Zawiódł mnie.
- Nie wiem Blaine - odparłem zgodnie z prawdą - ale lepiej będzie jak narazie będziemy trzymać się od siebie z daleka.
Chłopak westchnął przeciągle, ale skinął głową na znak, że rozumie, po czym wyszedłem.

Strasznie krótki ten rozdział i jakiś taki do dupy 😟 poza tym mam wrażenie, że chłopcy zachowują się jakby dostali okresu. Nie wiem ☹
Co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro