Rozdział 21
Kurt
Siedzieliśmy na kanapie z Blainem i oglądaliśmy mój serial. Tak jakoś wyszło, że wczoraj tak miło spędziłem z nim czas, że automatycznie gdy wychodził spytałem, czy nie wpadłby jutro jakby nie miał nic do roboty. Ucieszył się i przyszedł z wielkim kartonem pizzy który teraz wspólnie pałaszowaliśmy.
- Nie wierzę, że to oglądasz - zaśmiał się.
- Odezwał się facet, który prawie płakał na drugim odcinku - parsknąłem.
- Mówiłem, że coś mi wpadło do oka - bronił się, ale nie zbyt przekonująco.
- Ta akurat.
- W ogóle fajnie tak siedzieć z pizzą i oglądać zamiast siedzieć w domu.
- Znowu uciekasz przed tatą? - spytałem.
- Mam go dość, ale przynajmniej mama jest po mojej stronie.
- Uhm.
Ponownie skupiłem się na ekranie, ale gdy zaczęła się scena, której nienawidziłem pod pretekstem pójścia po sok czmychnąłem do kuchni.
Tata siedział oparty o stół z gazetą w ręku, a muszę zaznaczyć, że on nigdy nie czyta gazet. Wiedziałem, że rozmowa mnie nie ominie.
- Nie sądzisz, że to nieodpowiednie? - spytał.
- Mam się z nim nie przyjaźnić, bo jest hetero, a ja nie? - prychnąłem wyjmując sok z lodówki- Przecież się na niego nie rzucę.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Wiem, ale nie mogę i nie chcę zrywać z nim kontaktu. Jest w Glee i jako jedyny nie przejmuje się co przy mnie mówi, albo jak się zachowuje.
- A Finn?
- Nie zrozum mnie źle. Kocham Finn'a, ale gdy tylko powie coś co w moim towarzystwie mogłoby być dwuznaczne, zaraz w panice zaczyna wyjaśniać, że nie o to mu chodziło. Czasem to zabawne, ale przez większość czasu dołuje.
Spojrzał na mnie i widziałem, że rozumie i mu przykro, ale dalej obstawał przy swoim.
- Tylko, że ten chłopak ci się podoba.
- Rany! Finn też mi się podobał i jakoś żyje- zakryłem dłonią usta zdawszy sobię sprawę, że nie powinienem był tego mówić.
Tata uniósł brwi zaskoczony.
- Co? - wychrypiał.
Westchnąłem przeciągle. No trudno i tak prędzej czy później by się dowiedział.
- Finn nie zauwarzył. To znaczy...zauwarzył, ale nie zrozumiał. To było jeszcze przed ślubem twoim i Carol i naprawdę nic złego nie zrobiłem, przysięgam.
- Teraz rozumiem czemu tak ci zależało, żebym poznał Carol.
Zarumieniłem się.
To aż tak oczywiste?
- Przepraszam. Jesteś zły?
- Nie. Trochę w szoku, ale nie zły. Po prostu przeraża mnie trochę twoja zdolność do manipulowania ludźmi.
- Radzę sobię jak umiem - wzruszyłem ramionami.
- Twoja matka była dokładnie taka sama - westchnął- Dobra wracaj do niego.
Skinąłem głową i ruszyłem spowrotem do pokoju.
Blaine
Nawet nie zauważyłem kiedy Kurt zasnął oparty o moje ramię. Wyglądał tak uroczo kiedy spał, że po prostu nie miałem serca go budzić.
- Jak ty się teraz wyrwiesz? - zaśmiał się cicho Finn przysiadając na oparciu fotela.
- Nie mam pojęcia- wyznałem- Nie chcę go obudzić.
- Przydałoby mu się trochę snu - przyznał z westchnieniem, a ja obdarzyłem go pytającym spojrzeniem.
Przez chwilę się wachał, ale w końcu zdecydował się powiedzieć o co chodzi.
- Kurt cierpi na bezsenność - wyznał - Myśli, że nie wiem, ale gdy po raz drugi natknąłem się na niego gdy sam nie mogłem spać, to zacząłem coś podejrzewać. Maskuje zmęczenie kosmetykami, ale jak się człowiek przyjrzy to zobaczy.
- Dlaczego nie może spać?
Byłem zaskoczony, bo chłopak wcale nie wyglądał na zmęczonego. No...może teraz, ale poza tym zawsze był rześki i pełen energii. Chociaż gdyby się tak zastanowić to potrafił świetnie udawać, więc w sumię nie powinienem być zdziwiony.
- Nie wiem. Coś go martwi.
Milczałem. Dotarło do mnie, że jednak znam powód i jego imię zaczynało się na K, a kończyło na -rowski.
Spojrzałem spowrotem na Finn'a, który teraz bawił się sznurkiem od bluzy próbując zmusić się do zadania mi pytania, ale postanowiłem go uprzedzić.
- Wiem co chcesz powiedzieć- mruknąłem- Myślisz, że jestem jak on.
Chłopak uniósł brwi.
- Skąd wiesz?
- Umiem czytać ludzi, a poza tym Sam mówił, że o to pytałeś - wyjaśniłem zmieniając pozycję na tyle ostrożnie, że oparty o mnie szatyn tylko mruknął i ponownie się we mnie wtulił.
- Czemu się nie ujawnisz? - spytał tymczasem jego brat.
Zabolało mnie trochę, że nie miał żadnych wątpliwości.
Czy naprawdę tak kiepsko udaję?
- Nie możesz nikomu powiedzieć- ostrzegłem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - zauwarzył.
Westchnąłem przeciągle.
- W pierwszej szkole nie miałem przez to łatwo. Zupełnie jak teraz on.
- Rozumiem, ale nie wiesz jak bardzo bym chciał żeby Kurt mógł z kimś takim porozmawiać. Ukrywa to, ale wiem, że jest samotny. Nie mówię od razu, że masz z nim chodzić, ale przyjaźnicie się i nie powinieneś go tak okłamywać.
- Wiem, ale to nie takie proste.
Wielkolud podszedł do kanapy i wziął brata na ręce.
- Nic nie jest łatwe - szepnął i ruszył do pokoju Kurta.
Kurt
Obudziłem się we własnym łóżku trochę zaskoczony, bo ostatnim co pamiętam było oglądanie serialu z Blainem. Chyba musiałem zasnąć.
Chwilę później w pokoju pojawił się Finn i przysiadł na brzegu łóżka.
- Przeniosłeś mnie tu? - spytałem.
- Tak. Zasnąłeś oparty o Blaina.
Zarumieniłem się.
- Co ty do niego czujesz? - spytał nieoczekiwanie, a ja byłem w zbyt wielkim szoku by odpowiedzieć - Widzę jak na niego patrzysz. Na nikogo nigdy tak nie patrzyłeś.
Odchrząknąłem, żeby poczuć się trochę pewniej i wygładziłem kołdrę.
- Przyjaźnimy się - odparłem.
- Ale czujesz do niego coś więcej.
- Nie, to tylko...
- Kurt nie okłamuj mnie.
Westchnąłem. Mój brat już zdecydowanie za dobrze mnie znał.
Czy tylko Blaine tego nie widzi?
- Czemu chcesz wiedzieć? - spytałem zrezygnowany.
Zaskoczyło go to pytanie, ale mimo to odpowiedział.
- Jesteś moim bratem i nie chcę, żebyś robił sobię nadzieję - wyjaśnił.
- Finn ja wiem, że to głupie! - krzyknąłem- ale....- urwałem.
W sumie nawet nie wiedziałem czemu się uniosłem.
Emocje. Nie lubię ich.
- Zakochałeś się - dokończył za mnie.
- Zauroczyłem - poprawiłem- Przejdzie mi.
- Skąd wiesz?
- Nie wiem, ale mam taką nadzieję.
Dotarliśmy do szkoły wcześniej niż zwykle. Oparłem się o szafkę i patrzyłem jak Blaine rozmawia z Tiną zachwycając się przy okazji jego pięknym uśmiechem.
Dobra Kurt, to już podchodzi pod obsesje. Przestań się na niego gapić!
- Lubisz go - Rachel wyrwała mnie z zamyślenia tak gwałtownie, że aż podskoczyłem.
- Litości Rachel! - warknąłem- Chcesz, żebym zszedł?
- On. Ci. Się. Podoba! - pisnęła.
Jej oczy błyszczały i niemal skakała że szczęścia, czego całkowicie nie rozumiałem.
- Zamknij się! - wysyczałem- Nikt mi się nie podoba, jasne?
- A właśnie, że nie jasne! To takie uroczę, naprawdę.
- Zamknij się- głos mi się załamał.
Czułem jak ogarnia mnie panika.
To nie miało tak być.
Byłem przerażony i najwyraźniej Berry musiała to zauważyć.
- Ej, ej spokojnie - wyciągnęła ręce przed siebie w uspokajającym geście - Nic nie powiem.
Zacisnąłem pięści i oddychałem płytko. Nie rozumiałem co się ze mną dzieję i dlaczego reaguję w taki sposób, ale jakoś nie mogłem nad tym zapanować.
- Przepraszam- wychrypiałem- Przestraszyłaś mnie. Nie wiem...Nie wiem czemu się tak zachowuję.
- Jak to cię wystraszyłam?
Dziewczyna uniosła brwi i patrzyła na mnie z troską. Musiałem chyba wyglądać okropnie, bo Rachel rzadko przejmuje się ludźmi dookoła.
- Nie chcę o tym mówić- wymamrotałem.
Skinęła głową i uśmiechnęła się niepewnie.
- Wpadnij do mnie po szkole - powiedziała nieoczekiwanie.
- Po co?
- Nie wyglądasz najlepiej. Twój tata zauwarzy, Finn też. Będą zadawać pytania.
Pokiwałem głową na znak zgody. Nie wiedziałem czemu i co to ma do rzeczy, ale potrzebowałem odrobiny spokoju, a propozycja żydówki zdawała się mi go zapewniać.
- Przyjdę - obiecałem.
Brunetka uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi i zniknęła w klasie.
Gdy już trochę ochłonąłem, dogoniłem Mercedes i razem weszliśmy do klasy.
- Byłeś wczoraj z Blainem? - w jej oczach dostrzegłem iskierki rozbawienia, ale mi wcale nie było do śmiechu.
- Tak - westchnąłem.
- Co jest? - spytała zmartwiona.
- Nic. Muszę przestać się z nim ciągle widywać. To niebezpieczne.
- Co masz na myśli?
- To, że on nie jest jak ja i wiem, że będę cierpieć. Znowu. Nie mam już na to siły, już na nic nie mam siły.
- Kurt przerażasz mnie. Mówisz jak samobójca przed skokiem.
Wciągnąłem ze świstem powietrze.
Czemu przestałem się kryć? Co się dzieje?
Zadawałem sobie te pytania od samego rana, ale puki co na żadne nie znalazłem odpowiedzi.
- Chyba po prostu mam doła - mruknąłem- Nie przejmój się.
Czarnoskóra skinęła głową i właśnie wtedy do klasy wszedł nauczyciel.
Blaine
Opowiedziałem Samowi co się działo u Kurta, a raczej o czym rozmawiałem z Finem.
- Chyba tylko nie ja twierdzę, że to twoje ukrywanie się, jest po prostu głupie, co?
- Wszyscy mi to mówią - westchnąłem.
- Powiesz Kurtowi?
- Ta i może jeszcze wyznam mu miłość? - prychnąłem.
- A to się nie łączy?
Wywróciłem oczami.
Uwielbiam Sama, ale czasem mam ochotę wykopać go z samolotu bez spadochronu. Ogromną ochotę.
- Nie to jest najgorsze - westchnąłem.
- A co? - zaciekawił się.
- Marta - mruknąłem- straaaasznie się martwi. Wróć! Ona martwi się do przesady.
- Jest całkiem miła - zauwarzył blondyn.
- Oj nie wiesz jaka potrafi być irytująca. Dobra, zaraz lekcja, a potem będę musiał znaleźć Kurta.
- Po co?
- Długa historia.
Szatyn długo nic nie mówił, ale w końcu stracił cierpliwość.
- Litości Blaine! Rozumiem, martwisz się, ale nie mam pięciu lat! Potrafię o siebie zadbać, więc nie musisz wszędzie za mną chodzić!
- Mówiłem ci, że tak będzie. Wiem, że jestem irytujący, ale dalej widzę twoje plecy w koszmarach więc nie mów mi, że ta troska jest nieuzasadniona.
Wywrócił oczami uśmiechając się pod nosem, ale nagle chyba coś sobie przypomniał, bo natychmiast posmutniał.
- Wszystko gra? - spytałem zaniepokojony.
- Tak tylko...A nie ważne.
- Powiec - poprosiłem.
- Chyba nagle przestałem dobrze grać - westchnął.
Zamrugałem kilkakrotnie.
- To znaczy? - spytałem niepewnie.
- Ludzie - zaczął ostrożnie- ostatnio dużo się o mnie dowiadują. Nie chcę tego.
- Dlaczego? To chyba dobrze. Znaczy, że im ufasz.
- To nierozważne - mruknął.
- Chyba nie rozumiem.
- Zaufanie to coś czego nie uznaję - wyznał.
- Żartujesz prawda?
Przez chwilę zastanawiałem się czy się przesłyszałem, czy po prostu chłopak sobie ze mnie żartuje, ale najwyraźniej mówił poważnie.
- Daj spokój! To przecież głupie. Ufasz komuś, ten ktoś cię rani, rozsypujesz się na kawałki - zaczął -Taka kolej rzeczy.
- Ale bez zaufania nie ma niczego. Współpracy, przyjaźni, więzi rodzinnych, partnerstwa...- wyliczałem.
- Można to obejść -wzruszył ramionami.
Stałem tak dłuższą chwilę wpatrując się w przyjaciela z szeroko otwartymi ustami. Nie mogłem uwierzyć, że on naprawdę tak uważa. Przecież na zaufaniu buduje się najważniejsze więzi. Gdybym nie zaufał Marcie nie miałby się kto o mnie troszczyć. Gdybym nie zaufał Samowi i Sebastianowi nie mógłbym czuć, że mogę na kimś polegać. Gdybym nie zaufał Glee teraz pewnie dalej chodziłbym z Santaną i nie obrywał koktajlami, ale nie miałbym prawdziwych przyjaciół i po prostu byłbym nieszczęśliwy. Nie chodzi o to, żeby mówić o sobie wszystko, ale zaufanie jest ważne, a szatyn tak po prostu je odrzucał. Nie mogłem tego pojąć.
- Kiedy straciłeś zaufanie? - spytałem.
Kurt lekko się zmieszał.
- Nie straciłem- wymamrotał - Po prostu nie wierzę w to, że...
- Oj daj spokój! Serio myślisz, że w to uwierzę?
- Mam nadzieję?
- Mów.
Chłopak wywrócił oczami, ale po chwili westchnął i odpowiedział.
- Po śmierci mamy - wyznał - wtedy zwątpiłem we wszystko.
- Oczywiście mi przykro, ale co to ma do rzeczy?
Milczenie.
- Kurt!
Dalej nic.
- No nie bądź taki.
- To głupie - wymamrotał.
- Pozwól, że sam to ocenię.
Ponownie westchnął i tym razem zapatrzył się w przestrzeń. Gdy myślałem, że już nic więcej nie powie on nagle wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na mnie uśmiechając się smutno.
- Zawsze mówiła, że będę kiedyś wielki - powiedział - Mówiła, że będę występował na Broadwayu, albo zostanę gwiazdą w jakimś serialu - machnął ręką żeby podkreślić swoje słowa - To była tylko głupia wyliczanka, ale pokazywała przez nią jak bardzo we mnie wierzy.
- To miłe - uśmiechnąłem się mimowolnie, ale on szybko spochmurniał.
- Mogła mi tego nie mówić - mruknął zatrzaskując szafkę.
- Czemu?
- Bo zawsze dodawała, że jak już osiągnę sukces będzie siedzieć w pierwszym rzędzie. Nikomu nie można ufać.
Po tych słowach po prostu odwrócił się i odszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro