Rozdział 19
Blaine
Naciągnąłem czapkę najmocniej jak umiałem i starałem się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Ten dzień zaczął się okropnie i jedyne o czym teraz marzyłem to żeby się skończył.
- Co jest? - spytał rozbawiony Sam - jeszcze nie jest, aż tak zimno.
- Gdy mama zobaczyła ile pieniędzy wydaję na żel zamroziła mi kartę - jęknąłem- Nie mam żelu! Rozumiesz to?!
- Pokaż- wyciągnął rękę, ale go uderzyłem.
- Ani się waż - wysyczałem - Czemu akurat dzisiaj? Mamy występ!
- Co wstydzisz się pokazać tak Kurtowi?
- Oj zamknij się - mruknąłem.
Blondyn tylko parsknął widząc moją zbolałą minę i zamknął szafkę.
- Arthi ma trochę żelu w szafce - powiedział- Jak poprosisz to pewnie ci odstąpi.
- Jestem ocalony! - zawołałem radośnie - Dzięki Sam.
- Nie ma za co, ale szkoda, bo chciałbym zobaczyć tę katastrofę - zachichotał, a ja zgromiłem go spojrzeniem.
Czasem zastanawiałem się, czy bardziej go uwielbiam, czy nienawidzę
- Ruszcie się - zawołała Rachel pojawiając się znikąd - zaraz się zaczyna!
- Ale co? - spytałem zdezorientowany.
- Jak wy nic nie ogarniacie - wywróciła oczami- Chirioski. Występ. Kurt i Mercedes.
- Na co my czekamy?! - zawołałem i ruszyłem biegiem do sali gimnastycznej, a przyjaciele pobiegli za mną. Okay, może mój entuzjazm, był ciut przesadzony, ale od wczoraj nie mogłem przestać myśleć o tym jak im to wyjdzie i na pewno nie robiłem tego dyskretnie. Gdy Marta spytała rano o czym tak zawzięcie myślę oblałem się rumieńcem i przez dobre 10 minut próbowałem sklecić sensowne zdanie, bo obraz szatyna w opcisłym stroju bardzo nie chciał opuścić mojego umysłu. Czułem się niesamowicie zarzenowany, ale nie mniej podekscytowany dzisiejszym wydarzeniem.
Wszyscy zajęliśmy miejsca najbardziej z przodu i z niecierpliwością czekaliśmy, aż się zacznie. Chyba mój entuzjazm udzielił się reszcie.
W końcu usłyszeliśmy muzykę i na salę weszła orkiestra, chirliderki i nasi przyjaciele. Zagapiłem się na Kurta z szeroko otwartymi ustami, które Sam był zmuszony zamknąć mi siłą. W stroju chiriosek szatyn wyglądał naprawdę seksownie i ruszał też się świetnie. Zrobiło mi się tak niesamowicie gorąco, że w jednej chwili pożałowałem, że nie wziąłem ze sobą pół litra wody, żeby chlusnąć sobie w twarz.
Rybousty tymczasem przyglądał mi się autentycznie rozbawiony i wcale nie zamierzał się z tym kryć.
- Aż ci ślinka cieknie - zachichotał, a ja uderzyłem go w ramię przy okazji upewniając się czy nikt go nie słyszał.
Jeszcze tego brakowało, żeby jego głupie żarciki ujawniły przed szkołą moją orientację.
- Chcesz mnie wydać? - warknąłem upewniając się jeszcze raz czy nikt tego nie słyszał.
- Sam się wydasz jak będziesz się tak gapił - prychnął - Spróbuj się opanować, bo praktycznie rozbierasz go wzrokiem.
- Wcale nie! - krzyknąłem w samoobronie.
Uniósł brwi, a ja się zarumieniłem.
Przeklęty Sam!
Chłopak potrafił czytać ze mnie jak z książki i wcale, a wcale mi się to nie podobało.
- Spróbuj się tak nie gapić - poradził szeptem taksując spojrzeniem otoczenie.
Widocznie wreszcie się zorientował, że jeśli ktoś go usłyszy to może to się dla mnie źle skończyć. A dla naszej przyjaźni to już wogóle.
- Łatwo powiedzieć - jęknąłem, a blondyn ponownie zachichotał.
- Musisz poćwiczyć, bo inaczej twój sekret długo nim nie zostanie - powiedział.
Przełknąłem ślinę.
No pięknie.
Kurt
Wyszło świetnie, ale i tak byliśmy w szoku gdy nagrodzono nas owacjami na stojąco. Nie ćwiczyliśmy dużo, bo Sue wzięła nas trochę z zaskoczenia i dlatego reakcja widowni tak nas zaskoczyła.
- Dobrze się spisałeś panienko- pochwaliła mnie Sue.
Uniosłem brwi zaskoczony.
- Dziękuję?
Byłem więcej niż zdziwiony, bo trenerka nie miała w zwyczaju często kogoś chwalić, a to znaczyło, że wyszło naprawdę dobrze.
- A ja? - upomniała się Mercedes krzyżując ręce na piersi.
- Też nieźle czekoladko - odparła kobieta już z nieco mniejszym entuzjazmem - ale następnym razem ruszaj się trochę więcej. Jak Kurt.
Po tych słowach wyszła, a mnie całkowicie zamurowało.
Rany! Ta kobieta naprawdę ma do mnie słabość.
Jons trochę spochmurniała, więc objąłem ją ramieniem i wysłałem pokrzepiający uśmiech.
- Nie przejmuj się - powiedziałem - To tylko Sue.
Mercedes skinęła głową i wtuliła się we mnie.
- Czy tylko mi się zdawało, czy Blaine cały czas ci się przyglądał? - spytała z figlarnym uśmiechem.
Zmieniła temat tak szybko, że chwilę zajęło mi otrząśnięcie się z szoku.
Przewróciłem oczami.
- Zdawało ci się - mruknęłam pewnie, ale w środku aż piszczałem ze szczęścia, bo to znaczyło, że nie tylko ja to zauważyłem.
Dobra Kurt. Uspokój się. To nic nie znaczy.
Przebraliśmy się i ruszyliśmy do klasy po drodze napotykając Sama i Blaina.
- Świetny występ! - zawołał brunet, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem, widząc jego nadal nie gasnący entuzjazm.
- Dzięki- odparliśmy jednocześnie i spojrzeliśmy na siebie.
Mercedes wysłała mi porozumiewawcze spojrzenie, ale ja tylko znowu przewróciłem oczami i ponownie spojrzałem na chłopaków.
Wyższy tymczasem wyszczerzył się w uśmiechu tak szerokim, że zacząłem się zastanawiać jakim cudem twarz mu przez niego nie pękła.
- Nie sądziłem, że potrafisz się tak ruszać Kurt - zaśmiał się - Gdyby na trybunach był ktoś twojego pokroju z pewnością nie odrywałby od ciebie wzroku.
Zarumieniłem się. Żarciki ryboustego niemal zawsze były nieprzyzwoite i sprawiały, że moje policzki płonęły.
Jak on to robi?
Blaine odchrząknął.
- Idziecie na dzisiejszą imprezę u Rachel? - spytał niepewnie.
- Ja na pewno- odezwał się blondyn zacierając dłonie.
- Ja też- dodała czarnoskóra i spojrzała na mnie błagalnie, ale nie mogłem spełnić jej niemej prośby.
- Ja nie idę- odparłem krzyżując ręce na piersi i opierając się o szafkę - Dostatecznie się ośmieszyłem ostatnio. Wolę posiedzieć w domu pod kocem i cały weekend oglądać Moulin Rouge i Wicked.
- To tak spędzasz weekendy? - zaśmiał się rybousty - Ja z reguły jestem na siłowni.
Wyprężył biceps, a ja przewróciłem oczami. Okay, może i miał piękne ciało, ale nie musiał się nim ciągle chwalić, a robił to niemal bez przerwy.
Litości! Przecież mamy oczy.
- Kurt też ćwiczy - mruknęła czarnoskóra, a ja zgromiłem ją spojrzeniem.
- Zamknij się - wysyczałem licząc w myślach do dziesięciu.
Nie pomogło.
Przyjaciele spojrzeli na mnie z szeroko otwartymi ustami, a ja w jednej chwili zapragnąłem zapaść się pod ziemię.
Po co mi było jej o tym mówić?
Pierwszy otrząsnął się Blaine, który jeszcze raz przetaksował wzrokiem moje ciało, ukryte za za dużym swetrem i odchrząknął wyrywając tym samym Sama ze stanu oszołomienia.
- Ćwiczysz? - spytał niepewnie drapiąc się nerwowo po karku.
Zauważyłem, że robił to zawsze gdy się denerwował. Westchnąłem przeciągle poprawiając torbę na ramieniu.
Czemu wszystkich zawsze to tak strasznie dziwi?
- Nie preferuję siłowni - mruknęłam- Wolę trenować w domu, ale owszem, ćwiczę. W końcu trzeba o siebie dbać.
Uniosłem wysoko głowę i odmaszerowałem ignorując ciekawskie spojrzenia obu chłopców.
Poszedłem do szafki wyjąć książki na następną lekcje, ale Mercedes szybko mnie dogoniła i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Wybacz Kurt. Po prostu to zabrzmiało jakby się z ciebie nabijał.
- To Sam - westchnąłem- Najpierw mówi, potem myśli, a zresztą wcale mi to nie przeszkadza.
- Uhm.
Spuściła wzrok, a mi natychmiast przeszła cała złość. W końcu to Mercedes. Jak można się na nią złościć?
- Spotkamy się po szkolę? - zagadnąłem posyłając jej spojrzenie: Już się nie gniewam.
- Chciałabym, ale Rachel poprosiła mnie, żebym pomogła jej przygotować imprezę - wymamrotała.
- Ty i Rachel? - zdziwiłem się.
- W sumię nawet nie jest taka zła - wzruszyła ramionami - Meeega irytująca, ale nawet da się ją lubić.
- Co ci się stało?
Byłem w szoku, bo dopieroco sama wygarniała mi, że zacząłem dogadywać się z żydówką.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówiła miętoląc bluzkę. Nie patrzyła na mnie, co było rzadkością i świadczyło o tym, że musi mi o czymś powiedzieć.
- Umówiłam się z Brodym - wyznała.
- Kiedy? Jak? Gdzie? To randka? Czemu nie mówiłaś?- wyżuciłem z siebie tyle pytań, że po chwili sam nie pamiętałem jakie było pierwsze.
- Spokojnie - zaśmiała się - Rachel powiedziała, że podsłuchała jak mówił jakiemuś koledze, że mu się podobam i poradziła, żebym go gdzieś zaprosiła. Zgodził się- pisnęła - Przepraszam, że ci nie mówiłam.
- Rozumiem - burknąłem - Babskie pogaduszki.
Nie powiem, czułem się trochę urażony, ale w duchu cieszyłem się z jej szczęścia.
- Oj nie obrażaj się - zrobiła tak żałosną minę, że po prostu nie mogłem się na nią złościć - Rachel mi pomogła, trochę ją poznałam i polubiłam, ale to ty jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Uśmiechnąłem się i uściskałem przyjaciółkę. Tak naprawdę cieszyłem się, że zaczęła dogadywać się z żydówką, bo sam też ją polubiłem. Oczywiście zawsze będzie irytującym pupilkiem pana Schu, który dostaje solówki, mimo że na nie nie zasługuje, ale przyjaźń z Berry miała też dobre strony. Zawsze podziwiałem jej pewność siebie, wieczny optymizm, determinację. Czułem też, że możemy zostać przyjaciółmi, ale nigdy nie przyznałbym tego na głos.
- Dobra dość tych dramatów - zaśmiałem się odsuwając od dziewczyny - Chodźmy na lekcje.
Blaine
Wszystkie występy były naprawdę dobre i bardzo się cieszyłem, że mamy w Glee tak wielu utalentowanych ludzi. Oczywiście największym szczęściem był dla mnie fakt, że Arthi użyczył mi swojego żelu i już nie musiałem przemykać po kątach w nadziei, że nikt nie zauważy mojego problemu. Chłopak zgodził się też kupować mi dodatkową tubkę, pod warunkiem, że będę odrabiał za niego matmę. Mała cena za czucie się pewnie we własnej skurze.
Ja i Kurt mieliśmy wystąpić ostatni i obaj odczuwaliśmy stres na swój własny sposób. Patrzyłem na przyjaciela, który poprawiał fryzurę już chyba po raz setny i starałem się przestać myśleć o tym, że żołądek zacisnął mi się w supeł.
- Stresujesz się? - zagadnąłem, żeby rozładować napięcie.
- Martwię się, że za mało ćwiczyliśmy - wyznał zagryzając dolną wargę.
- To nie zawody - zauważyłem.
- Wiem.
W końcu przyszla kolej na nas, więc ustawiliśmy taborety na scenie i usiedliśmy. Większość naszych przyjaciół postawiła na rozbudowaną choreografię, ale do naszej piosenki nie trzeba było niczego więcej poza śpiewem.
Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki, spojrzałem na Kurta, a on na mnie i w jednej chwili wytworzyła się między nami dziwna więź. Zapomnieliśmy o wszystkim i wszystkich którzy nas otaczali i śpiewaliśmy wyłącznie dla siebie nawzajem. Czułem spoķój, jedność i przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele.
W końcu muzyka ucichła, a widownia poderwała się z foteli.
- To było wspaniałe! - skomentował nauczyciel - Wasze głosy idealnie się ze sobą zgrywają. Brawo dzieciaki!
Zarumieniliśmy się obaj i zeszliśmy ze sceny. Nie miałem pojęcia co się wydarzyło i choć próbowałem nie mogłem przestać o tym myśleć. Zerknąłem na Kurta i uśmiechnąłem się.
To był ostatni występ.
Kurt
Byłem dumny z naszego występu, ale nie mogłem zrozumieć co się wydarzyło na scenie. Gdy zaczęliśmy śpiewać i nasze oczy się spotkały poczułem dziwną więź. Zupełnie jakbyśmy z Blainem stali się jednością, jak 2 połówki tej samej osoby. To było naprawdę dziwne, ale nie mogę powiedzieć, że nieprzyjemne. Ciekawiło mnie czy brunet też to odczuł, ale nie mogłem go o to spytać. To by było niezręczne zarówno dla mnie jak i zapewne dla niego.
W szkole prawdopodobnie nikogo już nie było. Ja zostałem, żeby skończyć projekt na zajęcia, bo w domu nie miałem na to możliwości przez to, że mój komputer był w naprawie.
Otworzyłem szafkę i wtedy zorientowałem się, że jednak nie jestem sam. Chciałem uciec, ale footboliści otoczyli mnie z 3 stron.
- Pozdrowienia od Karovskiego- odezwał się jeden z nich- Kazał przekazać, że jak wróci to się z tobą policzy.
- Przecież nic mu nie zrobiłem! To nie przeze mnie go zawiesili.
- Mylisz się. Gdyby jakiś dzieciak nie doniósł na niego w zeszłym roku dyrekcja nie postawiłaby mu ultimatum i teraz by go nie zawiesili.
- To było rok temu!
- No i? Z nim to omów.
Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że miałbym rozmawiać z moim prześladowcą. Wodziłem wzrokiem dookoła szukając możliwej drogi ucieczki, ale niczego nie dostrzegłem. Byłem w pułapce.
- Kazał mnie pobić? - spytałem drżącym głosem.
Przez głowę przeleciało mi mnustwo myśli, które formowały się w jedno proste polecenie: Uciekaj!
Nie miałem jednak takiej możliwości.
- Nie - odpowiedział największy z nich szczerząc się w kpiącym uśmiechu - ale też nie zabronił.
Nawet nie zdążyłem zareagować. Silna pięść uderzyła mnie w brzuch tak mocno, że jeszcze dodatkowo uderzyłem o szafkę. Skuliłem się na podłodze, a footboliści wybuchnęli śmiechem i odeszli. Podniosłem się chwiejnie na nogi starając się ignorować ból i doczołgałem do toalety. Zdjąłem koszulę i przyjżałem się starej szramie, która przez udeżenie ponownie się otworzyła. Poza tym miałem jeszcze kilka nowych siniaków, ale to akurat niespecjalnie mnie obchodziło. Odkręciłem wodę, żeby przemyć ranę, ale właśnie wtedy drzwi się otworzyły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro