Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Blaine

- Wiesz już z kim będziesz śpiewał? - spytałem siadając obok szatyna.
- Normalnie śpiewałbym z Mercedes- westchnął - ale Tina mnie ubiegła.
- To może zaśpiewałbyś ze mną?- zaproponowałem modląc się w duchu żeby się zgodził.
- To nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego?
- Nie wiem przez kogo, ale rozeszło się, że jestem gejem. Jeśli ze mną zaśpiewasz nie dadzą ci spokoju. 
- Oh.
Miałem ochotę powiedzieć, że to mnie nie obchodzi i że mimo wszystko chcę z nim zaśpiewać, ale szatyn miał rację. Czułem się jak tchórz. Wiedziałem, że Kurt cierpi, ale nie mogłem nic z tym zrobić, bo przyznanie się nie wchodziło w grę.

Zadzwonił dzwonek, więc pożegnałem się z szatynem i ruszyłem do klasy powłuczając nogami.
- Co ci jest? - spytał Sam.
- Nic.
- Akurat! - prychnął - Mów, co się dzieje?
- Chciałem zaśpiewać z Kurtem duet - wymamrotałem nieporadnie.
- Nie chciał?
- Powiedział, że jeśli z nim zaśpiewam nie dadzą mi spokoju.
- Ma trochę racji. Jeszcze nie było drugiej lekcji, a footboliści oblali go już 3 razy i dwukrotnie wrzucili do śmietnika. Odkąd się rozeszło, że jest gejem biedak nie ma spokoju. Teraz rozumiem czemu nie chcesz się ujawnić.
- Ta...
- Nie chodzi tylko o Kurta prawda? - domyślił się.
Westchnąłem.
- Moi rodzice.
- Znowu? Z tego co mówiłeś wczoraj nie masz z nimi łatwo.
- Oni myślą, że to choroba! - jęknąłem.
- Jaka choroba? - spytała Rachel pojawiając się znikąd.
Podskoczyliśmy zaskoczeni.
- Jak dużo słyszałaś? - wychrypiałem.
- Tylko coś o jakieś chorobie. O co chodzi?
- O nic. Mówiłem Samowi, że moja babcia jest chora i muszę ją niedługo odwiedzić.
- Aha. Pamiętacie o imprezie dzisiaj co nie? - zmieniła temat, a ja odetchnąłem w duchu.
- Jasne, że pamiętamy! - ożywił się blondyn.
- To dobrze. O idzie Mercedes. Mercedes! - krzyknęła w stronę dziewczyny i ruszyła w jej kierunku.
- Ał. Moje uszy - jęknąłem.
- Cala Rachel - zaśmiał się Sam.

Nauczycielka weszła do klasy i zaczęła lekcje, ale jakoś nie mogłem się skupić. Blondyn w pewnej chwili podsunął mi kartkę, a ja dyskretnie schowałem ją między kartkami zeszytu.
^Nie przejmuj się Kurtem -było tam napisane- Dzisiaj impreza!
^Ta...- odpisałem.
^On serio ci się podoba
^Może trochę, ale to nie ważne. Masz rację dzisiaj impreza i zamierzam się dobrze bawić
^Zgaduję, że to znaczy, że chcesz sporo wypić
^A żebyś wiedział

Kurt

12 suschi, 8 rzutów na szafkę i 3 rzuty do śmietnika - z takim wynikiem wychodziłem ze szkoły. Miałem ochotę skulić się w kącie i płakać, ale się powstrzymałem. Dzisiaj była impreza u Rachel i zamierzałem się dobrze bawić i zapomnieć o troskach.
- Jak się trzymasz? - spytał Finn gdy ruszyliśmy.
Westchnąłem.
- Radzę sobię.
- Uhm.
Więcej się nie odezwał. Wiedziałem, że czuje się winny, bo nie może mi pomóc, ale rozumiałem, że gdyby coś zrobił sam by miał przesrane. Nie chciałem tego. Był moim bratem i zasługiwał na trochę spokoju, a ja nie zamierzałem go tego pozbawiać.
- Nie przejmuj się- obdarzyłem go przyjacielskim uśmiechem - Przez tyle lat zdążyłem się przyzwyczaić. Nie chcę, żebyś czuł się winny, bo nie możesz nic z tym zrobić.
- Ale...
- Nic. Nie. Możesz. Zrobić - powiedziałem podkreślając każde słowo.
Dojechaliśmy pod dom i przez chwilę siedzieliśmy w samochodzie zastanawiając się co powiedzieć.
- Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć - odezwał się w końcu.
- Pamiętam- odparłem czując przyjemne ciepło na sercu.

Tata siedział na kanapie i oglądał mecz, a Carol przyrządzała obiad.
- Pomóc? - spytałem przybierając najlepszy fałszywy uśmiech na jaki było mnie stać.
- Nie trzeba kochanie - odpowiedziała uśmiechem - ale możecie rozłożyć talerze.
Skinąłem głową i razem z bratem wykonaliśmy jej polecenie. Po posiłku natychmiast ruszyłem do pokoju żeby przygotować się na imprezę u Rachel.
Mój telefon zabrzęczał, ale zawahałem się nim sprawdziłem wiadomość. Wiedziałem kto to.
Wstrzymałem oddech i wziąłem do ręki urządzenie.
Ciesz się ostatnimi dniami pedale. Niedługo wracam.

Blaine

Ledwo udało mi się wymknąć. Zabawne jak niewiele trzeba, żeby ludzie, którzy bywali w domu sporadycznie nagle całkowicie zmienili swoje przyzwyczajenia. Spóźniłem się może pół godziny, a już prawie wszyscy byli pijani, nawet Kurt, którego o to nie podejrzewałem.
- Jak...to się stało? - spytałem Finn'a.
- Nie mam pojęcia- wyznał - Kurt gdy wychodziliśmy powiedział, że tym razem ja nas odwożę. Byłem w szoku. On nigdy się nie upija, a teraz spójrz na niego!
Oj spojrzałem. Nawet pijany wyglądał olśniewająco i nieważne ile razy zaliczył glebę jego włosy pozostawały idealnie ułożone.

Postanowiłem napić się tylko trochę, bo bawiło mnie zachowanie pijanych przyjaciół i chciałem to zapamiętać. Czułem się świetnie, zwłaszcza gdy dostałem wiadomość od taty, że muszą pilnie wyjechać i nie będzie ich na noc.
W końcu!
Najlepiej jednak bawiła się Rachel. W pewnej chwili złapała mnie za koszulę i przyciągnęła do siebie.
- Zaśpiewaj ze mną.
Zgodziłem się i świetnie się bawiłem zarówno na scenie jak i poza nią. Tańczyłem z brunetką i śmiałem się z żartów Sama.
Tylko ja, Finn, Arthi i Tina nie byliśmy jakoś specjalnie pijani. Reszta nie próżnowała.  Problem pojawił się dopiero, gdy impreza dobiegła końca.
- Muszę odwieźć Quin i Pucka- westchnął Finn - Nie chcą się od siebie odkleić.
- Przykro mi.
Finn i Quin byli parą, ale najwyraźniej po pijanemu blądynka wolała innego.
- Już dawno chciałem z nią zerwać - wyznał.
- Naprawdę?- zdziwiłem się - Dlaczego?
- Nie układa nam się i...
- Niech zgadnę - przerwałem mu- Rachel?
Wielkolud oblał się rumieńcem.
- Tak widać?
- No trochę - przyznałem.
- Nie wiem co zrobić z Kurtem. Nie dam rady użerać się z trzema najbardziej pijanymi ( zaraz po Rachel ) ludźmi z Glee.
- Mogę go przenocować - zaproponowałem - Mieszkam niedaleko.
- To zły pomysł. Pijany Kurt to nie Kurt.
- A podobno pijani ludzie są najbardziej prawdziwi.
- Nie on. Mój brat wtedy słucha się pierwotnych instynktów i zachowuję bardzo nieobliczalnie. Jest jak kobieta podczas okresu. Przez chwilę jest dobrze, a w następnym momęcie zaczyna płakać, śmiać się lub warczeć.
Zaśmiałem się.
- Ciekawe porównanie, ale nie martw się. Wiem jak się obchodzić z ludźmi w takim stanie. Nie raz musiałem doprowadzać Coopa do domu z ostrej imprezy.   
- Pamiętaj, że ostrzegałem - mruknął- Podjadę po niego rano.
- Okay.

Podszedłem do szatyna i pomogłem mu wstać z kanapy.
- Dokąt idzieeemy Blaineyy? - pisnął mi do ucha.
- Do mnie.
- Jak słodko - zaklaskał w dłonie, a ja pomogłem założyć mu kurtkę.
Ledwo szedł, bo najwyraźniej miał bardzo słabą głowę. Dwa razy nie udało mi się go utrzymać i przewrócił się parskając śmiechem. Również zacząłem się śmiać. Chłopak naprawdę nie był sobą po pijanemu. Podałem mu rękę i przyciągnąłem do siebie, a Kurt zarzucił mi ręce na szyję i przez chwilę staliśmy tak patrząc na siebię i będąc przeraźliwie blisko.
- Mój ryceszsz - zachichotał i pocałował mnie w policzek, po czym chciał ruszyć przed siebie i tylko cudem udało mi się ocalić go od kolejnego upadku. 

W końcu jakimś cudem dowlekliśmy się do mojego domu, a później po schodach do pokoju. Zdjąłem przyjacielowi kurtkę i pomogłem mu położyć się na łóżku. Już miałem pójść przyszykować sobie posłanie na podłodze gdy szatyn chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Byłem w szoku, bo nie przypuszczałem, że w tak drobnym ciele może być tyle siły.
- Chcę cię Blaine - wyszeptał- Nie zostawiaj mnie.
Poczułem się nieswojo. Wyswobodziłem się szybko i przykryłem chłopaka kołdrą tak by nie mógł się wydostać. Chwilę się szarpał, ale w końcu dał za wygraną. Wtulił się w poduszkę i zasnął, a ja patrzyłem na niego w osłupieniu, ponieważ w jednej sekundzie z typowego niezaspokojonego nastolatka zmienił się w bezbronnego chłopca, który zasnął zmęczony po zabawie samochodzikami. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że w jednej chwili wybaczyłem mu tą niezręczną sytuację. Ułożyłem sobie parę koców na podłodze, przykryłem się jednym z nich i również zasnąłem mając przed oczami obraz śpiącego Kurta.   

Kurt

Gdy otworzyłem oczy wszystko wokół wirowało. W gardle miałem suszę, a pulsujący ból w głowie sprawiał, że miałem ochotę ją sobie oderwać.
- O moja śpiąca królewna w końcu się obudziła - zachichotał ktoś.
Przyłożyłem sobię rękę do czoła i wysiliłem wzrok. W końcu obrazy przestały się rozmazywać i zobaczyłem przed sobą wyżelowaną głowę Blaina. Odskoczyłem jak oparzony przez co uderzyłem się w niski sufit powodując tym samym, że ból głowy znacznie się nasilił.
- Nie rzucaj się tak, bo zrobisz sobie krzywdę - powiedział z troską podając mi szklankę wody.
Napiłem się i odetchnąłem czując prawdziwą rozkosz.
- Co..co się stało? Co ja tu robię? W ogóle gdzie my jesteśmy? - spytałem.
- Jesteś u mnie. Była impreza u Rachel i nieźle zaszalałeś.
Nagle wszystko sobie przypomniałem ( no nie wszystko ale cii )
- Co zrobiłem? - jęknąłem przerażony.
- Poza tym, że chciałeś się ze mną przespać to nic - zaśmiał się.
Przyciągnąłem do siebie kolana i ukryłem twarz między nimi.
- Chcę umrzeć - powiedziałem.

Brunet nie przestawał się śmiać. Usiadł obok mnie i zmusił, żebym na niego spojrzał co zrobiłem niechętnie.
- Nic się nie stało - zaręczył - Byłeś pijany, a poza tym ludzie robią gorsze rzeczy po pijanemu.
- Nie widziałeś mnie jak pierwszy raz się upiłem - mruknąłem.
- To to nie był pierwszy raz? - zdziwił się.
- Nie. Trzeci. Pierwszy raz był jak miałem 8 lat i ukradłem tacie wino z barku.
- I co się wtedy działo?
- Zachowywałem się jak małpa w zoo. Skakałem po meblach, a tata nie mógł mnie dogonić.
- Żałuję, że tego nie widziałem - zachichotał - Dobra wstawaj, bo nie zdążymy do szkoły.
- Do szkoły? - jęknąłem - Nie chcę.
- Po prostu jak dziecko.
- Nie mam się w co ubrać! - zaprotestowałem.
- Porzyczę ci parę ciuchów. Finn miał po ciebie przyjechać, ale najwyraźniej zapomniał, więc pójdziesz ze mną.
- A twoi rodzice? - spytałem niepewnie.
- Wyjechali.
Wzruszył ramionami i rzucił mi jakieś ubrania. Przejrzałem je uważnie i z zaskoczeniem stwierdziłem, że brunet ma naprawdę dobry gust.
- Czemu w tym nie chodzisz? - spytałem gdy już się przebrałem.
- Chodzę.
- W szkole nie.
- Pasuje ci- zmienił temat, a ja przewróciłem oczami.
Przez chwilę przyglądał mi się uważnie.
- No co? - mruknąłem.
- Twoje włosy.
Spojrzałem w lustro i krzyknąłem przerażony.
- W domu układam je przez godzinę - jęknąłem- Nie zdążę.
- Nałóż żel- zasugerował.
- Ale wtedy nie będzie i.. - urwałem.
- Nie będzie jak? - zaciekawił się.

Czułem jak na twarz wypływa mi rumieniec i już drugi raz tego dnia miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Pomyślisz, że mam kąpleksy - wymamrotałem.
- A masz?
- Może małe.
Złożył ręce na piersi i spojrzał na mnie oczekując wyjaśnień. Westchnąłem.
- Idealnie - wymamrotałem- Wtedy nie będzie idealnie.
Blaine patrzył na mnie bez słowa przez dłuższy czas po czym zupełnie niespodziewanie wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wiedziałem! - zawołał - Wiedziałem, że to nie tylko moje urojenia!
Nie miałem pojęcia o co mu chodzi, ale również wybuchnąłem śmiechem.
Może to jednak nie koniec świata? - pomyślałem.

Ktoś to w ogóle czyta?

  
 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro