Rozdział 15
Blaine
- Wiesz już z kim będziesz śpiewał? - spytałem siadając obok szatyna.
- Normalnie śpiewałbym z Mercedes- westchnął - ale Tina mnie ubiegła.
- To może zaśpiewałbyś ze mną?- zaproponowałem modląc się w duchu żeby się zgodził.
- To nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego?
- Nie wiem przez kogo, ale rozeszło się, że jestem gejem. Jeśli ze mną zaśpiewasz nie dadzą ci spokoju.
- Oh.
Miałem ochotę powiedzieć, że to mnie nie obchodzi i że mimo wszystko chcę z nim zaśpiewać, ale szatyn miał rację. Czułem się jak tchórz. Wiedziałem, że Kurt cierpi, ale nie mogłem nic z tym zrobić, bo przyznanie się nie wchodziło w grę.
Zadzwonił dzwonek, więc pożegnałem się z szatynem i ruszyłem do klasy powłuczając nogami.
- Co ci jest? - spytał Sam.
- Nic.
- Akurat! - prychnął - Mów, co się dzieje?
- Chciałem zaśpiewać z Kurtem duet - wymamrotałem nieporadnie.
- Nie chciał?
- Powiedział, że jeśli z nim zaśpiewam nie dadzą mi spokoju.
- Ma trochę racji. Jeszcze nie było drugiej lekcji, a footboliści oblali go już 3 razy i dwukrotnie wrzucili do śmietnika. Odkąd się rozeszło, że jest gejem biedak nie ma spokoju. Teraz rozumiem czemu nie chcesz się ujawnić.
- Ta...
- Nie chodzi tylko o Kurta prawda? - domyślił się.
Westchnąłem.
- Moi rodzice.
- Znowu? Z tego co mówiłeś wczoraj nie masz z nimi łatwo.
- Oni myślą, że to choroba! - jęknąłem.
- Jaka choroba? - spytała Rachel pojawiając się znikąd.
Podskoczyliśmy zaskoczeni.
- Jak dużo słyszałaś? - wychrypiałem.
- Tylko coś o jakieś chorobie. O co chodzi?
- O nic. Mówiłem Samowi, że moja babcia jest chora i muszę ją niedługo odwiedzić.
- Aha. Pamiętacie o imprezie dzisiaj co nie? - zmieniła temat, a ja odetchnąłem w duchu.
- Jasne, że pamiętamy! - ożywił się blondyn.
- To dobrze. O idzie Mercedes. Mercedes! - krzyknęła w stronę dziewczyny i ruszyła w jej kierunku.
- Ał. Moje uszy - jęknąłem.
- Cala Rachel - zaśmiał się Sam.
Nauczycielka weszła do klasy i zaczęła lekcje, ale jakoś nie mogłem się skupić. Blondyn w pewnej chwili podsunął mi kartkę, a ja dyskretnie schowałem ją między kartkami zeszytu.
^Nie przejmuj się Kurtem -było tam napisane- Dzisiaj impreza!
^Ta...- odpisałem.
^On serio ci się podoba
^Może trochę, ale to nie ważne. Masz rację dzisiaj impreza i zamierzam się dobrze bawić
^Zgaduję, że to znaczy, że chcesz sporo wypić
^A żebyś wiedział
Kurt
12 suschi, 8 rzutów na szafkę i 3 rzuty do śmietnika - z takim wynikiem wychodziłem ze szkoły. Miałem ochotę skulić się w kącie i płakać, ale się powstrzymałem. Dzisiaj była impreza u Rachel i zamierzałem się dobrze bawić i zapomnieć o troskach.
- Jak się trzymasz? - spytał Finn gdy ruszyliśmy.
Westchnąłem.
- Radzę sobię.
- Uhm.
Więcej się nie odezwał. Wiedziałem, że czuje się winny, bo nie może mi pomóc, ale rozumiałem, że gdyby coś zrobił sam by miał przesrane. Nie chciałem tego. Był moim bratem i zasługiwał na trochę spokoju, a ja nie zamierzałem go tego pozbawiać.
- Nie przejmuj się- obdarzyłem go przyjacielskim uśmiechem - Przez tyle lat zdążyłem się przyzwyczaić. Nie chcę, żebyś czuł się winny, bo nie możesz nic z tym zrobić.
- Ale...
- Nic. Nie. Możesz. Zrobić - powiedziałem podkreślając każde słowo.
Dojechaliśmy pod dom i przez chwilę siedzieliśmy w samochodzie zastanawiając się co powiedzieć.
- Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć - odezwał się w końcu.
- Pamiętam- odparłem czując przyjemne ciepło na sercu.
Tata siedział na kanapie i oglądał mecz, a Carol przyrządzała obiad.
- Pomóc? - spytałem przybierając najlepszy fałszywy uśmiech na jaki było mnie stać.
- Nie trzeba kochanie - odpowiedziała uśmiechem - ale możecie rozłożyć talerze.
Skinąłem głową i razem z bratem wykonaliśmy jej polecenie. Po posiłku natychmiast ruszyłem do pokoju żeby przygotować się na imprezę u Rachel.
Mój telefon zabrzęczał, ale zawahałem się nim sprawdziłem wiadomość. Wiedziałem kto to.
Wstrzymałem oddech i wziąłem do ręki urządzenie.
Ciesz się ostatnimi dniami pedale. Niedługo wracam.
Blaine
Ledwo udało mi się wymknąć. Zabawne jak niewiele trzeba, żeby ludzie, którzy bywali w domu sporadycznie nagle całkowicie zmienili swoje przyzwyczajenia. Spóźniłem się może pół godziny, a już prawie wszyscy byli pijani, nawet Kurt, którego o to nie podejrzewałem.
- Jak...to się stało? - spytałem Finn'a.
- Nie mam pojęcia- wyznał - Kurt gdy wychodziliśmy powiedział, że tym razem ja nas odwożę. Byłem w szoku. On nigdy się nie upija, a teraz spójrz na niego!
Oj spojrzałem. Nawet pijany wyglądał olśniewająco i nieważne ile razy zaliczył glebę jego włosy pozostawały idealnie ułożone.
Postanowiłem napić się tylko trochę, bo bawiło mnie zachowanie pijanych przyjaciół i chciałem to zapamiętać. Czułem się świetnie, zwłaszcza gdy dostałem wiadomość od taty, że muszą pilnie wyjechać i nie będzie ich na noc.
W końcu!
Najlepiej jednak bawiła się Rachel. W pewnej chwili złapała mnie za koszulę i przyciągnęła do siebie.
- Zaśpiewaj ze mną.
Zgodziłem się i świetnie się bawiłem zarówno na scenie jak i poza nią. Tańczyłem z brunetką i śmiałem się z żartów Sama.
Tylko ja, Finn, Arthi i Tina nie byliśmy jakoś specjalnie pijani. Reszta nie próżnowała. Problem pojawił się dopiero, gdy impreza dobiegła końca.
- Muszę odwieźć Quin i Pucka- westchnął Finn - Nie chcą się od siebie odkleić.
- Przykro mi.
Finn i Quin byli parą, ale najwyraźniej po pijanemu blądynka wolała innego.
- Już dawno chciałem z nią zerwać - wyznał.
- Naprawdę?- zdziwiłem się - Dlaczego?
- Nie układa nam się i...
- Niech zgadnę - przerwałem mu- Rachel?
Wielkolud oblał się rumieńcem.
- Tak widać?
- No trochę - przyznałem.
- Nie wiem co zrobić z Kurtem. Nie dam rady użerać się z trzema najbardziej pijanymi ( zaraz po Rachel ) ludźmi z Glee.
- Mogę go przenocować - zaproponowałem - Mieszkam niedaleko.
- To zły pomysł. Pijany Kurt to nie Kurt.
- A podobno pijani ludzie są najbardziej prawdziwi.
- Nie on. Mój brat wtedy słucha się pierwotnych instynktów i zachowuję bardzo nieobliczalnie. Jest jak kobieta podczas okresu. Przez chwilę jest dobrze, a w następnym momęcie zaczyna płakać, śmiać się lub warczeć.
Zaśmiałem się.
- Ciekawe porównanie, ale nie martw się. Wiem jak się obchodzić z ludźmi w takim stanie. Nie raz musiałem doprowadzać Coopa do domu z ostrej imprezy.
- Pamiętaj, że ostrzegałem - mruknął- Podjadę po niego rano.
- Okay.
Podszedłem do szatyna i pomogłem mu wstać z kanapy.
- Dokąt idzieeemy Blaineyy? - pisnął mi do ucha.
- Do mnie.
- Jak słodko - zaklaskał w dłonie, a ja pomogłem założyć mu kurtkę.
Ledwo szedł, bo najwyraźniej miał bardzo słabą głowę. Dwa razy nie udało mi się go utrzymać i przewrócił się parskając śmiechem. Również zacząłem się śmiać. Chłopak naprawdę nie był sobą po pijanemu. Podałem mu rękę i przyciągnąłem do siebie, a Kurt zarzucił mi ręce na szyję i przez chwilę staliśmy tak patrząc na siebię i będąc przeraźliwie blisko.
- Mój ryceszsz - zachichotał i pocałował mnie w policzek, po czym chciał ruszyć przed siebie i tylko cudem udało mi się ocalić go od kolejnego upadku.
W końcu jakimś cudem dowlekliśmy się do mojego domu, a później po schodach do pokoju. Zdjąłem przyjacielowi kurtkę i pomogłem mu położyć się na łóżku. Już miałem pójść przyszykować sobie posłanie na podłodze gdy szatyn chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Byłem w szoku, bo nie przypuszczałem, że w tak drobnym ciele może być tyle siły.
- Chcę cię Blaine - wyszeptał- Nie zostawiaj mnie.
Poczułem się nieswojo. Wyswobodziłem się szybko i przykryłem chłopaka kołdrą tak by nie mógł się wydostać. Chwilę się szarpał, ale w końcu dał za wygraną. Wtulił się w poduszkę i zasnął, a ja patrzyłem na niego w osłupieniu, ponieważ w jednej sekundzie z typowego niezaspokojonego nastolatka zmienił się w bezbronnego chłopca, który zasnął zmęczony po zabawie samochodzikami. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że w jednej chwili wybaczyłem mu tą niezręczną sytuację. Ułożyłem sobie parę koców na podłodze, przykryłem się jednym z nich i również zasnąłem mając przed oczami obraz śpiącego Kurta.
Kurt
Gdy otworzyłem oczy wszystko wokół wirowało. W gardle miałem suszę, a pulsujący ból w głowie sprawiał, że miałem ochotę ją sobie oderwać.
- O moja śpiąca królewna w końcu się obudziła - zachichotał ktoś.
Przyłożyłem sobię rękę do czoła i wysiliłem wzrok. W końcu obrazy przestały się rozmazywać i zobaczyłem przed sobą wyżelowaną głowę Blaina. Odskoczyłem jak oparzony przez co uderzyłem się w niski sufit powodując tym samym, że ból głowy znacznie się nasilił.
- Nie rzucaj się tak, bo zrobisz sobie krzywdę - powiedział z troską podając mi szklankę wody.
Napiłem się i odetchnąłem czując prawdziwą rozkosz.
- Co..co się stało? Co ja tu robię? W ogóle gdzie my jesteśmy? - spytałem.
- Jesteś u mnie. Była impreza u Rachel i nieźle zaszalałeś.
Nagle wszystko sobie przypomniałem ( no nie wszystko ale cii )
- Co zrobiłem? - jęknąłem przerażony.
- Poza tym, że chciałeś się ze mną przespać to nic - zaśmiał się.
Przyciągnąłem do siebie kolana i ukryłem twarz między nimi.
- Chcę umrzeć - powiedziałem.
Brunet nie przestawał się śmiać. Usiadł obok mnie i zmusił, żebym na niego spojrzał co zrobiłem niechętnie.
- Nic się nie stało - zaręczył - Byłeś pijany, a poza tym ludzie robią gorsze rzeczy po pijanemu.
- Nie widziałeś mnie jak pierwszy raz się upiłem - mruknąłem.
- To to nie był pierwszy raz? - zdziwił się.
- Nie. Trzeci. Pierwszy raz był jak miałem 8 lat i ukradłem tacie wino z barku.
- I co się wtedy działo?
- Zachowywałem się jak małpa w zoo. Skakałem po meblach, a tata nie mógł mnie dogonić.
- Żałuję, że tego nie widziałem - zachichotał - Dobra wstawaj, bo nie zdążymy do szkoły.
- Do szkoły? - jęknąłem - Nie chcę.
- Po prostu jak dziecko.
- Nie mam się w co ubrać! - zaprotestowałem.
- Porzyczę ci parę ciuchów. Finn miał po ciebie przyjechać, ale najwyraźniej zapomniał, więc pójdziesz ze mną.
- A twoi rodzice? - spytałem niepewnie.
- Wyjechali.
Wzruszył ramionami i rzucił mi jakieś ubrania. Przejrzałem je uważnie i z zaskoczeniem stwierdziłem, że brunet ma naprawdę dobry gust.
- Czemu w tym nie chodzisz? - spytałem gdy już się przebrałem.
- Chodzę.
- W szkole nie.
- Pasuje ci- zmienił temat, a ja przewróciłem oczami.
Przez chwilę przyglądał mi się uważnie.
- No co? - mruknąłem.
- Twoje włosy.
Spojrzałem w lustro i krzyknąłem przerażony.
- W domu układam je przez godzinę - jęknąłem- Nie zdążę.
- Nałóż żel- zasugerował.
- Ale wtedy nie będzie i.. - urwałem.
- Nie będzie jak? - zaciekawił się.
Czułem jak na twarz wypływa mi rumieniec i już drugi raz tego dnia miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Pomyślisz, że mam kąpleksy - wymamrotałem.
- A masz?
- Może małe.
Złożył ręce na piersi i spojrzał na mnie oczekując wyjaśnień. Westchnąłem.
- Idealnie - wymamrotałem- Wtedy nie będzie idealnie.
Blaine patrzył na mnie bez słowa przez dłuższy czas po czym zupełnie niespodziewanie wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wiedziałem! - zawołał - Wiedziałem, że to nie tylko moje urojenia!
Nie miałem pojęcia o co mu chodzi, ale również wybuchnąłem śmiechem.
Może to jednak nie koniec świata? - pomyślałem.
Ktoś to w ogóle czyta?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro