Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Kurt

Wreszcie poznałem okoliczności zawieszenia Karovskiego. Okazało się, że pokłócił się z jakimś kolegą z dróżyny i pod wpływem emocji doszło do bójki, a że Dave budową przypomina czołg, było oczywiste jak to się skończy. Drugi chłopak trafił do szpitala i dlatego mój prześladowca został zawieszony na tydzień. Gdy jednak okazało się, że obrażenia są poważniejsze niż na początku zakładano, przedłużono mu zawieszenie do przyszłego czwartku. Odetchnąłem w duchu, bo to oznaczało, że mam jeszcze trochę czasu na wybór trumny.

- Hej! Idziesz na imprezę u Rachel? - spytał znajomy głos wyrywając mnie z zamyślenia.
- Kiedy?
- Jutro i w piątek.
Uniosłem brwi.
- Dwie i jedna w środku tygodnia?- zdziwiłem się.
- Możliwe, że Puck miał z tym coś wspólnego. Za dużo razy powiedział naszej divie, że jest sztywna.
Zaśmiałem się odkładając na chwilę troski na bok.
- Ktoś musiał jej to w końcu powiedzieć- zauważyłem.
- Taa - mruknął brunet.
Przyjżałem mu się uważnie i teraz dopiero zdałem sobię sprawę co mi nie pasowało. Miał ledwo widoczne cienie pod oczami, ciągle wbijał paznokcie w ramię, zagryzał wargi, a w jego oczach czaił się strach i smutek.
- Wszystko wporządku? - spytałem z troską.
- Tak, tak - zaręczył - Muszę się tylko trochę odstresować, dlatego cieszę się z tej imprezy.  
- Uhm- mruknąłem coraz bardziej niepokojąc się o przyjaciela.
Coś zdecydowanie było nie wporządku.

Rozstałem się z Blainem i ruszyłem w stronę klasy gdzie czekała na mnie Mercedes.
- Hejka - przywitała się - Nie wyjaśniłeś mi co się stało w piątek.
- Nic się nie stało.
- Akurat! - prychnęła, ale postanowiła zmienić temat - Jak pogrzeb?
- Dooobże - wymamrotałem- Tata jest teraz trochę w fazie ,, nic mi nie jest" i gapi się w ścianę. Carol się trochę martwi.
- Był tak blisko z tym kolegą?
- To nie o to chodzi.
- To o co?
Westchnąłem.
- Przypomniała mu się śmierć mamy.
- Oh.
Milczeliśmy chwilę pogrążeni we własnym myślach, ale w końcu dziewczyna postanowiła przerwać ciszę.
- A jak z tobą?
Zdziwiłem się.
- Jak to ze mną?  
- Nie udawaj Kurt! Nie tylko twojemu tacie się to przypomniało.
Spóściłem wzrok.
- Jak się domyśliłaś? - wymamrotałem.
- Przyjaźnimy się w końcu co nie?
Westchnąłem ponownie.
- To jasne, że czasem za nią tęsknię, zwłaszcza gdy widzę tatę w takim stanie.
- Jaka była?
Zmieszałem się.
- Chodźmy już do środka - mruknąłem dając przyjaciółce do zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać.
Mercedes tylko westchnęła i weszła za mną do klasy.

Blaine

Santana i Quin weszły do sali i zajęły miejsca. Wszyscy byli w ogromnym szoku, że nie rzuciły się na siebie i co ważniejsze, że przyszły. Pan Schu był wniebowzięty.
- Jest nas nieparzysta liczba, czego się nie spodziewałem, ale bardzo mnie to cieszy. Projekt na ten tydzień to duet, a że jest nas tyle to jedna osoba może zaśpiewać 2 razy. Ktoś chętny?
Wszyscy spojrzeli w stronę Kurta i Rachel, bo to im zawsze było mało, ale najwyraźniej tym razem nie chciało im się aż tak wysilać.
- Ja mogę - niespodziewanie zgłosiła się Tina, a nauczyciel skinął głową dając zgodę. 
- Jak to dokładnie ma wyglądać? - spytałem.
W Dalton nie mieliśmy jakiś konkretnych wymogów, tylko po prostu śpiewaliśmy, więc byłem ciekaw co nauczyciel wymyślił.
- To może być zwykły duet, albo bitwa, ale musicie się dobrać do jutra.
- Quin - odezwała się w pewnej chwili Santana - Odważysz się ze mną zaśpiewać?
Wszyscy patrzyli na nią z niedowierzaniem i lekką obawą, w końcu nie raz ich poniżała, ale gdyby się tak zastanowić to Sant poniżała każdego.
- Z chęcią skopię ci tyłek latynoska dzi...
- Dobra, dobra - przerwałem jej - Darujmy sobie.
Ku mojemu zaskoczeniu obie ucichły i tylko mierzyły się nienawistnym spojrzeniem.

Pan Schu przedstawił nam jeszcze tylko repertuar na konkurs ( ku naszemu zdziwieniu był on dość przyzwoity ) i wszyscy się rozeszli. Dogoniłem Kurta.
- Masz ochotę iść na kawę? - spytałem.
- A co to za okazja?
- Staram się opóźnić powrót do domu - wyznałem.
- Kłutnia z rodzicami? - domyślił się.
Trochę się już znaliśmy i szatyn zaczął się powoli przyzwyczajać do moich rodzinnych kłopotów. Nie żeby mu to odpowiadało.
- Taaa. Coś w tym guście- wymamrotałem.
Chłopak przez chwilkę przyglądał mi się uważnie, a ja miałem wrażenie, że jego wzrok mnie prześwietla, że wie, że to nie jest zwyczajna kłótnia i wie, że moje życie się wali.
- No zgoda - powiedział w końcu, a ja wypuściłem wstrzymywane powietrze i ruszyliśmy do Bretstix.

- Poważnie poprosiła was o pomoc? - niedowierzałem.
- Nie nazwałbym tego proźbą - zaśmiał się - Chce zrobić wrażenie i dlatego wymyśliła, że śpiew do układu byłby na miejscu.
- Ale czemu akurat was? Bez obrazy oczywiście.
Pochylił się bliżej.
- Zdradzę ci sekret- szepnął, a moje serce zabiło szybciej gdy poczułem jego oddech tak blisko siebie - Sue ma do mnie słabość.
- Nie mówisz poważnie - niemal krzyknąłem.
Zaśmiał się.
- Powiedziała, że jesteśmy najmniej irytujący z Glee, ale tak naprawdę to tylko wymówka.
- Nic nie rozumiem - wyznałem.
- Kiedyś ci wytłumaczę - zapewnił.

Oboje się uśmiechaliśmy, ale uśmiech Kurta nie obejmował oczu. Coś go niepokoiło i chyba zauwarzył to samo u mnie, bo w jednej chwili spytaliśmy:
- Dobra, co się dzieję?
Chłopak się zarumienił, a ja odkaszlnąłem, żeby poczuć się trochę pewniej.
- Tooo? - zacząłem- Kto pierwszy?
- Chyba wolałbym narazie zostawić ten temat - wyznał.
- Podzielam.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę o szkole i jutrzejszej imprezie, gdy poczułem jak ktoś klepie mnie po plecach.
- Blaine! - usłyszałem wesoły głos.
Odwróciłem się i również się uśmiechnąłem.
- Cześć Sebastian - przywitałem się- Co tu robisz?

Kurt

Spojrzałem na wysokiego chłopaka i w jednej chwili miałem ochotę zatopić mu pięść w tej ślicznej buźce, a nie lubię przemocy. Brunet wręcz pożerał wzrokiem mojego Blaina i...
Stop! Stop! Stop! Kurt zwolnij. On nie jest twój. To heteryk, nie zapominaj o tym.
- O cześć- przywitał się niechętnie.
- Uhm - mruknąłem- Kto to? - zwróciłem się do Blaina.
- Kolega ze starej szkoły. Pamiętasz, mówiłem ci o Dalton.
- Uhm.
- Podobno będziemy rywalami na okręgowych- odezwał się Sebastian - Życzę wam szczęścia.
- Nawzajem, ale nie odpowiedziałeś co tu robisz.
- Znasz mnie, sam sobie odpowiedz.
- Nowy chłopak?
Aha. Miałem rację. Wyczuję geja na kilometr.
- Coś w tym guście - powiedział przysiadając się do nas mimo mojej widocznej niechęci - Ale chyba go wystawię.
- Nie pozbędziesz się wizerunku łamacza serc w taki sposób.
- Może jak znajdę odpowiedniego faceta...

Blaine wiercił się nerwowo na krześle i widocznie czuł się niezręcznie w towarzystwie pana ,, końska facjata " .
- Chyba wrócę już do domu - wymamrotał - rodzice prędzej czy później i tak mnie dopadną.
- Znowu kłutnia? Czemu po prostu im nie powiesz?
Uniosłem brwi, a Blaine przeskakiwał nerwowo oczami ode mnie do Sebastiana.
- To ja spadam - powiedział szybko i w mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach.
Wysoki chłopak rozsiadł się wygodnie.
- Nie masz u niego szans - mruknął.
- Odezwał się facet przez którego wybiegł jak oparzony - prychnąłem.
- Cięty język - uśmiechnął się- Lubię takich. Gdybyś nie wyglądał tak pedalsko pewnie bym nawet na to poleciał.
- Sam jesteś gejem - zauważyłem.
- Ale u mnie nie rzuca się to w oczy aż tak.
Prychnąłem tylko i wstałem od stołu.
- Miłego płacenia - zaśmiałem się i czmychnąłem do wyjścia usatysfakcjonowany.
Mina tego idioty była bezcenna.

Blaine

Szedłem szybko starając się zdusić w sobie uczucie, że znowu przed czymś uciekam.
- Blaine zaczekaj! - usłyszałem za sobą znajomy głos i przystanąłem.
- Przepraszam - wymamrotałem - Nie powinienem był tak uciekać.
- W porządku - uśmiechnął się - Tak bywa.
- Czuję się trochę dziwnie przy Sebastianie.
- Nic dziwnego. Natarczywi geje są nie do zniesienia.
- Skąd wiesz? Z tego co kojarzę jesteś jedyny.
- Sam się tak zachowywałem - skrzywił się.
- Ty?
- Spytaj Fina.
Wybałuszyłem oczy.
- Podkochiwałeś się w swoim bracie?
- Wtedy jeszcze nim nie był - wymamrotał rumieniąc się lekko - Ale tak. Mam ochotę zapaść się pod ziemię jak tylko sobie o tym przypomnę.
Zaśmiałem się mimowolnie, a szatyn ponownie oblał się rumieńcem.

Pożegnałem się z nim i ruszyłem do domu okrężną drogą. Wcale mi się nie spieszyło, ale o dziwo chwilę później stałem pod domem zastanawiając się czy nie przenocować u Sama. W końcu jednak przemogłem się i wszedłem do środka. Przez cały weekend rodzice próbowali mi wmówić, że tylko mi się wydaje i że jeśli się zgodzę to wyślą mnie do specjalisty. Znosiłem to dzielnie, ale i tak bolało. Bardzo bolało.
- Wróciłeś - ucieszył się tata - Pomożesz mi w warsztacie? Samochód się zepsół.
- Nie wezwiesz mechanika?
- Chcę spędzić czas z synem - powiedział uderzając mnie w ramię.
Rozmasowałem bolące miejsce i westchnąłem.
- Pójdę się przebrać - mruknąłem.
Wiedziałem, że to kolejna próba zrobienia ze mnie heteryka, ale nie miałem już siły im tłumaczyć. Przebrałem się szybko i razem z tatą przystąpiliśmy do pracy.
- Too - zaczął.
- Przestań w końcu- przerwałem mu- robisz to, bo fakt, że jestem gejem rujnuje ci reputację.
Wymieniłem ostatnią część i wytarłem ręce ścierką
- Ta wasza nagła obecność nic nie zmieni. To nie jest choroba.
Nie mówiąc już nic więcej wróciłem do pokoju, otworzyłem laptop i napisałem do Sama.

Blaine: Masz czas się spotkać?

Sam: Ale nie chcesz mnie przelecieć?

Przewróciłem oczami.

Blaine: Bardzo zabawne-,-

Sam: No to spoko. Wpadnij do mnie za godzinę.

Blaine: Dzięki

Sam: Luz ;) 

Opadłem na łóżko i pogrążyłem się we własnych myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro