Rozdział 12
Kurt
Szedłem właśnie do szkoły ( mój samochód był w naprawie ) gdy zobaczyłem jak dwóch trochę młodszych chłopaków kopie z całych sił jakiegoś dzieciaka. Przeraziłem się i natychmiast do nich podbiegłem.
- Zostawcie go! - krzyknąłem.
Oprawcy przestraszyli się nie na żarty. Pewnie myśleli, że nikt ich nie przyłapie, dlatego gdy mnie usłyszeli natychmiast zerwali się do biegu. Przykucnąłem przy poszkodowanym. Był cały poobijany, a na głowie miał potężnego guza, ale poza tym nic mu nie było. Przez chwilę leżał tak skulony w pozycji embrionalnej, ale w końcu z moją pomocą podniósł się do siadu.
- Mam wezwać karetkę? - spytałem - policję?
- Nie trzeba - wychrypiał.
- Czemu cię zaatakowali?
- Dowiedzieli się, że mój tata jest w więzieniu - jęknął - Powiedzieli, że nie będą chodzić do szkoły z kryminalistą i że powinienem zdechnąć.
Pod koniec wypowiedzi chłopak zaczął szlochać, a ja nie mogłem uwierzyć własnym uszą. To było okrutne nawet jak na standardy Limy.
- Odprowadzę cię do domu - powiedziałem - Musisz powiedzieć o tym rodzicom, bo inaczej to się może bardzo źle skończyć.
- Wtedy będzie gorzej - jęknął.
- Nie będzie - zapewniłem sam nie wierząc we własne słowa.
To była hipokryzja z mojej strony. W końcu sam nie chciałem nikomu zgłosić, że mnie prześladują w obawie, że będzie gorzej.
Chłopak podparł się na mnie i powoli ruszyliśmy w stronę jego domu.
Nie mieszkał daleko. Przeszliśmy może dwie ulice i znaleźliśmy się przed niewielkim żółtym domkiem, który niczym się nie wyróżniał, ale wydawał się przytulny. Gdy tylko wyminęliśmy furtkę, z domu wybiegła około 35- letnia kobieta.
- Mack co się stało? - wychrypiała zamykając syna w uścisku.
- Napadli go - powiedziałem, bo chłopak nie mógł wydusić z siebie ani słowa - Powinniście to zgłosić.
- Tak zrobimy - zapewniła - Dziękuję chłopcze.
Skinąłem tylko głową i wyszedłem. Miałem parę minut w zapasie, ale przez to zdarzenie musiałem trochę się pospieszyć. Dotarłem do szkoły jakieś 5 minut przed dzwonkiem, ale zanim wszedłem do budynku wziąłem 2 głębokie wdechy. Po moim wczorajszym wyznaniu nie wiedziałem jak będą się zachowywać ludzie z Glee. Wprawdzie pewnie połowa z nich to podejżewała, bo nie jest trudno zorientować się po tym jak się ubieram czy zachowuję, ale i tak trochę się martwiłem.
Wszedłem do szkoły i ruszyłem w stronę swojej szafki gdzie zobaczyłem Mercedes. Chciałem się wycofać, ale dziewczyna również mnie zauwarzyła.
- Hej Kurt! - przywitała się jak gdyby nigdy nic- Jak poszło przyjęcie?
- Dobrze - odparłem - Carol się podobało.
- To fajnie, a ty jak się masz? Twoje wczorajsze wyznanie wywołało prawdziwą burzę w Glee.
- Burzę? - wychrypiałem.
- Spokojnie - zaśmiała się- Nikomu to nie przeszkadza, ale naprawdę mocno nas zaskoczyłeś.
Odetchnąłem z ulgą.
- Trochę się martwiłem jak zareagujecie - wyznałem.
- Muszę ci coś wyznać - zaczęła niepewnie.
- Co?
- Byłam trochę zawiedziona.
- Dlaczego?
- No bo...tak jakby mi się trochę podobałeś.
Dziewczyna odwróciła wzrok, a mnie opadła szczena. Byłem w ogromnym szoku. Po jakiś 10-ciu minutach otrząsnąłem się jednak i zacząłem się śmiać, a czarnoskóra spojrzała na mnie zaskoczona.
- Co cię tak bawi?
- Mercedes uwielbiam cię i naprawdę miło z twojej strony. Chodzi po prostu o to, że trudno mi w to uwierzyć.
Przez chwilę dziewczyna wyglądała na obrażoną, ale w końcu również zaczęła się śmiać. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się śmiałem i naprawdę mi się to podobało. W końcu zadzwonił dzwonek i razem z przyjaciółką ruszyliśmy do klasy dalej nie mogąc się opanować.
Blaine
- To ci się nie uda - stwierdził Sam - Jak chcesz przekonać trzecią największą przeciwniczkę chóru zaraz po Sue i Karovskim by zapisała się do Glee? Santana to potwór. Zabije cię za samo złożenie jej tej propozycji.
- Zapominasz, że ten potwór był moją dziewczyną - zaśmiałem się.
- Raczej przykrywką.
- Nie ważne. Chodzi o to, że przez te 2 miesiące trochę ją poznałem i wiem jak ją przekonać, a właściwie zacząłem już wcielać w życie mój plan. Może jak ona przejdzie to wreszcie sytuacja klubu trochę się poprawi.
- Kurt i Finn sprowadzili 3 footbolistów: Sama, Packa i Mika i jakoś dalej traktują nas jak podludzi.
- Wiem, ale nie sprowadzili Santany.
- Kiedyś gożko tego pożałujesz, a może nawet nie kiedyś - mruknął pokazując coś ręką.
Podążyłem za nią i zobaczyłem idącą w naszą stronę wściekłą Santanę.
Oho. Zaczyna się.
Dziewczyna złapała mnie za koszulę i tylko centymetry dzieliły mnie od jej pełnej wściekłości twarzy.
- Jakim cudem przekonałeś Britany, żeby zapisała się do waszego durnego chóru?!
- To nie było trudne. Powiedziałem, że Glee potrzebuje jej wyjątkowości, żeby wygrać garniec złota.
- Po co?!
- To ja może już pójdę - powiedział blądyn wycofując się.
- Wiesz...- zacząłem ponownie - Miałem nadzieję, że twoja najlepsza przyjaciółka sprawi, że też się zapiszesz.
- Nigdy - warknęła odpychając mnie.
- Jeszcze zobaczymy.
- Co to ma znaczyć?
- Wiesz...W końcu masz u mnie dług.
- Niby jaki?
Skrzyżowałem ręce na piersi i spojrzałem na nią z kpiną.
- Nie powiedziałem nikomu, że jesteś lesbijką.
Dziewczyna pobladła, ale zaraz się opanowała. Złapała mnie za rękę i zaciągnęła do pustej sali.
- To nie prawda - warknęła zamykając drzwi.
- Doprawdy?
- Nie masz dowodów.
- Ale je zdobędę. Wiesz doskonale, że jak sobie coś postanowię to nic mnie nie powstrzyma.
- Błagam nie rób tego.
- Nie zrobię jeśli zapiszesz się do Glee. Brakuje nam tylko jednego członka, żebyśmy mogli wziąźć udział w okręgowych.
Westchnęła.
- Czemu ja?
- Słyszałem jak śpiewasz i jesteś naprawdę dobra, a poza tym widzę jak patrzysz na Brit. W Glee każdy może być sobą. Przemyśl to.
Wyszedłem z sali i skierowałem się w stronę Sama.
- I jak poszło? - spytał.
- Chyba się zgodzi.
- Jak ty to robisz?
- Mam swoje sposoby.
Kurt
- To się nie uda - mruknąłem opierając się o ławkę.
- Czemu nie? To w końcu dziewczyna Finn'a. Uda ci się ją przekonać prawda? - zwrócił się do wielkoluda.
- Quin to królowa lodu - warknęła Rachel- Nie chcę jej w Glee!
- Potrzebujemy jeszcze jednego członka.
- Jak to jednego? - zdziwiłem się - Kto doszedł?
- Blaine przekonał Britany - wyjaśnił Arthi.
- To ta blondynka, która przyjaźni się z Santaną? - upewniła się Tina.
- Dokładnie.
- Wszystko fajnie - mruknąłem- ale ja nie mam ochoty gościć w Glee królowej lodu.
- Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z Kurtem - odezwała się żydówka.
- Widzicie czyli...chwila! Przyznałaś mi rację?
- Dla mnie to też dziwne.
- Co wy do niej macie? - spytał Mike.
- Będzie chciała zabrać mi solówki! - krzyknęliśmy jednocześnie z Rachel i spojrzeliśmy na siebie przerażeni.
- To się robi straszne - odezwał się Pack- Jak zrobicie tak jeszcze raz, wzywam egzorcyste.
Wywróciliśmy oczami.
- To jak?
- Pogadam z Quin. To dla dobra drużyny - podkreślił to tak dobitnie, że przez chwilę miałem ochotę coś odwarknąć, ale się powstrzymałem.
Za dużo już wrednego Kurta było w ostatnim czasie.
- No dobra - westchnąłem- ale obie z Britany będą miały przesłuchanie.
- Rachel?
- Mogę na to przystać, pod warunkiem, że nie będą się panoszyć.
- Zgoda. To wygląda na to, że mamy plan.
Wcale mi się to nie podobało. Quin? Dziewczyna, która zawsze chodziła z zadartym nosem i chciała żeby wszyscy ją lubili? Do tego tak okrutna i fałszywa...stop! Czy ja właśnie zacząłem oceniać ją po pozorach?
Kurt tak nie można! Praktycznie jej nie znasz!
Poczułem się źle. Glee zaakceptowało mnie takim jakim jestem i nie miałem prawa wymagać, żeby odmówili tego Quin, nie ważne jak bardzo jej nie znosiłem.
Wyjmując z szafki książki zobaczyłem siedzącą w klasie Rachel i nie wiedzieć czemu wszedłem do środka.
- Wszystko gra? - spytałem.
- Czemu pytasz?
- Sam nie wiem - wyznałem - Może nie jesteśmy przyjaciółmi, ale jeśli mogę jakoś pomóc..?
Okay...Nie mam pojęcia co mi jest.
Dziewczyna wskazała mi ręką krzesło, a ja usiadłem.
- To co jest?
- Czuję się trochę winna. Nie powinniśmy jej tak od razu skreślać.
- Jakieś 5 minut temu myślałem o tym samym.
- To naprawdę jest niepokojące- zaśmiała się.
- To fakt. Chociaż...?
Uniosła brwi i spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Myślę, że mamy ze sobą dużo wspólnego i dlatego tak bardzo nie możemy ze sobą wytrzymać.
- Może i tak. Tylko nie mów tego reszcie.
- Nigdy - zapewniłem i natychmiast wybuchnęliśmy śmiechem.
- Zauważyłeś jak dużo się zmieniło od pierwszego dnia? Byłeś przerażonym chłopcem, którego nikt nie zauważał, a ja głupią marzycielką, która mimo że nikt jej nie szanował miała się za wielką gwiazdę.
- Teraz jest tak samo - zauwarzyłem -Dalej jestem przerażonym chłopcem, a ty dalej masz się za wielką gwiazdę.
- Owszem, ale teraz mamy przyjaciół i mamy się z kim kłócić. To już coś.
Spojrzałem na dziewczynę z rozbawieniem.
- Wiesz co? - zacząłem - Jak nie zachowujesz się jak Diva to jesteś nawet sympatyczna.
- Jak nie kradniesz mi solówek, też jesteś do zniesienia - zaśmiała się- Myślisz, że kiedyś będziemy przyjaciółmi?
Spojrzeliśmy na siebie.
- Nieee - powiedzieliśmy razem.
Siedzieliśmy w sali chóru czekając na Finn'a i Quin oraz Blaina. Pojawili się chwilę później, ale...
- Co tu robi Quin? - warknęła Santana.
A ta co tu robi?
- Mogłabym spytać cię o to samo - odparła blondynka.
- Skoro ona tu jest to zrywam umowę - powiedziała Portorykanka w stronę Blaina.
- Zgadzam się - wysyczała Quin - Ja też nie zamierzam tu być jeśli ona tu jest.
Obie zarzuciły włosami i wyszły z sali.
To wszystko stało się tak szybko, że żadne z nas nie zdążyło zareagować.
Finn i Blaine podeszli do siebie.
- Co się tu stało? - spytał brunet.
- Jeśli dobrze zrozumiałem- zaczął niepewnie Arthi - Blaine przekonał Santanę, a Finn Quin, ale że obie nienawidzą się od przedszkola gdy się spotkały stwierdziły, że nie chcą ze sobą pracować i obie zrezygnowały?
- To się kupy nie trzyma - skwitował Sam.
- I czemu nie mówiłeś, że chcesz przekonać Santanę? - spytała Tina Blaina.
- A czemu wy nie mówiliście o Quin?
Zapadła cisza, podczas której każdy próbował wszystko sobie poukładać.
W końcu każdy z nas doszedł do tego samego wniosku, a ja wyraziłem na głos to o czym wszyscy myśleliśmy.
- No to mamy problem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro