Rozdział 11
Blaine
Mam 8 lat. Cooper siedzi ze mną przy stole i pomaga mi odrobić lekcje. Wiem, że próbuje odwrócić uwagę od faktu, że rodziców znowu nie ma, ale za bardzo mi to nie przeszkadza.
- Bardzo ładnie braciszku - śmieję się - To co chcesz teraz robić? Może pobawimy się, że robimy koncert dla tysięcy ludzi?
- Ile to jest tysiąc?
- Bardzo dużo.
- Tyle razy ile rodziców nie było w domu? - spytałem.
Brat spóścił wzrok.
- Czyli zauważyłeś.
- Przyzwyczaiłem się.
- To nie jest w porządku, że ci to robią - mruknął - przecież obiecali, że zabiorą nas dzisiaj do zoo. Chciałem uczcić twoją wygraną w konkursie piosenki w szkole.
- To nie ważne Coop. Chodźmy obejrzeć film.
Otworzyłem oczy czując przeraźliwą pustkę. Po chwili zdałem sobie też sprawę, że mam mokre policzki. Szybko wytarłem łzy i podniosłem się z łóżka. Ubrałem się, nałożyłem żel na włosy i zszedłem na śniadanie. Marta krzątała się po kuchni, ale trochę zdziwiła się na mój widok.
- Co tak wcześnie? - spytała - Z tego co kojarzę wstajesz normalnie o siódmej.
- A która jest?
- Szósta.
- Uhm.
Przestępowałem nerwowo z nogi na nogę nie spuszczając wzroku z podłogi.
- Zły sen? - spytała.
- Złe wspomnienie - mruknąłem siadając przy stole.
- Znowu? - zmartwiła się - to już 2 raz w tym tygodniu.
- Wolę to niż koszmary - zażartowałem, ale kobieta nie dała się zwieść.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Wiesz, że tego nie lubię.
- Wiem, ale martwię się o ciebie Blaine.
Podała mi kubek z herbatą a ja zapatrzyłem się w taflę udając zamyślonego. Blondynka westchnęła i wzięła się za robienie jajecznicy.
Pracowała u nas od 2 lat, bo ani mama ani tata nie umieli gotować. Ja się nauczyłem, bo gdy Coop robił mi jedzenie, z reguły lądowałem na ostrym dyżurze. Wcześniej rodzice jedli na mieście, ale że teraz byli jeszcze bardziej zapracowani niż w moim dzieciństwie to zatrudnili Martę. Od razu się polubiliśmy, ale za bardzo się martwiła. Trochę zastępowała mi matkę.
- Dzięki - mruknąłem gdy podała mi śniadanie - Dokończę w pokoju.
Już miałem sobię pójść, ale mnie zatrzymała.
- Blaine poczekaj.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią pytająco.
- Nie możesz całe życie udawać, że wszystko gra. W końcu pękniesz - powiedziała.
- To wszystko?
Westchnęła.
- Tak.
Odwróciłem się i ruszyłem w stronę schodów dalej czując na sobie jej wzrok.
Kurt
Miałem naprawdę podły humor i wszystko mnie irytowało. Nie było wprawdzie tak źle jak przez sprawę z tatą, ale podobnie. Bałem się. Nie! Byłem przerażony i próbowałem to maskować zachowując się jakbym dostał okresu. Brak słów. Ustaliliśmy z Finem, że jednak pójdziemy na Glee, ale pana Schu jeszcze nie było, a Packerman i Finn kłucili się, bo Pack chciał, żeby mój brat podrzucił trenerowi skunksa do samochodu. Po prostu żyć nie umierać! Eh.
- No weź Finn to tylko kawał - Pack nie ustępował- Wiesz, że ja nie mogę, bo mnie zawieszą, a to coroczna tradycja!
- Nie ma mowy Noah!
- No nie bądź ciota.
Moje uszy jak na zawołanie ponownie włączyły się do słuchania rozmowy.
- Nie mów tak - warknąłem.
Wszyscy spojrzeli na mnie zdezorientowani, bo do tej pory nie odezwałem się ani słowem.
- W sensie jak? - spytał Pack.
- Ciota - mruknąłem - To obraźliwe.
- Zgadzam się - poparł mnie wielkolud - Nie możesz tak mówić.
- Błagam was! To tylko słowo. Z resztą obraża wyłącznie gejów.
- I co z tego! - krzyknąłem, a w klasie zapadła cisza - Przepraszam - wymamrotałem - Poniosło mnie.
- No trochę - przyznał żyd - Kurt czy ty jesteś..?
- Owszem - powiedziałem zanim zdążyłem ugryść się w język.
Nie wiem dlaczego, ale mój strach i irytacja zamieniły się w pewność siebie i dlatego chyba te słowa w końcu przeszły mi przez gardło.
- Komuś to nie pasuje? - zwróciłem się do reszty, ale nikt się nie odezwał - Dobra, a teraz przepraszam, ale odechciało mi się tu siedzieć. Widzimy się w domu - rzuciłem w stronę brata i wyszedłem.
Dopiero gdy opuściłem salę zdałem sobię sprawę co zrobiłem. Powiedziałem to, ja naprawdę to powiedziałem! Targały mną całkowicie sprzeczne emocje. Z jednej strony cieszyłem się, że nie muszę już okłamywać przyjaciół, a z drugiej byłem przerażony. Co teraz będzie? Jak się będą zachowywać? Czy to zostanie między Glee, a może wygadają reszcie szkoły i będę miał jeszcze bardziej przesrane?
Panikujesz Kurt. Znowu!
Największym plusem zaistniałej sytuacji był fakt, że choć na chwilę przestałem myśleć o Karovskim. W końcu odgoniłem wszystkie negatywne myśli i skupiłem się na tym co najważniejsze. Na imprezie urodzinowej Carol.
Blaine
Kąpletnie mnie zamurowało.
Rany! Jaki on jest odważny!
Nie powiem, że nie byłem szczęśliwy, ale Sam oczywiście musiał wszystko zepsuć.
- Chyba masz szansę - wyszeptał mi do ucha, a ja natychmiast oblałem się rumieńcem i spóściłem wzrok. Na próbie nie mówiliśmy o niczym innym tylko o wyznaniu szatyna. Chyba w największym szoku był Pack, który przez dobre 10 minut stał z szeroko otwartymi ustami i gapił się w drzwi za którymi zniknął Kurt.
- Wiedziałeś - stwierdziłem pochylając się do Finn'a.
- Dowiedziałem się przez przypadek - wyznał - Nie wierzę, że to powiedział. Jestem z niego naprawdę dumny.
Widać.
Finn wypchnął pierś do przodu, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.
- Jest bardzo odważny. Nie każdego by było na to stać - mruknąłem.
- Kurt może i często wygląda i zachowuje się jak przerażona nastolatka, którą można łatwo zranić, ale w środku jest wojownikiem, nie mam co do tego wątpliwości.
Uśmiechnąłem się słysząc te słowa.
Gdy wróciłem do domu pierwsze co zrobiłem to napisałem do Kurta. Przyjechałem wprawdzie trochę późno, bo Mike uczył mnie układu po lekcjach, ale nie ostudziło to mojej determinacji, by pogratulować szatynowi odwagi.
Tylko jak zacząć?
Blaine: Jesteś?
Wiem, bardzo inteligentne, ale sami powiedzcie co napisać w takiej sytuacji?
Kurt: Blaine nie chcę gadać. Muszę skończyć szykować przyjęcie dla Carol i myślę, że wiem co chcesz powiedzieć.
Zdziwisz się.
Blaine: Chciałem tylko pogratulować ci odwagi.
...
...
...
Kurt: Poważnie?
Blaine: Jasne!
...
...
...
...
Kurt: Dziękuję. Dużo mnie to kosztowało.
Blaine: Domyślam się. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
Kurt: Pamiętam.
Blaine: :)
Zamknąłem laptop i zszedłem na dół gdzie czekał na mnie obiad.
- Jesteś szczęśliwy? - spytała Marta.
- Możliwe - wyszczeżyłem się jak głupi.
- A cóż to się stało? - uśmiechnęła się.
- Jest taki chłopak...- zacząłem nieporadnie.
- Czyżbyś się zakochał?
- Bez przesady, ale to fakt, że naprawdę mi się podoba.
- I co się wydarzyło?
- Okazało się, że gra do tej samej bramki!
- To gratuluję - zaśmiała się- Powiesz mu co czujesz?
Natychmiast spochmurniałem.
- Nikt o mnie nie wie - mruknąłem- Nie mogę.
- Czyli wolisz być nieszczęśliwy?
- Gadaliśmy już o tym - westchnąłem.
- Wiem, ale przykro mi, że boisz się być sobą.
- Mam powód. Mogłem zginąć.
Wstałem i wróciłem do pokoju nie patrząc na blondynkę.
Wiedziała, że nie lubię tego tematu, ale na siłę próbowała zmusić mnie do rozmowy. Westchnąłem i rozwaliłem się na łóżku.
Co teraz?
Kurt
- Niespodzianka!
Carol była zachwycona. Od razu wszystkich wyściskała i niemal się popłakała. Prezenty bardzo jej się podobały, ale przyznała się później, że była pewna, że maczałem w tym palce. To nie była może wielka impreza, a skromne przyjęcie w gronie najbliższych, ale i tak było fajnie. Zjedliśmy tort, razem z bratem zaśpiewaliśmy duet i na koniec obejżeliśmy ulubiony film mój i Carol. Tata i Finn mieli ochotę uciec, a ich przerażenie i próby maskowania go uśmiechami były prze zabawne. W końcu urodziny dobiegły końca i każdy wrócił do swojego pokoju. Niestety wraz z końcem imprezy powróciły do mnie wszystkie troski i strach. Jedyną pociechę stanowiła wiadomość od Blaina, która naprawdę mnie pocieszyła. Dalej obawiałem się jak jutro zareaguje Glee, ale wiedziałem, że jakoś to zniosę. O Karovskim nie chciałem myśleć. Został mi jeszcze tydzień jego zawieszenia, a potem...☠.
Odrabiałem właśnie lekcje, gdy mój telefon zawibrował.
Blaine: I jak przyjęcie?
Kurt: Nie masz własnego życia? :p
Blaine: No wiesz ty co -,- Nudzi mi się i jestem ciekaw. To zabronione?
Kurt: Niby nie
Blaine: To jak poszło?
Kurt: Dobrze. Carol była zachwycona
Blaine: To fajnie. Co robisz tak w ogóle?
Kurt: Lekcje :(
Blaine: Ta...też się powinienem w końcu za to wziąć. Powodzenia!
Kurt: Wzajemnie
Uśmiechnąłem się do telefonu. Dlaczego zawsze gdy piszę z brunetem od razu poprawia mi się humor? Doszedłem do ostatniego zadania i poszedłem się umyć. Gdy wróciłem na stole leżała kartka z napisem: Odwdzięczę się za 3 tygodnie. Finn
Westchnąłem.
Wątpię, żebym dożył urodzin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro