Rozdział 47
Kurt
Wreszcie po dłuższym czasie hałas zza drzwi zupełnie ustał. Automatycznie przyłożyłem ucho do drewna i jedynym co usłyszałem były kroki oraz trzask zamykanych drzwi. Prawdopodobnie wyszedł na tyły domu.
- Co mogło wywołać atak? - spytała Marta patrząc przez okno.
Odsunąłem się wreszcie od furtyny i przysiadłem na długim parapecie tóż obok zmartwionej kucharki.
- Napadli nas - wymamrotałem - To byli jego prześladowcy z dawnej szkoły.
Kobieta zagryzła dolną wargę i skinęła głową na znak, że ma to dla niej sens. Przyjrzałem się podwórku na tyłach, gdzie jeszcze nie byłem i w końcu dostrzegłem bruneta skulonego pod masywnym dębem.
- Czemu wyszedł? - spytałem cicho nie przestając się w niego wpatrywać.
- Jest mu wstyd - odparła - Nikt poza mną nie widział go jeszcze w tym stanie, a nawet gdy już zdążyłam się przyzwyczaić to i tak zawsze po ataku gorąco mnie przepraszał.
Pokiwałem głową, ale jedna rzecz dalej nie dawała mi spokoju.
- Dlaczego ma te ataki? - wymruczałem - Co oni mu takiego zrobili?
Blondynka wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia- wyznała - Chyba ze 100 psychologów, próbowało bez skutku to z niego wyciągnąć. Blaine nie potrafi o tym mówić, a zawsze gdy próbuje jest bliski ataku.
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem. Wprawdzie wiedziałem o atakach, od Sama, ale chyba nigdy do końca w nie nie uwierzyłem. Teraz jednak gdy widziałem jeden na własne oczy wszystko nabrało dla mnie nowego sensu.
- Muszę z nim porozmawiać - powiedziałem stanowczo ruszając do wyjścia.
- Jesteś pewien? - spytała Marta wstrzymując chwilowo mój marsz - Małe szanse, że będzie chciał mówić.
Jeszcze raz namierzyłem wzrokiem postać bruneta, która teraz wydawała się taka krucha i skinąłem głową.
- Muszę mu coś wyznać - wymamrotałem - Skoro wszystko się posypało, to chyba lepszej okazji nie będzie.
Kobieta przyjżała mi się uwarznie, próbując odgadnąć co też takiego mam mu do powiedzenia i chyba jej się to udało. Zarumieniłem się nieznacznie.
- Bądź ostrożny - poleciła - Wiem, że może ci się wydawać, że on nie słucha, ale tak naprawdę będzie chłonął każde słowo walcząc w duchu czy odpowiedzieć.
Ponownie pokiwałem głową i opuściłem budynek udając się do ogrodu.
Na zewnątrz było naprawdę ładnie i gdyby nie sytuacja, z pewnością przystanąłbym na chwilę, żeby zachwycać się pięknem otoczenia. Usiadłem obok Blaina, ale on ani drgnął dalej wpatrując się intensywnie w idealnie przycięty trawnik.
Wziąłem głęboki oddech.
- Blaine - zacząłem - Możemy porozmawiać?
Nie uzyskałem odpowiedzi, tak jak przewidziała Marta, więc postanowiłem rozpocząć własny monolog.
- Nie wiem co oni ci zrobili - ciągnąłem - ale wiem, że jest to coś podobnego do mojej sytuacji z Karovskim. Nie chcę cię zmuszać, żebyś wyznał co się stało, ale prawdę mówiąc, gdy to ty się dowiedziałeś, naprawdę mi ulżyło. Pomogłeś mi, więc chciałbym się odwdzięczyć. Wiem, że ta gadka przyszłej pani Schuster o rozmowach z bliskimi jest niesamowicie irytująca, ale chcąc nie chcąc muszę przyznać, że ma racje. Nigdy się tego nie pozbędziesz jak nie będziesz chciał rozmawiać, a mówi ci to jedna z najbardziej skrytych osób w Ohio.
Brunet nie odpowiedział, ale przynajmniej lekko drgnął, co znaczyło, że słuchał. Odczekałem chwilę w nadziei, że odpowie i gdy już miałem zrezygnować i odejść zatrzymało mnie jego ciche:
- To nie to samo co z Karovskim.
Blaine
- To się zaczęło krótko po tym jak się ujawniłem - wymamrotałem - Wyśmiewanie, popychanie...zrzucanie ze schodów...
- Zrzucanie ze schodów?! - krzyknął przerażony szatyn.
- 2 razy - mruknąłem zaciskając oczy.
Bret nie miał pochamowań, bo i nie liczyło się dla niego czy ktoś go złapie. Jego tatuś był dyrektorem w naszej szkole i każde oskarżenie wobec syna traktował jako atak na organ rządzący, czyli na siebie.
- To dlatego tak strasznie bałeś się ujawnić - zrozumiał.
Skinąłem głową potwierdzając jego przypuszczenia i długo wachałem się czy kontynuować wypowiedź. Kurt czekał cierpliwie.
- Byłem uparty - ciągnąłem - Zaprosiłem na bal chłopaka, który również dopiero co się ujawnił, ale nie rozeszło się to jeszcze tak bardzo.
Wtedy...wtedy nas zaatakowali i kazali patrzeć...- urwałem nie będąc w stanie dalej mówić.
Myślałem, że na tym będzie koniec. Wprawdzie jeszcze nigdy nie dotrwałem tak daleko w opowieści. Ba! U psychologa z reguły kończyłem na samym imieniu mojego oprawcy. Teraz jednak, gdy poczułem na kolanie ciepłą dłoń przyjaciela, obawa przed kolejnym atakiem zeszła na dalszy plan. Wziąłem głęboki oddech.
- Kazali mi patrzeć jak go tłuką - wyszeptałem - Bret powiedział, że to kara, że skoro nic innego na mnie nie działa, to może cierpienie kolegi, wreszcie mnie złamie. I złamało. Po roku dalej w koszmarach widzę jego zmasakrowaną twarz. Mnie pobili tylko trochę mniej dotkliwie, więc, ale świadomość, że gdyby nie policja pewnie oboje leżelibyśmy martwi nie jest zbyt dobra dla mojego zdrowia psychicznego. Do tego to wszystko było tylko i wyłącznie moją winą - zakończyłem.
Nie mogłem uwierzyć, że to zrobiłem. Opowiedziałem całą historię od początku do końca i nie dostałem kolejnego ataku!
Spojrzałem na przerażonego szatyna, ale mimo, że wiedziałem o jego szoku, to słów które padły z jego ust nie mogłem w żaden sposób przewidzieć.
- Jakim cudem po tym wszystkich chciało ci się żyć? - wychrypiał.
Kurt
Nie powinienem był tego mówić, ale jednak powiedziałem. To co wyznał Blaine było straszne. To nie było już tylko bicie, jak w moim przypadku, ale jego prześladowcy w znacznym stopniu oddziaływali na jego psychikę, a chyba każdy wie, że rany na duszy są znacznie gorsze od ran na ciele.
- C..co? - wychrypiał zaskoczony moim pytaniem - Co masz na myśli?
Spuściłem wzrok na trawnik i gapiłem się na niego, tak samo jak on wcześniej. Nie zamierzałem jednak milczeć. Mleko się rozlało.
- Zanim wstąpiłem do Glee nie wiedziałem jak sobie radzić - mruknąłem - To ciągłe bicie, poniżanie...Nikt zdawał się nie widzieć, że dzieje mi się krzywda i to sprawiło, że zacząłem myśleć, że moje życie nic nie znaczy.
Zamilkłem czekając aż połączy fakty, ale długo to nie trwało. Blaine był zdecydowanie zbyt inteligentny, żeby nie zrozumieć co próbuje powiedzieć.
- Kurt czy ty...- zaczął niepewnie - Czy ty właśnie mi wyznałeś, że chciałeś się zabić?
Nie odpowiedziałem od razu. Wbiłem tylko mocniej paznokcie w przedramie i zamknąłem oczy. Poprzysiągłem sobie, że nikt poza panną Pidsbery już się o tym nie dowie, ale po raz kolejny nie wyszło tak jak chciałem.
- Myślałem nad tym - przyznałem podnosząc wzrok.
Andersona zamurowało, a ja nie mogłem mu się dziwić. Taka informacja chyba każdego wbiłaby w ziemię.
- Nie wierzę w to - powiedział w końcu - Nigdy bym nie pomyślał, że mógłbyś...Przecież jesteś ode mnie silniejszy!
- Wychodzi na to, że jednak nie - wzruszyłem ramionami - Tobie to nawet nie przyszło do głowy, więc wychodzi na to, że niedoceniasz własnej siły.
Brunet pokręcił głową.
- Ty swojej też - powiedział - Nie zrobiłeś tego w końcu, a to wymagało mnustwa samozaparcia.
- To wymagało żebyś się zjawił - wyszeptałem.
Chłopak uniósł brwi, a ja znacznie się zarumieniłem. Chciałem mu to wyznać już dawno temu, ale nie było okazji. Skoro jednak właśnie zdradziłem mu swój największy sekret, to ten drugi największy również powinienem mu zdradzić.
- Glee uratowało mi życie - powiedziałem - Glee i...i przede wszystkim ty.
Blaine zmarszczył brwi. Zabawnie to wyglądało. Najpierw je uniósł, teraz zjechały w dół, ale nieme pytanie wciąż było takie same.
- Jako pierwszy zauważyłeś, że coś jest nie tak - wyjaśniłem - Jako pierwszy chciałeś coś z tym zrobić i jako pierwszy...jako pierwszy poruszyłeś moje serce w TEN sposób.
Odwróciłem wzrok, nie wiedząc jak zareaguje, ale tak jak on nie spodziewał się mojego wyznania, tak ja nie spodziewałem się TEGO.
Brunet bowiem zmusił mnie, żebym na niego spojrzał i gdy to zrobiłem uśmiechnął się chytrze i...i mnie pocałował. Z początku byłem zaskoczony, ale uśmiechnąłem się i szybko oddałem pocałunek, przez który zrobiło mi się niesamowicie gorąco. Gdy wreszcie oderwaliśmy się od siebie Anderson uśmiechnął się tak szeroko, że gdyby to było możliwe rozerwałby sobie twarz.
- Też cię kocham Kurt - odparł.
Wreszcie!!! Nie mogłam się doczekać tego rozdziału 😍
No w każdym razie mam nadzieję, że się podobał i że podzielicie się wrażeniami w komentarzu 😉
Pozdrawiam wszystkich czytelników gorąco i do następnego! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro