Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Kurt

Gdy czekałem na Mercedes przed kawiarnią, zobaczyłem znajomą postać przemykającą pomiędzy uliczkami.
- Suzi! - zawołałem - poczekaj!
Dziewczyna odwróciła się, namierzyła mnie wzrokiem i pomachała mi w odpowiedzi.
Poznaliśmy się na jedynych koloniach na jakich byłem i od razu polubiliśmy, bo oboje przez cały wyjazd narzekaliśmy jak bardzo nie chcemy tam być.
Podszedłem do dziewczyny zaskoczony, bo jej szkoła z tego co pamiętam była w innym stanie.
- Nie podchodź za blisko - ostrzegła zasłaniając twarz szalikiem - Jestem masakrycznie chora.
Uniosłem brwi, ale gdy zaniosła się kaszlem westchnęłem.
- To czemu nie leżysz w łóżku? - spytałem z pretensją.
- Jestem tu po leki - wyjaśniła - Panuje u nas prawdziwa epidemia grypy i podobno rozprzestrzenia się już po czterech stanach. Wszystkie apteki nie mają już towaru.
Skrzywiłem się.
- Dzięki za ostrzeżenie - odparłem.
- A ty co tu robisz? - zaciekawiła się - Czekasz na kogoś?
Uniosła zabawnie brwi, a ja parsknąłem śmiechem.
- Tak. Na przyjaciółkę.
- Szkoda - westchnęła- Miałam nadzieję, że znalazłeś sobie jakiegoś chłopaka.
Przewróciłem oczami.

Blondynka była naprawdę domyślna, dlatego nie zdziwiłem się gdy odkryła mój mały sekrecik. Poza tym jeszcze mówiła mi kiedyś, że jej kuzyn zachowywał się podobnie zanim wyszedł z szafy.
- Mam nadzieję, że ty i twoja dziewczyna nie układacie już tego waszego planu jak mnie z kimś zesfatać - zaśmiałem się.
Wspomniałem, że Suzi jest bi? Nie? Jaka szkoda.
- Nieee - odparła - Teraz skupiamy się na Markusie, bo od kiedy zerwał z Dylanem jest jak kobieta podczas okresu.
Parsknąłem śmiechem.
Cała Suzi.
- Hej Kurt! - usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się i zobaczyłem Mercedes wskazującą wymownie na zegarek.
- Wybacz - zwróciłem się do blondynki - Muszę lecieć. Zdzwonimy się.
- Jasne - odparła z uśmiechem - I nie zapominaj, że czekam na twojego księcia.
- Możesz się nie doczekać - zauwarzyłem.
- Ja twierdzę inaczej.
Ponownie przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę przyjaciółki, która nie wyglądała na zadowoloną.
- Kto to był? - spytała z pretensją.
Czy to nie lekka zazdrość?
- Koleżanka z kolonii- wyjaśniłem.
- Przecież nienawidzisz kolonii.
- Gdzieś musiałem wyrobić sobie taką opinię - zaśmiałem się - Chodźmy już bo spuźnimy się na film.
- O teraz ci się spieszy! - prychnęła.

Wróciłem do domu koło 20 i natychmiast przemknąłem cicho do pokoju. Tata spał już pewnie od jakiejś godziny, bo był w pracy stanowczo za długo jak na zwyczajowe normy, a Finn pewnie ćwiczył co powie Rachel, bo chciał zaprosić ją po jutrze na randkę.
Nie chciałem jednak nikomu przeszkadzać nie ze względu na dobre wychowanie, ale fakt, że gdyby któryś z nich spytał na jakim byłem filmie, pewnie zacząłbym się jąkać, bo przez cały seans śliniłem się na widok boskiej klaty głównego bohatera.
Film był więc fajny, ale trochę zbyt bajkowy jak na mój gust. No bo proszę, to niemożliwe, żeby dziewczyna zepchnięta z klifu została wyciągnięta akurat przez najprzystojniejszego z ratowników, który akurat miał przy sobie defibrylator. Przy czym wspomnę, że przypłynął po nią motorówką. Romans był więc mało realny, ale mimo wszystko Bratt Pit, a raczej jego mięśnie, rekompensowały mi każdy uszczerbek spowodowany moim bezkompromisowym racjonalizmem.
Westchnąłem cicho odganiając od siebie myśli związane z filmem i zamknąłem drzwi.
Umyłem się szybko, przebrałem w piżamę i wszedłem do łóżka.
Już miałem zasypiać, gdy nagle dopadł mnie potworny kaszel, które za żadne skarby nie chciał ustać.
Oho - pomyślałem -Widzę Suzi, że epidemia grypy zawitała dzięki tobie również do Ohio.

Blaine

Ani Kurta, ani Finn'a nie było w poniedziałek w szkole. Po 4 przerwach łażenia za Mercedes i błagania, żeby powiedziała mi co się stało, w końcu pękła i tak oto dowiedziałem się prawdy. Szatyn był chory, a że koleżanka ostrzegła go jak rozszalała się u nich grypa, zarządził w domu areszt. Nikt z rodziny Hudsonów i Hammelów nie mógł więc opuścić budynku dopuki nie upewni się, że wyzdrowiał.
Musieliśmy więc wykonać z Mikiem duet zamiast tercetu, a Puck dołączył się do Arthi'ego i Sama.
- Myślałem, że wyjdzie gorzej - stwierdził rybousty - w końcu Puck z nami nie ćwiczył.
- Moim zdaniem ludzie z Glee są na tyle utalentowani, że z łatwością dostosowują się do sytuacji - stwierdziłem.
Blondyn zaśmiał się serdecznie i poklepał mnie przyjacielsko po plecach. Nie rozumiałem nigdy tego gestu, ale też specjalnie mi nie przeszkadzał.
Czy ja tak kiedyś zrobiłem?
W pewnej chwili z mojego plecaka odezwał się telefon, a Sam skrzywił się znacznie słysząc teenage dream.
- No co?
- Hymn dla gejów?
- Bardzo zabawne - prychnąłem i odebrałem telefon.
- No wreszcie! - usłyszałem po drugiej stronie - Próbuję się do ciebie dodzwonić od tygodnia!

To był Sebastian, a ja słysząc jego głos uśmiechnąłem się mimowolnie. Tak dużo działo się w ostatnich dniach, że kąpletnie zapomniałem o konkursie i co za tym idzie, by pogratulować przyjacielowi przejścia dalej.
- Przepraszam Seb, dużo się działo. W ogóle gratuluję wygranej.
- I nawzajem - odpowiedział chłopak wesoło - Ale nie myśl sobie, że dam ci fory ze względu na naszą przyjaźń. Zamierzam cię zniszczyć Blainey.
Zaśmiałem się, a po chwili usłyszałem, że brunet również wybucha śmiechem.
- Zobaczymy kto kogo zniszczy - parsknąłem - Narazie!
- Cześć Blaine.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Sama, który uniósł jedną brew.
- Kto to był? - spytał z wachaniem.
- Sebastian. Kolega z Dalton.
- Czyli nasz rywal - podsumował - Czemu z nim flirtujesz?
Zamrugałem kilkakrotnie.
- Że co niby robię?
- Flirtujesz z nim, albo on z tobą. Co z Kurtem? Już ci się nie podoba?
Zmarszyłem brwi.
- Po pierwsze- zacząłem ostro - Z nikim nie flirtuje, a to była moja normalna rozmowa z przyjacielem. Po drugie chłopak doskonale wie, że nic by z tego nie było, a po trzecie jakbyś nie zauwarzył Kurt...- urwałem, a moje oczy zaszły cieniem.
Przed oczami pojawił mi się jego zacięty wyraz twarzy i malujący się w oczach zawód, gdy mówił, żebym trzymał się od niego z daleka. Niby od tego czasu trochę już minęło, a nawet szatyn pomógł mi zamaskować ślad pozostały po kłótni z ojcem, ale mimo wszystko bolało mnie, że nie mogę spędzać z nim czasu.
- Wybacz - wymamrotał rybousty - Mogłem sie zamknąć.
- Nic nie szkodzi - odparłem - Wracajmy na lekcje.

Po szkole długo leżałem na łóżku gapiąc się w ścianę i próbując podjąć dość istotną decyzję. W końcu jednak się przemogłem i napisałem do Kurta.

Blaine: Jak się czujesz?

Wiedziałem, że to zły pomysł i że miałem dać mu czas na myślenie, ale po prostu nie potrafiłem. Bycie z dala od niego zabijało mnie od środka i chciałem żeby mi odpisał nawet jeśli dalej mnie nienawidził.

Kurt: Nie uważasz, że w naszej sytuacji nie powinieneś do mnie pisać?

Przewróciłem oczami.
Czego ja się spodziewałem? Że powie, że jest wporządku i spyta co u mnie?
Głupi Blaine.

Blaine: A ty nie powinieneś mi pomagać, a jednak to zrobiłeś

Odbiłem piłeczkę i czekałem co będzie dalej, bo po szatynie nieczego nie można się było spodziewać.

Kurt: ...

Kurt: ...

Kurt: Jak policzek?

A zwłaszcza tego. Jak to możliwe, że po tym wszystkim on dalej się o mnie troszczy?

Blaine: Dobrze, teraz ty

Kurt: Mogłoby być lepiej, ale żyje. Jak występ?

Blaine: Zaśpiewaliśmy w duecie. Kiedy wracacie?

Kurt: Się okaże

Blaine: Uhm

Już więcej nie napisał, ale cieszyłem się, że dostałem chociaż tyle. Miałem jednak nadzieję, że chłopak w końcu mi to wybaczy i będzie jak dawniej.
Tylko kiedy?
Sam poradził mi, żebym przestał wreszcie przepraszać i użalać się nad sobą i zaczął działać. Wszystko fajnie, tylko od czego zacząć.

Kurt

Pierwszy grudnia przywitałem gorączką i niesamowitą suchością w gardle. Wziąłem jednak leki i po południu czułem się już względnie dobrze. Mimo to mój pokój tonął w zużytych chusteczkach, a kaszel, mimo że nie był tragiczny, to jednak dalej nie chciał sobie pójść.
Można więc się łatwo domyślić, że ostatnim czego chciałem była rozmowa z Blainem, który ostatnio sprowadzał na mnie same kłopoty. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że zrobiło mi się miło, że chciał wiedzieć co mi jest. Brunet z każdym dniem coraz bardziej mieszał w mojej głowie i uczuciach, a ja nie byłem pewien jak długo to wytrzymam.
Byłem jak samobójca przed skokiem, którego nagle dopadają wątpliwości i nie jest pewien czy to zrobi czy też nie.
Zaśmiałem się z własnego porównania.
Dopiero co pozbyłem się myśli samobójczych, a już coś spowrotem ciągnie mnie w tamtą stronę. Nie byłem jednak już tą samą osobą, bo w końcu odkryłem w sobię siłę, by nie poddawać się trudnościom. Przeżyłem Karovskiego, przeżyję wszystko, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Podciągnąłem się do pozycji siedzącej i chwyciłem szklankę. Chłodna ciecz sprawiła mi chwilową ulgę, ale chwilę później ponownie zaniosłem się kaszlem.
- To nie brzmi dobrze - stwierdziła Rachel.
- Popieram - odparła Mercedes.

Rozmawiałem z dziewczynami przez wideochat, bo chciały dotrzymać mi towarzystwa, a doskonale wiedziały, że nie mogą zjawić się tu osobiście.
- Przeżyję - zapewniłem- Choroba to teraz mój najmniejszy problem.
- Czyli Blaine - mruknęła Rachel.
- Nie.
- Tak - odparła Mercedes - Ciągle o nim myślisz. Przyznaj się w końcu!
Przewróciłem oczami i chciałem zmienić temat, ale dziewczyny nie ustępowały.
Westchnąłem przeciągle.
- Może trochę - mruknąłem - Nie chcę o tym gadać. Mam mętlik w głowie.
- Kurt my to rozumiemy - zaczęła Rach - ale ludzie popełniają błędy, a ty nie jesteś pamiętliwy. Co cię powstrzymuje żeby mu wybaczyć?
- Nie wiem - skłamałem.
Tak naprawdę doskonale znałem powód, a było nim uczucie do bruneta nad którym nie potrafiłem zapanować, a każdy kto mnie zna dobrze wie, że nienawidzę nie mieć nad czymś kontroli.
Z dnia na dzień coraz częściej łapałem się na pytaniu samego siebie czy mu nie wybaczyć. Bałem się jednak, że jeśli to zrobię, to będę już wszystko mu wybaczał, że stanę się marionetką napędzaną przez toksyczne uczucie nazywane mi..
Dobra, nie ważne.
Po prostu bałem się, że popełnie błąd, że znowu będę musiał wybiarać czy mu wybaczyć czy nie i tak w kółko i w kółko bez zatrzymania.
Bałem. Bałem. Bałem.
Czy dopiero co nie krytykowałem Blaina za strach? Jestem hipokrytą.
- To lepiej się dowiec - mruknęła Merc poprawiając sobie włosy przed kamerką - Regionalne już 30-tego, a wątpię, żebyście potrafili zmusić w sobie emecje przez cały występ.

Rozłączyły się, a ja westchnąłem. Czułem się jakby cały świat chciał zmusić mnie do podjęcia decyzji, której nie chciałem podjąć i szukał tysięcy sposobów bym zrobił to jak najszybciej. Nie mogłem liczyć na pomoc, bo też nie potrafiłbym nikomu wyznać co tak naprawdę siedzi w mojej głowie i dlatego byłem sam. Sam ze sprawą, która zdecydowanie mnie przerastała i która w ogóle by nie miała miejsca gdybym nie poznał przystojnego bruneta.
To wszystko by się nie wydarzyło gdyby nie wpadł na mnie na korytarzu, gdybym mu nie zaufał i nie pozwolił wedrzeć się do mojego i tak już zbyt pokręconego życia.
To by się nie wydarzyło gdybym nie opuścił gardy i nie pozwolił sobie na zawieranie przyjaźni i ignorowanie zasad, które stawiałem sobie przez tyle lat samotności, gdybym nie wpuścił go wtedy do domu lub nie otworzył drzwi.
To by się nie wydarzyło gdyby nie dołączył do Glee, gdyby nie przeniósł się do naszej szkoły i gdyby nie był taki jaki był.
To by się nie wydarzyło, gdybym się nie zakochał.

Niespodzianka 😚 Rozdział miał być we wtorek ale mnie natchnęło ( to pewnie przez komentarze 😏 ). Co myślicie, bo mi o dziwo nawet się podoba. Chciałam pokazać ( znowu ) rozterki Kurta, tym razem w pełnej krasie i myślę, że nawet mi się udało, ale sami oceńcie 😎

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro