Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34: Bitwa o karpia

 - Bez obrazy profesorze, ale szybciej się nie dało? - krzyknął Albus próbując podnieść Malfoy'a na równe nogi.

Blake natychmiast podbiegł do mnie i Scorpius'a, a w jego oczach biło przerażenie. Za nim szybkim krokiem skierowała się Evelyne z rodzicami ślizgona.

- Efekt klątwy i połączenia. Nie mogą być blisko siebie – podsumował nauczyciel pomagając Angel podnieść mnie na równe nogi.

- Co to znaczy? - sapnęłam z bólu zerkając na powoli podnoszonego przez młodego Potter'a, ślizgona.

- Przez połączenie czujecie ból, który tworzy klątwa. Im dalej od siebie będziecie tym lepiej Scorpius będzie w stanie walczyć.

- Trzeba ją ukryć w gabinecie – szepnęła Evelyne łapiąc mnie za dłoń.

Kiedy ciotka miała już mnie pociągnąć do wyjścia z dziedzińca, Blake zatrzymał ją.

- Musimy ją spowolnić. - powiedział mężczyzna.

- Draco i Hermiona ją zaprowadzą.

- Nie zostawię jej – Scorpius nie chciał dać za wygraną.

Pomimo bólu, podszedł w moim kierunku. Nie chciał zgodzić się na moje odejście. Ostrożnie chwyciłam ślizgona za dłoń, walcząc z łzami spowodowanym bólem. Nie chcę od niego odejść, nie mogę.

- Musisz inaczej nie mamy wielkich szans. - powiedział Blake, po czym spojrzał na wymienionych przez siebie opiekunów.

Ciotka Albusa oraz ojciec Malfoy'a podeszli natychmiast do mnie. Widząc jednak że nie jestem w stanie chodzić mężczyzna bez jakiejkolwiek wymiany zdań chwycił mnie jak pannę młodą. Wiedziałam że nie mam czasu, i zanim ojciec ślizgona ruszył ścisnęłam delikatnie dłoń jego syna szepcząc jedynie możliwe pożegnalne wyznanie.

- Kocham Cię, Malfoy.

Pov. Angel

Jedno słowo Scarlett sprawiło iż poczułam serce przy gardle. W innych okolicznościach wręcz pękałabym z dumy niczym matka, która dowiaduję się o sukcesie dziecka. Jednak tym razem tłumiłam płacz. Ona się pożegnała w najbardziej okrutny sposób, a mimo to wciąż pozostaje we mnie nadzieja iż nie jest to ich ostatnia rozmowa.

- Pójdź z nimi, Al. Proszę – szepnęłam cicho w kierunku syna Potter'ów.

Albus spojrzał na mnie z zmartwieniem. On również słyszał wyznanie blizny i doskonale wiedział o czym to może świadczyć.

- Nie chcę się żegnać. - powiedział cicho chłopak, podczas gdy ja widziałam jak Evelyne i Blake udzielają Hermionie potrzebnych informacji.

- Nie żegnamy się głupku. Jeszcze cię pomęczę, obiecuję. - powiedziałam siląc się na uśmiech.

- Idź, póki jeszcze są.

- Zaczekaj... - poprosił niepewnie chłopak, po czym zmrużył oczy.

Uniosłam brew próbując wyczekując odpowiedzi.

- Znamy się już parę lat i nie ukrywam dużo o tobie myślę i... - z każdym słowem Potter jąkał się jak katarynka, nawet nie wiem w którym momencie dostrzegłam że chłopak wyciąga z kieszeni zgiętą w pół kartkę, którą przy mnie rozprostował.

Myślałam że gdyby nie okoliczności to wybuchnę śmiechem, serio. Chłopak wyciągnął przy mnie ściągawkę!

- Umówisz się ze mną po tym wszystkim? - dokończył Albus czytając z kartki ostatnie zdanie, na co ja przekręciłam teatralnie oczami i pochyliłam się w kierunku chłopaka łącząc nasze usta w pocałunku.

Był krótki i delikatny, ale był prostą odpowiedzią. Kiedy odsunęłam od siebie młodszego syna Potter'a mrugnęłam delikatnie, po czym pokazałam głową w kierunku oddalających się już opiekunów Scar.

Z wielkim bananem na twarzy Albus ruszył biegiem zostawiając mnie z pozostałą resztą kompani. Dopiero chwilę później dostrzegłam że jego ściągawka wypadła. Podniosłam ją szybko zapoznając się z treścią niechlujnego pisma ślizgona.

- Umówić się z Angel na randkę, wyznać Angel miłość, wziąć ślub z Angel, spłodzić z Angel trójkę dzieci.. - przerwałam słysząc chichot Scorpius'a.

- Już zaplanował nawet imiona – parsknął rozbawiony ślizgon, podczas gdy ja schowałam kartkę do kieszeni.

- Potwierdzam, nie pozwól nazwać córki Hollywood. - dodała z wrednym uśmieszkiem Sasha, na co ja skrzywiłam się w myślach mordując przyjaciela Malfoy'a.

Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć na żarciki przyjaciół, bo wielkie uderzenie omal nie przewróciło nas na podłogę.

Catarina zniszczyła barierę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro