nie chce cię stracić
🌹
--Josh? Dlaczego cię wpuścili? --Obrócił głowę w moją stronę.
--Powiedziałem, że jestem twoim bratem. --Uśmiechnąłem się, a ten prychnął pod nosem.
--Po co przyszedłeś?
--Chciałem przeprosić. --Usiadłem na stołku obok łóżka.
--Zrobiłeś to przeze mnie. --Wskazałem na jego rękę.
--Może i tak, ale to ja jestem zbyt impulsywny. Nie powinienem tego robić. --Zamknął oczy i oparł głowę o poduszkę.
--Nie chciałem się zabić.
--Tyler, nie zostawiaj mnie. Przez te dwa tygodnie naprawdę cię polubiłem i... --Głos mi się załamał. --Nie chce cię stracić. --Spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
--Naprawdę? --Spojrzał mi w oczy, a ja mu przytaknąłem czując narastającą gulę w gardle. --Przepraszam. --Dodał szeptem odwracając wzrok.
--To ja przepraszam.
--Josh ja widziałem cię.
--Co?
--Widziałem jak mnie ratujesz.
--Jesteś mi winny bluzkę. --Zaśmiałem się i po chwili brunet zrobił to samo.
--Spoko. Za kilka dni mnie wypuszczą, to kupie ci taką zajebistą bluzkę z green day.
--Naprawdę!? --Wytrzeszczyłem oczy.
--Przecież kochasz ten zespół.
--Pamiętasz? --Nie mogłem uwierzyć. Zapamiętał tę nie istotną wiadomość, którą przekazałem mu przypadkowo jak zobaczył moją playlistę na YouTube.
--No pewnie. --Wymusił uśmiech. --Słuchaj, chciałbym odpocząć.
--Pewnie, już idę. --Wstałem i wyszedłem.
***
Następny dzień był trudny. Ledwo wstałem z łóżka, a w szkole odrazu oberwało mi się od Debby.
--On nawet nie umie się zabić. --Powiedziała gdy siedzieliśmy przy stoliku. Właśnie trwał lunch, a ja rozmyślałem tylko o tym aby iść do Tylera.
--Josh? --Szturchnął mnie Bren.
--Huh? --Spojrzałem na niego.
--Wbijasz dzisiaj na imprezę?
--Um, nie wiem Bebo. Muszę iść jeszcze do...
--Do tej pizdy? --Ryknęła śmiechem Jenna.
--Tyler to nie pizda. Jest moim kolegą i jest o wiele lepszy od was. Jest miły, dobry i mnie nie poniża tak jak wy! W jego towarzystwie czuje się jak bym coś dla kogoś znaczył, a nie tak jak tutaj. --Wysyczałem wstając od stolika.
--Pożałujesz tego! --Krzyknęła Debby, a ja usiadłem tam gdzie zawsze siedział Tyler. Rozmyślałem nad tym co kupić chłopakowi. Może jakaś czekolada? Tak, to powinno mu się spodobać.
Ale dlaczego ja tak się tym przejmuje? Dlaczego tyle o tym myślę? Czy ja... Nie, to tylko poczucie winy, prawda? Nie jestem gejem!
Ze zdenerwowania wbiłem plastikowy widelec w ziemniaki. Puściłem go i nabrałem głęboko powietrza aby się uspokoić.
***
Wchodząc do sklepu zobaczyłem na półce śliczną czapkę w kolorze bardzo intensywnej czerwieni. Bardzo by pasowała do Tylera. Wziąłem jedną i po drodze do kasy złapałem jakąś czekoladę. Zapłaciłem za wszystko i biegiem udałem się w stronę szpitala.
Stojąc przed salą bruneta zatrzymałem się, aby unormować swój oddech i jak byłem pewien, że jest okej to wszedłem do sali.
--Czeeeść. --Przeciągnąłem słowo.
--Hej.
--Masz czekoladę i... Czapkę. --Moja twarz zmieniła kolor na podobny do czapki, bo zrozumiałem jak bardzo to jest głupi prezent.
--Jaka ładna. Przypomina twoje włosy! --Podciągnął się na łokciach i się uśmiechnął. --Dziękuje. --Wypowiedział prawie szeptem.
🌹
***
CZAPKA TO IDEALNY PREZENT XD
Rip ziemniaki [*]
Stay Alive |-/
20.04.2019
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro